22
Kamerzysta
Od jakiegoś czasu unikałem Marka, on mnie również. Filmy nagrywa z kimś innym, nie wiem kto to, ale potwornie boli mnie ten fakt, że zastąpił sobie mnie w takim momencie.
Sam na kanał nic nie wrzucam, nie udzielam się nigdzie, udaję, jakby mnie tu nigdy nie było.
Dniami siedzę w swojej szopie, czas spędzam na piciu i myśleniu. Po alkohol wysyłam swoich znajomych meneli. Czuję w sobie dużą pustkę.
Nie jestem pewien, czym ona jest spowodowana. Może, tęsknie za Markiem? Człowiekiem który nieźle potrafi pojechać po kimś, ale człowiekiem, uczuciowym?
Sam już nie wiem. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk pukania w drzwi, które tak na prawdę były tylko oparte o wejście.
— Łukasz! Jesteś tam? — Usłyszałem głos Igora. Niedawno napisałem do niego by kupił mi wódkę. Nie odzywałem się, nie miałem ochoty na niczyj kontakt. Nagle drzwi pod wpływem mocniejszego pukania.. odpadły z głośnym hukiem.
— Ty chuju... — Wymamrotałem pod nosem. Do szopy wszedł bez żadnego pytania, w ręku miał mój upragniony napój.
— Odzywaj się ziom jak cię wołam. Zacząłem się już martwić. — Powiedział z wyrzutem podchodząc do mnie. — Boże... człowieku. Co z tobą? — To pytanie było tak głupie aż wywróciłem oczami. Doskonale zdawał sobie sprawę co ze mną jest, jako jedyny dowiedział się ode mnie o tej sytuacji z Kruszwilem.
Postawił wódkę na stole, która zabrzęczała stykając się z innymi pustymi już po alkoholu butelkami.
— Bierz hajs i wypierdalaj. — Rzuciłem w jego stronę pięćdziesiąt złoty, wiedząc, że sam napój tyle nie kosztował, ale chciałem by już stąd poszedł. Mężczyzna chwycił pieniądze dmuchając w nie i szybko chowając do kieszeni znoszonej kurtki.
— Słuchaj, tak nie może być. — Powiedział z oburzeniem. — Sam nie jestem jakimś czyściochem, ale warunki w których mieszkasz, ziom, ogarnij jaja.
— Nie podoba ci się tu to wypierdalaj. — Coraz bardziej mnie wkurzał, potrzebowałem czasu.
— Łukasz. Siedzisz w tej melinie już miesiąc. — Powiedział wyrzucając rękami w powietrze.
— To ja tu siedzę, a nie ty. — Burknąłem oburzony. Igor podszedł do zniszczonego krzesełka obok stołu. Zwalił z niego puszki po piwie i usiadł.
— Ja wiem, że jest ci ciężko...
— Nie zaczynaj tylko. — Przerwałem mu własnym warknięciem. Oho, Igor psychoterapeuta się znalazł.
— Nie przerywaj mi jak gadam. Lubie cię i chce ci pomóc. — Pochylił się na krzesełku w moją stronę. Jego słowa mną poruszyły, ale nie. Nie potrzebuje pomocy. — Łukasz, musimy coś z tym zrobić.
— Nie... — Powiedziałem zirytowany. — Idź już stąd i nie wracaj.
— Łukasz... — Nic sobie z tego nie robił i nadal siedział w najlepsze.
— Kurwa Igor patrz! — Wskazałem w stronę drzwi, których tam nie ma. — Tam jest wyjście i czeka na ciebie! — Wkurzony zacząłem krzyczeć.
Chłopak patrzył się na mnie ze zdziwieniem. Wstał i wyszedł bez słowa. Odczekałem trochę, by poturlać się do stołu. Złapałem z trudem napój bogów, wróciłem na moją posadzkę i zacząłem pić.
Miałem już wszystkiego dość.
⭐️
/// pamiętajcie, że alkoholizm to zło!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top