Rozdział 3
- Jesteś pewna, że nie będę przeszkadzać? - krzyknął do przyjaciółki.
Kobieta wychyliła głowę z jadalni spoglądając zdziwiona na zdejmującego buty Naruto.
- To raczej ja powinnam się zapytać, czy nie będziemy ci przeszkadzać? -rzekła, unosząc jedną brew — W końcu to twój dom. Chcesz herbaty?
- Z przyjemnością — wyszczerzył się do niej.
Naruto wszedł do kuchni akurat w momencie, kiedy Shizune zalewała herbatę. Po pomieszczeniu rozniósł się przyjemny malinowy aromat zmieszany z zapachem świeżej mięty. Usiadł na krześle i rzucił paczkę papierosów na stół.
-Nic się nie zmieniło - rzekł, rozglądając się wokół.
Kuchnia była niewielka, połączona z jadalnią. Utrzymana w jasnych barwach, aby optycznie ją powiększyć. Rząd białych szafek ciągnął się wzdłuż całej ściany wyłożonej tego samego koloru kafelkami. Purpurowe blaty sprawiały, że nie miało się wrażenia szpitalnej sterylności. Wszystkie sprzęty kuchenne skrzętnie poukrywane były w szafkach, dzięki czemu panował ład i porządek. Purpurowa terakota kuchni łączyła się z drewnianą podłogą jadalni. Beżowy niewielki stolik, przy którym siedział, przykryty był chodniczkiem pasującym do blatów. Promienie słońca wpadające przez duże okna tańczyły po całym pomieszczeniu. Nie było firanek a jedynie u samej góry małe kryształowe ozdoby i kiedy promienie słoneczne padały pod odpowiednim kątem kuchnia wypełniała się kolorami tęczy, sprawiając, że stawała się wręcz magicznym miejscem. Na parapetach poustawiane były doniczki z ziołami. Naruto rozpoznał wśród nich bazylię i miętę, reszta była dla niego zagadką. Sam nigdy nie nauczył się porządnie gotować. Głównie żywił się w barach lub gotowymi daniami. Ot, wrzucić do mikrofali lub zalać gorącą wodą. Szybko i tanio, choć nie koniecznie zdrowo. Matka często mu wyrzucała, że na śmieciowym żarciu daleko nie zajedzie. Dlatego zawsze, kiedy odwiedzał rodzinę, karmiła go, jak to określała "na zapas" z czego on sam był niezwykle zadowolony.
W rogu, za niewielkim filarem ukrywała się lodówka. Była jedynym sprzętem trochę odbiegającym, jeśli można tak powiedzieć, od całego wystroju wnętrza, bowiem prócz swojej zwyczajowej roli, pełniła również funkcję "galerii". Na całej powierzchni magnesami poprzyczepiane były dziecięce rysunki. Naruto uśmiechnął się, widząc wśród nich również i swoją podobiznę podpisaną "Mój bohater".
-A gdzie zgubiłaś Asami? - spytał, biorąc do ręki papierosa.
- Jest w przedsz... - Przerwała, widząc poczynania przyjaciela. Zmierzyła go surowym wzrokiem. - Ani mi się waż palić przy dziecku!
Naruto wzdrygnął się, z początku nie rozumiejąc, o co chodzi. Spojrzał na swoje ręce. Nawet nie zarejestrował, kiedy sięgnął po używkę.
-Wybacz — wręcz zaskomlał, szybko chowając przyczynę podniesionego głosu przyjaciółki. Nie chciał jej złościć była wówczas.... nieobliczalna. - To z przyzwyczajenia...
-Rzuciłbyś to w końcu — rzekła, stawiając przed nim kubek z gorącą herbatą.
Uśmiechnął się przepraszająco. Sam wiedział, że to zgubny nałóg i czasem żałował, że w ogóle spróbował. Jednak kiedy zaciągał się dymem, najlepiej mu się myślało. Jakby nikotyna pobudzała uśpione rejony mózgu. Wziął w dłonie gorący kubek i upił łyk.
-Asami jest w przedszkolu. Zaraz będę po nią szła. — Wróciła do przerwanego wątku. - Może się ze mną przejdziesz? Na pewno się ucieszy. Dawno się nie widzieliście.
-Mówiłaś jej, że przyjeżdżam? - W jego oczach pojawiły się iskierki radości.
Shizune pokręciła jedynie głową w zaprzeczeniu.
Siedzieli w ciszy, popijając herbatę. Nie była to jednak krępująca cisza. To była po prostu... cisza. Każde z nich zatopiło się w swoich myślach...
- Kyaaa!!!!- krzyk Naruto rozniósł się chyba po całej dzielnicy, kiedy nagle coś zimnego i wilgotnego dotknęło jego kostki. Zerwał się z krzesła, przewracając je i rozlewając pity napój. Odskoczył na dobre 3 metry. Złapał się prawą ręką za serce, a lewą wskazywał na coś znajdującego się na podłodze.
-Cco... To... Jest...? - wydyszał, podążając wzrokiem za chowającym się przy nogach przyjaciółki "czymś". Serce waliło mu jak młotem, boleśnie obijając się o żebra. Klatka piersiowa unosiła się szybko, nie mogąc zaczerpnąć wystarczającej ilości tlenu, a twarz stała się tak czerwona jakby pozazdrościła koloru leżącemu, aktualnie na posadzce, chodniczkowi.
Takeda nie mogła powstrzymać śmiechu i nie był to po prostu chichot a gromki rechot rozchodzący się po całym domu. Jedną ręką trzymała się za brzuch, drugą ocierała łzy. W końcu musiała przytrzymać się krawędzi stołu, aby nie runąć razem z krzesłem.
-Nie... no... skonam... Żałuj... że... siebie... nie... widzisz... - mówiła między salwami śmiechu. - Wielki pan doktor Uzumaki przestraszył się małej różowej świnki. - Wstała i podniosła z posadzki wystraszonego pupila — Uważaj Naruto - ciągnęła, podchodząc do niego bliżej, trzymając w wyciągniętych rękach miniaturową świnkę poruszającą swoim słodkim ryjkiem i wydającą ciche chrumknięcia. - Wielka i straszna Tonton zaraz ci odgryzie ten twój doktorski zadek — to mówiąc, kłapnęła zębami, imitując ugryzienie.
Naruto splótł ręce na piersi, nadął policzki i fuknął — No rzeczywiście, bardzo śmieszne ha ha ha, uśmiałem się, jak nie wiem co.
- No już, nie nabzdyczaj się tak - próbowała go ugłaskać. - Tonton poznaj proszę Naruto - mówiła do świnki. - To doktorek od świrów wiec pewnie sam też go ma - dodała, chichocząc. Zwierzak przechylił nieco łepek, przyglądając się mężczyźnie, jakby wszystko doskonale rozumiał.
- I kto tu niby ma świra?! - mruknął pod nosem, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciółkę.
-Ej, nie pozwalaj sobie - pacnęła go w ramię. - A teraz ogarnij ten bałagan i wychodzimy.
Naruto z potulną miną powycierał dokładnie stół i podłogę. O dziwo jego ukochany kubek w żaby nie ucierpiał z powodu tej katastrofy. Zaś sprawczyni tego całego bałaganu klapnęła niedaleko i przyglądała się poczynaniom gościa. W odpowiedzi zobaczyła wystawiany przez niego język.
-------------
-Wujek Naruto! - rozległo się wołanie sprawiające, że wszyscy znajdujący się w pobliżu skierowali wzrok w ich stronę. Ku niemu biegła mała pięcioletnia blond piękność z rumianymi policzkami i szerokim uśmiechem. Loczki śmiesznie podskakiwały przy każdym kroku, sprawiając wrażenie, jakby za dziewczynką ciągnęły się małe cherubinkowe skrzydełka. Na kolanach jej pomarańczowych spodenek dumnie widniały błotno-trawiaste plamy. Czarna bluzeczka również zdradzała bliższe zapoznanie się z trawnikiem. Całości dopełniał czarny płaszczyk, pomarańczowy szalik i kalosze tego samego koloru.
Naruto przykucnął, szeroko rozłożył ramiona, gotowy przyjąć na siebie ten cudowny czarno-pomarańczowy huragan. Mało się nie przewrócił, kiedy Asami rzuciła się na jego szyję. Przytulił ją mocno i tak trwali chwilę. Kiedy podniósł się, trzymając ją na rękach, poczuł uderzenie małej piątki w ramie.
-Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjeżdżasz? -Zmrużyła swoje szmaragdowe oczy i nadęła policzki.
Naruto w osłupieniu przeniósł wzrok na Shizune, która w odpowiedzi tylko rozłożyła ręce z niewinnym uśmiechem, jakby nie wiedząc, o co chodzi.
-No, cała matka - skwitował w końcu. - Też za tobą tęskniłem. - Ucałował małą w nos, po czym uśmiechnął się szeroko. - To co, idziemy na ciacho? Trzeba uczcić mój powrót!
Oczy dziewczynki rozbłysły jak gwiazdy.
-Taaak, mamo możemy? - posłała rodzicielce zniewalający uśmiech.
-Jakbym miała władzę was powstrzymać - zaśmiała się, wspominając sytuację z ostatniej wizyty przyjaciela, kiedy po kryjomu, mimo wyraźnego zakazu, wraz z jej latoroślą objadali się słodyczami.
-Nieee - usłyszała chóralną odpowiedź. Naruto posadził małą na barana i ruszył, śmiejąc się głośno w kierunku pobliskiej cukierni.
Patrzyła na tę dwójkę i musiała przyznać, że są to najważniejsze osoby w jej życiu. Oboje kochała równie mocno i zrobiłby dla nich wszystko.
-----------------
Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top