Rozdział 13
Witajcie!
Ten rozdział dedykuję @LadyHill9898
Mam nadzieję, że się spodoba😜
Zapraszam do czytania
- I jak z nimi? - spytała Shizune, pozostali skierowali pytający wzrok na kobietę stojącą w drzwiach.
Na jej delikatnej twarzy malowało się zmęczenie. Siedziała w salonie wraz z Tsunade i Shikamaru, który na rękach trzymał śpiącego syna. Jeszcze jak wracali zadzwonił do żony z prośbą o pomoc, kiedy Naruto kategorycznie odmówił pojechania do szpitala. Shika domyślał się, w czym rzecz. Jak dobrze mieć w rodzinie lekarza.
- Cóż... - Zaczęła niepewnie - przydałoby się, aby Naruto jednak pojechał do szpitala. Nie podoba mi się ta rana na jego głowie. Co prawda nie wymaga szycia, ale jednak tomografia by nie zaszkodziła, poza tym jest skrajnie wyczerpany - usiadła obok męża i czule pogłaskała syna po głowie - Co do tego drugiego myślę, że nic mu nie grozi. Powinien obudzić się za kilka godzin - chwile milczała - A teraz słucham, o co tu chodzi?
- Tak naprawdę sami nie wiemy - zaczęła Tsunade - Wygląda na to, że ktoś ich uprowadził, ale szczegółów nie znamy.
- Rozumiem - odparła powoli - Teraz najważniejsze, aby obaj odpoczęli. Zresztą, nie tylko im to potrzebne - przyjrzała się pozostałym - zróbmy tak. Zajrzę do nich jak będę wracać z dyżuru jednak jakby się coś działo, dzwoń - podała wizytówkę Shizune - A teraz wszyscy do łóżek. To zalecenie lekarza.
Wzięła syna na ręce i skierowała się do wyjścia. Shikamaru podreptał za swoją drugą połówką.
-Tsunade-sama odwiozę cię - rzucił do wciąż trwającej niewzruszenie na kanapie.
- Nie, dzięki zostanę - to mówiąc ścisnęła rękę przyjaciółki. Nie mogłaby zostawić jej teraz samej.
- Wpadniemy jutro, może wówczas dowiemy się czegoś więcej. Spróbujcie odpocząć. - Shika wiedział, że dla wszystkich to był ciężki dzień. Sam nie mógł odpędzić od siebie myśli jak niewiele brakowało, aby... Westchnął.
Kiedy zostały same Shizune nie była w stanie już dłużej panować nad sobą. Ukryła twarz w dłoniach i wybuchła płaczem. Tsunade objęła ją głaszcząc uspokajająco po plecach. Jak dobrze ona ją rozumiała. Aż za dobrze... Zegary wskazywały trzecią nad ranem, kiedy udało się ją przekonać do położenia się spać.
- Ja posiedzę i ich popilnuje - Szybko dodała na niewypowiedziany jeszcze sprzeciw przyjaciółki.
Odesłała ją do pokoju a sama zamierzała wrócić do salonu. Czuła się tu swobodnie. To nie pierwsza noc spędzana w tym przytulnym domku, choć chyba pierwsza na trzeźwo. Zajrzała do nich. Stanęła opierając się o futrynę. Miękkie światło bijące z korytarza oświetlało dwóch śpiących mężczyzn. Na twarzach wymalowany mieli spokój o który, aż trudno jeszcze dwie godziny temu było podejrzewać Naruto. Oderwała się i podeszła do nich.
Z braku wolnych miejsc położyli ich obu w jego sypialni gdzie było wielkie i wygodne łóżko. Zresztą Naru nie chciał odstąpić Sasuke na krok bojąc się, że może się wystraszyć budząc się sam w obcym miejscu. Ta, jakby pobudka w obcym łóżku i w cudzych ciuchach była mniej szokująca niż pobudka w obcym łóżku, w cudzych ciuchach i w dodatku u boku nieznajomego faceta. Jednak on nie dał sobie nic wytłumaczyć, dlatego po opatrzeniu wszelkich jego ran i ubraniu suchego pomarańczowo-czarnego dresu praktycznie w sekundę zasnął nim jego głowa dotknęła poduszki.
Przysiadła na brzegu i uśmiechnęła się czule. Nie mogła uwierzyć w wydarzenia ostatnich kilku godzin.
- Gdzie oni są? - myślała spanikowana rozglądając się po zagajniku.
Zaraz po telefonie razem z Shikamaru wpakowali się w samochód. Błogosławiony ten, który stworzył GPS i możliwość lokalizacji urządzeń. Ustawienie odpowiedniej aplikacji zajęło nie więcej niż 5 minut.
Kiedy dotarli na miejsce w pierwszej chwili pomyślała, że są za późno. Naruto siedział oparty o drzewo. W bezwładnie leżącej dłoni tlił się leciutko ekran telefonu. Dopadli do nich w kilku skokach. Sasuke leżący w jego objęciach prezentował się nie wiele lepiej. Dopiero ciche oddechy tej dwójki pozwoliły im się uspokoić. Shikamaru wziął na ręce Sasuke.
- Poczekaj tu z nim. Zaraz po niego wrócę - szepnął do Tsunade.
Ta w odpowiedzi jedynie prychnęła, po czym poderwała do góry Naruto jakby to było piórko, ułożyła jego głowę na swoim ramieniu i nie czekając na oniemiałego towarzysza skierowała się z powrotem do samochodu. Shikamaru gwizdnął z podziwu i ruszył za nią. Już przy samochodzie Naruto odzyskał przytomność i nie mógł wyjść z oszołomienia.
-Muszę zapamiętać, aby nigdy cię nie wkurzać - skwitował wsiadając do samochodu.
Tsunade parsknęła śmiechem zajmując miejsce z przodu. Shikamaru zaś zamiast swojej zwyczajowej miny cierpiętnika wyrażającej jak to wszystko jest upierdliwe, miał usta rozciągnięte w delikatnym uśmiechu a w oczach migotały wesołe ogniki.
- Dziękuję - wyszeptała i złożyła delikatny pocałunek na jego skroni. Wierzchem dłoni otarła łzę z kącika swojego oka i opuściła pokój zostawiając uchylone drzwi, aby w razie czego usłyszeć, jeśli będzie coś się działo.
Wróciła do salonu i ułożyła się wygodnie na pomarańczowej kanapie. Na nogi zarzuciła błękitny puchaty koc i włączyła telewizor. Nie miała ochoty siedzieć w ciszy. Spojrzała jeszcze raz na już oklapłe balony, wiszący transparent i pięknie przystrojony stół.
-No, to miałeś cudne urodziny chłopie - szepnęła do siebie układając się wygodniej. Nawet nie zauważyła, kiedy zmorzył ją sen.
Sasuke czuł niesamowite gorąco rozlewające się po całym ciele i napływający dzięki niemu spokój, którego niedane mu było zaznać już od dawna. Ostatni raz tak się czuł, kiedy jeszcze żył Itachi.
-To tylko sen - pomyślał. - I to kurewsko przyjemny sen...
Blady uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy wtulił się bardziej w źródło kojącego ciepła. Miał wrażenie, że przenika ono nie tylko jego ciało, ale również dosięga jego duszy i serca. W jakiś niewytłumaczalny sposób przeganiając znajdujący się w nim chłód, jak również rozpraszając mrok.
-Nie chcę się budzić... - kolejna irracjonalna myśl.
Wtulił policzek jak sądził we własną poduszkę jednak coś było nie tak. Jego poduszka nie dość, że stała się jakaś twarda, to na domiar złego się poruszała.
-Nie... coś mi się przywidziało - pomyślał na granicy jawy i snu.
Zmuszał swój umysł do racjonalnego myślenia. Próbował przypomnieć sobie wydarzenia z minionego dnia. Im bardziej się na tym skupiał tym odkrywał większą lukę w pamięci. Wyszedł ze szkoły, a co potem? Jakby dalsza część wspomnień okryta była grubym puchatym kocem.
Zmarszczył brwi czując dziwny gorący podmuch uderzający w równych odstępach w jego kark. Do nozdrzy wdarł się zapach malin wymieszanych z wanilią. Przejechał palcami po materiale. Ten był jakiś inny nie przypominał śliskiej i chłodnej satyny, do której był przyzwyczajony. Marszcząc nos zmusił powieki do odsłonięcia otaczającej go przestrzeni.
Pierwsze co ujrzał to pomarańczowy materiał. Zmrużył oczy. Przecież w całym jego domu nie było nawet skrawka materiału w tym idiotycznym kolorze. Jakby na potwierdzenie niedorzeczności sytuacji jego "poduszka" znowu się uniosła a kark owiał ciepły wiatr. Przełknął ślinę. Co jest do jasnej cholery? Ostrożnie podniósł głowę.
W swoim dotychczasowym życiu budził się w przeróżnych miejscach nie zawsze kojarząc wszystkie fakty. Zaraz po śmierci rodziców często zasypiał w ich łóżku po stronie zajmowanej przez jego matkę. U jego boku spał starszy brat, chroniąc przed dręczącymi go koszmarami. Wówczas również czuł ten sam spokój i ciepło co teraz. Kiedy jego zabrakło każda noc uwieńczona była koszmarem a teraz.... Sam nie wiedział, czy chciał, aby to był sen, czy jawa, kiedy patrzył na jego spokojną twarz. To do jego piersi się tulił! To jego ciepło czuł! To on dawał mu poczucie bezpieczeństwa! Tylko, do jasnej cholery, jakim cudem znalazł się z nim w jednym łóżku! I to w dodatku, w nie swoim łóżku!
Chciał się odsunąć czując jak serce zaczyna szybciej bić. Ten jakby to wyczuł i w jednej chwili przekręcając się na bok zamknął jego ciało w silnym uścisku swoich ramion. W wyniku tego ruchu twarz Sasuke znalazła się w zagłębieniu jego szyj, czując bijące od niej intensywne ciepło. Podbródek mężczyzny opierał się na czubku jego głowy. Ręce silnie oplatały pas i ramiona a lewa noga spoczywająca na biodrze skutecznie blokowała ruchy dolnej połowy ciała. Do jego uszu dochodziły niezrozumiałe mamrotania wymieszane z cichym mlaskaniem, uwieńczonym głębokim westchnieniem owiewającym jego głowę. Po raz kolejny przełknął ślinę wpatrując się w miękką skórę szyj. Miał odcięte wszelkie drogi ucieczki, szeroko otwarte oczy, szaleńcze bicie serca, delikatny rumieniec na policzkach i ta jedna myśl odbijająca się echem w jego głowie.
- Co się, do jasnej cholery wydarzyło?!
------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top