Rozdział 19: Co wydarzyło się w Barcelonie, zostanie w Barcelonie

W klubie panował zaduch. Głośna muzyka oraz migotliwe światła uniemożliwiały prowadzenie normalnej rozmowy. Siedziałam w prywatnej loży, popijając fikuśnego drinka z palemką. Słodkiego i pysznego... do tego trzeciego z rzędu, i patrzyłam, jak w moją stronę kieruje się istny bóg seksu. Miał na sobie obcisłe, kremowe jeansy z rozcięciami na kolanach i jasną koszulę, której nie zapiął na trzy górne guziki, eksponując w ten sposób swoje tatuaże. Widziałam, jak kobiety się za nim oglądały, nie miał problemów z nawiązywaniem kontaktów. Nie musiał nic robić, aby zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej, jedyne co musiał, to wyrazić zainteresowanie, by naiwne i chętne panienki wskoczyły mu na kolana zaślinione jak francuskie buldogi... ale tego nie robił. Cały wieczór spędzał ze mną. Nie potrafiłam pojąć jego intencji i zachowania. Nie po tym, co się wydarzyło, a mianowicie nie wydarzyło się nic! Spałam, gdy wrócił tego feralnego wieczoru. Zbliżyliśmy się do siebie bardziej, niż powinniśmy (nie pierwszy raz!), a moje myśli zaprowadziły mnie do łóżka. Z rana wstałam przed nim i udałam się na śniadanie. Miałam w planach samotne zwiedzanie. Nie liczyłam na jego obecność, a mimo to dosiadł się i z zadziornym uśmiechem na twarzy zapytał: „Planujesz oglądać Świątynię Pokutną beze mnie?". Nie odpowiedziałam, ale on najwyraźniej nie potrzebował zgody. Pomimo wcześniejszych niejasności znowu spędziliśmy udane przedpołudnie, a po obiedzie oświadczył mi, że musi się zdrzemnąć przed nocnym klubowaniem. Nie planowałam mu przeszkadzać, więc usiadłam na swoim łóżku i sięgnęłam po książkę, by zatopić się w lekturze. Nieoczekiwanie poklepał przestrzeń obok siebie, zachęcając mnie do bliskości. Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam była, ale jakaś siła pchała mnie w jego objęcia, bo tam czułam się zaskakująco dobrze – bezpiecznie. Tylko dlatego zdecydowałam się przystać na jego niemą propozycję. Wtuliłam się w twarde ramię, a on objął mnie z głuchym warknięciem, jakie wydaje kot, gdy rozpoczyna żer na swojej umierającej ofierze (Tak, tak wiem! Istna romantyczka ze mnie, ale tak właśnie to brzmiało), jednocześnie zamykając oczy i kamieniejąc w tej pozycji. Tyle, jeśli chodzi o moje czytanie! Nie potrafiłam zebrać myśli, a o koncentracji nie było mowy. Potrafiłam tylko leżeć i wpatrywać się w spokojnie unoszącą się pierś chłopaka, zastanawiając się, czy zasnął. W końcu nie wytrzymałam.

– Śpisz? – szepnęłam z nadzieją, że mnie nie usłyszy lub go nie obudzę swoimi słowami.

– Nie śpię – odpowiedział.

Powieka uniosła się ciężko, a szmaragdowe oko spojrzało z niemym pytaniem: „Co jest?", zawieszonym w przestrzeni między nami.

– Powiedz mi coś o sobie?

– Co takiego? – zdziwił się.

– Sekret, zdradź mi jakiś sekret. – Zadarłam nos do góry i spojrzałam na niego z nadzieją, ale w odpowiedzi dostałam tylko prychnięcie. – No weź! – pożaliłam się. – Też ci coś zdradzę, obiecuję!

Wiedziałam, że zada jakieś erotyczne pytanie. Byłam tego raczej pewna i nastawiłam się, że odpowiem, choćby to było coś bardzo intymnego. Zasadniczo nie miałam nic do ukrycia. Chyba wszystko już o mnie wiedział, a czego nie wiedział, to się domyślał. Mogłam zaryzykować.

– Ok... – powiedział przeciągle i podciągnął się nieznacznie do pozycji półleżącej. – Ale wszystko? – upewnił się zaintrygowany.

– Wszystko. Wiem, że zapytasz o seks.

Skinęłam głową. Jednocześnie oparłam przedramiona na piersi chłopaka i oplotłam nogę wokół jego uda. Uśmiechnął się i przygarnął mnie mocniej do siebie.

– Toooo... – Na jego twarzy pojawił się chytry grymas, a ja czekałam, aż wypluje z siebie tę erotyczną aluzję. – Myślałaś kiedyś o mnie podczas masturbacji?

Wyrzucił słowa jak pociski z karabinu maszynowego. Zaśmiałam się. Nie chciałam, ale zaczęłam się śmiać.

– Co?! Nie! – zaprzeczyłam, nie mogąc się opanować.

– Ale nigdy? – zdziwił się.

– Nie, nigdy!

– To o czym myślisz, kiedy sobie tam wkładasz...?

– Przede wszystkim... – przerwałam mu – ...to niczego sobie tam nie wkładam, a po drugie, to o niczym, to czynność mechaniczna.

– Ręką? – upewnił się, jakby nie było to oczywiste.

– Tak, ręką. Jestem nudna – prychnęłam rozbawiona. – Skoro zmarnowałeś swoją szansę na głupoty, to teraz moja kolej.

– No, dobrze. Co chcesz wiedzieć? – zapytał nieco zawiedziony.

Poprawiłam się i spojrzałam wprost w szmaragdowe oczy. Wiedziałam, że pytanie, które zaraz zadam, nie spodoba się mu. Byłam gotowa na każdą reakcję, więc aby załagodzić możliwe konsekwencje, zaczęłam lekko wodzić palcami po twardej klatce piersiowej.

– Jaka była twoja mama?

Na chwilę jego oddech się zatrzymał. Poprawił się niezgrabnie na łóżku, jakby chciał sprawić, że pytanie będzie mniej niewygodne i ciężko odetchnął.

– Normalna, widziałaś ją... – powiedział, jakby od niechcenia, ale dostrzegłam, że był to bolesny temat.

– Wiem, jak wyglądała. Była wysoka, lekko puszysta, ale bardzo zgrabna. Miała brązowe włosy i masz jej oczy... – Przypomniałam sobie kobietę o przyjemnych rysach twarzy i pogodnej naturze, która w mojej pamięci pozostała jako zawsze uśmiechnięta osoba. Tak naprawdę jej nie znałam. Nic o niej nie wiedziałam. Moja mama nic o niej nie wspominała, a przecież była we wszystko wtajemniczona. – ...ale nie wiem, jaka była... Skąd pochodziła...

– Z lubuskiego – przerwał mi. – Pochodziła skądś z lubuskiego, ale nie pamiętam nazwy miejscowości. Nigdy tam nie byłem, ona sama nie utrzymywała kontaktu z matką. Ponoć babcia była bardzo surowa i zaborcza. Moja matka uciekła od niej do Anglii i tam poznała mojego ojca. On był na praktykach w londyńskim wydawnictwie, a ona pracowała jako kelnerka w restauracji. Poznali się na jakimś wieczorku zapoznawczym, ojciec mówił o imprezie, ale mi ciężko sobie wyobrazić go imprezującego, a matka powiedziała, że to było jakieś przyjęcie grupowe, czy coś w tym stylu...

– Co się z nią stało po tym, jak się wyprowadziła?

Pierś, na której spoczywałam uniosła się i opadła, a wraz z nią wydostały się słowa.

– Ponoć wróciła do swojej matki. Ponoć, bo przez dwa lata nie dawała znaku życia. Potem ponownie wyjechała do Anglii i zaczęła dzwonić. Pierwszy raz zabrała mnie do siebie, gdy miałem czternaście lat. Jeździłem do Kippax dla niej, bo nie czułem się tam za dobrze.

– Nie lubisz tego miejsca?

– Nie lubię fiuta, z którym się związała – burknął nerwowo. Nie rozumiałam jego złości, więc tylko zadarłam brodę i ponownie spojrzałam mu w oczy. – To pierdolony murzyński nygus...

Zamrugałam zaskoczona. To były bardzo mocne i niespodziewane słowa.

– Jesteś rasistą?

– Nie jestem. – Wzdrygnął się. – Nie lubię tego fiuta, bo reprezentuje wszystko, co najgorsze. Siedzi na jej garnuszku, pomiata nią i bije. Ojciec dawał mi pieniądze, żebym nie był na jej utrzymaniu, a on mi je podpierdalał. W końcu się postawiłem. Nie z powodu pieniędzy... – Poprawił się nerwowo na łóżku. – ...z powodu mamy. Jak miałem siedemnaście lat, a on podniósł na nią rękę, to mu oddałem. Matka zaczęła krzyczeć, a sąsiedzi wezwali policję. Wiesz, co było najgorsze? – Nie odpowiedziałam, ale moja głowa ponownie zadarła się ku górze, a nasze spojrzenia spotkały. – Gliny zgarnęły mnie. Matka była obita i rozhisteryzowana, a ja go tłukłem na kwaśne jabłko, więc uznali, że to moja wina. Nie zareagowała, pozwoliła na to. Gdy mnie zabierali patrzyłem, jak rozczula się nad swoim kochasiem. Musiałem zadzwonić po ojca. Wściekł się, przyjechał z prawnikiem i wszystko pozałatwiał... Miałem powtórkę z rozrywki.

– Co to znaczy? – zdziwiłam się.

– Nic... – westchnął. – Matka płakała, ojciec wrzeszczał na nią, że już mnie nigdy nie zobaczy, a ja siedziałem i nie miałem prawa do wypowiedzi. Zupełnie jak przy rozwodzie.

– To musiało być bardzo trudne – szepnęłam i wtuliłam się w niego z całej siły, chcąc mu okazać jak najwięcej wsparcia. Objął mnie obiema rękami i zatopił twarz w moich włosach, a potem zaczął mruczeć i śmiać się pod nosem. Uśmiechnęłam się do niego, nasze twarze zbliżyły się, a wtedy trącił mnie nosem, jak w filmie „Zakochany kundel".

– Chciałabyś! – zażartował. Wyśmiałam jego sugestię i trąciłam go lekko w bark, ale ani on mnie nie puścił, ani ja nie chciałam się odsunąć. – Chodźmy spać, jeśli nie chcesz paść przed dwudziestą czwartą.

Obróciłam się plecami i położyłam na boku, czułam jak twarda pierś przylgnęła mi do pleców. Leżeliśmy w pozycji na łyżeczkę, co było bardzo przyjemne. Czułam, jak jego twarz zanurza się w moim obojczyku. Czy tak wyglądała przyjaźń? Kim właściwie dla siebie byliśmy? Czy to normalne, by czuć się tak dobrze przy drugim człowieku? I czy był szczęśliwy...?

– Kontaktujesz się z mamą od tego zdarzenia? – zapytałam, jeszcze nim zamknęłam oczy.

– Tak, dzwoni raz w miesiącu, ale do niej nie jeżdżę. Od tamtej pory jej nie widziałem.

– Żałujesz? – kontynuowałam rozmowę.

– Zdradzić ci prawdziwy sekret, którego o mnie nie wiesz? – zapytał, intrygując mnie tym samym, ale nie zdążyłam ani przytaknąć, ani odwrócić głowy, gdy wymruczał do mojego ucha. – Mama była wtedy w siódmym miesiącu ciąży. Mam siostrę, której nie znam...

Z mojego gardła wydobyło się westchnienie, wymieszane z jękiem. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam słów mogących wyrazić współczucie.

– O, nie...

– Śpij – przerwał mi i delikatnie przyłożył dłoń do ust, aby je zatkać.

– Ale... – próbowałam mówić, ale poczułam jego oddech na karku.

– Jeśli się nie przymkniesz i nie dasz mi przespać, to zatkam ci usta czymś naprawdę wielkim, twardym i zakończonym piercingiem – szepnął, a wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie ciarki.

– Nie jest aż taki wielki – odgryzłam się, bo chyba nie byłabym sobą, gdybym tego nie powiedziała.

Prychnął w mój obojczyk i wtulił w niego twarz. To był koniec, a kilka godzin później Dawid Kohen (gdyby ktoś jakimś cudem nie domyślił się, że mówiłam cały czas o nim...) szedł w moją stronę w loży klubowej. Usiadł obok i przewiesił bark na oparciu tuż za mną tak, że jego ciężka dłoń opadała na nagą część mojego ramienia, a silne palce delikatnie muskały obojczyk. Nie rozumiałam tego gestu, ale na niego przyzwalałam, bo szybko zrozumiałam, że wychodząc do klubu z Dawidem stałam się jedną z jego ozdób. Nie było mowy o flirtowaniu z kimkolwiek. Jeśli jakiś mężczyzna pojawił się w pobliżu, wzrok mojego nemesis od razu sugerował, żeby sobie poszedł. Byłam absolutnie na wyłączność. Czy źle się z tym czułam? Zaskakująco nie. Czułam się bezpiecznie, czy pragnęłam jego zaborczości? W pewien sposób tak. Jak to o mnie świadczyło? Jeszcze nie wiedziałam. W normalnych warunkach kazałabym takiej dziewczynie uciekać od niezdrowej relacji, dlaczego moja czerwona flaga wciąż była opuszczona? Przecież już w hotelu zaczął robić mi wyrzuty o strój, co powinno mnie zaniepokoić.

– Chyba tak nie wyjdziesz? – burknął, gdy przebrałam się w biały kombinezon, którego szew zaciągnięty na plecach zachodził na pośladki i eksponował je nieco wulgarnie, ale Majka uparła się, że jest doskonały i stwierdziłam, że: „Czego nie widzą oczy mojego ojca, o to nie zrobi mi wykładu", jak mówi stare porzekadło.

Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka stojącego przede mną w samym ręczniku, który ociekał wodą i seksapilem.

– Jak dla mnie ty możesz tak iść – zażartowałam, ignorując jego zaczepkę.

– Dupę ci widać – warknął.

Wykręciłam się, coraz bardziej rozbawiona jego zachowaniem i zaczęłam zaglądać w kierunku swoich pośladków.

– Ooo, faktycznie! Mam tyłek! – zaczęłam szydzić.

– Przebierz się! – nakazał, gdy zrozumiał, że się z niego nabijam.

Wyprostowałam się i stanowczo dźgnęłam palcem w jego twardą pierś, czego się nie spodziewał, ale wywarło to na nim takie wrażenie, jakby mucha spotkała się z zadem konia. Spojrzał na pomalowany na cielisty róż paznokieć, a potem z powrotem na mnie, nie chcąc ustąpić w swoim postanowieniu. Byłam prawie przekonana, że jeśli zechce, to osobiście dopilnuje, abym się rozebrała z prowokacyjnego stroju. Musiałam mu pokazać, kto tu rządzi.

– Nie wiedziałam, że wraz z tytułem mistrza przejąłeś po moim ojcu prawa rodzicielskie!

Skrzywił się. Wiedziałam, że przyrównując go do Skały, skała przede mną zmięknie. Zagotował się, ale odwrócił na pięcie i poszedł do łazienki dalej się szykować, więc ja mogłam w spokoju ułożyć włosy w luźne fale. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, ale ubrał się na jasno i tak jak ja zarzuciłam ramoneskę na ramiona, wychodząc, tak on włożył na swoje skórzaną kurtkę, więc gdy spotkaliśmy się z Majką i Igorem w lobby, pierwsze co krzyknęła moja przyjaciółka to:

– Matching outfits! Zupełnie jak my!

I rzeczywiście... Majka, żeby wpasować się w prosty ubiór chłopaka i jego błękitną koszulę, miała na sobie bawełnianą sukienkę w dokładnie tym samym kolorze, raczej skromną jak na jej gust. Teraz szczebiotała w klubie, podparta na udzie Igora, który spokojnie popijał duże piwo, a spod nieodłącznej w jego wyglądzie czapki z daszkiem, nie można było dostrzec jego intensywnie niebieskich oczu. Dawid mu coś tłumaczył, ale stoicki spokój blondyna tylko zirytował mojego towarzysza, więc warknął pod nosem i zgarnął z blatu stołu telefon.

– Lena, chodź zatańczyć – powiedział.

Tak, powiedział, a nie zapytał, ale miałam to w nosie. Od dłuższej chwili siedziałam w loży i zaczynało mi się nieco nudzić, bo słyszałam jedynie fragmenty rozmów. Wstałam i przewiesiłam niewielką kopertówkę przez ramię. Dawid objął mnie w pasie, żeby zaprowadzić na parkiet i jednocześnie wystawił w moją stronę swoją komórkę.

– Schowaj do torebki, nie mam w tych spodniach tylnych kieszeni.

Wzięłam od niego telefon i obejrzałam, komentarz aż cisnął mi się na usta.

– Uuu! Będę mogła powysyłać sentymentalne SMS-y do twoich eks!

– Jeśli uda ci się złamać hasło! – zaśmiał się.

Na parkiecie było tłoczno, więc Dawid przyciągnął mnie do siebie. Jego bliskość mi nie przeszkadzała, bo był gentlemanem w tańcu, opierał ręce na moich biodrach i poruszał się wraz z moim rytmem. Nie sądziłam, że może być dobry we wszystkim, ale najwidoczniej się myliłam. Przez prawie godzinę jego ciało na parkiecie poruszało się płynnie, sprawiając, że przez moje przechodziły dreszcze, aż w końcu wypite napoje alkoholowe dały o sobie znać.

– Muszę iść do toalety! – krzyknęłam, usiłując przebić się przez hałas muzyki house.

– Pójdę z tobą! – Dawid skinął głową i poprowadził mnie przez zatłoczoną salę w stronę wyjścia.

W toalecie wciąż panował rumor. Dziewczyny tłoczyły się przy umywalkach, gdzie toczyły się dramaty. Ktoś płakał, ktoś inny się złościł, ktoś stanowczo powinien wrócić do domu, ktoś wymiotował. Zaszyłam się w jednej z kabin i dokładnie zakluczyłam na zamek. Wewnątrz wciąż panował hałas, ale przytłumiony i miało się wrażenie izolacji. Obłożyłam papierem obskurną deskę klozetową i dopiero wtedy na niej usiadłam.

A teraz pytanie do wszystkich: Czy wy też jak sikacie po pijaku, to robicie to niesamowicie głośno i długo?

Ja? Niestety miałam wrażenie, że wszyscy wkoło mnie słyszą i mierzą czas z podziwem, ile pomieścił mój pęcherz. Wtedy właśnie poczułam delikatne wibrowanie na kolanach, gdzie spoczywała moja torebka. Z początku pomyślałam, że to Dawid dzwoni, żeby mnie pospieszać, ale moje wątpliwości rozwiały się, gdy chwyciłam jego telefon. Na ekranie głównym wyświetlała się jedna litera jako nazwa nadawcy: D.

Nie mam pojęcia, dlaczego odebrałam. Patrząc na zieloną strzałkę po prostu ją przesunęłam. Przyłożyłam aparat do ucha i słuchałam.

– No, nareszcie! Ileż można do ciebie pisać? Książę się znalazł! – usłyszałam poirytowany męski głos w słuchawce. Nie wiedziałam skąd, ale go znałam, już gdzieś słyszałam. – Przemyślałeś moją propozycję? – Wciąż myślałam, zastanawiając się nad właścicielem głosu: arogancki, pewny siebie, dumny, wyniosły, a jednocześnie prosty i pospolity. W głowie zaczął klarować mi się obraz mężczyzny w czapce z daszkiem na odwrót. – Jesteś tam, czy mówię do siebie?!

Nim zdążyłam pomyśleć, że właśnie się ujawniam, słowa samoistnie wyleciały z moich ust:

– Diablo? – szepnęłam sama do siebie.

– Lena? – zaskoczył się mężczyzna. Przełknął ślinę wyraźnie słyszalnie i szybko przybrał podekscytowaną tonację. – Miło cię słyszeć! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się cieszę! Co u twojej mamy? Podobały ci się kwiaty?

– Kwiaty? – powtórzyłam po Diablo, a zimny pot spłynął po moich plecach. – Ty wysłałeś mi kwiaty?

– Tak, to ulubione kwiaty twojej babci!

Jego radosny głos wskazywał, jak wielką satysfakcję miał, gdy mi to mówił, a mnie strach przeszył niczym strzała.

– Moja babcia nie żyje, świrze! – Chciałam warknąć, ale z mojego gardła wydobył się jedynie pisk i w panice wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

Podciągnęłam kombinezon do góry i w pośpiechu wyszłam z toalety. Chciałam jak najszybciej ewakuować się z budynku. Wyjść na powietrze i odsapnąć. Po co Dawidowi był numer Diablo? Co go łączyło z tym psychopatą? W sumie, to nawet nie chciałam tego wyjaśniać. Wybiegłam na korytarz i zderzyłam się z twardą powierzchnią czyjegoś torsu. Nie, czyjegoś... pachnącego miętą i piżmem torsem Dawida.

– Hej, gdzie się tak spieszysz? – powiedział chłopak z wyraźnym rozbawieniem.

Czułam się przez niego oszukana, więc cisnęłam w niego telefonem. Moja dłoń z komórką zatrzymała się na jego piersi, a on odruchowo zakluczył ją w swojej dłoni.

– Po co ci numer do Diablo? – warknęłam, ale na tyle nieumiejętnie, że słychać było mój lęk. – Co cię z nim łączy?

– Nic! – zaprzeczył.

– To po co ci jego numer?! – powtórzyłam pytanie.

– Żeby od niego nie odbierać – wyjaśnił spokojnie, a jego dłonie powędrowały na moją talię. – Lena, spójrz na mnie.

Uniosłam wzrok i popatrzyłam w szmaragdowe oczy Dawida. Mówił prawdę, był równie przejęty co ja.

– Dzwonił... – wyszeptałam.

– Odebrałaś? – zaskoczył się. Dopiero teraz dotarło do mnie, że było to nadużycie jego zaufania. Przecież słowa o pisaniu SMS-ów do eks były tylko żartem.

– Przepraszam... – jęknęłam, a po moim policzku spłynęła łza.

– Nie przepraszaj – pocieszył mnie. Dawid uniósł delikatnie mój podbródek i przetarł kciukiem mokrą kroplę utworzoną na policzku. – Ten człowiek nie rozumie słowa „NIE". Powiedziałem mu jasno, że to koniec, a on nie może przeżyć, że odszedłem niepokonany i teraz wydzwania do mnie z propozycjami walk. Myśli, że wejdzie mi na ambicje i sprowokuje...

– Wysłał mi kwiaty... – weszłam mu nieśmiało w słowo.

– Co? – Otworzył szerzej oczy.

– To on mi wysłał te kwiaty – wyjaśniłam.

– Pojeb! – Dawid wypluł słowa pełne pogardy, a ja poczułam, jak jego ramiona mocniej przyciągają mnie do siebie. – Chodź, księżniczko. Ze mną jesteś bezpieczna, wyładuj swoją złość w tańcu.

Nie powiedziałam mu, że to przezwisko jest zarezerwowane tylko dla mojego taty. W jego ustach brzmiało tak naturalnie, że całkowicie je zaakceptowałam. Dawid zaprowadził mnie z powrotem na parkiet, gdzie nie tylko wypociłam złość i alkohol z wypitych drinków, ale całkowicie upoiłam się tańcem. Nasze ciała się splotły. Nie zliczę, ile razy moje pośladki ocierały się o jego krocze. Nie przeszkadzało mi to. Jego dłonie głównie spoczywały na mojej talii, ale wiele razy prześlizgiwały się po brzuchu i wędrowały po klatce piersiowej, aby zatrzymać się na dekolcie. Wtedy długie palce oplatały moją szyję i obracały głowę w stronę jego głowy. Nasze usta prawie się ze sobą stykały, oddechy mieszały, ale ani razu Dawid mnie nie pocałował. Byłam gotowa przyjąć jego pieszczotę, moje ciało się upraszało o bliskość i okazywało mi, czego pragnie, ale ja też nie wykonałam żadnego gestu. Trwaliśmy złączeni w tańcu, pełni pasji i pożądania, aż w końcu ramię Dawida lekko poklepał Igor.

– Majka ma dosyć dusznego pomieszczenia, chce wyjść się przewietrzyć. Jest prawie druga w nocy. Idziecie z nami, czy zostajecie?

Dawid spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi. Skinęłam głową. Też musiałam się przewietrzyć, również było mi duszno. Nie z powodu atmosfery panującej w klubie, z powodu pożaru, jaki wybuchł między moimi nogami.

– Chodźmy... – powiedziałam pewnie, łapiąc Dawida za rękę – ...jest tu stanowczo zbyt gorąco.

Spacerowaliśmy uliczkami Barcelony, ale zamiast przybliżać się do hotelu, kierowaliśmy się coraz bardziej na przedmieścia. Lekka bryza obmywała moją twarz i chyba nigdy nie czułam się równie trzeźwa, ani równie pijana. Miałam wrażenie unoszenia się w jakimś śnie, który nie mijał. Dłoń Dawida splotła się z moją i tam pozostała. Byliśmy niczym zakochani i gdyby nie był to Dawid Kohen, to powiedziałabym, że właśnie tacy byliśmy – zakochani w sobie. W pewnym momencie ujrzeliśmy w oddali diabelski młyn, a Majka zapiszczała radośnie.

– Chcę do wesołego miasteczka!

– Możemy pójść do niego jutro przed wylotem – powiedział spokojnie Igor, ale ruda czupryna mojej przyjaciółki zatrzepotała z niezadowoleniem.

– Nie, jutro mieliśmy iść na plażę...

– Byliśmy już dwa razy na plaży, jutro możemy iść do wesołego miasteczka.

– Ale ja chcę teraz! – upierała się dziewczyna, udowadniając, że alkohol wciąż w niej krąży w najlepsze.

Igor chwycił twarz Majki i postarał się, aby skoncentrowała swój wzrok na nim.

– Posłuchaj, pączuszku... żeby dostać się do wesołego miasteczka musielibyśmy pojechać kolejką lub zadzwonić po taksówkę, a o tej porze jest zamknięte...

Chłopak próbował przemówić jej do rozsądku, ale pijanej Majce ciężko było dogodzić, co wyglądało dość zabawnie.

– Mój misio potrafi wszystko – pożaliła się.

– Tak, tak... Mógłbym uruchomić diabelski młyn, ale kochanie, spójrz na swoje buty... – Majka opuściła głowę w dół i spojrzała na kremowe szpilki, które miała na stopach. – Jak chcesz w nich przeskoczyć przez ogrodzenie? Albo uciekać przed ochroną? Przecież w końcu ktoś by nas zobaczył. To obiekt chroniony...

Ruda czupryna znowu zakołysała się nerwowo i tym razem wydobył się spod niej stłumiony warkot, który świadczył o zawodzie.

– Jestem smutna... – Tupała nóżką, jak mała dziewczynka. – Pociesz mnie!

– Oj, tak! Już ja cię pocieszę. Wezwiemy teraz Ubera i wrócimy do hotelu, a potem zrobię wszystko, o co mój pączuszek poprosi...

Igor szedł, prowadząc swoją pijaną dziewczynę przede mną i Dawidem. Szeptał jej coś, z czego się śmiała, ale już więcej ich nie podsłuchiwałam. Przestałam w chwili, gdy zaczęli świntuszyć. Była mało prawdopodobna realizacja ich fantazji. Jasnym stało się, że Majka padnie nim dotrą do pokoju, ale chłopak podtrzymywał iluzję, bo to cieszyło dziewczynę. W samochodzie przyjaciółka przysnęła, ale aktywowała swój pijacki amok tuż przy naszym pokoju hotelowym (Igor musiał się z nią przetransportować piętro wyżej, mieli pokój tuż nad nami). Zatrzymała się, a z jej oczu popłynęły łzy wielkości grochów.

– Ja nie chciałam! – zajęczała żałośnie.

– Co się stało, pączuszku? – zdziwił się chłopak i zrozumiał, że to nie koniec przygody z doprowadzeniem ukochanej do łóżka.

– Nie chciałam tak się upić. To nasza ostatnia noc, a ja... – Rozłożyła bezradnie ręce i zrobiła dzioba, który rozbawił Igora. – ...jak ja ci teraz w oczy spojrzę? Nie będziesz już mógł na mnie patrzeć...

Majka była na granicy ponownej histerii. Dawid wyglądał na lekko poirytowanego, więc pociągnęłam go za rękę w kierunku naszego pokoju i wciągnęłam do środka, ale zanim zamknęłam drzwi spojrzałam jeszcze na korytarz.

– Poradzisz sobie? – zapytałam.

Igor obdarzył mnie delikatnym, ciepłym uśmiechem i skinął głową, a następnie skoncentrował się na dziewczynie.

– Pączuszku. Jest idealnie, jesteśmy w Barcelonie. Nie przejmuj się, to co wydarzyło się w Barcelonie, zostanie w Barcelonie i...

Zamknęłam drzwi, żeby więcej nie przeszkadzać. Odwróciłam się i spojrzałam na Dawida. Stał wyprostowany, jakby na coś czekał. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały wybuchł śmiechem.

– Pączuszku!

– To urocze... – zauważyłam i wymęczona usiadłam na łóżku.

W głowie kotłowała mi się dziwna myśl. Słowa Igora rozbrzmiewały niczym mantra w kółko powtarzana: „Co wydarzyło się w Barcelonie, zostanie w Barcelonie". W tym czasie Dawid zachowywał się tak, jakby był szczególnie pobudzony. Wszedł do łazienki i pozostawił otwarte na oścież drzwi. Przekonana, że nie robi tam nic szczególnego, odwróciłam się tak, by móc z nim rozmawiać, a on wyjątkowo nadawał jak najęty.

– Chciałabyś być pączuszkiem? – zaśmiał się.

Wtedy rozpiął rozporek jeansów i zaczął oddawać mocz do muszli klozetowej. Wyprostowałam się jak struna i momentalnie odwróciłam.

– Albo rogaliczkiem? Bułeczką, ptysiem...

Usłyszałam szum wody z kranu, więc ponownie spojrzałam na Dawida, właśnie nakładał pastę na szczoteczkę do zębów.

– Słuchasz mnie?

– Tak – przyznałam zszokowana.

Chyba nie potrzebował więcej, bo zaczął kontynuować:

– Karmelkiem?

Wsunął szczoteczkę do ust i zaczął szorować.

– Jeśli oni są z tym szczęśliwi... – powiedziałam niepewnie, nie rozumiejąc entuzjazmu chłopaka.

– Jezu! On odpłynął! – wyseplenił z pełną buzią. – Nigdy go takim nie widziałem... – Opłukał twarz i wypluł resztki pasty. – Totalnie oszalał!

Chciałam właśnie zaprzeczyć i wspomnieć coś patetycznego o miłości, ale Dawid wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie z ukosa.

– Stało się coś? Jesteś milcząca... Dalej martwisz się Diablo?

– Nie, to nie to... Igor powiedział...

Dawid usiadł obok mnie, a na jego twarzy pojawił się wyraz zatroskania. Właśnie to do mnie docierało. Jego słowa odznaczyły się we mnie jakąś szczególną siłą. „Co wydarzyło się w Barcelonie, zostanie w Barcelonie", czy oznaczały pozwolenie na wyzwolenie? Mogłam się bawić, mogłam odczuwać każdą końcówką ciała, mogłam spędzić czas w pełni.

Nie tylko jak chciał mój umysł, ale także mogłam przyzwolić na to, czego pragnęło moje ciało.

– Co takiego? – Brwi Dawida złączyły się w jedną kreskę.

– Powiedział: „Co wydarzyło się w Barcelonie, zostanie w Barcelonie"... Mogłoby zostać to w Barcelonie?

– Co takiego? – powtórzył pytanie.

– My... – szepnęłam. – Ty i ja. Nasze potrzeby, możemy się bawić i pozostać przyjaciółmi? Możemy dać sobie...

Nie zdążyłam dokończyć myśli. Usta Dawida wpiły się w moje usta. Nie potrzebował wyjaśnień. Jego ciało jakby się powiększyło od nagromadzonego powietrza, a potem kończąc subtelnie nasz pocałunek, wyszeptał mi do ucha:

– „Co wydarzy się w Barcelonie, zostanie w Barcelonie". 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top