Rozdział 1: "Nieodwracalna przemiana"
Witam wielkich wielbicieli serialu "Inwazji Kórlików", ta opowieść jest czerpana z inspiracji do samego serialu, jak i z filmu który jest w fazie realizacji, jeśli słyszeliście o "Inwazji Kórlików: Misja na Marsie", to nie przesłyszeliście się, niestety nie jest wiadomo kiedy sam film trafi na Polską antenę i do internetu, a póki co serdecznie zapraszam was do przeczytania tej oto opowieści, miłej lektury życzę ;)
-------------------------------------------------------
Każdy kto spotkał lub widział Kórliki, od razu zakładał że to głupie stworzenia siejące zamęt i chaos, ale ja, spostrzegałam te wiecznie śmiejące się zające inaczej niż inni, nie raz nie dwa widziałam jak te białe, humanoidalne zwierzęta zbierały złom na naszej ulicy i coś z nich robiły... No właśnie, nie zdążyłam się jeszcze wam przedstawić, nazywam się Naomi White i mam 20 lat, mieszkam z ojcem w spokojnej dzielnicy nieopodal miasta, ale mojego starszego nigdy nie ma w domu, odkąd moja mama zginęła w wypadku samochodowym, wpadł w wir pracy i kompletnie o mnie zapomniał, miałam 8 lat gdy doszło do tej tragedii, od tamtego czasu mój kontakt z ojcem ogromnie się zmienił, widywałam go w domu wyłącznie późnym wieczorem, kiedy ja już kładłam się spać, a rano to znajdowałam notki z wiadomością że już jest w pracy, powiem krótko, nie miałam bym łatwego dzieciństwa, gdyby nie sąsiedzka pomoc. Miałam miłą opiekunkę z sąsiedztwa, Zoey Perkins, była ona wnuczką naszej sąsiadki Pani Grace, one dobrze wiedziały o tragedii jaka dotknęła mnie i mojego ojca więc, gdy mój starszy był już w pracy, to Zoey od razu do mnie przychodziła, powiem wam że gdyby nie jej pomoc i jej babci oraz ich nauki to już dawno temu wylądowałabym w sierocińcu. A właśnie, zapytacie pewnie czym zajmuje się mój starszy? Otóż jest naukowcem i lekarzem, zajmuje się badaniami nad ludzką psychiką, sama nie wiem jak dokładnie mogłabym określić jego zawód, nie raz nie dwa próbowałam go wypytywać czym się zajmuje, jak pracuje, ale za każdym razem padały te same słowa: "Córciu, jestem zbyt zmęczony, później pogadamy", "Nie mam czasu, śpieszę się do pracy", no i tak niestety, zostało do dziś. Ale to co mi się przydarzyło, już na zawsze odwróciło mój świat do góry nogami w raz z tymi królikami na czele, lecz po kolei. Dzień o którym mówię, z początku był dość spokojny i cichy, było gdzieś ok. 9:00 rano. Siedziałam na ganku przy schodach i popijałam herbatę, ciesząc się ciszą i spokojem, gdy nagle na naszej ulicy coś dosłownie rozbiło się z wielkim hukiem, gdy tylko dym się rozrzedził, zobaczyłam 3 kórliki z kolejnym "nie wypałem", tym razem była to stara, biała pralka obwiązana na około do połowy pełnymi gaśnicami.
- "No nie, najpierw był latający, stary samochodzik z lunaparku, potem stary, górniczy wózek, a teraz wykombinowały pralkę?! Rany, skąd u nich taka obsesja na punkcie latania?" - mocno mnie to zastanowiło, gdy niespodziewanie z pralki wyszła cała trójka, trochę się chwiali po tym nagłym zderzeniu z twardą ziemią, ale jak widać fizycznie nic im nie dolegało, byli tylko mocno wybrudzeni sadzą, dwoje z nich, śmiało się z tego wypadku, ale ten 3 w brązowej czapce pilota, był wręcz wkurzony, podszedł do swoich kompanów i zaczął na nich bełkocząco krzyczeć.
- Wow, mocno się wkurzył - powiedziałam do siebie i popijając swoją herbatę dalej ich obserwowałam, widziałam jak ten kórlik pilot kazał swoim kumplom znów odpalić ich rzekomy pojazd, pokazując na niebo. Sama z ciekawości spojrzałam w górę i zobaczyłam że na błękitnym niebie, było widać księżyc w pełni, znów spojrzałam na pracujące zwierzaki i z powrotem na księżyc, zamknęłam oczy i zaczęłam wszystko analizować.
- "Kórliki z obsesją na punkcie latania, dziwne pojazdy i nie udane próby lotu... ale co do tego miał wspólnego nasz ziemski księżyc?" - zastanowiłam się nad tym dość głęboko i nagle mnie olśniło.
- "No jasne, kórliki najwyraźniej chcą osiągnąć to, czego już dokonano, chcą polecieć na księżyc, ale to, co one budują nie ma szans by poleciało w kosmos, choć z drugiej strony to ja podziwiam ich determinację i pomysłowość, a niektórzy mają je za głupie stworzenia" - pomyślałam obserwując jak ta 3 kończy już swoją pracę i odpalają swój rzekomy pojazd, widziałam jak pralka z gaśnicami ruszyła nagle i dosłownie wyleciała w górę wraz ze swoimi pasażerami na pokładzie, a ja tylko pokręciłam przecząco głową.
- Może i mają dryg do budowania różnych maszyn, ale jeszcze upłynie mnóstwo wody, nim odkryją jak polecieć na księżyc - powiedziałam do siebie upijając ostatni łyk herbaty i z opróżnioną filiżanką, wstałam z ganku i weszłam do domu. Przeszłam przez przedpokój i weszłam do kuchni.
- Czasem to ja zazdroszczę tym kórlikom, większość z nich jest albo w dużych grupach, albo w mniejszych i nigdy się nie nudzą, zawsze coś wymyślą, eh... gdyby nie doskwierała mi samotność to i ja też miałabym wesoło w życiu - powiedziałam sama do siebie kończąc myć kubek i odstawiłam go na suszarkę, chciałam iść do salonu obejrzeć coś w telewizji gdy zobaczyłam że na blacie, leży 2 śniadanie mojego ojca.
- No pięknie, to już 6 raz w tym miesiącu... rany, mój starszy o pracy nigdy nie zapomina, ale o mnie czy o 2 śniadaniu... to sklerozę ma tak wielką, jak ten księżyc na który próbują polecieć te kórliki - powiedziałam w złości zasłaniając sobie oczy otwartą dłonią, ale szybko się uspokoiłam i biorąc torebkę z kanapkami, wyszłam z domu i wsiadając na swój żółty rower, pojechałam do pracy mojego ojca. Jego praca była dość daleko ale sama jazda rowerem, zajmuje mi jakieś 2 godz. Tak, zgadza się, to nie pierwszy raz kiedy mój starszy zapomina o żarciu, zaczęłam mu robić kanapki do pracy kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, ale odkąd mamy zabrakło w naszym życiu, nie zdołałam wrócić na dalszą edukację, a wszystko przez brak czasu i brak zainteresowania od strony mojego starszego. To sprawiło że nauki w szkole mnie ominęły szerokim łukiem, ale raczej na brak edukacji nie narzekam, dlaczego? Ponieważ Zoey nie tylko się mną opiekowała ale też i zadbała oto, abym nie była nieukiem, niestety bywały też dni w których Zoey nie mogła do mnie przyjść z powodów osobistych więc, przyjeżdżała do mnie najlepsza przyjaciółka mamy, Maria Menton, tak jak mój straszy jest naukowcem i biegłą ekspertką w dziedzinie energii kwantowej, dzięki niej dużo się nauczyłam, obie razem spędzałyśmy czas czytając wiele różnych książek i rozwiązywałyśmy mnóstwo różnych zadań, a to z matmy, chemii, fizyki lub innego przedmiotu, dużo się też razem bawiłyśmy, można powiedzieć że uczyłam się tego, co będzie mi potrzebne w życiu i jak tę wiedzę wykorzystam. I muszę wam powiedzieć że nie mogę narzekać, stałej pracy co prawda nie posiadam, ale zarabiałam dorywczo, a to z psem wyjść na spacer, dzieckiem się zaopiekować, pomóc w ogrodzie czy też nawet kran naprawić. Tak, życie to jedna wielka szkoła i surviwal, a jak się przez to przejdzie, to już jest zależne od nas samych czy wyjdziemy z tego zwycięską ręką czy też raczej polegniemy, może i nie miałam zainteresowania od strony ojca, ale miałam tuż obok ludzi, którzy przejęli się mną i pomogli, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Przejeżdżałam przez miejskie uliczki i nie raz po drodze widziałam jak kórliki przechodziły między nogami innych ludzi aby znaleźć się zupełnie gdzieś indziej, czasem zastanawiałam się gdzie takie stworzenia mieszkają i gdzie śpią, może były jak te bezdomne koty, które spały gdzie mogły? Gdy wyjechałam już z miasta, przejeżdżałam właśnie przez wiejską drogę i znów niespodziewanie minęły mnie kórliki, jadące na starym, sklepowym wózku, ze zdziwienia aż stanęłam na chwilę.
- "A one to skąd wytrzasnęły ten wózek sklepowy?! Ze sklepu ukradły czy też na złomie znalazły?! Mega dziwne, no nic... jadę dalej" - powiedziałam sobie w myślach i ruszyłam w dalszą trasę, nie minęła jeszcze godzina a już znalazłam się na miejscu, budynek w którym pracował mój ojciec do złudzenia przypominał stary, opuszczony hangar lotniczy, ale tak naprawdę to była nie duża placówka badawcza ukryta właśnie pod takim, niby opuszczonym hangarem.
- No i jestem, oddam tylko kanapki tacie i wracam - powiedziałam do siebie i zsiadając z roweru, zaparkowałam go i wzięłam torbę z zawartością z koszyka, obeszłam budynek i wchodząc do środka, zobaczyłam że recepcja jest pusta.
- "Ech, pewnie znowu coś wypadło recepcjoniście, no nic, na szczęście znam trasę do gabinetu taty, nie pierwszy raz wchodzę na gapę" - pomyślałam sobie i przechodząc przez recepcję, zaczęłam iść wzdłuż korytarza, skręciłam w lewo potem w prawo i znalazłam gabinet z napisem "Dr. White", gabinet był otwarty więc weszłam do środka, gabinet mojego starszego nie różnił się niczym szczególnym, trochę przypominał mi gabinet tych lekarzy od psychoterapii, gdzie mówisz o sobie i swoich problemach, a lekarz cię pilnie słucha, robi notatki i stara się postawić trafną diagnozę, nie chcąc trafić na obchód, położyłam torebkę z kanapkami na biurku taty, już miałam wychodzić gdy zobaczyłam na biurku jakąś teczkę z napisem "Projekt: Kórlikmania".
- "Co to jest? To mi nie wygląda na pracę mojego ojca" - pomyślałam i otwierając teczkę, zobaczyłam tam mnóstwo raportów ze zdjęciami, notatek, schematów i wyliczeń matematycznych, wszystko miało związek z Kórlikmi.
- "To ciekawe i dziwne zarazem, dlaczego i po co ktoś miałby genetycznie modyfikować kórliki, chyba że... " - zaczęłam dogłębniej wczytywać się w notatki oraz raporty i przerażenie przeszło mi wzdłuż kręgosłupa, ponieważ wyczytałam z tych notatek, że naukowcy chcą odtworzyć inteligentną kórliczą rasę, bazując na pierwszych raportach o odnalezionym w Arktyce, Jurajskim Kórliku zamrożonym w lodzie, według jednego z raportów szacowano iż ten okaz był zamrożony miliony lat temu, ale niebyło napisane dokładnie w jakiej i której epoce, wśród notatek było również zdjęcie owego kórlika, ale niestety zdjęcie było nie ostre, widziałam jedynie wielką sześcienną bryłę lodu i wewnątrz niej niewyraźną sylwetkę owego zwierzaka, a natomiast w ostatnim raporcie napisali że znaleziony przez nich kórlik nagle... zniknął?!
- "Zaraz, dobrze czytam? Nazwany przez naukowców kórlik: 'Lapinibernatus' nagle zniknął i więcej go nie widziano?!" - pomyślałam zastanawiająco, nie zdołałam się jednak doczytać się więcej, ponieważ nagle usłyszałam czyjeś kroki, czym prędzej zamknęłam teczkę i ułożyłam wszystko tak, aby wyglądało na nienaruszone i schowałam się za drzwiami. Do gabinetu weszła jakaś pani naukowiec w białym kitlu, od razu ją rozpoznałam to była...
- "Ciotka Maria? Ale co ona i mój ojciec mają wspólnego z tym dziwnym projektem?" - pomyślałam sobie obserwując jak dobra przyjaciółka mojej mamy z czasów dzieciństwa, podchodzi do biurka mojego taty i chciała zabrać teczkę z notatkami, ale widząc że zagląda do niej, czym prędzej wyszłam z kryjówki i szybkim krokiem wyszłam na korytarz, nie wiem czy ta kobieta mnie usłyszała ale nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy, a potem rozległ się alarm, nie chcąc być złapaną szybko weszłam do jakiegoś pomieszczenia. Czym prędzej zamknęłam drzwi i słyszałam jak naukowcy szukają intruza, słysząc że odchodzą z pod drzwi mogłam odetchnąć z ulgą.
- "O matko, mało brakowało" - pomyślałam i gdy spojrzałam przed siebie, zobaczyłam że jestem w nie dużym laboratorium, po lewej było mnóstwo włączonych komputerów gdzie analizowały różne dane a z prawej było coś w rodzaju kapsuł ze szkła w kształcie tub, zauważyłam że były one różnej wielkości, od małego do dużego, ale ta mniejsza mnie mocno zaintrygowała, gdy podeszłam bliżej i przetarłam szybę, zobaczyłam w niej...
- "Słodka mateczko ziemio, to kórlik! Co oni mu zrobili?!" - pomyślałam w przerażeniu, przyglądając się uśpionemu zwierzakowi, zauważyłam że ma na głowie typowo długie do połowy kobiece włosy, ale w tej podświetlonej wodzie nie widziałam dokładnie jakiego są koloru, a na pyszczku miała małą maskę tlenową, natomiast pod szklanym cylindrem znajdowały się jego dane, zaciekawiły mnie 2 rubryki. Na jednej pisało o płci zwierzaka: (Samiczka), co było znów dla mnie dziwne, bo kórliki które widywałam nie miały określonej płci, byłam pewna że wszystkie kórliki to samczyki, ale 2 rubryka nie wyglądała za ciekawie.
- Hm, to dziwne... mózg tej kórliczki wykazuje tylko częściową aktywność, zupełnie jakby niemiała żadnej podświadomości - mówiłam cicho ale nagle usłyszałam że ktoś klaszcze, spojrzałam w zaciemnione miejsce i zobaczyłam że ktoś idzie w moim kierunku.
- Gratuluję prawidłowej dedukcji, córciu - powiedział dobrze znany mi męski głos i ten ktoś to był mój...
- Tato?! Ale jak ty tu... skąd ty tu... w coś ty się wpakował i co zrobiłeś, a raczej... co zrobiłeś tej kórliczce?! Zaczynasz się bawić w jakiegoś boga sadystę, co ci strzeliło do tego swojego, profesorskiego łba?! - zaczęłam mówić do niego z pretensją w głosie, ale zobaczyłam że jest raczej czymś zmartwiony.
- Uspokój się, wszystko ci wytłumaczę, ja sam najpierw muszę cię serdecznie przeprosić za to że cię tak długo zaniedbywałem, ta kórliczka jak zauważyłaś, została stworzona z kórliczego prehistorycznego DNA, jak ją zobaczyłem to tak, jakbym widział ciebie kiedy byłaś mała, lecz niestety uznali że ten zwierzak jest raczej nie udanym eksperymentem, ponieważ w tracie procesu tworzenia jej, coś poszło nie tak i pomimo iż jest w pełni rozwiniętym stworzeniem i fizycznie jest stabilna, to ona jest niczym innym jak... pustą skorupą bez jakiejkolwiek świadomości - wyjaśnił mi w jak najprostszych słowach, podchodząc do mnie i uśpionej kórliczki.
- Czy nie ma jakiegoś sposobu aby jakoś ją uratować i pobudzić jej mózg aby zaczął funkcjonować? Przecież im dłużej jest w uśpieniu tym gorzej dla niej - powiedziałam z pretensją i żalem, patrząc na to uśpione biedactwo.
- Ja i mój kolega po fachu szukamy sposobu aby uratować tę kórliczkę, gdy dowiedziałem się że chcą zamknąć ten nieudany projekt i ją zutylizować, późną nocą natychmiast wykradłem ją z głównej centrali i zabrałem tutaj, to niewielkie laboratorium podlega pod moje wytyczne więc, nikt inny nie ma prawa tu wejść bez mojej osoby lub mojej osobistej zgody, do póki ona tu przebywa jest ona bezpieczna, lecz nie wiem jak długo jeszcze będę ją trzymał w tajemnicy, wszyscy inni myślą że się jej pozbyli, niewiedzą że to stworzenie jest tutaj, taki naukowiec i psychoanalityk jak ja, dobrze wie że to tylko kwestia czasu jak się dowiedzą że ukrywam u siebie nie udany eksperyment - powiedział mój ojciec, patrząc z żalem na to uśpione i nieświadome stworzenie, sama nie przepuszczałam że mój ojciec ma w sobie tyle empatii, może i o mnie zapominał, ale widziałam że chce walczyć o czyjeś życie, a tym życiem była uśpiona kórliczka, ale nagle coś mnie tknęło.
- Zaraz, zaraz... tato mówiłeś że tak kórliczka jest stworzona z prehistorycznego genu, czy to ma związek z tym Jurajskim Kórlikiem z Arktyki? Jak zdobyłeś jego kod genetyczny i co konkretnie chcieliście osiągnąć tworząc ją? - zapytałam z małym podejrzeniem, ale mój starszy leciutko się uśmiechnął.
- Szczerze, wszystkie dobrze znane nam kórliki które badaliśmy do tej pory, nie miały konkretnie określonej płci więc, założyliśmy iż wszystkie kórliki to samce, ale zauważyłem że kiedy któryś z nich wkłada na głowę kobiecą perukę to momentalnie zaczyna zachowywać się jak dziewczyna, więc postanowiliśmy stworzyć pełny, kobiecy odpowiednik, chcieliśmy wyhodować kórlika z prawdziwymi kobiecymi włosami, typowo kobiecą mentalnością i charakterem, dlatego też postanowiliśmy lekko zmodyfikować kórliczy gen i dodaliśmy nie wielkie ilości ludzkiego chromosomu X i jak widać, prawie się nam udało, ale właśnie nie wiemy co jest przyczyną tego braku aktywności tej części mózgu który odpowiada za samoświadomość, a sam gen udało nam się pobrać ze zgubionego, pojedynczego brązowego włosa z Jurajskiego Kórlika - wytłumaczył mi ojciec, aktualizując kolejne dane na temat tego uśpionego biedactwa, ale coś mitu nie pasowało, ponieważ z tego co wyczytałam z ostatniego raportu to ten zamrożony kórlik zniknął więc, jakim cudem zdołali znaleźć tak mały fragment jego futerka i od kiedy to kórliki były brązowe, o ile dobrze pamiętałam to wszystkie były śnieżno białe, ewidentnie czułam że coś jest mocno nie w porządku.
- "Coś mi tu nie gra, ewidentnie wyczuwam tu kłamstwa, nagłe zniknięcie odkrycia stulecia, niby znaleziony brązowy włos i ta tajna placówka z eksperymentami, moim zdaniem te doświadczenia mają zupełnie inne cele, ale mam za mało informacji na tę obecną sytuację" - pomyślałam dogłębnie analizując tę całą sytuację, lecz patrząc na tę uśpioną kórliczkę zaczęłam się zastanawiać, jak kórlik o oryginalnym kobiecym wyglądzie, mógłby sobie poradzić w obecnych czasach, gdyby był w pełni sprawny i świadomy, jedyna taka dziewczyna pośród innych... nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, nagle rozległ się alarm a do labo mojego ojca wszedł jakiś mężczyzna o rudych włosach, wąsach i okularach na nosie, był to przyjaciel mojego ojca Jan i był czymś mocno poruszony oraz przerażony.
- Teodorze! Jakiś haker włamał się do głównego komputera i przeciąża wszystkie systemy, musimy się wszyscy ewakuować nim wszystko wybuchnie! - wykrzyczał mężczyzna i wybiegł z laboratorium, a ojciec słysząc to czym prędzej zaczął zbierać potrzebne dyski, płyty, pendrive'y z danymi oraz ważniejsze teczki z dokumentami.
- Naomi, czym prędzej musimy stąd uciekać! - wykrzyczał chcąc jakoś zagłuszyć ten hałaśliwy dźwięk alarmu i biegł w stronę drzwi.
- A co z tą kórliczką! Nie zostawię tak tego! - wykrzyczałam na całe gardło ale ojciec zniknął już za drzwiami, nie chciałam aby to stworzenie zginęło więc, podbiegłam do cylindra z kórliczką lecz w tym samym momencie wszystkie komputery doznały krótkiego spięcia i gdy tylko dotknęłam szklanego pojemnika, zostałam porażona silnym ładunkiem elektrycznym, ból jaki czułam z tego ładunku był nie do opisania, czułam jak moja świadomość zanika i ulatnia się a ciało bezwładnie upada, potem nie czułam już nic... Miałam wrażenie że umarłam, ale nie wiedzieć czemu nagle zaczęłam słyszeć bicie swojego serca i jakby bulgotanie, a inne dźwięki które mnie otaczały były tak mocno stłumione że nie mogłam rozpoznać nic znajomego, nagle poczułam jak coś silnego mnie wyrzuca, czułam jak się unoszę a potem upadam i się staczam, usłyszałam jakieś pęknięcie i czułam jakbym się z czegoś wynurzała, a dźwięki które były tak mocno stłumione, nagle stały się wyraźniejsze, czułam też ogromny ból w klatce piersiowej, lecz gdy wzięłam parę głębszych wdechów, ból osłabł i zanikł. Nie wiedziałam jak długo byłam nieprzytomna, gdy się obudziłam moje oczy zaczęły mnie piec i szczypać od porannego słońca, gdy je otworzyłam to pierwsze co ujrzałam to otaczające mnie rozbite szkło.
- "Co jest?!" - pomyślałam pytająco i pomimo obolałego ciała, chwiejnym krokiem wyszłam z czegoś szklanego i będąc już na nogach, rozejrzałam się dookoła, byłam w jakimś lesie a pod urwiskiem za mną leżał rozbity, szklany cylinder. Ale zauważyłam że było coś nie w porządku.
- "Zaraz, coś tu jest nie tak" - pomyślałam i gdy podeszłam do rozbitego pojemnika, zobaczyłam swoje odbicie w rozbitym szkle i ogarnął mnie szok, ze strachu krzyknęłam tak głośno że aż spłoszyłam kilka ptaków z otaczających mnie drzew.
- O na gwiazdy, jestem... JESTEM KÓRLIKIEM!!!! - wykrzyczałam na całe gardło, byłam tą nie udaną kórliczką z labo mojego ojca, byłam biała jak śnieg z jasno-bursztynowymi, długimi włosami sięgających prawie do mojego "siedzenia", a oczy też były inne, nie były one niebieskie jak u kórlików które widywałam, były one turkusowe. W pierwszej chwili myślałam że to jakiś zły sen, ale nagle ostatnie wspomnienia uderzyły we mnie jak pocisk i wszystko ułożyło mi się w jedną całość.
- Już wiem... pamiętam, ładunek elektryczny... gdy dotknęłam pojemnika z kórliczką, poraził mnie prąd, najwyraźniej jakimś cudem cały mój umysł przeniósł się do tego ciała - powiedziałam do siebie analizując obecną sytuację i nagle przypomniałam sobie o...
- O nie... Eksplozja! Najwyraźniej cała placówka musiała wylecieć w powietrze i spłonąć razem z moim ludzkim ciałem a mnie wyrzuciło w las, dlatego tu jestem, a to znaczy tylko jedno... utknęłam w tym ciele... już na dobre - powiedziałam smutnym tonem przyjmując tę acz bolesną prawdę o tym, że na zawsze stałam się kórlikiem, ale sama ta... przemiana, była zaledwie czubkiem tej lodowej góry, przygody jakie zaczęłam przeżywać w tym nowym wcieleniu, sprawiło że inaczej zaczęłam spostrzegać oba światy w jakim żyli i ludzie, i kórliki.
C.D.N.
--------------------------------------------------------------
Gdyby wpadły wam oczy jakieś będy to z góry przepraszam, ale pracuję na sprzęcie z odzysku i nie zawsze klawiatura zemną współpracuje, a żeby było ciekawiej, daję poniżej arty głównej bohaterki w obu wersjach oraz opis ;)
Edit: Oto obiecany kolorowy portret Naomi gdy była człowiekiem, jeszcze przed przemianą w Kórlika, mam nadzieję że dzięki temu, lepiej będzie wam ją wyobrazić w dalszych rozdziałach ;)
(Zrobiłam 2 arty, ale ten Kórliczy art wyszedł mi najlepiej, bo pierwowzór nie za bardzo mi się udał)
Imię: Naomi White
Wiek: 20 lat
Gatunek: Człowiek - kiedyś / Kórlik - obecnie
Rodzina: Edwina White - matka - R.I.P., Teodor White - ojciec
Przyjaciele: Ludzie - Maria i Jina Menton - bliźniaczki i najlepsze przyjaciółki Edwiny z lat młodości, obecnie ciotki Naomi, Josh - naukowiec asystent Marii, Zoey Perkins - wnuczka zaprzyjaźnionej sąsiadki Pani Grace, Zack - kolega Zoey i jej przyszły chłopak ;) / Kórliki - Lapinibernatus (moja ksyw. "Lupin") (znany nam jako Kórlik Jurajski z serialu) - najlepszy przyjaciel Naomi (i jej przyszły obiekt westchnień), natomiast z innymi Kórlikami będzie nawiązywać lepsze znajomości ;)
Wrogowie: Obecnie ich nie posiada
Lubi: Taniec, śpiew, granie na instrumentach, rysowanie, akrobatykę, patrzeć na piękne gwieździste niebo, dobrą zabawę - niekiedy też ciszę i spokój, czytać przeróżne książki, gry typu symulator i przygodowe, dobre filmy telewizyjne, słodycze i słodkie napoje oraz przeróżne zwierzęta.
Nie Lubi: Hałasu, Chaosu, niszczenia czyjegoś mienia, wyśmiewania, poniżania, zamknięcia w ciasnych pomieszczeniach, niektórych owadów jak np. pająki.
Osobowość: Naomi na co dzień jest miłą i przyjazną dziewczyną o samarytańskiej naturze, uwielbia czytać przeróżne książki i niekiedy, marzy o tym aby mieć choćby jednego, dobrego przyjaciela. Jest niezwykle pomocna i zawsze dba o dobro innych, po mimo tego iż nie chodziła do szkoły to z pomocą dobrych ludzi jest biegła w technice, informatyce i mechanice, zna się także na roślinach i zwierzętach różnego gatunku, uwielbia też astronomię, historię starożytną jak Mity i Legendy oraz sztukę różnego rodzaju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top