Rozdział 31

Hejka Wszystkim!

Czy Was też te upały wykańczają? Bo ja ledwo żyję, normalnie mózg mi rozmięka. 

Na szczęście przynajmniej nocą robi się chłodniej. 

Oddaje w Wasze ręce kolejny rozdział z nadzieją, że nic nie pokręciłam i wszystko jest w miarę logiczne. Jeśli jest inaczej piszcie proszę.

Zatem miłej lekturki i jak zawsze czekam na Wasze opinie.

Naruto niedługo po wschodzie słońca starał się wyplątać z objęć śpiącego Sasuke. Sam nie zasnął nawet na moment analizując jeszcze raz wszystkie wiadomości. Byli naprawdę w poważnych tarapatach. Rozważał wszelkie za i przeciw, co powinni uczynić i wiedział już jedno. Wyjazd nie wchodził w grę. Nie tylko dlatego, że nie chciał później całe życie uciekać, ciągle w strachu zerkając przez ramię. A dlatego, że nie chciał narażać wszystkich swoich bliskich. Skoro mafia już wie kim jest, wcześniej czy później znajdą jego rodziców. Nie może ich zostawić w nieświadomości czyhającego na nich zagrożenia. Poza tym Teksas dawał im jeszcze jedno udogodnienie...

- Gdzie ty się wybierasz? - Sasuke łypnął na niego.

- Śpij, jeszcze wcześnie. Ja pójdę do zwierząt, bo coś przypuszczam, że pozostali nie za prędko wstaną. - przeczesał jego włosy i cmoknął w skroń. 

Nim zdążył się odsunąć, został na powrót obalony na poduszki.

- Bez ciebie jest niewygodnie - wymamrotał wtulając się w niego. 

Tak naprawdę  nie przespał nawet pięciu minut. Nie mógł, nie umiał przestać myśleć o Itachim. Jeśli to prawda, że te skurwysyny przyczyniły się do jego śmierci, nie daruje im. Znajdzie sposób aby się zemścić. 

- Sas, muszę iść do zwierząt - jęknął kiedy usta zaczęły muskać jego szyje.

Pomimo tej całej,  chorej sytuacji w jakiej się znaleźli, to jedno się nie zmieniało. Pragnęli siebie w każdej chwili, w każdym momencie i w każdym aspekcie. Nie mogąc się sobą nasycić.

- Sasuke, ja naprawdę muszę... Ałć - zmarszczył brew czując ugryzienie w ramię. 

- Za dużo gadasz doktorku - zjechał pocałunkami niżej. Ręce już błądziły pod materiałem pomarańczowej koszulki, schodząc do linii bokserek. 

Naruto jęknął przeciągle. Bardzo chciał się temu poddać, jednak... cholerne obowiązki wzywają. 

- Sasuke, bądź poważny - złapał go za rękę. 

Ciemne oczy spojrzały na niego z wyrzutem. 

- Nie patrz tak na mnie - odgarnął jego grzywkę - Jeszcze całe życie przed nami - cmoknął go w czoło i poczłapał do łazienki.

Sasuke wiedział, że w pewnym sensie ma rację, jednak nie mógł się powstrzymać, szczególnie że w bokserkach miał już cholernie ciasno. Uśmiechnął się sam do siebie i gdy usłyszał szum prysznica wemknął się do łazienki.

Była już wanna, łóżko i co nieco pod chmurką więc dlaczego nie spróbować czegoś pod prysznicem. Szybko zrzucił ciuchy i wślizgnął się do kabiny. Zaparowane drzwiczki skrywały za sobą sporą przestrzeń wyłożoną kafelkami w różnych odcieniach brązu, układających się w piękną mozaikę. Z jednej ze ścian wystawała niewielka, kamienna ławeczka, a przy samej baterii znajdowały się półki z poustawianymi żelami, szamponami i innymi przyborami do mycia. Sasuke już myślami obejmował przyjemnie ciepłe ciało, kiedy spostrzegł, że tu nikogo nie ma? Stał chwilę w oszołomieniu pozwalając aby woda obmywała jego nagie ciało. Uśmiechnął się szelmowsko kiedy ręce oplotły go w pasie, a twardy penis otarł się o pośladki. 

- Miałem nadzieję, że przyjdziesz - wymruczał muskając ustami jego kark.

- O nie, nie tym razem - przebiegło mu przez głowę. Odwrócił się w stronę kochanka całując go namiętnie. Jego ręce powędrowały wzdłuż kręgosłupa zatrzymując tuż pod linią bioder. 

- Co ty kombinujesz? - zaśmiał się kiedy jego palce wkradły się między pośladki.

- A dlaczego tylko mnie ma boleć tyłek? - odparł przygryzając jeden z sutków.

Naruto uśmiechnął się i wplótł  palce w ciemne włosy. W sumie żaden z nich nie walczył o dominację. Przynajmniej na razie. Chcieli się poznać. Sprawdzić się w każdej roli i może dopiero potem określić co komu bardziej pasuje. 

- Odwróć się - zmysłowy głos rozbrzmiał tuż przy jego uchu. 

Naruto musnął jeszcze jego wargi swoimi i wykonał polecenie, aby chwilę potem przenieść się w zupełnie inną rzeczywistość. 

- Cholera, nie mogłeś delikatniej - Sasuke patrzył na odcisk zębów na swojej dłoni.

- Nie trzeba było jej pchać tam gdzie nie powinieneś - syknął przerzucając kolejną porcję siana na przyczepkę.

- Pchać, to ja pchałem co innego - uśmiechnął się zadziornie patrząc na wypięty tyłek Uzumakiego  - Trzeba było się tak nie drzeć! Co ty chciałeś cały Teksas obudzić?

Naruto zaczerwienił się. Faktycznie poniosło go niemiłosiernie, ale co poradzić skoro było mu tak cholernie dobrze. Tak nieziemsko dobrze. Tak... Tak... Przebieg go dreszcz na samo wspomnienie. Zanim Sasuke skończył on zdołał dojść dwa razy. Mięśnie tak silnie mu drżały, że gdyby nie mocny uścisk kochana, jeszcze w trakcie, osunął by się a ziemie. A teraz! Zamiast dać odpocząć wykończonemu ciału musiał je wytężać do pracy, o bólu tyłka nie wspominając. 

Po skończonej pracy, z koszykiem świeżych jajek, przysiedli ostrożnie na snopku siania, obserwując galopujące konie. Te chwile beztroski i zapomnienia, pozwalały im zachować trzeźwość umysłu. Rozumieli ryzyko i teraz potrzebowali dobrego planu...

- Jak ja to powiem rodzicom? - wypalił nagle Naruto - Jak mogę im powiedzieć jak wielkie niebezpieczeństwo na nich czyha? Sasuke boję się. Boję się, że któremuś z was może się coś stać. 

Sasuke oparł głowę o jego ramię i splótł palce ich dłoni. 

- Przepraszam, Naruto przepraszam - wyszeptał chowając twarz w jego szyję

Naruto przygarnął go ramieniem, ucałował w czoło po czym oparł o niego policzek.

- Za co ty przepraszasz? Ja niczego nie żałuję. I gdym miał możliwość cofnięcia się w czasie, zrobiłbym dokładnie to samo.

---------------------------

- I jak, dowiedziałeś się czegoś? – zapytał ostro.

- Ta, sąsiadka była niezwykle miła i rozmowna – Suigetsu spojrzał w jego rybie oczy.

Kiedy Kisame do niego zadzwonił po raz pierwszy wspominając o blondynie zaciekawił się. A jak okazało się, że stał się ich celem nie mógł nie skorzystać z okazji do odrobiny zabawy. Tu nie chodziło o żadną zemstę, a zwyczajną zabawę. Nigdy nie lubił swojego kuzyna i uważał, że skoro nie potrafił ogarnąć swojej rodziny to sam był sobie wszystkiemu winien. Jednak zawsze lubił się zabawić a skoro okazja sama się nasuwała, aż grzech byłoby z niej nie skorzystać. I tak nie miał aktualnie nic do roboty. Szef też nie miał nic przeciwko, jak się wyraził „Nie obchodzi mnie jak, gdzie i kto tego dokona. Obaj mają nie żyć! I to jak najszybciej! I bez świadków."

Teraz wykorzystując posiadaną wiedzę, podając się za krewnego Shizune, wspominając jej tragiczny los, udało mu się od przemiłej pani Nakamura, której nic nie podejrzewająca Takeda dała klucze do domu aby dbała o kwiaty, dowiedzieć się prawie wszystkiego co było mu potrzebne. Blondyn rzeczywiście tu mieszkał i zniknął jakieś trzy tygodnie wcześniej, przed wyjazdem Shizuny.

- Czyli zaraz po nieudanej próbie Deia i Sasoriego – kalkulował w głowie uśmiechając się słodko, popijając herbatkę.

- A ma może pani numer do niej – zapytał już praktycznie wychodząc – Proszę mnie zrozumieć, przyjechałem z daleka i na krótko. Dawno się nie widzieliśmy i straciliśmy ze sobą kontakt a chciałbym chociaż chwilę z nią porozmawiać. Nie wiem kiedy znowu będę mógł przyjechać do Konohy.

Pani Nakamura chwilę się zastanowiła. Shizune zostawiła jej numer telefonu, tak na w razie czego, ale nie uprzedzała, że nie może go nikomu podawać. A to taki miły młody człowiek i w dodatku rodzina, dlatego mimo wahania spełniła jego prośbę  z myślą, że sama później do niej zadzwoni i opowie o całym zdarzeniu.

Niestety nigdy już nie miała możliwości z nikim więcej porozmawiać. Jej szare oczy wpatrywały się z niedowierzaniem w lekki uśmiech, kiedy jej serce przebił nóż.

- Wyjechali do Teksasu, na nie wiadomo jak długo.

- Do Teksasu? – zdziwił się Hidan – Dlaczego akurat tam?

- Tam mieszkają jego rodzice. Gdzieś koło Austin mają ranczo, jeśli dobrze pamiętała Kurama czy coś takiego. – Suigetsu był niezwykle zadowolony ze zdobytych informacji – Mam też numer telefonu tej suki. Będzie można ją łatwo namierzyć.

Kisane uśmiechnął się zadowolony. Wyciągnął telefon.

- Konan, zarezerwuj trzy bilety na najbliższy lot do Austin w Teksasie.

--------------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top