Rozdział 23: Wyznanie miłości
Jeśli powiem, że po raz kolejny dałam się w coś wkręcić to tak, jakby nie powiedzieć nic. Jeszcze dwa dni temu miałam poważną rozmowę w samochodzie Dawida, po której zachowywał się co najmniej dziwnie. Nie odzywał się, ale często widziałam przez szyby, jak stoi i wpatruje się w moje okna. Nie reagował, gdy mu machałam, ani nie odpisywał na SMS-y, aż w końcu przysłał jedną, krótką wiadomość:
Oczywiście nie planowałam „wpadać"! Dawid był śmieszny, jeśli sądził, że może mnie tak traktować, a ja przybiegnę na jego zawołanie! Raczej jasnym było też to, że moje plany musiała zepsuć Majka, która już z samego rana zawitała w moich progach, gotowa do tego, by wyszykować mnie na imprezę na miarę gwiazdy Hollywood.
– Nigdzie nie idę! – oświadczyłam. – Nie jestem zabawką, którą się wyrzuca.
– Daj spokój! – jęknęła przyjaciółka. – Nie mam pojęcia, o co ten cały melodramatyzm, ale wiem, że ta impreza nie jest przypadkowa. Po prostu musisz na niej być!
– Co masz na myśli? – zdziwiłam się.
Majka wzruszyła ramionami. Sięgnęła pod kołnierzyk koszulki i wyciągnęła niewielką zawieszkę na łańcuszku. Na powierzchni niewielkiego serduszka ze złota umieszczony został niewielki grawer: „M+I".
– Igor dał mi go na urodziny... – powiedziała z rozmarzeniem.
Dobrze pamiętałam ten dzień. Chciałam zabrać przyjaciółkę do kina i spędzić z nią dzień, żeby oderwać jej myśli od chłopaka w szpitalu, ale zaprzeczyła. Wolała celebrować swoje święto z Igorem, nawet jeśli oznaczało to siedzenie przy szpitalnym łóżku. Nie sądziłam jednak, że uda się blondynowi wręczyć jej jakiś upominek. Majka wyglądała, jakby zapomniała o wątku, więc musiałam pospieszyć ją ruchem ręki. Zreflektowała się i zaczęła dalej tłumaczyć:
– ...jego mama dostała podobny w dniu ślubu. Wiem, że to coś więcej niż zawieszka, a do tego Igor zaprosił mnie dzisiaj na uroczysty obiad z jego rodzicami. Może się łudzę, ale czuję pod skórą, że Igor mi się dzisiaj oświadczy!
– Zgodzisz się? – zapytałam.
Tym razem to ja wiedziałam, że przyjaciółka ma doskonałe przeczucie, co do intencji chłopaka.
Majka pokiwała twierdząco głową, tak jakby miała jej odpaść.
– Igor to najcudowniejszy facet świata! Jest spełnieniem moich marzeń! I właśnie dlatego musisz być na tej imprezie! – Ostatnie zdanie wymówiła wyjątkowo podniosłym tonem. – Dawid nigdy nie organizuje imprez w swoim domu. Ta jest wyjątkiem. Myślę, że Igor go o nią poprosił. Chce uczcić to, co się wydarzy. Dlatego musisz na niej być! Będziesz?
Nie miałam innego wyjścia, jak się zgodzić. Zwyczajnie nie mogłam odmówić. Nawet jeśli cholerny Dawid Kohen był dupkiem, który sądził, że może mną sterować. Skinęłam twierdząco głową i uśmiechnęłam się nieznacznie, co przyczyniło się do pisków i podduszania mnie przez podekscytowaną przyjaciółkę.
Dokładnie o godzinie dwudziestej realizowałam swoją obietnicę. Choć nie planowałam robić satysfakcji Dawidowi, to musiałam wyglądać zjawiskowo. W końcu ile razy w życiu można świętować zaręczyny przyjaciółki? Ubrana w brokatową sukienkę i kozaki na wysokim obcasie wsiadłam do samochodu i poprawiłam zimowy płaszcz, który przysłaniał wyprostowane włosy. Byłam gotowa, ale gdy tylko odpaliłam silnik, na miejsce pasażera wskoczył podekscytowany Logan. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on tylko wzruszył ramionami i zaśmiał się łobuzersko.
– Jaka jest szansa, że jeszcze kiedyś Dawid urządzi bibę w swojej willi w lesie?
Pokiwałam z dezaprobatą głową.
– To nawet nie jest jego dom, tylko jego dziadka... – mruknęłam, na co Logan się ponownie zaśmiał i zapiął pasy bezpieczeństwa.
Podjeżdżając na podjazd w leśnej willi Kohenów, spodziewałam się ujrzeć widok, jak podczas imprezy u Wrony, ale poza światłem zapalonym w salonie nic nie wskazywało, by miała odbywać się tutaj jakakolwiek zabawa. Zaparkowałam swoją Toyotę na pustym podjeździe i wspólnie z bratem poszliśmy do głównego wejścia. Dzwonek rozbrzmiał niczym świergot słowika i po chwili drzwi otworzyła nam rozweselona twarz Dawida.
– Przyjechałaś! – zawołał, jakby ten fakt go bardzo ucieszył.
Dopiero wtedy doleciała do mnie muzyka z wnętrza domu. Rozejrzałam się dookoła i niczego poza czernią lasu nie ujrzałam. Dawid wyglądał za to „jakoś dziwnie" i przez to sformułowanie mam na myśli zjawiskowo bosko! Miał na sobie opinającą, białą koszulę i popielate spodnie garniturowe, które układały się na jego pośladkach, ilekroć wsunął dłonie do kieszeni. Wokół niego unosił się silny zapach kosmetyków i perfum. Wydawał się być nawet niedawno ostrzyżony, bo jego włosy układały się miękko do tyłu.
– Zaprosiłeś mnie – bąknęłam, nie rozumiejąc, co się właściwie tu dzieje.
To z pewnością nie była impreza wszechczasów u wielkiego Dawida Kohena, ale Loganowi to najwyraźniej nie przeszkadzało. Podał gospodarzowi rękę do uścisku i wyminął go tak, jakby coś go wiodło do wnętrza domu. Za to ja wciąż stałam w progu.
– Pięknie wyglądasz, wejdź – powiedział chłopak przede mną, jeszcze głębiej odsuwając się w przejściu.
To była prawda, ale nie ubrałam się tak dla Dawida. Mimo to obdarował mnie komplementem, który rzadko słyszałam z jego ust. Być może był po prostu kurtuazją, ale wydawał się wyjątkowo spontaniczny i szczery.
– Dziękuję, ty również – odpowiedziałam dyplomatycznie. Weszłam do środka i ponownie się rozejrzałam. – Gdzie jest ta wielka impreza?
Dawid jakby się speszył. Niepewnie wsunął dłonie do kieszeni spodni, co mnie niesamowicie prowokowało, więc uniosłam podbródek i spojrzałam w szmaragdowe oczy.
– To bardziej przyjęcie. Igor z Majką się zaręczyli... – Wzruszył bezradnie ramionami. – ...nie było okazji zorganizować urodzin Rudej i... takie tam...
– „I takie tam"? – powtórzyłam po nim zaskoczona, ściągając płaszcz i podając go Dawidowi.
Uśmiechnął się i ponownie wzruszył ramionami. Zachowywał się nietypowo. Wyglądał inaczej i jego gesty były inne. Coś na ułamek sekundy przypomniało mi o chłopcu, z którym bawiłam się kiedyś, ale szybko zabiłam tę myśl. To był Dawid Kohen, któremu – jak na tę chwilę – miałam wiele do zarzucenia.
Mimo wszystko impreza rozkręciła się na całego! Igor przez złamaną nogę okupował dwa miejsca: wyspę kuchenną, przy której wolno sączył piwo z butelki, albo kanapę, z której obserwował jak wywija biodrami jego narzeczona... z wolna sącząc piwo z butelki. Logan szybko załapał z nim kontakt i rozprawiali o zawodnikach NBA lub motoryzacji, co w obu przypadkach było śmiertelnie nudne. Ja zaś miałam doskonałego partnera do tańca! Rudowłosą seksbombę, z którą kręciłam kółka i wyginałam swoje ciało. Mimo że gospodarzem był Dawid, postanowiłam go ignorować i czuć się jak u siebie (co zaskakująco w tym domu wychodziło mi bez problemów), dlatego udawałam, że nie widzę, jak na mnie patrzy, gdy pląsałam z Majką po salonie; był dla mnie niewidoczny, gdy roześmiana piłam drinka, którego przyrządził mi Logan, gdy rozgościł się w barku. Dawid przez cały czas znowu zachowywał się dziwnie. Przyłapywałam go na ukradkowych spojrzeniach, a gdy nasze wzroki się spotkały to za każdym razem odwracał głowę, jakbym go zawstydziła. Nie rozmawiał z Igorem, z Loganem wymienił zaledwie kilka zdań. Stał podparty o ścianę z rękami w kieszeniach i jakby przyglądał się otoczeniu. Obserwował, a jednocześnie był w innej czasoprzestrzeni. Aż do momentu, gdy ponownie zaświergotał dzwonek do drzwi.
– Żarcie przyszło! – zawołał Igor, a Dawid klasnął w dłonie i zerwał się, żeby otworzyć.
Chwilę później w progu salonu stanęła Magda, trzymając w rękach trzy papierowe torby. Gospodarz podbiegł do niej i od razu odciążył, zabierając zamówienie.
– Uważaj – powiedziała Magda. – Matka jak usłyszała, co świętujesz, zapakowała torcik bezowy. Jest na górze w tej drugiej torbie.
Dawid pokiwał głową ze zrozumieniem, ale nie wyglądał, jakby się przejął torcikiem. Położył zamówienie na blacie kuchennym i sięgnął po portfel, na co Magda uniosła ręce w geście protestu.
– O nie! Na koszt firmy! Zresztą ja muszę... już...
Dziewczyna zaczęła się wycofywać, dobrze wiedząc, że będzie musiała toczyć bój, by Dawid nie wcisnął jej pieniędzy. On jednak wsunął portfel w tył kieszeni i uśmiechnął się szeroko.
– Nie wyjdziesz! Zostajesz! – zaśmiał się, jakby przekomarzał się z młodszą siostrą.
– Dawid, nie mam czasu... Muszę pomóc rodzicom... – wykręcała się Magda.
– Rozmawiałem z twoim ojcem. Kazał ci się dobrze bawić!
Magda na chwilę zesztywniała, ale po chwili rozluźniła się, jakby wszystko jej było obojętne i wzruszyła beztrosko ramionami.
– Ok. W takim razie nie wiem, dla kogo był burger z soczewicą, ale już go nie zje.
– Był dla ciebie! – zagrzmiał Dawid i roześmiał się pełną piersią. Magda się zatrzymała, odwróciła na pięcie i spojrzała badawczo na chłopka.
– W ogóle, to gratulacje. – Wyciągnęła ramiona w kierunku Dawida, a on wtulił się w nią, jakby potrzebował pocieszenia. Przez chwilę też tak to wyglądało. Magda pocierała mu kark dłonią i szeptała coś do ucha.
Za co u licha mogła mu gratulować? Mu! A nie Igorowi i Majce! Z jednej strony chciałam wiedzieć. O! Jak paliło mnie, żeby to poznać! Z drugiej strony byłam na niego wściekła, obrażona i w zasadzie to miałam go ignorować, prawda?
Chwyciłam więc za burgera i mocno wbiłam w niego zęby. Ok. Zajem ciekawość. Chciałam wziąć kolejnego gryza, ale poczułam przyjemne ciepło męskiej dłoni na biodrze, a za uchem wilgotny oddech i te przeklęte piżmo i miętę! Niech cię diabli piżmie i mięto!
– Porozmawiajmy... – szepnął Dawid, przyjemnie mrucząc w mój kark.
– Jem! – odpowiedziałam mu nieco zbyt agresywnie, ale jego bliskość powodowała, że w moim wnętrzu wybuchł wulkan, którego nie chciałam, i tak naprawdę byłam na siebie wściekła. Cholerny Dawid Kohen, swoim przeklętym głosem, zaledwie jednym słowem sprawił, że moja bielizna stała się wilgotna! Szlag by to!
– Proszę... – wymruczał.
Musiałam się uwolnić od jego wpływu. Nie namyślając się wiele, odłożyłam kanapkę na blat wyspy i przełykając ostentacyjnie, zeskoczyłam z hokera. Ruszyłam w stronę schodów prowadzących na piętro. Dawid poszedł za mną bez słowa. Nie wiem, jak zareagował, bo nie chciałam na niego patrzeć, ale u szczytu się zatrzymałam. Nigdy tu nie byłam, nie wiedziałam, gdzie iść.
– Twoja sypialnia? – zapytałam surowo, wtedy poczułam, że ciało chłopaka dotyka moich pleców.
– Na wprost... – odpowiedział niepewnie. Jęknął rozczarowany, gdy się odsunęłam i ponownie ruszyłam przed siebie.
Wnętrze mnie zaskoczyło. Za dębowymi drzwiami znajdowała się przytulna sypialnia pomalowana na granatowo. Ciemne, drewniane meble tworzyły elegancki, ale rodziny obraz ciepłego pomieszczenia. Nic tu nie wyglądało na bezduszne, wszystko było wypełnione i zaplanowane z ogromną starannością. Usiadłam niepewnie na ogromnym łożu i podciągnęłam się, układając na ciemnoniebieskiej pościeli. Oparłam się na łokciach i czekałam na ruch Dawida. Nie nastąpił. Stał w progu pomieszczenia, jakby bał się go przekroczyć. Za to świdrował mnie wzrokiem, a językiem delikatnie nawilżył wargi. Od razu zrozumiałam, o czym myśli.
– To nie jest zaproszenie do łóżka. Nie dam ci się przelecieć! – prychnęłam poirytowana.
– Nie po to... – Dawid wszedł do środka, jakby odzyskując dawny wigor, ale szybko opuścił głowę. Miałam wrażenie, że chciał przeprosić, ale ja nie chciałam wysłuchiwać jego wymówek. Dobrze wiedziałam, co robił przed chwilą – pieprzył mnie wzrokiem na swoim łóżku, dlatego mu przerwałam.
– Piękna sypialnia, twój dziadek ma gust... – powiedziałam spontanicznie, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu.
– Ja go urządziłem... – burknął niepewnie. – Właściwie, to dom...
– Nie przyszliśmy tu rozmawiać o wystroju wnętrz, prawda, Dawid? – ponownie mu przerwałam.
Zaczęłam odczuwać coś na kształt napięcia seksualnego. W jakimś stopniu satysfakcjonowało mnie to. Miałam władzę, teraz to zrozumiałam. Podobało mi się upokarzanie Dawida. Chciał ze mną rozmawiać, a ja mu przerywałam. Poczułam ciepło w podbrzuszu i wstyd, gdy uświadomiłam sobie, co robię. Opanowałam się. Dawid przełknął ślinę. Głośno, zbyt głośno... jemu też zaczynało to sprawiać dziwną przyjemność.
– Chciałeś rozmawiać, porozmawiajmy – powiedziałam spokojnie, dając mu do zrozumienia, że zakończyłam przepychanki.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Przepraszam, że cię zdenerwowałem, Lenka. Nie mam pojęcia czym, ale...
– Nie masz pojęcia?! – uniosłam głos, a moja brew ugięła się w zdziwieniu. Poczułam kolejną falę gniewu. – Nie masz pojęcia?! Nie jestem twoją zabawką, Barcelona to był jednorazowy wyskok, nie możesz liczyć na to, że będę na twoje zawołanie i ignorować, gdy ci odmówię. Słowem się nie odzywasz, nie odpisujesz na SMS-y i nagle zapraszasz na niby imprezę, by zaciągnąć do swojego łóżka i...
Nie zdołałam wygarnąć mu jeszcze wielu żali, które się we mnie nagromadziły. Dawid przypadł do mnie, zatykając dłonią moje usta. Zaskoczona zesztywniałam, ale on się zatrzymał w tej pozycji. Lekko zawieszony nade mną.
– Powiedzieć ci, że... – Przełknął głośno ślinę, a dłoń ostrożnie zsunął z moich warg. – ...że cię kocham, Lena.
Początkowo nie dotarły do mnie jego słowa. Moją jedyną myślą było dudniące w głowie pytanie: „Co?!", a jednak w sercu pojawiła się nadzieja, której sama nie rozumiałam.
– Nie wierzysz w miłość... – szepnęłam, chcąc uzyskać pewność.
– Ciebie pokochałem... – Uśmiech Dawida był przyjemnie ciepły i rozpalał moje wnętrze. – Musiałem sobie to poukładać, nie rozumiałem swoich uczuć... – Jego oczy przypominały tańczące iskierki o magicznie szmaragdowej barwie. – ...Potrzebowałem się odciąć, nie chciałem cię skrzywdzić... – Ciemne włosy okalały idealną twarz, o tak doskonałych rysach. – ...Przepraszam, nie chciałem cię rozzłościć, chciałem zrozumieć... – I te przeklęte piżmo i mięta...
Cholera! W tym momencie i ja zrozumiałam. Także kochałam Dawida Kohena!
– Niech cię diabli, Dawid! – warknęłam i wpiłam swoje usta w jego usta. – Też cię kocham, draniu...
Z początku był zaskoczony, ale szybko odwzajemnił pocałunek i zrobił to z niesłychaną pasją. Nie tylko mnie pocałował. Dawid dosłownie rzucił mnie na łóżko! Zachłannie chwycił w pasie i umieścił w centralnym miejscu materaca. Jego dłonie szybko rozchyliły moje nogi, a jego ciało umiejscowiło się między nimi, przyciskając lędźwie do białych, koronkowych majtek. Nie czekał na pozwolenie, jednym ruchem zsunął sukienkę z moich piersi i przyssał się do ozdobionych kolczykami sutków. Całował i pieścił je tak, jakby była to manierka z wodą, a on właśnie spędził tygodnie na pustyni. W moich płucach zabrakło tchu. Także go pragnęłam, moje ciało tęskniło za jego dotykiem. Oddałam się mu w całości, jakby świat miał się skończyć, a jutro miało nie nadejść. Dawid Kohen, mój największy wróg, mój nemesis, był moją największą pasją, moją miłością. Był po prostu mój. Równie zachłannie rozpięłam białą koszulę, z której się uwolnił dwoma szybkimi ruchami. Chwyciłam za pasek spodni i odpięłam ciężką klamrę – go również pozbył się bez problemów i rzucił w kąt pokoju. Działaliśmy impulsywnie, pożerając się nawzajem. Nie chciałam czekać. Byłam zachłanna. Wsunęłam dłoń w rozporek eleganckich spodni i zaczęłam pocierać, by sprawić Dawidowi przyjemność, która miała doprowadzić do mojego zaspokojenia, ale mój kochanek zesztywniał (nie tylko w oczekiwanym miejscu). Wyprostował się i, dysząc ciężko, zsunął z łóżka.
– Czekaj, Lena. To nie wszystko... Musimy porozmawiać... – wysapał.
Obserwowałam, jak przyciągnął sobie elegancki fotel i usiadł na nim z pochyloną głową. Próbowałam zrozumieć sytuację, gdy wsunął dłonie we włosy i mruczał coś z niezadowoleniem. Zaniepokoiłam się, więc podciągnęłam sukienkę do góry i zasłoniłam odruchowo biust.
– O co chodzi? – zapytałam zdezorientowana.
– Znienawidzisz mnie, gdy ci powiem... – wyznał, nie unosząc głowy.
Ostrożnie zsunęłam się z łóżka i usiadłam na jego skraju.
– Możesz mi powiedzieć... – zasugerowałam niepewnie.
– Kocham cię...
– Też cię kocham, co takiego chcesz mi powiedzieć?
Podniósł głowę i obserwował moją reakcję, jakby nie wierząc, że mogę mówić poważnie. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się do niego delikatnie, żeby okazać mu wsparcie. Jego źrenice świdrowały mnie, aż w końcu się zatrzymały.
– Musisz wiedzieć, że to wszystko było zanim cię pokochałem...
– Rozumiem – przyznałam.
– Po śmierci babci sprzątałem jej rzeczy w domu i znalazłem czek...
– Jaki czek? – zdziwiłam się.
– Na pięćdziesiąt tysięcy złotych, wypisany przez moją babcię... twojej matce...
– Mojej mamie? – zapytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc słów Dawida. – Jaki czek? Kiedy go znalazłeś?
– Jakoś na jesieni...
– Na jesieni... – W mojej głowie zaczęłam dodawać dwa do dwóch. Wtedy Dawid zaczął się ze mną spoufalać. – Założyłeś się ze mną, żeby...
– Zrozum, Lenka. Znalazłem czek, byłem wściekły, chciałem się zemścić...
– Na mnie? Bo twoja babka zapłaciła mojej mamie, żeby się jej pozbyć?! – Właściwie nie wiem, dlaczego w tym momencie podniosłam głos. Bardzo nie podobało mi się to, w jaką stronę idzie ta rozmowa. Czy Dawid właśnie sugeruje mi, że moja matka wyłudziła od jego rodziny pieniądze, gdy zaszła w ciążę z moim ojcem? Coś we mnie pękało, coś wywoływało złość.
Dawid wstał z fotela i rozłożył przede mną bezradnie ręce. Już nie był pokorny, on też szykował się do walki.
– Czego się spodziewałaś? Ona rozwaliła małżeństwo moich rodziców! To przez nią mój ojciec się załamał! Wiesz, co pamiętam z dzieciństwa? – Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwolił mi dojść do słowa. – Pamiętam, że mój ojciec zawsze miał zamkniętą szufladę w gabinecie i siedział w nim, twierdząc, że pisze pierdoloną książkę. Wiesz, co znalazła moja matka po przeprowadzce z USA?
Stanęłam na rozstawionych nogach i oparłam dłonie na biodrach.
– Co takiego? – spytałam z butą i kpiną w głosie.
– Mama mówiła, że to poszukiwanie skarbów i muszę znaleźć klucz... Wiesz, co było w tej przeklętej szufladzie? Cholerne zdjęcia Elizy! Ich cholerne zdjęcia! Cały czas tam siedział i...
– I temu jest winna moja matka?! – wrzasnęłam. – Że twój ojciec przeprowadził się, żeby być bliżej niej? Bo wciąż ją kocha? Ona wybrała, Dawid! Wybrała mojego ojca, nie twojego! Nie możesz jej winić za to, że twój ojciec się z tym nie pogodził!
– Ona wyłudziła od mojej rodziny pierdolone pięćdziesiąt tysięcy złotych!
– A pomyślałeś, że może święta pani Kohen zapłaciła, żeby się pozbyć mojej matki?!
– Nie zrobiłaby tego... – zawahał się.
– Nie? – prychnęłam wściekle. – Ale moja matka już by zrobiła? Więc chciałeś w zemście przelecieć mnie?!
– Tak, ale... – Dawid wystawił w moim kierunku rękę, ale uniosłam dłonie do góry i zrobiłam krok w tył, dając mu do zrozumienia, żeby mnie nie dotykał.
– Więc brawo, Casanovo! W Barcelonie zerżnąłeś mnie koncertowo! Mission complete!
Zrobiłam kolejne dwa kroki w tył, a Dawid wykonał trzy do przodu.
– Lena, to nie tak... W Barcelonie... Toznaczy, wtedy taki był plan, ale wszystko się zmieniło... Kochamcię... Zrozumiałem, że nie chodzi o plan... Chodzi o ciebie...Ja... Znalazłem ten czek i...
– Pierdol się, Dawid! – Nie dałam mudokończyć. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.Dogonił mnie w progu, chwycił za łokieć i przekręcił w swojąstronę.
– Kocham cię, Lena... Powiedziałem ci,żeby nie mieć przed tobą tajemnic. Chcę zbudować z tobą...
– Ale ja nie chcę nic budować z tobą, oszuście! – wrzasnęłam, nie zważając na to, że już stoimy na korytarzu i inni mogą nas usłyszeć. – Jesteś pieprzonym kłamcą, Dawid! Wykorzystałeś mnie!
– Kocham cię... – Jego głos się załamał, bardziej jęknął, niż to powiedział. – Pierwszy raz kocham... ja... Lena, kocham cię...
Widziałam, jak po twarzy spływa mu pojedyncza łza. Moje serce też krwawiło, ale czułam się upokorzona. Nie chciałam być dziwką Kohena, a właśnie to ze mnie uczynił.
– Nie, Dawid... – powiedziałam ostro. – Ty nie potrafisz kochać.
Ku mojemu zaskoczeniu zesztywniał na całym ciele i w końcu puścił mój łokieć. Wtedy zrozumiałam, że wygrałam. Pobiegłam przed siebie i pokonałam schody w dół. Wszyscy się na mnie patrzyli w milczeniu, ale tylko jedna para oczu miała wypisaną winę na twarzy. Intensywnie niebieskie oczy ukryte pod daszkiem czapki rozumiały, czym jestem tak bardzo wzburzona.
– Wiedziałeś! – Wycelowałam palcem w siedzącego na kanapie Igora. – Wtedy na plaży przestrzegałeś mnie przed nim, bo cały czas wiedziałeś!
– Lena... – Chłopak usiłował wstać z kanapy, niezgrabnie podciągając kule pod siebie, ale nie dałam mu możliwości na konfrontację.
Nie zważając na to, jak mój brat dostanie się do domu, pobiegłam do wyjścia. Zaledwie raz obdarzyłam wzrokiem ponownie wnętrze domu, z którego uciekałam. Igor usiłował się podnieść, a Majka starała się go przed tym powstrzymać. Logan siedział w towarzystwie Magdy, a na szczycie schodów stał mój upadły anioł. W popielatych spodniach garniturowych, z nagą piersią opierał się o balustradę, a po jego idealnej twarzy spływały łzy. Milczał. Już za dużo słów padło z jego strony.
Również chciałam się rozpłakać jak dziecko, ale nie mogłam dać mu tej satysfakcji. To on przegrał nie ja. Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam na podjazd przed domem. Zapaliła się fotokomórka, a mój czerwony samochód został oświetlony białym światłem. Wsiadłam w niego i odjechałam z piskiem opon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top