1. Matthew
Sam, mój jedyny przyjaciel, moja prawa ręka i jednocześnie brat notariusza mojego dziadka, kładzie dłoń na moim ramieniu. Czuję jego pocieszający dotyk poprzez gruby, wełniany płaszcz. Temperatura spadła poniżej zera i strasznie mrozi, chociaż na jutro synoptycy zapowiadają odwilż. Kiepska pogoda. Za kiepska na pochówek dla człowieka, który zasłużył na słońce w dniu ostatniego pożegnania.
– Przykro mi, stary. – Jego słowa docierają do mnie jakby zza mgły.
– Mnie też jest przykro – odpowiadam szczerze, idąc do wyjścia z cmentarza pełnego ludzi, którzy przyszli pożegnać mojego krewnego. Mojego ostatniego krewnego.Pochowałem właśnie dziadka. Mężczyznę, który był mi jak drugi ojciec. Mężczyznę, który wszystko, co w życiu osiągnął, zdobył własną ciężką pracą. Sześćdziesiąt lat budował prestiżowy dom mody, który obecnie stoi w światowej czołówce. Był dobrym człowiekiem i jego śmierć dotknęła mnie do żywego, chociaż wiedziałem, że ten dzień kiedyś nastąpi. Gdy lekarz stwierdził zgon, nie czułem nic oprócz otępienia.
Wróciłem z balu sylwestrowego, kończąc dobry rok u boku Camille. Nie spodziewałem się, że zastanę dziadka śpiącego w swoim fotelu w gabinecie. Ale tak właśnie było. Przynajmniej sądziłem, że spał. A kiedy próbowałem go dobudzić i powiedzieć mu, aby położył się do łóżka, okazało się, że już nigdy nie otworzy oczu.Aż do dziś nie potrafiłem uwierzyć, że to koniec. Że mój dziadek już nigdy nie powie mi: „Wnuku, ucz się, byś mnie zastąpił".
Był najinteligentniejszym mężczyzną, jakiego znałem. Opanowanym i dobrym. Hojnym dla pracowników. Wspomagał anonimowo sierocińce i schroniska dla zwierząt. Nikt o tym nie wiedział, bo nie robił tego dla sławy – pomagał, bo chciał. Do samego końca umysł Williama Paca był trzeźwy i pracował na najwyższych obrotach. Gdyby nie zawał, dziadek zrobiłby jeszcze wiele pożytecznych rzeczy.I właśnie teraz to do mnie dociera. Zostałem sam, z domem mody pod sobą, miliardami na koncie i potężnymi zobowiązaniami. Majątek dziadka przeszedł w moje ręce. Już nie jestem tylko prezesem rządzącym w cudzym imieniu. Jestem właścicielem.
– Matt – mówi niecierpliwie Sam, próbując ściągnąć na siebie moją uwagę. Patrzę więc na niego, wyrywając się z zamyślenia. – Wiem, że to nie jest dobry moment, ale musimy porozmawiać o testamencie – kontynuuje i drapie się za uchem. To gest, który go zdradza, kiedy się mocno denerwuje.
– Jakim testamencie? – pytam go ze zdumieniem i marszczę brwi, nie rozumiejąc, o czym on, do licha, mówi.
– William spisał testament – odpowiada poważnie. – I myślę, że powinieneś znać treść przed jego oficjalnym odczytaniem. Jest pewien warunek, który musisz spełnić, by otrzymać spadek.
Staję jak wryty, bo mam wrażenie, że to ponury żart. Przełykam ślinę i oblizuję popękane od mrozu wargi, wypuszczając kłębek pary. Patrzę pytająco na Sama.
– Jaki testament? O czym ty mówisz? – Niemal szepcę.
– Nie powinienem o tym mówić, ale sądzę, że musisz znać prawdę. Tylko nie tutaj. Nie teraz. I nie mów nic nikomu, brat powiedział mi to w tajemnicy. – Rozgląda się nerwowo. Wyszukuje potencjalnego podsłuchiwacza.
Chociaż ceremonia była zamknięta dla prasy, te hieny czają się tuż pod bramą. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś siedział na drzewie. Wiem, że Sam mówi mi to w całkowitym zaufaniu, mimo że nie powinien, i jestem mu za to wdzięczny, ale jednocześnie chciałbym już wiedzieć, o co chodzi.
– Przyjedź do mnie wieczorem, to porozmawiamy, tak by nikt nas nie słyszał – proponuję, ściągam skórzaną rękawicę, następnie podaję mu dłoń w geście pożegnania. Mój przyjaciel ściska ją mocno i potrząsa nią krótko, po czym się oddala, kiwając tylko głową na znak zgody, co mogłoby zostać uznane za pożegnalny gest. Ja jednak wiem, że to nie jest pożegnanie. To zapowiedź czegoś, co już mi się nie podoba.
____________________
Twitter: kasia_rzepeckaa
Instagram: katarzynarzepecka_
Tiktok: katarzyna_rzepecka
Facebook: Katarzyna Rzepecka - książki dla kobiet
#katarzynarzepecka #narok
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top