Na wieczność
Jedynym oświetleniem w pomieszczeniu była stojąca na biurku świeczka. Nie było tam okien, toteż nie dziwota, że panował wszechogarniający półmrok. Na ścianach znajdowały się już po większości zardzewiałe haczyki, na których były powieszone różnego rodzaju marionetki : większe, mniejsze, dokończone, dopiero w połowie zrobione, wyglądające jak kobiety i mężczyźni. Było ich tak wiele, że nie dla wszystkich znalazło się tam miejsce, więc kilka innych leżało na ziemi, jednak nie zostały tam rzucone byle jak. W tym pomieszczeniu zawsze panował porządek . Oprócz lalek znajdowało się tam tylko biurko oraz stare krzesło, które wyglądało na strasznie niewygodne, co jednak nie przeszkadzało osobie, do której należała pracownia.
Młodo wyglądający mężczyzna, który zajmował wcześniej wspomniany mebel,odłożył narzędzia na bok i przyjrzał się uważnie swojej pracy - drewnianej dłoni, która jeszcze nie była dokończona. Rude włosy artysty były w nieładzie, wyglądał jakby dopiero co wstał z łóżka, chociaż było to niemożliwe, gdyż marionetkarz nigdy nie spał, w przeciwieństwie do zwykłych ludzi. Już dawno temu pozbył się wszystkich potrzeb, które uważał za zbędne i stał się częścią swojej sztuki, a przynajmniej w teorii, gdyż nadal posiadał jedną, jedyną część, która czyniła go człowiekiem - rdzeń, który służył mu jako serce.
Nagle zupełną ciszę w pomieszczeniu przerwało skrzypnięcie starych, drewnianych drzwi. Do środka wdarło się nieco więcej światła, ale nie trwało to długo, ponieważ chwilę później drzwi ponownie zostały zamknięte. Nieproszony gość zbliżył się do rudzielca i ku jego rozdrażnieniu zerknął mu przez ramię, aby przyjrzeć się części lalki, którą artysta nadal trzymał.
- Co robisz Sasori no danna, un? - nowo przybyły rzucił jakby od niechcenia.
Był to znacznie wyższy od siedzącego mężczyzny blondyn. Jego długie włosy były po części rozpuszczone, a reszta z nich była związana w wysokiego kucyka. Na jego czole znajdował się ochraniacz z przekreślonym symbolem Iwagakure, co symbolizowało zdradę jego wioski. Nic dziwnego, w końcu wszyscy członkowie Akatsuki byli zbiegłymi shinobi.
- Czy pozwoliłem ci tu wejść? - warknął rudzielec, odkładając drewnianą dłoń, a następnie posyłając chłopakowi zirytowane spojrzenie. - Czego chcesz, Deidara?
Jego towarzysz wzruszył ramionami, odsunął części lalek na bok, a następnie usiadł na biurku. Jego błękitne oczy błądziły po ciemnym pomieszczeniu ze znudzeniem, dając tym samym do zrozumienia, że nie przepada za tym miejscem. Dla niego było ono zbyt mroczne, pozbawione kolorów i energii.
- Nudzi mi się - przyznał. - Hidan i Kakuzu są na misji, Itachi oraz Kisame gdzieś zniknęli, a Zetsu gdzieś się włóczy jak zwykle...
- Więc jesteś tak zdesperowany, że zdecydowałeś się przyjść do mnie - stwierdził Sasori, a wiedząc, że nie będzie się mógł skupić na pracy, gdy blondyn tu był, odłożył wszystko na swoje miejsce.
- Nie wiem jak możesz tu przebywać - chłopak zmienił temat, nadal rozglądając się dookoła. - Chociaż... To miejsce jest tak samo nudne jak ty - zachichotał.
- Jeżeli masz zamiar krytykować moją pracownię i mnie samego , to lepiej wyjdź i znajdź sobie coś lepszego do roboty - powiedział stanowczo marionetkarz, patrząc na Deidare swoimi pozbawionymi życia, brązowymi tęczówkami.
- Dobra, dobra, już przestaje. Tak właściwie... - zeskoczył z biurka i wyszedł na środek pokoju. - Zastanawiałem się, czy nie mógłbyś nauczyć mnie tańczyć...
Młodszy chłopak był ewidentne speszony swoją prośbą, a na zwykle pozbawionej emocji twarzy Sasoriego przez chwilę pojawiło się zaskoczenie. Nigdy by się nie spodziewał, że blond artysta kiedykolwiek go o to poprosi. Akasuna był prawdopodobnie jedyną osobą w Akatsuki, która posiadała tą umiejętność. Podczas gdy pozostali członkowie spali w nocy, on brał jedno ze swoich dzieł i aż do rana wirował po swojej pracowni z drewnianą partnerką w ramionach. To był jego słodki sekret o którym Deidara dowiedział się zupełnie przez przypadek - pewnej nocy nie mógł zasnąć i chodził korytarzami siedziby bez większego celu. Wtedy to wpadł mu do głowy genialny pomysł i zdecydował się złożyć swojemu partnerowi niezapowiedzianą wizytę. Na widok rudzielca trzymającego marionetkę w różowej sukience z brązowymi włosami, piroman wybuchnął śmiechem. Sasori groził, że jeżeli ktokolwiek się o tym dowie, otruje go i uczyni częścią swojej kolekcji. Chłopak przy innych siedział cicho na ten temat, jednak nie powstrzymywało go to od żartów, gdy byli tylko we dwoje.
- Ty tak poważnie? - Akasuna stał w miejscu i patrzył na młodego artystę jakby ten postradał zmysły.
- Jestem śmiertelnie poważny, danna! - blondyn prychnął i skrzyżował ręce na piersi. - Jeżeli nie chcesz to trudno, zostawię cię samego z tymi twoimi zabawkami.
- Marionetkami - poprawił go, a po chwili pokręcił głową. - Zgoda, pomogę ci, jednak zrobimy to na moich warunkach. Nie chce słuchać twojego narzekania, więc jeżeli ci się nie spodoba, to wyjdziesz.
Chłopak pokiwał głową, jeszcze nie wiedząc na co się zgodził, a rudzielec zbliżył się do niego wolnym krokiem. Uniósł prawą dłoń, a z jego szczupłych, długich palców wystrzeliły struny chakry, które przyczepiły się do kończyn blondyna. Deidara wydał z siebie pisk, był wyraźnie zaskoczony takim obrotem spraw. Dopiero teraz do niego dotarło co Sasori miał na myśli mówiąc, że zrobią to na jego warunkach. Akasuna nie zwracając uwagi na reakcje maniaka wybuchów, lekko drgnął palcami, a chłopak zajął odpowiednią pozycję. Marionetkarz zmuszał go do ruszania się w taki sposób, jaki chciał, w tej chwili Deidara był jego żywą lalką, która nie mogła mu się sprzeciwić. Sasori zawsze uwielbiał mieć wszystko pod kontrolą, był mistrzem planowania oraz manipulacji. Niestety, jego partner był nieokiełznany i nieprzewidywalny. Nie ważne ile razy mężczyzna próbował, nie mógł go sobie podporządkować, toteż z wielką fascynacją i zadowoleniem przyglądał się jak blondyn posłusznie wykonuje wszystkie jego nieme polecenia.
Nagle jednak w słabym świetle zauważył coś błyszczącego na twarzy chłopaka. Rozkazał mu się zatrzymać i opuścił dłoń, a następnie do niego podszedł. Oczy blondyna były zaszklone, a policzki mokre od łez. Sasori delikatnie otarł je wierzchem dłoni, a następnie ujął twarz piromana.
- Czemu płaczesz? - zapytał wprost.
- Bo nie lubię tego... Nie chce być jedną z twoich kukiełek...- przyznał drżącym głosem.
- Baka - rudzielec przewrócił oczami. - Przecież miałeś mi mówić jeżeli ci się to nie spodoba. Poza tym ty nigdy nie będziesz moją marionetką. Nie potrafię cię okiełznać...
Artysta zabrał dłonie z twarzy piromana, jednak się nie odsunął. Zamiast tego jedną ręką go objął, drugą natomiast chwycił dłoń swojego partnera.
- Połóż dłoń na moim ramieniu - polecił mu.
Deidara z lekkim wahaniem wykonał polecenie Akasuny. Pierwsze kroki były niepewne, blondyn kilka razy nadepnął na nogę rudzielca, który tego jednak nie skomentował, ponieważ nawet tego nie poczuł. Wkrótce jednak się zsynchronizowali i zaczęli poruszać się szybciej, płynniej. Nie było żadnej muzyki, która mogła by im wyznaczyć rytm, ale mimo to sobie radzili, a na twarzy Deidary zawitał delikatny uśmiech. Sasori obrócił chłopaka, po czym przyciągnął go do siebie, sprawiając, że ten przylgnął plecami do jego klatki piersiowej.
- Chyba na dzisiaj wystarczy - stwierdził marionetkarz, gdy usłyszał sapanie młodszego artysty.
- Tak... Dziękuję, danna.
Piroman się jednak nie odsunął, a Sasori nadal trzymał go w swoich ramionach, w tej chwili bardzo żałując, że nie odczuwał ciepła ciała blondyna.
- Oi, Sasori no danna... - cichy głos Deidary przerwał ciszę. - Wiesz, zastanawia mnie... Czym tak naprawdę jest wieczność? Ciągle o niej mówisz, twierdzisz, że to prawdziwa sztuka, ale czy coś takiego naprawdę może istnieć?
- Cóż, dla mnie wieczność to coś, co nigdy nie zniknie. Moje dzieła nawet po moim odejściu będą służyć następnym pokoleniom. W ten sposób zostanę zapamiętany i będę żył przez wieczność w marionetkach, które stworzyłem - wyjaśnił, przeczesując przy tym palcami włosy maniaka wybuchów.
- Nawet po twoim odejściu? - chłopak zmarszczył brwi. - Ale mówiłeś, że jesteś częścią swojej sztuki... Nieśmiertelny. Dlaczego zatem miałbyś zginąć?
- Nie rozumiesz. Chociaż moje ciało pozostanie wiecznie młode, nadal część mnie jest ludzka. Ona kiedyś umrze... Jednak reszta mnie pozostanie. Twoje ciało natomiast rozłoży się i zgnije, zostaną po tobie tylko kości...
- Nie wydaje mi się - burknął Deidara, odwracając głowę w stronę rudzielca. - Po mnie nic nie zostanie. Jeżeli mam odejść, to z własnych rąk i przez wybuch. Wtedy będę mógł się stać częścią mojej sztuki, zupełnie jak ty swojej!
- Tsk, głupi jesteś - mruknął marionetkarz, patrząc w oczy blondyna, które dziwnie błyszczały w półmroku. - Tacy jak ty umierają młodo.
- A co jeżeli umrzesz przede mną? Co wtedy,danna?
- Wtedy...- zbliżył się do twarzy Deidary. - Będę na ciebie czekał po drugiej stronie, gdzie oboje będziemy razem przez nieskończoność. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz długo kazał mi czekać. Wiesz jak tego nienawidzę.
Blondyn zachichotał na to stwierdzenie i oparł się czołem o czoło Sasoriego.
- Czyli koniec końców i tak będziemy na siebie skazani. Jesteś pewny, że właśnie to nas czeka po śmierci?
- Nie - przyznał szczerze. - Jednak nie miałbym nic przeciwko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top