6

   Jak ja wylądowałam tu gdzie aktualnie jestem? Czemu po szkole zamiast iść się uczyć idę do jakiejś wydumanej akademii shiratorizawa i będę tam się rekompensować za to że na krzyczałam na mojego-... na mojego....? przyjaciela...? Chłopaka...? Eh... nienawidzę tego... czemu to robię... co mnie to obchodzi czy oni wylecą z tego obozu czy nie...

   Zatrzymałam się przed wejściem do sali gimnastycznej, nie miałam jak wcześniej powiedzieć Koshiemu czemu mnie nie będzie na ich treningu a czułam się zobligowana do powiedzenia mu tego.

  -Hej wszystkim!- powiedziałam przechodząc przez próg sali. Niektórzy mi odkrzyknęli inni  tylko odmachali. Skierowałam się w stronę siwowłosego.

  -Hej Suga- powiedziałam podchodząc bliżej.

   -Hej hej- odpowiedział pogodnie z szerokim uśmiechem.-Co tam słychać? Spodziewałem się ciebie nieco później-

   -Taaak...  ja właśnie w tej sprawie. Nie mogę być dzisiaj na treningu.-

   -Dlaczego?- zapytał marszcząc brwi.

   -Bo... Tak jakby... Trener Shiratorizawy kazał mi tam przyjść-

   -Słuch-!?- zaczął krzycząc ale zatkałam mu buzie zanim cała sala zdążyła to usłyszeć.

   -Ciii-

   -Słucham?-powiedział dosadnie ale tym razem szepcząc.

  -No tak wyszło- odpowiedziałam bezradnie, bo tak właśnie się czułam.

  -Czemu?-popatrzył się na mnie podejrzliwie- co zrobiłaś?- uniósł brwi.

   -Nic-

   -o mój boże...-wyszeptał i złapał mnie pod ramię- chyba nie posłuchałaś tanaki?- zapytał przerażony. Popatrzyłam się na niego wymownie.

   -Oczywiście że nie- zobaczyłam ulgę na jego twarzy- nooo... prawie- widziałam jak krew odpływa mu z twarzy. Szybko wyciągnął mnie na zewnątrz.

   -Co to znaczy!?-

   Opowiedziałam mu całą sytuacje a on tylko przytakiwał. Na sam koniec na jego policzkach pojawił się zadziorny uśmiech.

   -Tooo... Shoyo... jest twoim chło- zaczął ale zdążyłam mu przerwać w pół słowa.

-Nie dziś. Nie teraz. Mam ważniejszy problem na głowie.-

-Ale w sumie co?-

-Przepraszam, czy znamy się od wczoraj? Jak ja mam mówić jakieś mądre rzeczy przed wielką grupą obcych osób-

-Oj już nie przesadzaj...- siwowłosy machnął beztrosko ręką.

-Nie- nie przesadzaj?!- odpowiedziałam oburzona.- TO że z wami jestem w stanie tak funkcjonować nie znacz, że będę w stanie tak zrobić jako rekompensata przed grupą nieznajomych bo nakrzyczałam na tego rudego.-

Na samą myśl przeszły mnie ciary. Jednak w tym momencie nie miałam już za dużo do gadania bo znów stałam przed bramą Akademii i patrzyłam się w oczy orłowi siedzącego na jej szczycie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top