Rozdział 9

Chciałabym wszystkim bardzo serdecznie podziękować za przecudowne komentarze i gwiazdki 😄😊

Jesteście najlepsi!

Sprawiacie, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy i mocniej bije serduszko. 💓

Zapraszam  na kolejny rozdział

Potykając się o własne nogi omal nie spadł ze schodów. Był wściekły na siebie, na kobiety, które w sumie były nieświadome niczego, na całą tę sytuację a wręcz na cały świat.

Nie może przepuścić takiej okazji skoro Sasuke postanowił wykonać ruch. Musi go znaleźć, porozmawiać, wyjaśnić.... Dopadł do klasy gdzie powinien mieć zajęcia. Już dawno opanował cały jego rozkład sam nie bardzo wiedząc dlaczego. Nie przejmując się, że lekcja się już rozpoczęła wpadł z impetem rozglądając się nerwowo po zdziwionych twarzach uczniów.

- Kurwa mać!- zaklął nie widząc go.

- Panie Uzumaki! - Tsunade się uniosła. Nie mogła pozwolić na takie zachowanie, choć mocno ją to zaniepokoiło. Naruto należał do spokojnych osób, więc co mogło aż tak wyprowadzić go z równowagi.

Ten nic sobie z tego nie robiąc, machnął lekceważąco na nią ręką i wypadł z powrotem na korytarz trzaskając drzwiami tak mocno, że huk poniósł się po pustych korytarzach. Chwilę rozglądał się analizując sytuację, po czym ruszył pędem w stronę pokoju ochroniarzy. Wybiegając zza zakrętu zderzył się z kimś lądując z łoskotem ma tyłku.

- No rzesz kur... - Nie dokończył widząc przed sobą wyciągniętą dłoń Shikamaru.

- Gdzie ty znowu pędzisz? - Spytał pomagając mu wstać.

- Do ciebie. - wysyczał -Nie widziałeś Sasuke?

- Powinien być...

- Na zajęciach go nie ma - przerwał mu w pół słowa. - Muszę go znaleźć! Natychmiast!

Shikamaru spojrzał na niego uważnie. Zaczerwienione policzki, zaciśnięte pięści, zdecydowany wzrok. Coś musiało się stać, czyli przeczucia go nie myliły. Podniósł do ust krótkofalówkę.

- Ino, Choji zlokalizujcie mi Uchihe.

Błękitne oczy wbijały się w Narę. Czekając na odpowiedź spiął wszystkie mięśnie jakby szykując się do walki. Minuty wlokły się jak godziny. W poczuciu bezradności zaczął przestępować z nogi na nogę. No szybciej, szybciej kołatało mu się po głowie. W żyłach płynęła mu czysta adrenalina, wprawiając serce w szaleńczy rytm.

Naruto gnał jakby gonił go sam diabeł. Przeklinał swój nałóg czując, że za chwilę jego płuca popękają, co rusz potykał się i przepychał wśród przechodniów. Nie zawracał sobie głowy żadnymi przeprosinami zbyt wściekły na wszystko. Jak mógł do tego dopuścić? Jak mógł popełnić tak głupi błąd?

- Shika wygląda na to, że Uchiha opuścił placówkę - z krótkofalówki dobiegł nieco zniekształcony kobiecy głos.

- Jasna cholera - zawył - Gdzie on może być? - rzucił pytanie nie oczekując odpowiedzi.

- Cmentarz albo dom. To najbardziej prawdopodobne miejsca. - powiedział z wolna Nara.

Naruto wyrwany z zamyślenia chwilę przetwarzał usłyszaną informacje.

- Faktycznie - walnął się w czoło - Że też od razu nie pomyślałem. Ale, jakby jednak pojawił się w szkole... od razu zadzwoń do mnie - wcisnął mu w dłonie wizytówkę i tak jak stał w samej koszulce wybiegł z budynku.

Shikamaru spojrzał na kawałek papieru i aż otworzył oczy ze zdumienia.

dr UZUMAKI NARUTO
Psychiatra
Tel. 555-351-003

- O cholera! - wypuścił ze świstem powietrze.

Naruto, kiedy dopadł bram cmentarza był bliski zawału. Organizm nieprzyzwyczajony do tak dużego wysiłku fizycznego zaczął się buntować, a i stres tu nie pomagał. Płuca paliły żywym ogniem. Za każdym razem, kiedy chciał głębiej odetchnąć zanosił się kaszlem. W głowie dudniło, mięśnie bolały i drżały z wyczerpania, ale nie mógł się poddać. Nie teraz! Nie w takim momencie!

Szybko przemierzał alejki próbując jednocześnie zapanować nad zmęczonym ciałem. Deszcz, który z wolna zaczął omywać ziemię studził rozgrzane policzki. Roztrzęsiony, wściekły jak jeszcze nigdy nie zwracał uwagi na otaczający go świat kierując się wprost do rodzinnego grobu Uchiha. Kiedy brał ostatni zakręt po raz kolejny tego dnia wylądował na ziemi. Zmełł w ustach przekleństwo. Co się z nim dziś do cholery dzieje? Czy to dzień obijania jego tyłka?

- Ja przepra.... - usłyszał spanikowany głos - Naruto?

Ten nie mogąc podnieść się z mokrej alejki uniósł wzrok na rozmówcę. Zmrużył oczy szukając w pamięci skąd może znać tego gościa. Facet mógł być w jego wieku. Rozczochrane brązowe włosy, ciemne wąskie oczy. Ubrany był zwyczajnie. Ciepła kurtka, ciemne dżinsy i jakieś adidasy. Uśmiechał się przyjaźnie i najwidoczniej się znali. Tylko skąd?

- Naruto, to ja Kiba Inuzuka - zaczął pomagając mu wstać - chodziliśmy do jednej klasy w liceum. Nie pamiętasz? - kontynuował widząc zmieszanie blondyna.

- Kiba.... - powtórzył jakby to mogło rozjaśnić jego głowę. Przyglądał się uważnie młodemu szatynowi poszukując w zakamarkach umysłu jakiegoś z nim powiązania. Niestety, nadal miał w głowie pustkę.

- A imprezę, na której domalowano gościowi wąsy i brodę pamiętasz? - podpowiadał dalej chcąc pomóc dawnemu znajomemu.

- Coś kojarzę .... - zaczął z wolna - To byłeś ty?! Chyba ze dwa tygodnie się z ciebie.... - urwał na wspomnienie, jakim pośmiewiskiem stał się na ten czas. W sumie wówczas było mu go żal, jednak nic z tym nie zrobił. Było mu z tego powodu wstyd - Przepraszam, nie chciałem - dodał smutno.

- Nie, no coś ty! - zaśmiał się - To było wieki temu! Lepiej powiedz co ty tu robisz i to jeszcze tak ubrany? - Patrzył na dawnego kolegę karcącym wzrokiem. To już nie ta pora roku, aby biegać w samej koszulce z krótkim rękawem. - Słyszałem, że wyjechałeś?

- Taaa... niedawno wróciłem. Słuchaj.... chętnie bym z tobą pogadał, ale się strasznie śpieszę - uśmiechnął się przepraszająco wymijając go.

Do celu został mu kawałek. jednak już widział, że tam go nie ma. Podszedł do grobu. Chciał się przekonać czy tu był. Być może jest jeszcze gdzieś w pobliżu... Niestety, jego nadzieje były płonne. Stał chwilę wpatrując się w marmurową płytę.

- Znałeś ich? - Inuzuka podszedł do niego. Ciekawiło go jego zachowanie. W sumie niewiele się zmienił od czasów szkolnych. No może trochę zmężniał.

- Co? - spytał wyrwany z zadumy - Nie, ale znam Sasuke. Szukam go. Myślałem, że tu będzie.

- Nie, dziś go tu nie widziałem.

Naruto spojrzał na niego zdziwiony.

- Heh, pracuję tu - zaczął wyjaśniać - Więc często zdarza się, że....

- Rozumiem - przerwał mu - czyli musi być w domu - skwitował. - Słuchaj mam prośbę. Jakby się tu pojawił daj mi znać. To ogromnie ważne. - zaczął szukać wizytówki jednak w kieszeniach miał pustki.

- Podaj mi numer - Kiba wyciągnął swój telefon.

- Dzięki - uśmiechnął się, podyktował numer i pognał na dalsze poszukiwania.

W końcu zobaczył upragnioną czarną czuprynę. Byli nieopodal domu młodego Uchihy. Zmusił więc swoje ciało do ostatniego wysiłku.

- SASUKE CZEKAJ! - wydarł się przyspieszając jeszcze biegu. Zero reakcji. - SASUKE! - spróbował jeszcze raz. Rezultat był ten sam. - Cholera - syknął. Był już na granicy wytrzymałości jednak nowa porcja adrenaliny dała mu wystarczającego kopa. Dopadł go. Złapał za ramie i jednym ruchem obrócił w swoją stronę.

Sasuke lekko się zachwiał, wyjął słuchawki z uszu i patrzył na zziajanego, purpurowego na twarzy i ledwo trzymającego się na nogach mężczyznę. Ten oparł ręce na kolanach i spuścił głowę próbując jakoś unormować oddech. Kiedy chciał już coś powiedzieć usłyszał za sobą pisk opon a sekundę później poczuł silne uderzenie w tył głowy. Ostatnim co zarejestrował to upadające obok niego ciało Sasuke.

- Kurwa... - zdążył jeszcze pomyśleć nim jego umysł ogarnęła ciemność.

******************************

 Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top