Rozdział 4: Wielki wyścig! Wielkie...
To szaleństwo, że moi rodzice nie mają nic przeciwko temu, by Logan się ścigał i uczestniczył w nielegalnych wyścigach. Nie ma nawet dwudziestu jeden lat. Ojciec traktuje to jako swoje dziedzictwo, a matka uśmiecha się i mówi coś o „młodości" i „wyszumieniu się przez chłopców". Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby wiedzieli, że to ja będę startować w wyścigach? Ba! Oni nawet nie pozwoliliby mi wybrać się do Bunkra. Żeby móc się tam udać, musiałam wymykać się z domu. W chwili, gdy Logan układał włosy na żel i dobierał odpowiednią biżuterię do swojej stylizacji, by wyjść na imprezę z kumplami – ja, o godzinie dwudziestej udawałam wyjątkowo zmęczoną i informowałam rodziców o chęci udania się do łóżka. Dopiero w pokoju mogłam szybko przebrać się w wygodny T-shitr i jeansy, aby udając ninję, wymknąć się na balkon, przejść przez balustradę i powoli spuścić się po rynnie na trawnik. Problemem nie była ucieczka z domu, a trasa, jaką musiałam pokonać, aby nie przechodzić od strony frontu domu. Wszystko było możliwe dzięki żywopłotowi, jaki rósł na podwórku Kohenów. Dobrze słyszycie! Kohenów. Tak! Musiałam przeskoczyć ogrodzenie i wyjść na ulicę przez posesję sąsiadów. Wszystko byłoby idealnie, gdybym nie odbiła się od twardej powierzchni czegoś ciepłego zaraz po tym, jak udało mi się sforsować płot. Dobrze się domyślacie. Wpadłam wprost na Dawida i twarzą utknęłam w jego umięśnionej klatce piersiowej. Pachniał miętą i czymś słodkim. Uniósł ręce w geście obronnym, żeby pokazać ewentualnym świadkom, że on mnie nawet palcem nie dotknął.
– Uważaj, mała uciekinierko – warknął nerwowo, z pretensją w głosie. – Co ty w ogóle robisz?
Nie spodziewałam się ujrzeć Dawida. Byłam przekonana, że już dawno wyszedł z domu. W jego pokoju od kilku godzin nie paliło się światło. Co robił w ciemności przy żywopłocie?
– Co tu robisz? – odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie.
– Co robię na własnej posesji?! – fuknął z irytacją.
Chciałam pociągnąć ten temat. Naprawdę ciekawiło mnie jego położenie i czyny, które nim motywowały. Tym bardziej, że wyraźnie coś ukrywał, ale zobaczyłam światła samochodu migające w moim kierunku i uświadomiłam sobie, że się spieszę.
– Sorry, Dawid, ale nie widziałeś mnie, prawda?
– Co? – Zmarszczył brwi bez zrozumienia.
– Prawda? – powtórzyłam. – Wyraźnie widzisz, że mnie nie widzisz...
Naiwnie chciałam go namówić, by choć raz ze mną współpracował. Wiedziałam, że nie poleci z donosem do moich rodziców, ale nie chciałam też, by miał na mnie haki.
– Dość wyraźnie cię widzę – powiedział ze spokojem, i akcentując słowa, jakbym była głucha. – Co ty wyprawiasz? Masz nowego chłopaka, o którym nie wiedzą twoi starzy?
Zaskoczył mnie. Poczułam się zmieszana. Po pierwsze, nie powinno go obchodzić moje życie osobiste i sercowe. Po drugie, co go interesuje, czy się z kimś spotykam?! Nie rozliczam go z jego zawszonych dziewczyn i nie wyliczam mu chorób wenerycznych. Za kogo on się uważa?! Ale spokojnie! Teraz musiałam z nim rozmawiać ostrożnie. Tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo trzymał mnie w garści. Musiałam na szybko wymyślić dobre kłamstwo.
– Majka! – Pstryknęłam palcami. – Ma problemy sercowe! Zadzwoniła, że chce się spotkać i wyrwać na imprezę, a rodzicom obiecałam, że spędzę z nimi rodzinny weekend. Powiedziałam im, że głowa mnie boli, bo nie chciałam zranić ich uczuć... Rozumiesz...?
Nie rozumiał! Oczywiście, że nie rozumiał. Przecież to był pieprzony Dawid Kohen. On nie miał serca, a uczucia swojego ojca ranił notorycznie.
Spodziewałam się, że wybuchnie mi w twarz gromkim śmiechem, ale on tylko mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Pokiwał głową, jakby zrozumiał, a ja domyśliłam się, że to koniec naszej pogawędki. Zagryzłam wargę i wystawiłam w jego kierunku palec wskazujący. Wykonałam gest, jakbym strzelała z pistoletu, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę swojego samochodu, za którego kierownicą czekał na mnie Logan.
– Wziąłem ci kurtkę – powiedział brat, gdy siadałam na miejscu pasażera. – Pomyślałem, że byłoby dziwnie, gdybyś szła w niej do pokoju, więc zabrałem ją niepostrzeżenie, gdy wychodziłem – wyjaśnił. – Czego chciał Dawid?
– Nie mam pojęcia! – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przekładając ręce przez skórzane rękawy swojej ramoneski.
Nie zrobiliśmy niczego, czego nie znałabym wcześniej. Nie było tajnych przejść, czy specjalnych biletów do klubu. Logan zaparkował mój samochód w bocznej uliczce i weszliśmy głównym wejściem, wymijając stojący tłum na zewnątrz, czekający na swoją kolejkę. Ochroniarz kiwnął Loganowi głową, a ten niechętnie odwzajemnił przywitanie. Wewnątrz Bunkra pachniało intensywnie męskim potem i alkoholem, a gęsty dym papierosowy uniemożliwiał oddychanie. Brat poprowadził mnie od razu do strefy z lożami, gdzie przy jednym ze stolików siedział mężczyzna zapatrzony w ekran swojego telefonu. Miał około trzydziestu paru lat i bardzo przystojne rysy twarzy. Czarne, choć lekko kasztanowe, włosy elegancko przystrzyżone i ułożone na prawą stronę, dodawały mu klasy. Potarł gładko ogoloną brodę i po chwili spojrzał w naszym kierunku błękitnymi oczami.
– Cóż to za piękną pannę przyprowadziłeś na spotkanie? – zagadnął pogodnie, a Logan (ku mojemu zaskoczeniu) objął mnie spontanicznie w pasie. Chciałam tłumaczyć, że nic mnie z nim nie łączy – nic poza więzami krwi, ale brat zaśmiał się i przygarnął mnie mocniej.
– To moja siostra! Lena – wyjaśnił.
Mężczyzna przyglądał mi się przez krótką chwilę z powagą i wyraźną analizą, ale po chwili ponownie się rozpogodził i wskazał miejsce siedzące obok siebie.
– No tak, teraz poznaję. Jesteś bardzo podobna do mamy – zauważył.
Z początku chciałam protestować. Nic nie miałam podobnego do idealnej Elizy Kamińskiej. Byłam niska, a moja matka należała do smukłych kobiet średniego wzrostu. Moje włosy nie były gładkie i jasne jak u niej, a oczy miałam ciemne. Nie wypadało jednak się sprzeczać. Czasem ludzie wypowiadają takie kwestie tylko po to, by zachować pozory uprzejmości. Frazesy bez pokrycia, mające na celu nas pocieszyć i upewnić w niesłusznym przekonaniu o ich racji. Lekko skinęłam głową i uśmiechnęłam się nieśmiało.
– Miło mi, Lena.
– Mateusz Wroński. Miło mi, mów mi Matt – przedstawił się.
Wrona – tknęło mnie nagle i przypomniałam sobie niedawną rozmowę rodziców. "Wrona tam będzie" – uspokajał ojciec, gdy mama wyraziła obawy, co do uczestnictwa Logana w rajdach po roztrzaskaniu przez niego kolejnego samochodu.
– Przepraszam, zna pan naszych rodziców? – zapytałam, chcąc się upewnić w swoich przypuszczeniach.
– Owszem. – Uśmiechnął się mężczyzna. – Twój ojciec uczył mnie jeździć, gdy byłem tak młody jak Logan. Mam względem niego dług wdzięczności, więc teraz ja pomagam synowi Skały, ale praca z Loganem to czysta przyjemność!
Na twarzy brata wyskoczył czerwony pąs zawstydzenia i pojawił się – rzadki u niego – nieśmiały uśmiech. Matt przez chwilę spojrzał w kierunku Logana, ale po chwili skoncentrował całą swoją uwagę na mnie.
– Czym pan się zajmuje? – Chciałam bliżej poznać człowieka z przeszłości mojego ojca i podtrzymać miłą konwersację.
– Na co dzień czy obecnie? – zaśmiał się. Nie potrafiłam udzielić jasnej odpowiedzi, więc tylko wzruszyłam ramionami. – Na co dzień jestem konsultantem marketingowym w firmie motoryzacyjnej. Mieszkam w Londynie, ale jeżdżę także do Włoch i Polski. W pracy dużo podróżuję. Obecnie mam trochę czasu wolnego, więc odwiedzam stare śmieci, i jak widzę, wiele się tutaj zmieniło.
Chciałam zapytać o jeszcze wiele kwestii związanych z moim ojcem. Jak się poznali, czy utrzymywali wciąż kontakt? Co takiego się zmieniło w Bunkrze? Czy zmiana była na lepsze czy na gorsze? Może wcześniej nie interesowałam się tym miejscem, ale faktem było to, że była to przeszłość moich rodziców, którą niechętnie dzielili się przy wspólnych posiłkach. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo Matt wskazał palcem na ekran telefonu.
– Chodźmy. Dostałem geolokalizację wyścigu. Logan, jesteś gotowy?
– Właściwie... – Brat uśmiechnął się niepewnie. – To ja dziś nie jadę. Lena wystartuje.
– Poradzi sobie? – zapytał zaskoczony mężczyzna.
– Miałam najlepszego nauczyciela! – Uniosłam dumnie podbródek, a Matt wybuchł gromkim śmiechem i poklepał mnie po ramieniu.
Logan wsiadł do czarnego samochodu Matta, a ja usiadłam za kierownicą Niuni i pogłaskałam ją z czułością. Po chwili na moim telefonie pojawiły się namiary, które otrzymywali tylko zawodnicy i inwestorzy. Zrozumiałam, że Wrona obstawia na wyścigach sporą kasę, której mu raczej nie brakowało. Musiał robić to z miłości do ryzyka, która nigdy nie opuściła jego serca.
Jakieś pół godziny jazdy samochodem na północ od Warszawy dotarłam do opuszczonej fabryki, gdzie zebrali się już pierwsi widzowie widowiska. Ku mojemu zaskoczeniu dostrzegłam aż dwie znajome twarze. Pierwszą był Łukasz, który właśnie opuszczał swoje pomarańczowe Subaru. Drugą (i tu musiałam przetrzeć oczy ze zdumienia) była Majka. Przyjaciółka stała w objęciach chłopaka w czapce z daszkiem, odwróconego plecami tak, że nie mogłam dostrzec jego oblicza. Postanowiłam czym prędzej wyjaśnić tajemnicę, o której nie powiedziała mi dziewczyna. Podeszłam do nich i przywitałam się entuzjastycznie, co wyszło mi sztucznie.
– Cześć! Co tu robisz?
Majka odwróciła się w objęciach, zaskoczona równie mocno. Przekonałam się, że chłopak był nikim innym, a Igorem z boiska do koszykówki. Przyjaciółka po chwili przywitała mnie, również teatralnie eksponując swoje emocje. Stało się dla mnie jasne, że tak samo ukryła przede mną swoją randkę, co ja przed nią swój wyścig. W tym momencie jednak zastanawiało mnie, jak bardzo Igor zwierza się Dawidowi ze swoich poczynań i czy moje kłamstwo ujrzy światło dzienne. Właściwie dlaczego zastanawiałam się nad opinią Dawida?
– Hej! Pytanie powinno brzmieć, co ty tu robisz? – zaśmiała się perliście.
– Startuję! Logan mi załatwił – przyznałam z nieskrywaną dumą. Przyjaciółka zrobiła udawaną minę zaskoczenia i przybrała smutny wyraz twarzy.
– Niedobrze... Teraz nie będę wiedziała komu kibicować...
– Jak to? – zdziwiłam się.
Igor rozwarł usta w szerokim uśmiechu i wskazał ciemnozielone BMW – klasyka po ostrym tuningu. To przywiodło mi na myśl tylko jedno pytanie:
– Jesteś mechanikiem?
Chłopak skinął głową, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo obok jego auta zaparkował czarny jak noc, matowy Dodge Challenger, tak dobrze mi znany, że aż zrobiło mi się niedobrze. Auto było piękne, kochałam na nie patrzeć, co innego jego właściciel. Dawid wysiadł z samochodu i ruszył w naszym kierunku z miną, jakby doskonale wiedział, że mnie tu zastanie i przyjechał tylko po to, by być świadkiem mojej porażki. Niedoczekanie jego!
– Nie zgadniesz, z kim się będę ścigał! – Radośnie przywitał go przyjaciel, ale ten nawet na niego nie spojrzał, bo wzrok miał utkwiony we mnie. Kącik jego ust uniósł się w kpiarskim uśmieszku.
– Lubisz rywalizację, kruszyno? Jarają cię zakłady? – Zaplótł ręce na piersi, a ja mogłam podziwiać jedynie jego podbródek, bo zadarł nos wysoko. Tak, by móc patrzeć na mnie z góry. Jeszcze bardziej, bo był wyższy ode mnie o ponad czterdzieści centymetrów.
– Nic ci do tego, co mnie jara – warknęłam na niego.
– Uuu... – Jego dłoń powędrowała na moją brodę, którą złapał, jakbym była małym dzieckiem, potrzebującym reprymendy. – Widzę, że komuś zeszło ciśnienie, czyżbyś zaliczyła niezłą masturbację?
Wyszarpnęłam się z jego uścisku i stanęłam krok dalej. Chciałam wykrzyczeć mu, jaki jest obleśny z tymi ciągłymi seksualnymi komentarzami na mój temat. Zupełnie tak, jakby to czy uprawiam seks czy nie, determinowało moje życie. Może z nim tak było i jak nie zaliczył przygodnej panienki, to był chory, ale mnie to nie dotyczyło. Nie musiałam jednak się odzywać, bo za moimi plecami stanął Łukasz. Objął mnie ramieniem pokazując, że jest przy mnie i stanowczo powiedział do Dawida:
– Nie odzywaj się w ten sposób do mojej kobiety.
Dawid skrzywił się na twarzy. Być może nie chciał pokazywać emocji, ale z pewnością mu się to nie udało. Tego jak patrzył na mojego chłopaka, nie dało się opisać jednoznacznie – odraza, złość, zawód, smutek...? Serio? Dostrzegałam w jego oczach smutek?
– Ciebie, śmieciu, nawet nie powinno tu być – odezwał się groźnie, opuszczając ręce z piersi i zaciskając je w pięści.
– Mam twoją kasę, co do grosza – powiedział Łukasz, a w jego głosie dało się słyszeć wahanie.
– Nie umawialiśmy się na kasę. Miałeś nigdy nie wracać.
Dawid spojrzał na mnie niepewnie, a ja zwątpiłam, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież dał mu pieniądze na leczenie matki. Jeśli zrobił to, żeby mnie zranić, to mu się udało.
– Zabierz pieniądze i odczep się od mojej kobiety – warknął Łukasz.
– Wsadź sobie w dupę swoje pieniądze i nie mów mi, co mam robić. Nie rozmawiałem z tobą, śmieciu, a z Leną. – Chciałam coś powiedzieć. Zaprzeczyć, że wcale nie rozmawialiśmy, ale zaskoczyło mnie, że Dawid użył mojego imienia zamiast jednego z wielu obraźliwych określeń, jakie w moim kierunku zawsze stosował. Pochylił się nade mną i ponownie przybrał kpiarski wyraz twarzy. – To co? Zakład?
– Jaki? – zapytałam, zanim zdążyłam pomyśleć.
– Kto wygra wyścig ustala nagrodę.
– Jaką nagrodę? – Tym razem nie chciałam dać się wmanewrować. Dawid otworzył usta, ale Igor mu przerwał.
– Stary! To miał być mój wyścig!
Brew Dawida drgnęła jakby z irytacją. Odwrócił głowę i rzucił od niechcenia do przyjaciela:
– Kasa twoja, satysfakcja moja. Pasuje?
Igor uniósł ręce z rezygnacją i poszedł rozeźlony w kierunku swojego samochodu. Majka pobiegła za nim, zupełnie jak dziewczyna, która będzie pocieszać i uspokajać swojego ukochanego, czyli zupełnie jak nie ona. Ruda nie pocieszała, ona motywowała do zniszczenia. Nakłaniała do zemsty. Ruda była ogniem a nie spokojną ziemią, jak ja. To do niej zupełnie nie pasowało, a jednak coś mi mówiło, że na Igorze jej zależało.
– Tak, ruchają się – prychnął Dawid, widząc moje zaskoczenie i wzrok błądzący za przyjaciółką. – Jesteś na tyle odważna, by zaryzykować przegraną ze mną?
– Nie przegram z tobą! – odpowiedziałam butnie.
– Więc zakład?
Miałam już się zgodzić, ale poczułam silną dłoń na ramieniu. Łukasz odezwał się w moim imieniu.
– Moja kobieta nie będzie się z tobą na nic układać – powiedział twardo.
Dawid się wyprostował. Poruszył szczęką, jakby łupał nią orzechy. Spięcie na jego twarzy było wymalowane tak jasno, że aż porażało.
– Ona nie jest twoja, nie należy do ciebie i potrafi sama o sobie decydować. Pozwolisz jej samodzielnie odpowiadać, czy udowodnisz mi, że nie mylę się co do ciebie?
Poczułam napór na plecy. Łukasz był gotowy rzucić się na Dawida, a tego nie chciałam. Rozstawiałam szeroko ręce i stanęłam między nimi.
– Dobra, chłopcy. Nie musicie się o mnie bić – zażartowałam nerwowo. – Jestem dorosła. Sama wybiorę nagrodę dla siebie.
Łukasz cofnął się o krok, a Dawid ponownie założył ręce na piersi.
– W porządku, czego chcesz, jeśli wygrasz?
– Twojego auta. – Wiedziałam, że dla mojego rywala nie ma nic cenniejszego niż jego czarne cacko. Nigdy nie zaryzykuje jego utraty, więc byłam przekonana, że odmówi, a ja będę mogła bez oporów i z zachowanym honorem wycofać się z zakładu.
– Zgoda – odpowiedział bez namysłu Dawid, a ja straciłam grunt pod nogami. – Jeśli wygram, spędzisz ze mną noc.
– Nigdy się z tobą nie prześpię! – wrzasnęłam.
To był szczyt bezczelności. Nawet jak na Dawida. Czy on faktycznie uważał mnie za tak bardzo zdesperowaną, że byłam gotowa się na to godzić? Mógł mieć każdą dziewczynę i miał każdą, którą chciał. Czego więc chciał ode mnie? Móc posiąść tą jedną jedyną, która go nie chciała?
Jego głośny śmiech wybił mnie z zamyślenia i oburzenia. Spojrzałam na niego, a z kącika oka spłynęła mu pojedyncza łza rozbawienia.
– Nie chcę się z tobą ruchać. Chcę, byś spędziła ze mną noc. Równo dwanaście godzin. Od dziewiętnastej do siódmej.
– Nie dotkniesz mnie palcem! – zagroziłam mu.
Skinął spokojnie głową.
– Jestem gentlemanem. Nie zrobię nic, na co nie będziesz miała ochoty.
– Nie zrobisz nic, bo nie przegram – prychnęłam rozbawiona.
– Pogadamy sobie o tym, że mnie nie słuchasz, kochanie... – burknął Łukasz, a ja poczułam się winna. Dałam się wmanewrować Dawidowi w zakład. Coś mnie w tym ekscytowało, choć nie powinno. Łukasz miał rację. Zrobiło mi się głupio. Chwyciłam chłopaka za rękę i chciałam go przeprosić, ale Kohen mnie ubiegł.
– Nie odzywaj się tak do niej. – Wskazał palcem na Łukasza.
– Przestań być o nią zazdrosny, nie jest twoja.
Słowa mojego chłopaka zaskoczyły w równej mierze mnie, co Dawida. Zapowietrzył się i ni to prychnął, ni wypuścił powietrze z płuc.
– O nią? – Ponownie wykonał ten dziwny gest i wycelował na mnie palcem wskazującym. – W obronie każdej kobiety bym stanął. Lena nie ma z tym nic wspólnego.
– A zachowujesz się, jakbyś naprawdę chciał ją przelecieć.
– Jakbym chciał przelecieć kogoś bez cycków i z nazwiskiem Kamiński, to wybrałbym do tego Logana – zakpił, odzyskując równowagę i prostując ponownie plecy do pozycji górującego dupka. Wskazał też na coś za moimi plecami, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam brata, który szedł z uśmiechem w naszym kierunku w towarzystwie Matta.
– Wtedy to ty byłbyś ruchany! – zażartował brat.
– Dzieciaki – mężczyzna zwrócił się do nas – czas przygotować się do wyścigu.
– Wrona, wasi konkurenci wymienili zawodnika, to chyba nielegalne... – Łukasz próbował interweniować, co mnie poirytowało, ale nie zareagowałam, bo nie chciałam wywoływać niepotrzebnej awantury.
– To są nielegalne wyścigi, chłopcze! – zaśmiał się Matt, ignorując Łukasza, co wywołało mocniejszy nacisk jego dłoni na moją dłoń.
– Ok. – Dawid opuścił ramiona i wyciągnął rękę w moim kierunku. – Nie rób nic brawurowego, Lena. Postaraj się tym bawić i nie ryzykuj. Niech wygra lepszy. Powodzenia.
Uścisnęłam dłoń rywala, zaskoczona jego miłymi słowami. Sama zdołałam jedynie skinąć głową na znak zgody. Po tym geście Dawid odwrócił się i ruszył w stronę swojego samochodu. Zauważyłam też, że Igor nie przejmował się już odsunięciem od wyścigu. Trzymał w ramionach Majkę, a po ruchach jej ciała mogłam odgadnąć, że już nie rozmawiają o urażonej dumie. Ich duma ograniczyła się do minimum, bo najwidoczniej nie martwili się ewentualną publiką.
– Znacie się? – zapytał Matt, wskazując na szerokie plecy Dawida.
– Tak, to... – Logan zaczął tłumaczyć, ale weszłam mu w słowo.
– To mój największy wróg! Pieprzony Dawid Kohen.
– Kohen? – zainteresował się Wrona.
– Tak, jego ojciec to były naszej mamy. Jest takim miłym facetem, a Dawid to taki niewdzięczny gnój – wyjaśniłam, ale z twarzy Matta nie można było wyczytać żadnej reakcji.
– Łączy was coś?
Prychnęłam, a wyjaśnień udzielił mu Logan.
– Gdyby do jednego akwarium pełnego piranii wrzucić kawałek mięsa, to to najlepiej odwzorowuje ich relację.
– Aż tak? – zainteresował się Matt. – I to jest syn Kohena?
– Prawda? Pan Krzysztof to taki sympatyczny człowiek, a Dawid...
– Kohen to chuj jakich mało. Po tym jak potraktował El-ę, zasługuje na kastrację...
Zaskoczyłam się. Tak naprawdę nie znaliśmy dokładnie historii rozstania naszej mamy i pana Kohena. Wybrała tatę i odeszła od chłopaka, z którym była zaręczona. Pewnie ich relacja w tamtym czasie zawierała wiele kłótni, awantur i obwiniania się, ale czy to robiło z niego złego człowieka? Od mamy tej informacji nie uzyskam, od ojca tym bardziej, a pana Kohena nie zapytam.
– Wsiadaj, pora na ciebie. Idę obstawić wyniki. – Matt wyrwał mnie z zamyślenia.
Wsiadłam do metalicznie czerwonej Toyoty i odetchnęłam. Musiałam oczyścić umysł. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie rady ojca. Odpaliłam silnik, ruszyłam do przodu. Ustawiłam się na linii startu i ponownie odetchnęłam. Spojrzałam na lewo, w stronę diabła zaparkowanego obok, za którego kierownicą siedział mój rywal. Dawid patrzył na mnie z uśmiechem i pewnością siebie wypisaną na twarzy. „Nie dekoncentruj się" – głos ojca rozbrzmiał w mojej głowie. – „Najważniejszy jest start". Usłyszałam dźwięk klaksonu, a hostessa opuściła czerwoną flagę. Ruszyłam zostawiając Dawida w tyle. Jeden – zero dla mnie. Pędziłam prostą drogą przed siebie. Na liczniku miałam sto dwadzieścia kilometrów, gdy pojawił się pierwszy zakręt. Delikatnie przyhamowałam i idealnie zaciągnęłam hamulec ręczny, co wprawiło auto w kontrolowany poślizg. Driftingu nauczył mnie ojciec, gdy miałam zaledwie szesnaście lat. Uwielbiałam kręcić z nim bączki. Dawid mógł jedynie powąchać tył mojego samochodu. Sto czterdzieści i kolejny zakręt. Sto sześćdziesiąt, zakręt w prawo, a potem w lewo. Musiałam ostro zredukować prędkość. Była zbyt duża na taki manewr. Tył samochodu poderwał się za mocno w prawo, a ja musiałam skręcić w przeciwnym kierunku. Udało mi się wyjść z tego obronną ręką, ale obroty spadły mi zaledwie do siedemdziesięciu, a na horyzoncie pojawił się mój rywal, który wziął te zakręty, jakby robił to wiele razy. Zrozumiałam, że doskonale zna trasę. Już nią jeździł. Dodałam gazu i ruszyłam przed siebie. Dawid zaczął wisieć mi na tyłku, a w lusterku wstecznym widziałam jego opanowaną i spokojną twarz. Miał wdzięczne rysy, gdy się koncentrował. Nabierał wtedy wyrazu pana Kohena. Pasowały mu. Ostatni zakręt i będzie koniec. Ponownie na liczniku miałam sto dwadzieścia. Musiałam spokojnie powtórzyć pierwsze zagranie i mocno przycisnąć gaz do dechy, żeby wjechać na linię mety. Drift wyszedł mi perfekcyjnie. Sto czterdzieści, sto sześćdziesiąt, sto siedemdziesiąt, sto osiemdziesiąt – prosta trasa. „Lena, dasz radę. Wygrywasz". Mój mózg zaczął wizualizować przekroczenie mety jako zwycięzca. Wtedy samochód Dawida się ze mną zrównał, a on przystawił dwa palce do czoła i zasalutował mi na pożegnanie. Wyminął i wjechał na linię mety. Z piskiem opon pozostawił czarne ślady na asfalcie, na końcu wykręcając w bok, a ja zatrzymałam się tuż obok. Byłam wściekła. Właśnie docierało do mnie, że przegrałam. Bawił się ze mną. Pozwolił mi uwierzyć, że mogę z nim wygrać. Chciał bym czuła satysfakcję z wyścigu, by mógł mi ją w ostatniej chwili odebrać i to, z tym głupim uśmiechem na twarzy.
– Cholera! – krzyknęłam waląc dłońmi o kierownicę. – Szlag! Kurwa! Szlag!
Musiałam się pozbierać i wyjść z auta. Spojrzałam przez przednią szybę, gdzie Dawid już odbierał gratulacje od ludzi, którzy najwyraźniej na niego postawili. Wysiadłam i się wyprostowałam. Od razu w moją stronę ruszyły trzy osoby: Logan, Matt i Dawid. Mój rywal dotarł jako pierwszy. Z jego twarzy nie schodził uśmiech.
– Świetnie się spisałaś, kruszynko!
– Wal się – burknęłam.
Na chwilę uśmiech spełzł mu z twarzy, ale po chwili pojawił się ponownie i to jeszcze szerszy. Przysunął się tak blisko, że poczułam na nim zapach mięty, wody kolońskiej i słodycz jego potu, piżma. Zbyt blisko. Chciałam się cofnąć, ale jego ręka objęła mnie w pasie i przyciągnęła do siebie. Usta spoczęły nieopodal małżowiny usznej, a po plecach przeszedł mnie dreszcz.
– Ubierz sukienkę na naszą randkę – szepnął, a w jego głosie usłyszałam warkot, który wywołał w moim ciele falę gorąca.
Odepchnęłam go, a on zareagował na mój gest i wypuścił ze swoich objęć. Wciąż miał wypisaną satysfakcję na twarzy. Nienawidziłam go za tę butę.
– To nie będzie randka – zaprotestowałam. – Tylko najgorsza noc mojego życia. I wiesz co? Byłoby fajnie, gdybyś jednak mógł mnie dotknąć, bo będziesz musiał mnie przytrzymać, gdy będę chciała się pochlastać, albo gdy będę usiłować się przy tobie powiesić. Wtedy proszę! Ratuj mnie, bohaterze...
– Nie dramatyzuj. – Wzrok Dawida się wyostrzył, zrobił chłodny i poważny, a na ustach nie było już wyrazu zadowolenia z siebie. – W sobotę o siódmej odbiorę cię sprzed domu. Bądź gotowa na czas.
Wskazał na mnie palcem, po czym się odwrócił i ruszył w stronę swojego samochodu, ignorując przy tym ludzi, którzy klepali go po plecach i gratulowali.
Chwilę po tym podszedł do mnie Matt z Loganem. Obydwaj po równo zadowoleni.
– Dobry wyścig, Lena – pochwalił mnie Wrona i wsadził ręce w kieszenie eleganckich spodni.
– Przegrałam – mruknęłam zawiedziona sobą.
– Ale ja wygrałem! – zaśmiał się mężczyzna.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Dziękuję za wiarę w moje możliwości – prychnęłam.
Wrona wzruszył tylko ramionami.
– Lena... – Logan objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. – Dawid ma lepszy samochód, tuningowany. Zna tę trasę, nie raz nią jeździł i jeszcze nigdy na niej nie przegrał. On jest tutaj królem, nawet jeśli to twój wróg, to obstawienie na niego było decyzją taktyczną. Akurat ja doskonale wiem, jakim świetnym jesteś kierowcą. W końcu jesteś moją siostrą.
– Rozwaliłeś dwa samochody... – burknęłam tylko trochę pocieszona słowami brata. Logan się roześmiał i odwrócił w stronę Wrony.
– Zdzwonimy się – powiedział do znajomego naszego ojca, a potem ponownie pocałował mnie w głowę. – Chodź, siostra. Odwieź mnie do domu, wypiłem kilka drinków...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top