~three~
Resztę drogi przebyłyśmy w milczeniu. No dobra, może jeszcze okazałam się znacznie gorsza od Ireny i zapytałam ją, czemu nie ma przyjaciół.
- Wszyscy uważają, że jestem jakimś dupkiem w damskiej wersji czy coś - wzruszyła ramionami niby obojętnie, ale jej oczy mówiły coś zupełnie innego. - Że niby nie mam uczuć i tak dalej.
- Każdy ma uczucia - oburzyłam się, lecz po chwili przypomniałam sobie, jakie Irena zrobiła na mnie wrażenie na samym początku. - Chociaż... nie przyjmij tego do siebie, ale na pierwszy rzut oka tak właśnie wyglądasz.
- No dzięki - prychnęła Irena.
- Ale - dodałam - gdybyś faktycznie nie miała uczuć, nie zaczęłabyś mnie szukać i nie zapytałabyś mnie, co się ze mną stało. To, że jesteś tępa, jak na moją krewniaczkę, niczego nie wyjaśnia.
- A to, że ty jesteś zbyt normalna, jak na Iskrzycką, to niby nic - warknęła, jednak nie udało jej się powstrzymać uśmiechu.
- Taak? Normalna? Zobaczymy, czy będziesz tak mówić, kiedy obudzisz się pewnego dnia z zielonymi włosami.
Irena zakrztusiła się śliną.
- Chociaż nie, nie zrobiłabym tego. Nie chciałabym dobrowolnie dotykać twoich włosów. Nikt nawet nie wie, czy je myjesz. - Przez chwilę rozkoszowałam się jej grymasem na twarzy, po czym dodałam: - W dodatku zdecydowanie bardziej wolę spać.
★★★
Tak, wolałam spać, ale gdy tylko rzuciłam się na swoje łóżko, poczułam, że dzisiaj nie zasnę.
W nocy, kiedy delikatne światło księżyca oświetlało białymi smugami mój pokój, gwiazdy gwiazdorzyły na niebie, a dom zrobił się wyjątkowo cichy, ogrom wydarzeń ostatnich dwóch dni spadł na mnie z podwójnym ciężarem - jakby skoczył z PKiN-u*, przy okazji taszcząc za sobą jakiegoś Yetti, który uprzednio specjalnie na tę okazję zeżarł mamuta.
Za dużo wrażeń, niemal krzyczał mój umysł na samo wspomnienie nagany od babci i bólu w czole, który wciąż czułam.
Myśli zagalopowały po moim umyśle, a ja po raz pierwszy odczułam przykre skutki tego, że tym razem nie dzieliłam pokoju z trzema siostrami.
Byłam sama.
Byłam też cholernie wyczerpana, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Śmierć połowy mojej rodziny, przeprowadzka do niemalże obcych ludzi. Bieg po niemalże całym mieście i siedzenie w miejscu bez jedzenia i picia przez kilka ładnych godzin.
Ale to wciąż nic w porównaniu z tym, co czułam podczas tej przeklętej, ostatniej nocy.
Kiedy zasnęłam, przyśnił mi się koszmar. Śnił mi się pożar, ten sam pożar, w którym zginęła Oliwia, wywołany przez szatana z plakietką "Adam K." na piersi. Przez całą noc miotałam się w łóżku, obserwując śmierć najbliższych dla mnie ludzi, których już nigdy nie dane było mi zobaczyć.
Moją udrękę przerwał nagły ból w głowie, od którego się obudziłam.
Leżałam skulona na łóżku, tyle że do góry nogami. Nad swoją głową zobaczyłam Laurę i Irenę. Ta pierwsza trzymała w ręku książkę.
- Mówiłam, żeby jej przywalić w guza - oznajmiła moja siostra i odwróciła się do Ireny.
Prychnęłam i usiadłam na łóżku, pocierając czoło.
- Czy to było konieczne? - warknęłam niezadowolona. Laura spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Cholera jasna, prubójemy cię obudzić już dwadzieścia minut, więc wstawaj kleszczu ty jeden!
Westchnęłam. Cóż, Laura była moją siostrą, jedną z tych bardziej upierdliwych (każda była upierdliwa). Potrafiła godzinami słuchać jakiejś gównianej muzyki, po czym oznajmić, że to ja mam fatalny gust muzyczny, a także zwyzywać mnie wzdłuż i wszerz, by potem błagać o oddanie swojej drożdżówki. Była osobą o wielu twarzach; nigdy nie wiesz, czy tym razem będzie niemiła (łagodnie, bardzo łagodnie ujmując sprawę), czy może też wrażliwa i popłacze się przez jakieś głupoty. Jednym słowem, moja siostra. No i przy tym była tak uparta, że wygrałaby z osłem.
- Ale co tak ostro? - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem Irena. - Zawsze przecież może obudzić się z zielonymi włosami.
Zgromiłam Irenę wzrokiem.
- Idź ty do diabła.
- Pod warunkiem, że znajdziesz mi takiego zielonego, odcień khaki może być - machnęła ręką, jakby od niechcenia, Irena.
- Dobra, pobudka się udała, a teraz spadajcie z mojego pokoju - ostatnie słowa wycedziłam przez zęby. - Bo zrzucę was z krawężnika - zagroziłam.
- Zrobiła to kiedyś - wtrąciła ponuro Laura wyszła z pokoju, po czym krzyknęła na odchodne: - Do dziś mam traumę!
- Też chcesz? - zwróciłam się do Ireny, która nie wiedzieć czemu wybuchła śmiechem i zniknęła z mojej prywatnej przestrzeni.
Przez chwilę rozważałam ponowne pójście spać, ale przypomniałam sobie ostatnią noc i zrezygnowałam. Wstałam z łóżka i przebrałam się w coś bardziej przyzwoitego, niż piżama w kotki. Bardzo słodka piżama w kotki. Kocham kotki.
Zaczęłam grzebać w walizce, stojącej pośród porozrzucanych kartek i innych rzeczy mojego już świętej pamięci ojca. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać, bo przypominanie sobie o mojej stracie było strasznie bolesne, ale z drugiej strony chciałam poczuć, że tata mimo wszystko wciąż tu ze mną jest. Na razie jednak przeglądanie jego własności zostawiłam na później.
Wygrzebałam jakiś czarny podkoszulek z jakimś nieprzetłumaczalnym napisem i równie czarne dresy. Nigdy nie przywiązywałam zbytniej uwagi do tego, co noszę, najważniejsze, by nie waliło na kilometr, nie miało dużych dziur (małe zejdą, bo ich nie widać) i plam. Dlatego nawet nie rzuciłam okiem na lustro. Chociaż mogłoby to być związane również z tym, że ze skarpetek wypadł mi telefon.
Cholera, zapomniałam o nim.
Włączyłam ekran i spojrzałam na ikonkę baterii.
89%. Da się żyć.
A potem spojrzałam na powiadomienia.
Trzy nieodebrane połączenia od cioci Iwony. Piętnaście nieodczytanych wiadomości od cioci Iwony. Sześć nieodebranych połączeń od Laury. Dwanaście nieodebranych połączeń od Laury.
Ojć.
Weszłam w czat z ciocią Iwoną, domyślając się, jak to wyglądało ze strony - jej siostrzenica nie odbierała wiadomości przez cały dzień, i to w dodatku w dzień takiej tragedii... zaczęłam czytać wiadomości.
Różowa Ciocia: Cześć Kasiu!
Różowa Ciocia: Jak się trzymasz? Wszystko dobrze?
Różowa Ciocia: Nie zamęczyli cię tam?
Różowa Ciocia: Kasiu?
Różowa Ciocia: Kasia, czy coś się stało?
Różowa Ciocia: Mhhekjxolehayd8irhff
Różowa Ciocia: K***a, telefon mi spadł
Różowa Ciocia: Kasiu, jeśli coś się dzieje, zawsze możesz mi powiedzieć
Różowa Ciocia: Mogę zadzwonić?
3 nieodebrane połączeń od Różowa Ciocia
Różowa Ciocia: Kasiu, odbierz, proszę
Różowa Ciocia: Martwię się o ciebie
Różowa Ciocia: O jeju...
Różowa Ciocia: Chyba nie chcesz takiego spamu co?
Różowa Ciocia: Napisałam do Laury, napisała mi, że wszystko z wami w porządku
Różowa Ciocia: Dobranoc, Kasiu, kolorowych snów
Jejciu. Poczułam się strasznie winna. Ciocia cholernie się o mnie martwiła tylko dlatego, że byłam tak głupia, że wcisnęłam telefon na samo dno walizki.
Ja: Cześć, ciociu
Ja: Oczywiście, że wszystko dobrze
Ja: Poznałam moją kuzynkę, Irenę
Ja: Babcia przepisała mnie do normalnej szkoły, dziś mój pierwszy dzień
Różowa Ciocia: Cześć Kasiu!
Różowa Ciocia:
Odpowiedź do "Babcia przepisała..."
Naprawdę?! A to szuja.
Ja: Postaram się przetrwać
Różowa Ciocia: Jak tam z Ireną? Da się ją znieść?
Ja: Cóż... to skomplikowane
- Ej, Kasia! - usłyszałam Paulinkę.
Ja: Pa, ciociu, muszę iść na dół
Wyłączyłam ekran telefonu i sprintem zbiegłam po schodach. Szybko znalazłam się w jadalni i mimo, że wiedziałam, że nie będzie tu tylko moje rodzeństwo, zszokowała mnie ilość osób przy stole.
Najbliżej wejścia siedziała Irena. Jadła płatki na mleku. Obok niej znajdowało się puste krzesło, a jedno miejsce dalej zobaczyłam dwie niemalże identyczne dziewczynki - domyśliłam się, że na oko siedmioletnie brunetki aktywnie rozmawiające z siedzącą obok Pauliną były siostrami Ireny, Zoyą i Sarą. Na szczycie stołu siedziała babcia i starszy mężczyzna - pewnie dziadek, jeszcze nie zdążyłam go poznać. Obok niego siedziała ciocia Florentyna, aktualnie opowiadająca o czymś ciemnowłosemu mężczyźnie. To z kolei był zapewne wujek Michał, ojciec Ireny.
W momencie, w którym wszyscy zdali sobie sprawę z mojej obecności, rozmowy ucichły.
Uniosłam brwi i jak gdyby nigdy nic usiadłam obok kuzynki.
Bo to wcale nie tak, że spóźniłam się na śniadanie. To przecież nic wielkiego, prawda?
- Katarzyno, następnym razem chciałbym, abyś przyszła punktualnie - usłyszałam zachtypnięty, chłodny i obojętny głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam swojego dziadka.
Czyli jednak popełniłam jakiś spory życiowy błąd.
- Dobrze - mruknęłam tylko.
- Nie słyszę.
Wzięłam głęboki wdech, żeby nie wydłubać mu oczu widelcem.
- Dobrze - powtórzyłam głośno i wyraźnie. Irena, siedząca obok mnie, zaciskała usta, żeby się nie roześmiać. Udałam, że tego nie widzę.
Przez stres nie byłam w stanie niczego przęłknąć. Irena zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła, że nadal nie tknęłam swoich płatków.
- Jedz - szepnęła mi na ucho.
W końcu udało mi się wepchnąć w siebie te przeklęte płatki na mleku. Niestety zaraz po wyjściu z kuchni zwróciłam je w toalecie.
Irena przyglądała mi się ze zmartwieniem.
- Spokojna twoja głowa - powiedziałam. - To ze stresu.
Irena pokiwała głową, ale z pewną niepewnością.
Droga do szkoły zajęła nam około dwudziestu minut. Irena prowadziła nas, a Sara, która była fanką roślin, cały czas krzyczała nazwy jakichś kwiatów, na co Irena wkurzona przewracała oczami. Paulina słuchała ją z ciekawością, ale Laura szybko się znudziła i podbiegła do mnie.
- Kaaasiaaaa, nuuuudzi mi sieeeee - jęknęła mi nad uchem. Odsunęłam jej twarz od siebie dłonią.
- A co ja mogę na to poradzić? - prychnęłam, niezdowolona, że przerwała moje pogaduszki z Ireną.
- Odczepuć się od tej brązowej szmaty - mruknęła moja siostra.
- Sama jesteś brunetką - warknęła Irena. - A poza tym, na pewno nie oddam ci mojej Kasi! - pociągnęła mnie w swoją stronę.
- Ale to moja siostra! - pisnęła Laura i szarpnęła moją rękę w przeciwnym kierunku.
Wyrwałam się z uścisku dziewczyn i pognałam przed siebie. Przystopowałam, kiedy poczułam kłucoe w boku. Przeklęta kolka.
- Kaśka! - krzyknęła moja siostra rozpaczliwie i wtuliła się we mnie. - Chyba mnie nie zdradzasz z tą dziewczyną, prawda? - popatrzyła na mnie z nadzieją.
- Spadaj - odparłam. - Jestem zaję...
Nie skończyłam, bo ktoś na hulajnodze elektrycznej mało nas nie rozjechał. Pisnęłam, odskakując w bok, a na oko rok starszy chłopak zaśmiał się.
- Ale ty miałaś minę! - zatrzymał się, opierając się o swój sprzęt, niemalże tarzając na ziemi ze śmiechu. Przypomniał mi się Łukasz, ten chłopak od podpasek.
- Chłopie, weź spierdalaj - krzyknęła Irena, podchodząc, i wysuwając środkowy palec. - Nikt cię tutaj nie chce, idioto.
Brunet przestał się śmiać, pokazał jej język i odjechał gdzie pieprz rośnie. Spojrzałam na kuzynkę, która jak gdyby nigdy nic szła w moim kierunku.
- Znasz go? - zapytałam. Irena pokręciła głową.
- Nie - uśmiechnęła się. - Ale nikt nie ma prawa obrażać mojej kuzynki. Oprócz mnie i jej sióstr, oczywiście. Swoją drogą, Laura, uwielbiam cię za to, jak dałaś Kaśce w łeb tym podręcznikiem od matmy. Jej mina była cudowna!
- Chcesz powtórkę? - wyszczerzyła się jedenastolatka, a ja szturchnęłam ją, oburzona.
- No chyba ty! - krzyknęłam oburzona. - Pamiętasz, co mówiłam o krawężniku?!
_________________________
Ten rozdział wiele nie wprowadzle nie chciałam robić zzbyt długiego. Następny,już ciekawszy, pojawi się niedługo, a wraz z nim tajemnicza dziewczyna z ławki i kolejna kłótnia z Ireną. Czekajcie, będzie warto (mam nadzieję ☺️)
Wasza,
Ja
PS. 1654 słow, a z notatką 1711...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top