Rozdział 13: Konwalie - kwiaty dla ukochanej
Przebudziło mnie mdlące uczucie w żołądku, które zdawało się łagodnieć. Jednak, gdy otworzyłam ospale powieki, zrozumiałam, że było to tylko złudzenie. Ciepła fala podeszła mi wprost do gardła i wiedziałam – musiałam pędzić na złamanie karku, żeby nie zwymiotować na podłogę. Wpadam do łazienki bez pukania i usłyszałam gardłowy, męski jęk.
– Nie w sedes...!
Jak na autopilocie wyminęłam parę męskich nogawek i zwiesiłam głowę nad wanną, by bez poczucia wstydu i bez większego wyboru, zwrócić zawartość swoich trzewi. Dopiero po tym akcie zaczął mój mózg łączyć kropeczki. Byłam w toalecie z mężczyzną, który oddawał mocz do naszej muszli klozetowej, teraz zapinał rozporek i najwyraźniej nie planował wychodzić. Odwróciłam głowę i spojrzałam, aby sprawdzić, kim był. Mateusz Wroński.
– Co tu robisz, Matt? – zapytałam, czując się, jakby w moim wnętrzu otwierały się wrota piekieł.
– Sikam!
Jego śmiech poniósł się po wykafelkowanych ścianach i dotarł do moich uszu, rozdzierając mi głowę na kawałki. Skrzywiłam się, a Wrona momentalnie zamilkł. Pokiwał głową ze zrozumieniem i podszedł do umywalki, by opłukać dłonie. Osunęłam się po brzegu wanny i usiadłam ciężko na chłodnej powierzchni, dając chwilową ulgę, zmęczonym i rozedrganym mięśniom.
– Mam na myśli imprezę – wyjaśniłam.
Matt przez chwilę wpatrywał się w moje odbicie w lustrze.
– Logan mnie zaprosił. Nie zauważyłaś mnie w gabinecie Skały?
Pokiwałam przecząco głową.
– Która jest godzina?
– Prawie piąta nad ranem.
– Impreza dalej trwa?
– Dawno się skończyła. Dawid wszystkich wyprosił.
Wrona osuszył dłonie w ręcznik i podszedł do mnie, ale nachylił się tylko po to, by włączyć kurek z wodą od wanny i spłukać bałagan, jak narobiłam.
– Przepra...
– Gdzie macie aspirynę? – przerwał mi i uśmiechnął się ciepło. – Będzie cię potwornie boleć głowa.
Wskazałam mu szafkę, a on zaczął nalewać wody do kubeczka i przeglądać zawartość szuflad. Przyglądałam się mu i jedna rzecz nie mogła dać mi spokoju.
– Co facet w twoim wieku robi z Loganem? Nie wpakujesz go w żadne gówno?
– Lubię Logana, to dobry chłopak.
– On ma dopiero osiemnaście lat, a ty...
Przed moją twarzą pojawił się mój różowy kubek z wodą i dłoń Mateusza z dwiema białymi pigułkami. Przykucnął przy mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
– Twojemu ojcu nie przeszkadzało przyjaźnić się z dużo młodszym chłopakiem i wspierać go we wszystkim, choć czasy nie były takie tolerancyjne, jak teraz. Lubię Logana, to wszystko. Jest synem Skały i to wystarczy. Nie wpakuję go w żadne kłopoty, obiecuję.
Skinęłam głową i wzięłam od niego zestaw, który mi przygotował.
– Dawid był bardzo zły?
Matt przekręcił głowę na prawo i ściągnął lekko brwi.
– Bardzo zły? – powtórzył po mnie, ale po chwili wyprostował się i parsknął, jakby moje słowa go rozbawiły. – Nie! Nie był zły. Wyglądał na nieco rozgoryczonego, ale to raczej normalne, gdy dostaniesz odmowę.
– Nie chciałam być częścią jego kolekcji – wytłumaczyłam się w poczuciu, że powinnam.
– Słusznie! – odparł rozciągając usta w szerokim uśmiechu. – Słuchaj, znam Dawida tylko z klubu, ale pogadaliśmy wczoraj. Był bardzo dyskretny, mówił o tobie z szacunkiem. Myślę, że on cię bardzo lubi.
Nie wiem dlaczego, ale wybuchłam śmiechem. To, co sugerował Wrona, było bardzo zabawne i tak surrealistyczne, że nie potrafiłam opanować śmiechu.
– Dawid? Lubi mnie?! On jest moim największym wrogiem! My się nie znosimy do granic możliwości!
Było mi słabo, więc mój nagły atak rozbawienia szybko minął, a ja opadłam zmęczona na kafelki, szukając chłodu, który by mnie ocucił.
– Słuchaj, i tak już miałem wychodzić... Poradzisz sobie? – zapytał zatroskany Mateusz, a ja pokiwałam głową na znak potwierdzenia.
Wyszedł bez słowa, kiwnął tylko nieznacznie głową i zamknął za sobą drzwi. Poczekałam, aż leki przeciwbólowe zaczną działać i wróciłam do swojego pokoju, gdzie ponownie zasnęłam, gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki.
Obudziłam się pięć godzin później. Na zegarku była prawie dziesiąta, a ja miałam potwornego kaca. Naciągnęłam na siebie bluzę i udałam się do łazienki. Wyszłam pół godziny później i zeszłam na dół. W salonie usłyszałam telewizor – Igor siedział na kanapie z miseczką płatków zbożowych i oglądał powtórkę meczu koszykówki. Majka zaś opierała się łokciami o blat wyspy kuchennej i, z opuchniętymi powiekami, piła najwyraźniej kolejny kubek kawy, bo obok niej stał prawie pusty dzbanek, a ona wciąż sobie dolewała następne porcje, jakby łudząc się, że w ten sposób dozuje nadmiar kofeiny, jaki trafiał do jej organizmu.
– Dzień dobry – sapnęła na mój widok i obdarzyła mnie bladym uśmiechem. – W sypialni twoich rodziców trzeba będzie wymienić pościel...
Na jej twarzy wymalowała się błogość i rozmarzenie. Nie musiała mi więcej tłumaczyć, że w łóżku rodziców działy się cuda zeszłej nocy (i to nie w wyniku pobudzonego libido mojej matki). W większości domów byłby to problem, ale nie w moim. Przed ojcem wystarczyło to zataić, jego żona jednak określiłaby to młodością i uśmiechnęła się tęsknie. Dlatego machnęłam ręką, bagatelizując sytuację. Rozejrzałam się, gdy przyjaciółka sięgnęła do szafki kuchennej, by wyciągnąć kubek i nalać mi kawy. Brakowało kogoś. Oczywiście nie Logana, ten – co było do przewidzenia – najprawdopodobniej zmył się z samego rana przed obowiązkiem sprzątania. Nie było Dawida. Zastanawiałam się, czy obraził się z powodu odmowy i wyszedł z domu. Analizowałam, czy warto o to zapytać Majkę lub Igora. Czy nie nabiorą podejrzeń i nie zaczną snuć przypuszczeń, że mi na nim zależy? To głupie! Mam prawo wiedzieć, kto przebywa w moim domu. To nic nie oznaczało, prawda?
– Gdzie jest... – zaczęłam niepewnie, starając się brzmieć naturalnie, ale w słowo wszedł mi Igor, który wstał z kanapy i przeżuwając ostatni kęs, pospieszył mi z wyjaśnieniem.
– Zabrał psa na spacer i poszedł pobiegać.
Och, no tak. Bruiser. Ktoś powinien go wyprowadzić, a tym kimś była konkretna osoba.
– Logan się ulotnił? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
– Z samego rana. – Majka pokiwała głową, dolewając mi kawy. – Spodziewałaś się czegoś innego?
Zaśmiałam się. Wiedziałam, że sprzątanie spadnie na moją głowę. Dobrze, że miałam przyjaciół do pomocy.
W tym momencie drzwi się otworzyły i przez próg wbiegł, a właściwie ociężale wtoczył się kremowy Golden Retriever. Bruiser od razu udał się na swoje legowisko i opadł ciężko. Zaraz za nim wszedł pewnym krokiem Dawid. Miał na sobie czysty dres, a jego włosy były wilgotne od porannego prysznica. Mimo dzielącej nas odległości od razu dobiegł mnie zapach świeżości, jaki wokół siebie roztaczał. Nie! To absurdalne, nie mogłam czuć aromatu jego skóry z takiej odległości. To musiało być moje wyobrażenie. Dawid trzymał w ręku papierową torbę i uśmiechał się butnie. Ściągnął kurtkę i buty, i wszedł do salonu. Wyminął kanapę i stanął przy wyspie kuchennej, postawił torbę wprost przede mną i... pocałował czubek mojej głowy! Tak! Pocałował mnie we włosy, jakbym była jego dziewczyną!
– Zrobiłem ci bajgla – oświadczył, dumny z siebie.
Sięgnął z szafki kuchennej kubek i usiadł obok mnie na hokerze, nalał sobie kawy i popchnął papierową torbę bliżej w moją stronę. Majka patrzyła na to wszystko z otwartymi ustami, jakby sama nie dowierzała własnym oczom, ale co się dziwić – ja też się czułam jak w serialu o nadprzyrodzonych zjawiskach, w którym bohaterka znajduje się w równoległej rzeczywistości.
– No, jedz... – mruknął kokieteryjnie.
– Ja też chcę bajgla! – odezwała się Majka z nutą roszczenia w głosie, a Dawid rozbawiony wskazał w stronę Igora.
– Tam masz swojego bajgla!
Wtedy byłam już pewna. Dawid źle interpretował sytuację, a ja nie mogłam dłużej podtrzymywać tej absurdalnej atmosfery komedii romantycznej dla nastolatków. Nie byliśmy zgraną paczką kumpli i kochanków.
– Dawid, porozmawiajmy na osobności – oświadczyłam, natychmiast podnosząc się ze stołka.
Chłopak miał zaskoczony wyraz twarzy, ale z ciepłym uśmiechem skinął głową i dopił ostatni łyk kawy. Nie poprowadziłam go daleko, stanęłam przy schodach wiodących na piętro i obróciłam się, zakładając ręce na piersi.
– Słuchaj, nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale to, co wydarzyło się wczoraj między nami nic nie oznacza. Byłam pijana, dobrze się bawiłam. Dziękuję, że byłeś na tyle opanowany, żeby nie naciskać na nic więcej i wyjść, gdy cię o to poprosiłam. Nie myśl jednak, że teraz jestem jedną z twoich zdobyczy, a kanapka wystarczy, żebym ci się oddała. Ty i ja? – Wskazałam na przestrzeń między nami. – To nie ma prawa bytu. Rozumiesz?
Dawid stał i patrzył na mnie wzrokiem, który mówił jedno: kpił ze mnie w głębi ducha. Najpierw założył ręce na piersi, ale potem postanowił przyjąć bardziej ofensywną pozycję. Oparł jedną dłoń o ścianę i nachylił się nade mną tak, jakby chciał mnie osaczyć i wystraszyć, ale z jego ust wydobyło się tylko ciche parsknięcie, a na ustach malował szeroki uśmiech.
– Nie robię kanapek laskom, które biorę do łóżka i nie biorę do łóżka lasek, które tego nie chcą. Masz niezły tyłek, Lena, ale to wszystko. Mogliśmy się zabawić, tyle. Nie chcesz, nie będę płakał, ani cię prosił. Na twoje miejsce jest tłum chętnych, ustawiających się w kolejce. Czy to jasne?
– Czyli jesteśmy zgodni?
Właściwie, poczułam się upokorzona. Chciałam przejąć kontrolę i pokazać Dawidowi, że nie jestem jak inne dziewczyny, a on ustawił mnie w szeregu na równi z nimi.
– Tak, zgoda. Jesteśmy przyjaciółmi. – Dawid pokiwał głową i się wyprostował. – Tylko przyjaciółmi, z benefitami czy też bez.
– Bez! – parsknęłam i od razu się roześmiałam.
Dawid także się uśmiechał. To było oczywiste, że żartował. Musiał żartować, prawda?! Nachylił się nad moim uchem i szepnął kokieteryjnie.
– To zależy tylko od ciebie.
Tym razem wybuchłam śmiechem i pchnęłam Dawida prosto w pierś.
– Jesteś dziwką, wiesz?!
– Do twoich usług! – Bezradnie rozłożył ramiona. – A teraz chodźmy sprzątać, im szybciej się uwiniemy, tym więcej czasu będziemy mieć na przyjemności.
Trzy godziny i cztery pełne worki śmieci później opadliśmy na kanapę i rozsiedliśmy się wygodnie. Majka zamówiła chińszczyznę, a Logan, który się pojawił dokładnie wtedy, gdy już wszystko było wysprzątane, nastawił film na Netfliksie. Oczywiście wybrał horror o małżeństwie Warrenów, bo uwielbiał tę serię. Nie lubię się bać, ale gdy ramię Dawida owinęło się wokół mnie, a jego dłoń pocierała delikatnie moje plecy, ilekroć podskoczyłam, czułam się naprawdę dobrze. Bezpiecznie. Tak, to był mój arcywróg i nowy przyjaciel, ale nawet on nie był taki przerażający w obliczu mrocznej lalki Annabelle.
Zapadł już zmrok, gdy wszyscy poszli do domów, a ja zostałam z bratem sama. Nie, wróć. Logan chwilę się pokręcił, by oświadczyć, że zabiera mój samochód i jedzie do klubu z Mattem. Mieli wspólnie analizować wyścig i patrzeć na rezultaty z wygranej, bądź przegranej jednego z zawodników, z którym w przyszłym tygodniu mógł zmierzyć się mój brat. Nie powstrzymywałam go. Rodzice bagatelizowali jego wybryki, a ja nie byłam jego matką. Weszłam do swojej sypialni i zobaczyłam przez okno, jak Dawid siada w swoim pokoju na ławeczce i zaczyna robić brzuszki bez koszulki. Jego mięśnie brzucha napinały się w imponujący sposób, a do mojej głowy zaczęły napływać niebezpieczne myśli, dlatego wzięłam koszulę do spania i udałam się do łazienki. Letni prysznic zmył ciężar z moich ramion i głowy, a ja powróciłam do swojej sypialni, by zastać w niej niezwykły prezent. Na moim łóżku leżał duży bukiet białych kwiatów. Bardzo konkretnych kwiatów – konwalii. Małe dzwoneczki niewinnie opadały wśród długich, zielonych liści, a ich łodygi przewiązane były białą wstążką. Wewnątrz bukietu znajdował się liścik. Podniosłam go i przeczytałam:
Babcia. Moje obydwie babcie już nie żyły. Właśnie do mnie docierało znaczenie liściku i bukietu.
– Konwalie... – szepnęłam przerażona i wypuściłam kwiaty z dłoni.
Konwalie symbolizowały niewinność. Utożsamiane były z młodością, dlatego kładziono je na groby dziewiczych niewiast, które nie zdążyły zaznać dorosłości. Panien niezamężnych, które zmarły przedwcześnie.
Spojrzałam przez okno. Dawid siedział na ławeczce treningowej i podnosił czterdziestokilowe ciężarki jedną ręką. Jego biceps się prężył, a plecy wyglądały, jakby były wyrzeźbione w kamieniu. Normalnie powstrzymywałabym umysł przed sprośnymi myślami, ale teraz mnie przerażał. Zbiegłam z bukietem na dół i – nie zważając na bose stopy, mokre włosy i fakt bycia w samej koszuli – cisnęłam kwiatami wprost w kubeł na śmieci. Nikt nie będzie mi groził! Przez chwilę wydawało mi się, że dostrzegłam postać mężczyzny dwa domy dalej, gdzie mieszkali państwo Podlascy, a właściwie wujek Tomek i ciocia Weronika. Zamrugałam, bo nie było to możliwe. Sąsiedzi wyjechali za granicę. Przenieśli się do Szwecji, gdzie ciocia robi nowy album fotograficzny, a wujek dostał dobry kontrakt w firmie holdingowej, w której pracował. To przecież była okazja. Otworzyłam oczy i przekonałam się, że musiałam się przewidzieć. Dom stał ciemny i opuszczony, a na moim ciele przeszły ciarki mrozu i zimnego potu. To przez horrory! Nigdy więcej mrocznej Annabelle w moim życiu! I państwa Warrenów!
Wróciłam do pokoju i sięgnęłam po telefon. Kwiaty to jakiś głupi żart. Prunk w bardzo złym guście. Napisałam do jedynej osoby, która mogła rozjaśnić mi w głowie. To był albo on, albo jakiś wariat (być może Łukasz), który się pod niego podszywał. Stanęłam przy oknie i patrząc na obraz greckiego boga napisałam krótkiego SMS-a:
Patrzyłam, jak Dawid zerka w stronę biurka, ale nie zdecydował się przerwać treningu. Spokojnie dalej podnosił hantel. Podeszłam bliżej szyby i zaczęłam mocno uderzać pięścią o jej powierzchnię. Grecki bóg odwrócił głowę, a ja pomachałam ręką w stronę jego biurka, próbując mu zasygnalizować, aby podniósł telefon. Zmarszczył brwi i odłożył ciężarek na podłogę. Podszedł do biurka i chwycił za aparat. Nawet z tej odległości widziałam, jak prycha w ekran. Po chwili na moim wyświetlaczu ukazała się odpowiedź:
Nie było mi do śmiechu. Musiałam wyjaśnić sprawę.
Przez chwilę wpatrywałam się w wiadomość od Dawida. Nie mogłam uwierzyć, że została utworzona w jego własnej głowie i zamiast pomyśleć, przelałam w słowa to, co właśnie czułam.
To nie miało sensu. Dawid nawet nie rozumiał kontekstu moich pytań. Kwiaty z pewnością nie pochodziły od niego. Odetchnęłam ciężko i zastanowiłam się, kto mógł niezauważony wejść do mojego domu i podrzucić kwiaty. Odpowiedź przychodziła mi tylko jedna. Łukasz.
Jestem głupia! To oczywiste, że Łukasz usiłuje skłócić mnie z Dawidem. Póki jest on w pobliżu, mój były chłopak boi się do mnie zbliżyć. Panikuję niepotrzebnie. To tylko wygłup Łukasza, który najwyraźniej ponownie sobie coś ubzdurał. Musiałam to zignorować. Okazując słabość, tylko dam mu satysfakcję.
Stanęłam przy oknie i posłałam Dawidowi buziaka przez szybę. Uśmiechnął się i obciągnął dresowe spodenki na tyle nisko, że ukazały się jego ciemne włosy łonowe, dając mi jasno do zrozumienia, gdzie mam dedykować swoje pocałunki. Zasłoniłam oczy i postukałam się w głowę, a gdy odsunęłam palce z twarzy zobaczyłam jak szeroka pierś Dawida unosi się i opada w głośnym śmiechu. Ok. Czyli nasza przyjaźń weszła na tę stopę, teraz będziemy wszystko obracać w żarty na temat seksu? Nie byłam pewna, czy mi to odpowiada. On w każdej chwili mógł wyjść z domu i znaleźć przygodną miłość. Ja? Nie należałam do tego typu kobiet. U mnie frustracja skumuluje się do nieznośnego myślenia o realizacji. Zła droga, bardzo zła...
Usiadłam na łóżku, ale nie czułam się zmęczona. Otworzyłam szufladę szafki nocnej i wyciągnęłam z niej „Wielkie nadzieje" Charlesa Dickensa, otworzyłam na ostatnio czytanej stronie, a z wnętrza wypadła różowa wstążka, która służyła mi jako zakładka. Nie jakaś przypadkowa, a dokładnie ta, którą był przewiązany bukiecik od Dawida. Eustoma – kwiaty miłości. Zacisnęłam mocniej wstążkę w dłoni i wstałam, żeby spojrzeć przez okno. Po drugiej stronie podwórka było ciemno. W pokoju Dawida nie paliło się światło, a na podjeździe nie stał jego samochód. Byłam zupełnie sama. Przez mój kręgosłup przebiegły ciarki.
Właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi! Aż podskoczyłam! Cicho, nie zapalając światła, zeszłam schodami do przedpokoju i wyjrzałam przez wizjer. Po drugiej stronie stał... Dawid. Westchnęłam z ulgą i otworzyłam drzwi na oścież.
– Dlaczego otwierasz drzwi w środku nocy w samej koszuli? Na gwałt liczysz? – fuknął na mnie od progu, co kazało mi od razu przybrać postawę obronną.
– Przyszedłeś tu mnie zgwałcić?!
– Nie muszę gwałcić kobiet, ale nie jestem jedynym mężczyzną na świecie. Nie otwieraj...
– Widziałam cię przez wizjer – przerwałam mu, co zatkało mu usta. – Co tu robisz?
– Dostałem propozycję walki i nie zostawię cię samej w domu – oświadczył, jakbym powinna posłusznie wziąć go za rączkę i pójść za nim.
– Jestem dorosła...
– Możesz tu zostać, jak chcesz, ale twoje kwiatki nie weszły do domu samodzielnie, a ty nawet nie potrafisz uzbroić alarmu. Szatan napisał do mnie, bo Grabarz się nie zjawił na walce, więc możesz tu zostać i czekać na swój upragniony gwałt. Droga wolna...
Dawid rozłożył bezradnie ręce, czekając na moją decyzję, ale gdyby faktycznie dawał mi wybór, to właśnie odwróciłby się na pięcie i ruszył w stronę swojego samochodu zaparkowanego na ulicy. On jednak stał w miejscu i patrzył na mnie wymownie.
– Muszę wysuszyć włosy... – powiedziałam rozumiejąc swoją pozycję.
Ruszyłam schodami na górę, a Dawid wszedł do wnętrza domu i zamknął za sobą drzwi. Zatrzymałam się jednak w połowie, bo przypomniałam sobie, co cały czas ściskałam w dłoni. Rozluźniłam palce i wysunęłam spomiędzy nich różowy materiał.
– Dawid, co to jest? – zapytałam.
– Wstążka – odpowiedział beztrosko, odrywając wzrok od rodzinnego zdjęcia, które wisiało w korytarzu.
– Nie byle jaka, to wstążka z bukietu eustomy od pewnego romantyka... – zażartowałam, a może nie?
Właściwie nie wiedziałam, co chcę uzyskać. Z pewnością odpowiedź, dlaczego dostałam kwiaty od Dawida.
Prychnął, jakbym powiedziała coś głupiego.
– Nie przesadzaj. To tylko kwiaty. Jak chcesz, mogę dać ci też orgazm.
– To ty ciągle jesteś napalony, nie ja! – Wbiegłam radośnie po schodach, wiedząc, że trafiłam Dawida w czuły punkt. Nachyliłam się nad barierką na szczycie i rozbawiona krzyknęłam mu na dokładkę. – Ktoś tu dawno nie ruchał!
– Ty! – usłyszałam za sobą, ale wiedziałam, że wygrałam tę potyczkę słowną.
Mając dobry humor wybrałam z szafy ciepłą sukienkę do kolan i włożyłam grube rajstopy. „Do Bunkra zabiorę starą kurtkę swojej mamy – pomyślałam. – Nie ma jej w domu, więc o małej pożyczce się nie dowie. Będę wyglądać tak, że żadna laska nie odważy się zagadnąć mojego ochroniarza". Może nie byłam Elizą Kamińską, ale mogłam być przez jeden wieczór małą wersją El-ektry, skoro miałam u boku swojego Skałę! Wkradłam się do sypialni rodziców i, wchodząc na stołek, wyciągnęłam JĄ, ukrytą na górze szafy. Skórzana kurtka w stylu lat osiemdziesiątych, jedyna taka w swoim rodzaju, bo na plecach miała wymalowane arcydzieło przy pomocy puszek z farbą w sprayu. Ciągnący się na całych plecach napis: „El-ektra", który otaczały złote gwiazdki i liczne diamenciki. Wsunęłam ramiona w rękawy. Szybko osuszyłam włosy i przerzuciłam je na prawy bok, zazwyczaj przeszkadzałby mi taki nieład, ale teraz wyglądałam obłędnie. Zeszłam na dół i zobaczyłam, jak zdziwiony Dawid wyjmuje ręce z kieszeni spodni.
– Możemy jechać! – oznajmiłam.
Zamknęłam za nami drzwi i pobiegłam do czarnego Challengera. Dawid się nie ruszył z miejsca. Stał przy drzwiach frontowych i patrzył za mną w osłupieniu. Dopiero po chwili się otrząsnął i szybkim krokiem podbiegł do samochodu. Nie skomplementował mojego wyglądu, ale też nie skrytykował. Pierwszy raz Dawidowi Kohenowi zabrakło słów!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top