Czas imprezy cz.1(ROZDZIAŁ44)

Uwaga można płakać!!!

Oddaliśmy sie juz od auta razem z nadzieją, iż uda nam się wygrać dzisiejszy dzień.Jack miał w sobie dużo odwagi tak przynajmniej wyglądał, ale widziałam, że w środku jest małym przestraszonym chłopcem.Dla jego bezpieczeństwa wyciągnęłam z mojej kieszeni sztylet i włożyłam go do ręki mojego towarzysza.On tylko spojrzał na mnie z chwilowym skrywanym uczuciem, ale po sekundzie znów wrócił do swojej poprzedniej postawy.Bardzo szybko zbliżaliśmy się do domu od którego już było słychać muzykę.Byliśmy już w drzwiach Jack zadzwonił dzwonkiem.Otworzył nam koleś w stroju wampira z peleryną, sztucznymi kłami i wylizanymi do tyłu czarnymi włosami.

-Zapraszam na zabawę.-rzekł charyzmatycznie i odchylil drzwi.

Weszliśmy od razu nie potrzebowaliśmy zaproszenia na dalszą "zabawę".To co zobaczyłam po wejściu do salonu naprawdę zabolało i zdezorientowało .Stałam jak słup wpatrując się w przebierańców.Mieli na sobie różne stroje, ale znaczna większość była przebrane za dobrze znanych mi morderców.Tysiące Jeffow,Tobych,Slendermanow,No i innych.Skąd miałam wiedzieć które z nich jest prawdziwe bez wzbudzenia podejrzeń.Zaczęła grać trochę spokojniejsza muzyka i koleś który nas wpuścił powiedział.

-Teraz coś wolniejszego.do mikrofonu.

Z głośników było słychać piosenkę z Titanica.

-Ostatni taniec.-zaproponował Jack nie odpowiedziałam tylko zaczęliśmy tańczyć.

Atmosfera podczas tego tańca była dziwna.Czułam jakby to na prawdę mógł być ostatni taniec w życiu Jack'a i już po dzisiejszej nocy nie zobaczę go żywego.Z moich oczu na samą myśl o tym poleciało parę łez.Wszystkie pary nagle obruciły się do siebie tyłem i nastąpiła zmiana partnera więc zrobiliśmy to samo .Choć trudno było nam się rozłączyć.Załapałam już innego partnera nie przypatrywałam się mu.Szczerze to nawet na niego nie zerknełam przez cały czas patrzyłam na Jack'a obracając się i jednocześnie tańcząc.Łzy dalej wpływały z moich oczu.

-Halo, jesteś tu?-zapytał mój partner z którym teraz tańczyłam.

-Tak jestem,jestem.-powiedziałam i nareszcie spojrzałam na niego.

Był przebrany za Jeffa jak tylko go ujrzałam miałam ochotę go pocałować i jednocześnie poderznąć mu gardło za to co zrobił mamie mojego przyjaciela.Gdyby tego nie zrobił Jack nie chciałby jej teraz pomścić, ale gdyby jego mama nie umarła to nie zacząłby pracować jako pielegniarz i nie poznałabym go.Patrzyłam wprost w oczy przebranego Jeffa był realistyczny w sumie chyba jak każdy Jeffrey Woods na tej sali.Boję się tego iż zobaczę prawdziwego i go nie dostrzege.

-Znowu się zamysliłaś.

-Wcale nie.-zaprzeczyłam .

-Myślisz, że tego nie widać księżniczko.

-Zaraz ,co powiedziałeś?

-Chyba słyszałaś skarbie nie muszę powtarzać.

-Jeff to naprawdę Ty?-zapytałam dla pewności.

-Nie poznajesz mnie księżniczko,przykre.-odrzekł ze sztucznym smutkiem.

-Weź swojego kolegę i idź na piętro.Zabawimy się tam.Czekam,lepiej się pośpiesz jeśli chcesz zobaczyć swoją koleżankę jeszcze żywą a mało jej zostało czasu.-Powiedział normalnie jakby dookoła nie było nikogo.

Jeff odszedł a ja zaczęłam przepychac się przez tłum aby odnaleźć Jack'a.Na szczęście był blisko.Załapałam go za rękę i pociągnęłam w mniejsce gdzie było mniej ludzi.

-Widziałam Jeffa.

-Gdzie?zapytał i zaczął się rozglądać.

-Mówił, że będzie na piętrze.

-Idziemy już czas Kim musimy zwalczyć ich nareszcie lub zginąć w słusznej walce.Nie możemy się chować jak szczury idziemy i damy im popalić.powiedział odważnie.

-Jesteś drugą osobą która dziś wygłosiła taką mowę że aż zabrakło mi słów.

Wiem że opublikowywanie tego rozdziału jest późne, ale mam nadzieję, że dacie radę.
Już sa tak blisko a ja zakończam na takim momencie jutro nowy rozdział (Chyba)Wiecie co dzisiaj poznałam bliżej fajną osobę i chciałabym ja pozdrowić.
Pozdrawiam Cię Wrona_

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top