Rozdział 9: Randka - nie-randka
– Gdzie mnie wieziesz? – zapytałam, gdy zrozumiałam, że opuszczamy granice Warszawy.
Dawid uśmiechnął się podejrzanie, a w jego szmaragdowych oczach błysnęło rozbawienie.
– To niespodzianka. Już niedaleko.
Zaskoczyło mnie to, że swój samochód zatrzymał przy wiejskim bistro we wsi Laski. Wysiadł i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
– Zapraszam. – Lekko się ukłonił, jakby był moim szoferem.
Niewielki barak był pomalowany na miętową zieleń, a do środka prowadziła drewniana weranda z poustawianymi stolikami i żółte drzwi z szybą oklejoną reklamą Pepsi-Coli. Wnętrze prezentowało się równie ubogo jak i zewnętrze. Kilka stolików zostało przykrytych ceratą w kratę, a za zakurzonym barem stał potężny mężczyzna z podwiniętymi rękawami koszuli. Zawahałam się na ten widok, ale silna dłoń Dawida wepchnęła mnie do środka.
– Rozgość się, księżniczko, i wybierz nam stolik. – Jego oczy błysnęły rozbawieniem, gdy zorientował się w mojej reakcji. Rozłożył bezradnie ręce i ruszył w stronę barmana.
Ściągnęłam płaszcz i usiadłam przy stoliku w pobliżu okna, poprawiłam sukienkę na kolanach. Zaskoczyło mnie, gdy Dawid przełożył rękę przez bar i uścisnął mocno przedramię mężczyzny w średnim wieku, który dyskretnie zerknął w moim kierunku. Barman skinął głową, sięgnął z lodówki po dwie butelki Coca-Coli w szklanej butelce i postawił je na blacie. Chwilę później Dawid wrócił do mnie, trzymając napoje w jednej ręce. Postawił je na stoliku, jednocześnie siadając naprzeciwko.
– Cóż podają w tym uroczym miejscu? – zapytałam, czując się trochę nie na miejscu w eleganckim ubraniu.
– Najlepsze hamburgery, jakie w życiu jadłaś!
– I mówisz to po tym, jak mieszkałeś w Ameryce? – zapytałam z powątpiewaniem.
– No ok – przyznał z przekąsem. – Burgery są w porządku, ale atmosfera niezapomniana i jest to dla mnie szczególne miejsce.
– Tak? – Nie byłam pewna, czy mówił na poważnie, czy się ze mnie nabijał.
Dawid skinął tylko głową, nie udzielając mi żadnej konkretnej odpowiedzi, a ja wciąż się zastanawiałam, co właściwie robimy w tym lokalu. Nie dane było mi myśleć nad tym zbyt długo, bo zza baru wyłoniła się średniej budowy dziewczyna w prostych jeansach i z koszulą w kratę przepasaną przez talię. Była ubrana skromnie, ale nic nie było w stanie ukryć jej biustu pod bawełnianą koszulką. Niosła na tacy dwie szklanki i koszyk ze sztućcami. Położyła przede mną szklankę i kolorową słomkę, następnie ten sam gest wykonała przed Dawidem, ale tym razem skłoniła się nisko. Podnosząc głowę, założyła za ucho pasmo krótkich, brązowych włosów.
– Taki wielmoża nie może pić z butelki, toż to nie wypada! – zakpiła z Dawida.
Zamiast odejść, opuściła tacę i oparła ją na kolanie, tak jak całość swojego ciała, westchnęła ciężko.
– Podszedłbym... – usprawiedliwił się chłopak, zalewając połowę szklanki brązowym napojem gazowanym.
– Wiem, ale matka „przypadkiem"... – Uniosła jedną rękę (tę bez tacy) i nakreśliła palcami znak cudzysłowu. – ...szuka pretekstu, by wyjść z kuchni i się z tobą przywitać. Nigdy nie przyprowadzasz tu dziewczyn na randki, więc...
– To nie jest randka – momentalnie zaprzeczyłam, przerywając dziewczynie wypowiedź.
Miałam wrażenie, że spojrzała na mnie kątem oka, ale nic nie odpowiedziała, a jej reakcją, było tylko lekkie westchnienie. Na twarzy Dawida pojawiło się za to delikatne zakłopotanie, które przykrył uśmiechem.
– Będę na zewnątrz, gdybyście czegoś potrzebowali. – Dziewczyna odwróciła się na pięcie i zniknęła ponownie za barem.
Dawid poruszył się niepewnie na krześle, a ja ponownie poprawiłam sukienkę. Chwilę później dostrzegłam, że kelnerka (o ile nią właśnie była) wyszła bocznym wyjściem i usiadła do jednego ze stolików na zewnątrz. Nogi położyła na blacie, zaplatając na nim stopy obleczone w trampki, wsunęła słuchawki do uszu i z zamkniętymi oczami, odchyliła głowę do tyłu, jakby chłonąc energię z otaczającej ją przyrody. Mój towarzysz obserwował dziewczynę przy każdym jej ruchu, a ja obserwowałam Dawida, jak podąża za nią wzrokiem. Lekko nachyliłam się ku niemu i szepnęłam:
– Ładna jest. Jeśli o nią trochę zadbać...
Dawida jakby poraziło. Otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem.
– Kto? Magda? – Wykonał gest, jakby po jego plecach przeszły ciarki. – Nie! Ona jest jak siostra.
– Jak siostra? Dobrze ją znasz? – zaciekawiłam się.
– Wiesz o tym, że mój ojciec wychował się w Laskach?
Nie wiedziałam. Wzruszyłam bezradnie ramionami, co Dawid doskonale zrozumiał. Skinął głową i kontynuował:
– Niedaleko w lesie jest niewielkie wzgórze, gdzie mój dziadek postawił dom. Zawsze lubił kontakt z naturą, więc mój ojciec wychowywał się tutaj. Z mamą Magdy chodził do podstawówki. Bawiłem się z jej bratem, gdy odwiedzałem dziadków. Stąd znam Magdę. No i... – zaśmiał się, jakbym powiedziała coś zabawnego. – Nie sypiam z laskami z liceum.
Z tego co powiedział mi Dawid, Magda miała niedawno ukończone osiemnaście lat i była w klasie maturalnej. Planowała studia na kierunku ochrona środowiska, bo kochała przyrodę. Jej brat wyjechał za granicę po skończeniu liceum i pracował w berlińskiej restauracji jako kucharz. Ona nie planowała porzucać rodziców. Dobrze jej było tu, gdzie była.
Im bardziej poznawałam Dawida, tym bardziej przekonywałam się, że lubi życie prostych ludzi i nie jest typowym napompowanym pieniędzmi dzieciakiem. Lubiłam tę jego cechę. Był ludzki i empatyczny, a biorąc jeszcze pod uwagę jego wygląd i nieziemski uśmiech... Wróć! Tu rozsądek do Leny! Wróć do rzeczywistości! Dawid to chłopak, który z całej siły rzucił w ciebie piłką, bo sądził, że umyślnie trafiłaś go w głowę. Co więcej! To chłopak, który właśnie traktował cię jak trofeum w zakładzie. Pobudka! Dawid Kohen to twój nemezis. Wróg.
Na chwilę moje myśli zabłądziły na niebezpieczne ścieżki, ale na szczęście z kuchni wyszła radosna kobieta, która swoją energią wręcz promieniała. Zaledwie na dwóch posiadanych przez siebie rękach niosła z gracją cyrkowca naręcze talerzy. Postawiła przede mną talerz z ogromną bułką wokół której rozsypane zostały grubo ciosane frytki oraz salaterki z sosami w trzech odsłonach. Taką samą porcję umiejscowiła przed Dawidem, a następnie wykonała podobny gest co córka. Nie mam tu na myśli kłaniania się, a oparcie biodra na jednym kolanie. Położyła rękę na biodrze i uśmiechnęła się szeroko.
– No, Dawid! Dawno cię nie było, ale teraz widzę, że miałeś pełne ręce roboty! – Kobieta mrugnęła do mnie zalotnie i ponownie skierowała wzrok na Dawida. – Takie piękne dziewczyny wymagają specjalnego traktowania! Podam wam szarlotkę! Dziś rano upiekłam!
– Och, nie trzeba – zaprotestowałam, skrępowana jej szczodrością, ale ona tylko machnęła ręką od niechcenia.
– Ach, daj spokój! Nie ma co się krępować. Z taką zgrabną figurką, to możesz sobie pozwolić na kawałek ciastka.
– Nie, ja nie... – chciałam wciąż oponować, ale Dawid wszedł mi w słowo.
– Dziękujemy, pani Renatko! Takiej szarlotce, jak twoja nigdy nie odmówimy! – W jego głosie wybrzmiewała kokieteria, a właścicielka oblała się rumieńcem.
– Cały ojciec! – Kobieta trąciła Dawida w ramię, jakby w odpowiedzi na zaczepkę. – Zawsze tacy szarmanccy! – Westchnęła, podobnie jak córka i doszła do tych samych wniosków. – Będę w kuchni, jeśli będziecie mnie potrzebować. Miło zobaczyć cię, Dawid, takiego szczęśliwego!
Sytuacja wydała mi się co najmniej dziwna, ale nie poważyłam się na sprostowanie i uświadomienie kobiety, że nie jest to spotkanie zakochanych. Miałam wrażenie, że i tak nie uwierzyłaby, albo była gotowa kłócić się, uświadamiając mi moje uczucia do Dawida. Beztroski wyraz twarzy chłopaka przede mną również odczytałam jako sygnał i ciche stwierdzenie: „Daj spokój, nie ma sensu dyskutować".
Pani Renatka obróciła się zamaszyście i powędrowała z powrotem do kuchni, a ja sięgnęłam po frytkę i zakpiłam z Dawida:
– Jaki z ciebie romantyk!
Ugryzłam kęs ziemniaka, który okazał się idealnie wysmażony. Miękki i puszysty w środku, a na zewnątrz otaczała go chrupiąca skorupka. Do moich ust dotarł też niezwykły ostro-słodki smak przypraw, którymi został posypany i już wiedziałam! Nigdy nie jadłam pyszniejszych frytek. Dawid, jakby widząc moją reakcję, od razu się rozpromienił.
– Wiedziałem, że ci posmakuje.
– Rewelacyjne! – zawołałam, napychając usta kolejnym ziemniakiem.
– Spróbuj z sosami. Magda sama opracowała te przepisy. Najbardziej lubię sos farmerski. Zrobiła go na bazie sosu ranczerskiego.
Zamoczyłam trzecią frytkę w białym, gęstym sosie, a moje usta zalała fala przyjemności. Lekko czosnkowy, kwaśny, śmietanowy... przepyszny! Od razu chwyciłam za bułkę i ona również mnie nie zawiodła. Soczyste mięso, chrupiąca sałata i idealny, kremowy sos śródziemnomorski... Niebo w moich ustach zaczęło się rozstępować, a anioły grać nad głową pieśni. Świat się skończył, a ja mogła umrzeć, nawet dzisiaj.
Dawid nie potrzebował wyjaśnień, chwycił za swoją bułkę i wgryzł się w nią równie łakomie. Rozmowa z nim była zaskakująco łatwa. Mogłam nawet zapomnieć, jak bardzo go nienawidzę (choć moje uczucia względem niego ostatnio zaskakująco złagodniały), gdy tylko rozmawialiśmy o zwykłych rzeczach jak filmy, czy muzyka. Dawid opowiadał wiele anegdotek ze swoich wyścigów, był zabawny. Dużo się śmialiśmy, a gdy robił to z pełnymi ustami wyglądał jak chomik, który nie chce stracić ani kęsa ze swoich policzków. Był uroczy. Musiałam to przyznać, nawet jeśli był moim wrogiem.
Po zjedzonym posiłku i przepysznej szarlotce byłam pełna i szczęśliwa. Dla mnie dzień mógłby się skończyć. Dawid wstał od stolika i polecił mi się ubrać. Widziałam, jak płaci przy barze i mogłabym się założyć, że ten lokal nie ma tak wygórowanych cen. Właściciel, który właśnie przecierał kufle, przyjął kilka zielonych banknotów, zaciskając mocno dłoń Dawida. Bardzo mnie to zaintrygowało, więc gdy mój towarzysz podszedł do mnie i objął w pasie, żeby ruchem dłoni poprowadzić do wyjścia, szepnęłam do niego:
– Ile im zapłaciłeś?
– Adekwatnie do wartości posiłku – powiedział, nawet na mnie nie spoglądając i dając mi jasno do zrozumienia, żebym nie kwestionowała jego decyzji.
Przez chwilę poczułam się malutką osóbką w obliczu tego wielkiego i silnego mężczyzny. Doznałam podziwu i wrażenie bezpieczeństwa. To były uczucia, które bardzo mi odpowiadały. Miałam ogromną ochotę wtulić się w jego ramiona i w nich pozostać, ale nie wykonałam żadnego gestu, choć jego dłoń nie opuściła moich pleców nawet po zejściu z ganku ze stolikami. Wtedy usłyszałam głos dziewczyny, która wciąż słuchała muzyki z zamkniętymi oczami.
– Hej, Lena... – Odwróciłam się, by zobaczyć jak Magda wyciąga słuchawki z uszu i rozciąga usta w szerokim uśmiechu. – Jestem lesbijką! Ja i Dawid... to byłoby... bleeech!
Otrzepała się, jakby oblazło ją robactwo i ukazała rząd lekko nierównych zębów. Zaskoczona pokiwałam głową.
– Dzięki... – odpowiedziałam niepewnie i spojrzałam na Dawida, który obserwował rozbawiony całe zajście. Spojrzał na mnie z ukosa, a ja poczułam nie tylko skrępowanie tą sytuacją, ale i złość, że się w niej znalazłam. – Dlaczego ona myśli, że coś jest między nami?
Mój warkot musiał postawić go na nogi, bo spoważniał i opuścił dłoń umieszczoną na moich lędźwiach.
– Jesteś pierwszą dziewczyną, którą tu przyprowadziłem – wyjaśnił. – To nie jest miejsce, gdzie chodzę na randki, ale pomyślałem, że akurat tobie się spodoba.
Skinęłam głową na znak zgody. Moja nieoczekiwana złość zmalała równie szybko, jak się pojawiła. Zastąpiła ją za to myśl, której nie mogłam się wyzbyć. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek w obecności Magdy zostało wypowiedziane moje imię.
Następnym punktem programu Dawida było dowiezienie mnie na jakiś leśny parking. Warunki betonu na nim pozostawiały wiele do życzenia i nie był oświetlony, a mimo to oczy chłopaka rozświetliły się, gdy zgasił silnik. Nachylił się nade mną tak bardzo, że poczułam jego oddech na twarzy.
– Teraz możemy się zabawić – szepnął.
Wokół nie było żywej duszy, nie paliły się światła. W moim żołądku powstała gula, a między nogami zapanowała panika, która kazała mi ścisnąć z całej siły uda i trzymać je w tej pozycji.
– Mam gaz pieprzowy w torebce... – wydukałam trzęsącym się głosem. Tak naprawdę zastanawiałam się, czy zdołam go w ogóle użyć lub znaleźć w zakamarkach swojej torby.
Wtedy usłyszałam brzęk kluczyków samochodowych obok swojego ucha. Dawid potrząsnął nimi i ani na chwilę nie zmienił wyrazu zadowolenia na swojej twarzy. Spojrzałam na nie i zrozumiałam swój błąd.
– Chcesz się przejechać? – zapytał lekko unosząc brew.
– Autem? – jęknęłam, wciąż zaciskając uda.
– Jezu, Lena... autem. Coś ty myślała? – Odsunął się i popatrzył na mnie zaskoczony. Dopiero musiało dotrzeć do niego, jak dwuznacznie brzmiały jego słowa.
Wzruszyłam ramionami i nieco się rozluźniłam.
– Nie zrobię ci krzywdy. Wystraszyłem cię?
Ponownie moje ramiona drgnęły. Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie. Moja reakcja pokazała wszystko. Chciałam zapomnieć o tym, co przed chwilą się wydarzyło.
– Pozwolisz mi prowadzić swojego demona? – zapytałam starając się zmienić temat.
– Demona? – prychnął rozbawiony. – To tylko samochód, kruszyno.
Dawid wykonał gest, jakby chciał wysiąść z pojazdu, ale cofnął się i ponownie mi się przyjrzał. Tym razem uważniej. Jego dłoń powędrowała na mój obojczyk, gdzie ciężko opadła. Palce chłopaka wsunęły się pod moje włosy i rozmasowały mi delikatnie skórę na karku.
– Nie bój się, przy mnie jesteś bezpieczna. – Pokiwałam głową na znak zgody, a on skinął, po czym jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. – Następnym razem nie mów, że masz gaz pieprzowy w torebce, bo napastnik od razu ci ją zabierze. I trzymaj go w bardziej dostępnym miejscu, żebyś mogła od razu go użyć, dobrze?
– Następnym razem od razu użyję go na tobie – zażartowałam nerwowo.
Dawid głośno się roześmiał i mocniej ścisnął mój obojczyk, po czym opuścił rękę.
– Będę pamiętał! A teraz... – Wsadził mi do ręki kluczyki od swojego samochodu i zacisnął moją dłoń zamykając ją w swojej dłoni. – Zabawmy się! Siadaj na miejscu kierowcy, Lena.
Patrzyłam na Dawida, który wysiadł z auta i wyraźnie zadowolony pokierował się do bagażnika. Wyciągnął z niego kilka pałek odblaskowych, które zaczął przełamywać i roznosić dookoła placu, żeby nakreślić jego obszar. W tym czasie odetchnęłam głęboko i usiadłam za kierownicą Challengera. Musiałam przyznać, że pragnęłam to kiedyś zrobić. Samochód Dawida podniecał mnie niczym sam Dawid... Nie! Nie powiedziałam tego na głos! Stanowczo zagłuszyłam te myśli. Tym bardziej, że chłopak usiadł obok mnie i ponownie się uśmiechnął.
– Gotowa?
Czy byłam na to gotowa? Oczywiście! Pragnęłam tego całą sobą. Kochałam samochody, a ten był niczym mój własny mokry sen. Możliwość jeżdżenia nim była niczym spełnienie marzeń. Poprawiłam siedzenie i lusterka, po czym zapięłam pasy. Warkot silnika wywołał u mnie motyle w brzuchu i mrowienie w miejscach, w których nie chciałam odczuwać nadaktywności dzisiejszego wieczoru. Zignorowałam obydwa uczucia i skupiłam się na jeździe. Jeżdżąc w kółko rozpędzałam samochód, by móc rozpocząć drifting. Po kolejnym śliskim zakręcie Dawid położył swoją dłoń na moim kolanie.
– Spokojnie, nie tak nerwowo – pouczył mnie.
Jego dotyk był przyjemny, ale całkowicie naturalny. Rozumiałam ten gest. Tata też kładł mi w ten sposób dłoń na kolanie, by kontrolować i uczyć mnie jazdy. Gdy już opanowałam swoje błędy, zaczęłam całkiem dobrze się bawić i śmiać z Dawidem, gdy wchodziliśmy w kolejny zakręt. Po zatrzymaniu się w miejscu byłam szczęśliwa. Spojrzałam na chłopaka obok siebie i czułam od niego podobny poziom radości. Uśmiechaliśmy się do siebie i oddychaliśmy ciężko. Jego dłoń znacząco się obniżyła i znajdowała mocno zaciśnięta na moim udzie pod materiałem sukienki. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać z tego powodu dyskomfort polegający, nie na niepewności, a na uczuciu, że jego dotyk bardzo mi odpowiada. Co by się stało, gdyby obniżył ją jeszcze bardziej i sięgnął do mojej bielizny? Nie wiem i nigdy się nie przekonam, bo zabrał dłoń z ciężkim westchnieniem.
– To było niesamowite, Lena!
– Tak! Najlepsze!
Dawid oparł się o fotel pasażera i ponownie odetchnął.
– Pora na trzecią atrakcję. Nie spędzimy nocy na dworze.
Po ponownej zamianie miejscami, Dawid zawiózł mnie do domu na wzgórzu. Musiałam przyznać, że z jednej strony spodziewałam się takiego widoku, a z drugiej wciąż był imponujący. Dom państwa Kohen był również nowoczesną bryłą z oknami witrynowymi, ale nie doskonale białą. Był pokryty w całości drewnianymi panelami, które swoją barwą wpasowywały się w odcienie lasu i nie zaburzały naturalnej harmonii środowiska. Dawid podjechał na podjazd, ale zabronił mi wysiadać. Wyciągnął pilot i wcisnął czerwony przycisk. Światła na posesji zapaliły się, a samochód zaczął powoli obniżać się w głąb podziemnego garażu, gdzie były miejsca na pięć pojazdów. Znajdowaliśmy się zaledwie w pomieszczeniach piwnicznych, ale już nie potrafiłam przestać się rozglądać. Dawid uśmiechnął się dumnie, jakby dokładnie na taką reakcję z mojej strony liczył. Jeśli zachwycałam się garażem, to wnętrze domu mnie powaliło na kolana. Ściany były pomalowane na ciemną zieleń i oddzielone od ciemnej, drewnianej podłogi białą lamperią. Na salon składało się jedno ogromne pomieszczenie z wielkim kominkiem z kamienia, połączone z kuchnią i strefą jadalnianą przy ogromnej wyspie kuchennej, gdzie w kremowym wazonie umieszczone zostały świeże kwiaty. Zieleni w ogóle tu nie brakowało, w przeciwieństwie do domu z sąsiedztwa. W ogromnych, glinianych donicach rosły palmy i drzewka, które konkurowały z widokiem roztaczającym się zza przeszkolonej ściany frontowej, gdzie ogromne sosny dawały cień i tworzyły czerń nie do przeniknięcia. Poczucie bezpieczeństwa dodawał fakt, że na zewnątrz paliło się światło, co pozwalało dostrzec wszystko w odległości kilku metrów. Jak na właścicieli wydawnictwa przystało, w salonie jedną ze ścian pokrywały regały wypełnione po brzegi książkami, a mogłam się domyślać, że jest to zaledwie początek i w budynku znajduje się jeszcze gabinet i biblioteka.
– Boże, jak tu pięknie...
Westchnęłam podchodząc bliżej i zatrzymując się przed dywanem, na który nie zdecydowałam się wejść w butach, gdyż był jasnokremowy i wyglądał na bardzo drogi. Odpięłam zamki botków i wysunęłam z nich stopy. Żałowałam, że od razu o tym nie pomyślałam i nie zostawiłam butów w przedpokoju. Dawid podszedł do panelu w kuchni, a ja po chwili poczułam ciepło pod stopami.
– Zrobię nam herbaty, rozgość się – powiedział, nawet się nie odwracając i od razu sięgnął po kubki z kuchennej szafki.
– Dobrze, wyniosę tylko buty z salonu.
Chciałam mu w czymś pomóc, ale po moim powrocie postawił przede mną kubek z parującym naparem pachnącym goździkami i pomarańczą. Powąchałam cudny aromat i upiłam niewielki łyk wrzątku. Smak był nieziemski. Dawid pił swoją herbatę i przyglądał się mi, więc postanowiłam rozpocząć rozmowę.
– Twojego dziadka nie ma w domu? – zapytałam.
– Odkąd babcia zmarła, nie spędza czasu w Polsce.
– Rozumiem – przyznałam niepewnie i od razu napomniałam sama siebie za swoje słowa. – To znaczy słyszałam o śmierci twojej babci i bardzo mi przykro z tego powodu...
– Nie byłem z nią zżyty – Dawid przerwał mi i wzruszył obojętnie ramionami. – Była, jaka była. To dziadek jest dla mnie kimś ważnym.
– Gdzie jest teraz?
– Poświęcił się fundacji. Ma dom w Afryce, tam postanowił spędzić starość.
O fundacji rodziny Kohenów słyszał chyba każdy. Na stronie wydawnictwa widniało wielkie hasło, w którego imię postępowali: „Nie w książkach jest rozwoju siła, a w wielkich sercach, które je czytają". Mama kiedyś powiedziała mi, że mając wielkie możliwości, nosi się również ogromną odpowiedzialność. Ojciec wtedy prychał i burczał pod nosem coś o Spider Manie, a ja domyślałam się, że są to słowa pana Kohena powtarzane przez nią. Tylko dzięki reakcji taty było to aż nazbyt oczywiste. Sebastian był zazdrosny, ale na mnie fundacja Kohenów wywierała wielkie wrażenie. Marzyłam o tym, by w przyszłości być tego częścią. Mieć wpływ na kształtowanie dzieci w Afryce, które nie mają dostępu do edukacji.
– Z wykształcenia jest nauczycielem historii, więc postanowił znowu nauczać – wyjaśnił Dawid, gdy wpatrywałam się w niego tępo, marząc o własnym wpływie i udziale. Przeanalizowałam jego słowa i coś mi nie pasowało.
– Nie studiował literaturoznawstwa albo filologii polskiej jak ty i twój tata?
Brwi Dawida na chwilę się złączyły, upił łyk herbaty i nie odrywając ode mnie wzroku pokiwał twierdząco głową.
– Babcia studiowała. Ona jest z Kohenów. Dziadek przyjął jej nazwisko, żeby kultywować dziedzictwo. – Skrzywił się lekko i wzruszył ramionami. – Bla, bla, bla i tak dalej...
– Nie wiedziałam o tym – przyznałam uradowana, że poznałam nowy szczegół na temat rodziny, którą skrycie podziwiałam. – To ważne...
– Gówno, a nie ważne – przerwał mi i położył z impetem kubek na blacie. – Jak będę miał córkę, to sama zdecyduje o tym, jakie chce nosić nazwisko.
– Planujesz mieć dzieci?
To dziwne, ale właśnie to wyciągnęłam z jego wypowiedzi. Zaskoczyło mnie, że poruszył tak istotny temat, mając zaledwie dwadzieścia dwa lata. Rysy twarz Dawida złagodniały, spojrzał na mnie z zaciekawieniem i przytaknął.
– To chyba normalne, że kiedyś będziemy mieć dzieci, prawda?
– Ty i ja? Razem? Nigdy w życiu! – zaśmiałam się.
Myślałam, że przypomni mi o konieczności bycia dla niego lukrowo miłą, ale on tylko prychnął, jakby go to stwierdzenie również rozbawiło.
– Chcę wychować swoje dzieci w tym domu. Na górze są cztery sypialnie. W sam raz dla gromadki dzieci, które będę miał ze swoją ukochaną.
– Planujesz zostawić tutaj tę biedną kobietę z dziećmi z dala od cywilizacji i siedzieć całe dnie w wydawnictwie?
Dawid zmrużył oczy, okrążył blat wyspy kuchennej i stanął tuż obok mnie. Chwycił za pusty już kubek po herbacie w moich dłoniach i odłożył go na marmurową powierzchnię, po czym się pochylił. Nim się zorientowałam, palcem wskazującym delikatnie przejechał po czubku mojego nosa.
– Nie wściubiaj swojego małego noska w moje marzenia.
Miałam wrażenie, że rozdziawiłam usta w zaskoczeniu. Z jednej strony jego dotyk sprawił, że po moim kręgosłupie przeszedł niekontrolowany impuls, z drugiej zaś czułam, jak mocno podnieciła mnie jego mieszanina czułości i władczości. Musiał zauważyć moją reakcję, bo uśmiechnął się jedynie i powrócił na swoje dawne miejsce.
– Mój ojciec był jedynakiem, ja też jestem jedynakiem. Chcę mieć dużo dzieci i być częścią ich życia. Być ojcem na cały etat, mogę wiele spraw zawodowych załatwiać niestacjonarnie z domu. Poza tym i tak chcę głównie skupić się na tym, co znam. Świat idzie naprzód, a mój ojciec nie rozumie, jaki potencjał drzemie w e-bookach i audiobookach...
– Nic nie zastąpi papierowej książki – przerwałam mu. Rozumiałam jego punkt widzenia, ale się z nim nie zgadzałam.
Dawid westchnął ciężko.
– Jesteś do niego taka podobna...
– Do kogo? – zdziwiłam się.
– Do mojego ojca. On też tego nie rozumie, a ja wolę zarządzać małym wydawnictwem internetowym, niż wielkim tradycyjnym, którego nie czuję. – Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale ruchem ręki nie pozwolił mi się odezwać. Ponownie otoczył blat i wyciągnął w moją stronę dłoń. – Chodź oprowadzę cię po domu. Wystarczy dyskusji, w których się nie dogadamy.
Nie wiem, dlaczego skinęłam głową i wsunęłam swoją dłoń w jego dłoń. Ten gest był zbędny, a mimo to chętnie go odwzajemniłam. Splótł palce z moimi palcami i pociągnął mnie do pomieszczenia obok, gdzie stał ogromny stół jadalniany z dwunastoma krzesłami, a także kolejny duży kominek. Witrynowe okna otwierały się na las, ale wpierw znajdował się ogród różany ze strefą wypoczynkową. Po zaprezentowaniu mi jadalni, chciał poprowadzić mnie dalej, ale moją uwagę przykuła gablotka, gdzie za szybą poukładane były przeróżnych kształtów naczynia i talerze. To co mnie urzekło to, podobnie jak wazon w kuchni, były rękodziełami. Każdy talerz był inny, barwnie wymalowany. Tak samo jak miseczki, imbryczki, wazoniki i kubki.
– Podobają ci się? – zapytał zaintrygowany Dawid. Przytaknęłam, wciąż nie mogąc oderwać oczu od glinianych naczyń. – Choć, pokażę ci coś.
Zostałam poprowadzona z powrotem w stronę podziemnego wejścia przez garaże, ale zamiast wejść w te same drzwi, którymi przyszłam, Dawid skierował się do drzwi obok. Zeszliśmy na dół, ale już nie tak nisko. Weszliśmy do pomieszczenia, które można było określić mianem pracowni. Na drewnianych regałach stały kolejne naczynia. Niektóre wciąż niepomalowane. W rogu stał ogromny, kamienny piec do wypalania, a na środku znajdowało się koło garncarskie z kwadratowym taboretem.
– Wow! – westchnęłam, rozglądając się dookoła. – Ktoś w twojej rodzinie ma ciekawą pasję.
– Dziadek – przytaknął i wskazał mi na stołek. – Lubił zawsze sztukę i tak się w niej realizował. Chcesz zrobić coś dla siebie?
– Umiesz? – zdziwiłam się.
– Dziadek mnie nauczył. Nie umiem tak dobrze jak on, ale ze zrobieniem miski sobie poradzę.
– Tak! Chcę mieć miseczkę na płatki śniadaniowe! – podekscytowałam się i od razu usiadłam na stołku.
Może powinnam założyć jakiś fartuch, ale o tym nie pomyślałam. Dawid zawahał się na chwilę, zapewne myśląc o tym samym, ale po chwili również zrezygnował. Podszedł do drewnianej skrzyni i wyciągnął z niej kulę brązowordzawej gliny, usiadł na obrotowym stołku na kółkach i podjechał nim do mojego stanowiska pracy. Położył bryłę na kole, po czym poinstruował mnie, jak powinnam nim obracać. Przyciskając nogą na pedał, wprowadziłam koło w ruch. Przyłożyłam dłonie i zaczęłam formować niezgrabną masę. Dawid przysunął się i sięgnął do misy z wodą, z której wyciągnął niewielką lnianą ściereczkę i ostrożnie wycisnął ją na moje dłonie. Glina zaczęła być bardziej plastyczna, ale jedyne co formowało się pod moimi dłońmi to charakterystyczny falliczny kształt. Starałam się zrobić cokolwiek, przesuwałam dłońmi w górę i w dół, a mina Dawida zmieniła się z zaciekawionej w pełną uznania, aż w końcu wybuchnął śmiechem. Chcąc uniknąć rozbryzgu, nie przestawałam w swoich trudach, więc Dawid przesunął się na stołku i umiejscowił tuż za mną. Poczułam ciepło jego ciała na swoich plecach oraz delikatny piżmowo-miętowy zapach. Masywne uda objęły moje biodra, a ręce wsunęły się pod pachami i dosięgły moich dłoni. Dawid ponownie zmoczył nasze dłonie ściereczką i przy pomocy trzech palców, nacisnął na górę miękkiej masy. Glina rozstąpiła się niczym... No właśnie... W tym momencie miałam sprośne myśli. Widok otwierającej się, wilgotnej dziurki pod naciskiem jego palców sprawił, że moja wilgotna dziurka również się otworzyła, a moją bieliznę zalała wilgoć. Przygryzłam wargę, starając się opanować, ale poczułam ciepły oddech Dawida na uchu.
– Jesteś mokra?
Wyprostowałam się jak struna i momentalnie zerwałam z miejsca. Czułam się obnażona i wściekła. Chciałam się wydostać z objęć ramion chłopaka i jak najszybciej wrócić do domu. Nieświadomie wytarłam dłonie o sukienkę, pozostawiając na niej brudne ślady. Skrzywiłam się, ale zignorowałam ten fakt. Teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Moja złość się spotęgowała. Chciałam uciec, ale poczułam dłoń Dawida oplatającą się na moim nadgarstku. Odwróciłam się do niego i wykrzyczałam:
– Nie na to się umawialiśmy! Mam sukienkę, jestem miła, ale to tyle. Nie masz prawa mnie molestować!
Może przesadziłam nieco z reakcją. Nie poczułam się napastowana przez niego, ale zabolało mnie, że trafił w sedno. Byłam mokra. Formując z nim miseczkę, czułam się podniecona.
– Przepraszam. – Opuścił głowę z rezygnacją. – Nie o to mi chodziło.
– Nie o to? – prychnęłam.
– O to, ale nie tak... Patrząc na glinę mam zawsze erotyczne myśli. To brzmi głupio, wiem... Ale gdy pocierałaś rękami po tym stożku, a potem gdy... – zaciął się, znowu opuścił głowę i podniósł ją, wpatrując się we mnie swoimi szmaragdowymi oczami. – Dziadek zawsze mówił, że praca z gliną jest erotyczna. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała.
Rozluźniłam się. Wtedy jego dłoń wypuściła mój nadgarstek, upewniając się, że nigdzie nie ucieknę. Poprawiłam niezgrabnie sukienkę, zapominając, że ponownie ją brudzę.
– Wyglądało to charakterystycznie – przyznałam.
Na jego ustach momentalnie pojawił się wielki uśmiech.
– Dziadek podobno w ten sposób poderwał babcię, a o moim ojcu mówił, że jest jak Patrick Swayze z filmu...
– „Uwierz w ducha" – domyśliłam się. Ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie i starałam sobie wyobrazić pana Kohena z żoną. – Twoi rodzice, tutaj... – zaczęłam niepewnie, ale Dawid prychnął, jakby kpiąco.
– Raczej nasi rodzice – powiedział, a ja od razu zrozumiałam sens jego wypowiedzi i już nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
– Och... – szepnęłam.
Dawid pokiwał głową ze zrozumieniem. Przysunął się na taborecie o kilka centymetrów i ponownie chwycił za moją dłoń, ale tym razem delikatnie wsunął swoje palce w moje palce.
– Chcesz dokończyć miseczkę? Bez podtekstów?
Pokiwałam głową na znak zgody. Naprawdę chciałam mieć spersonalizowaną miseczkę na płatki śniadaniowe, a zrobienie jej samodzielnie było kuszącą propozycją. Podeszłam i usiadłam z powrotem na taborecie. Dawid ponownie ustawił się za mną, ale już mnie tak nie osaczał swoją piersią, czy oddechem na karku. Gdy się zrelaksowałam, zrozumiałam, jak przyjemne jest garncarstwo. Odprężało i dawało poczucie, że samodzielnie się coś stworzyło. Dawid pokazywał mi ruchy, które powinnam stosować, żeby uzyskać upragnioną formę, aż w końcu stanął przede mną kształt miseczki. Była doskonała! Ucieszyłam się i odwróciłam do Dawida, który również się uśmiechał. Chyba bardziej z powodu mojej reakcji, niż dokończenia rękodzieła.
– Zobacz! – podekscytowałam się i wskazałam na swoją pracę.
Wtedy wydarzyła się tragedia. Mój palec dotknął miękkiej powierzchni i miseczka się wykrzywiła. Jęknęłam żałośnie i miałam wrażenie, że lada moment się rozpłaczę. Dawid się zaśmiał. Objął mnie ramionami i przytuliła mocno na pocieszenie.
– Teraz ty zobacz.
Odwrócił miseczkę na kole i ścisnął jej końce po przeciwległej stronie od wgięcia. W ten sposób uformował kształt serca, a moja praca została uratowana. Ucieszyłam się i natychmiast odsunęłam. Dawid ściągnął z koła moją pracę i odniósł na miejsce przeznaczone do wysychania gliny przed wypaleniem.
– Jak chcesz ją pomalować, brudasku?
– Na biało – odpowiedziałam, aby dodać po krótkim namyśle. – I srebrne lamówki na brzegach, albo nie, złote!
Spojrzałam na swoją sukienkę i musiałam przyznać, że wyglądałam okropnie. Glinę miałam nie tylko na dłoniach i przodzie sukienki, ale także na bokach i ramionach. Zasadniczo cała moja sukienka była nią pokryta. Dawid podszedł do mnie, uśmiechając się triumfalnie, co mnie wyjątkowo zirytowało. Nie mogłam być jedyną brudną osobą. Wysunęłam w jego stronę ręce i przeciągnęłam brudnymi dłońmi po jego twarzy i koszuli. Zaskoczył się, ale zamiast się zdenerwować, tylko się zaśmiał. Chwycił mnie w pasie i przeniósł pod duży zlew, który również znajdował się w pomieszczeniu. Szum wody zagłuszył nasze śmiechy, gdy myliśmy swoje dłonie z resztek gliny. Dawid opłukał twarz i zaczął rozpinać koszulę.
– Chyba się przede mną nie rozbierzesz? – zaprotestowałam.
Spojrzał na mnie zaskoczony i od razu zdjął koszulę, ukazując swoją muskulaturę w białym podkoszulku.
– Widziałaś mnie już bez koszulki. – Rzucił swoją koszulę na regał i obejrzał mnie z góry do dołu. – Sama się lepiej rozbierz. Przyniosę ci coś na zmianę.
Jakieś dziesięć minut później stałam przed nim, czując się całkowicie naga, choć miałam na sobie jego koszulę, która sięgała mi do kolan, a rękawy podwinęłam, bym mogła wysunąć z nich dłonie. Jego koszula była ogromna, dużo większa niż koszule po Loganie, w których spałam. A mimo to czułam się w niej odsłonięta. Noszenie jego koszuli było czymś intymnym. Jego zapach otaczał mnie, choć została wyciągnięta z szafy, a materiał, który przylegał do mojego nagiego ciała, był niczym jego dłonie na mojej skórze. Uśmiechnęłam się, a Dawid odwzajemnił uśmiech, jakby wyjątkowo podobało mu się to, na co patrzył.
– To był twój plan, żeby mnie rozebrać? – zapytałam, starając się zażartować.
– Codziennie wyginasz się przed moim ojcem na balkonie w samej koszuli i majtkach, a teraz się wstydzisz? – prychnął.
Poczułam się urażona. Nie robiłam tego, by uwieść pana Kohena. Ten przemiły mężczyzna nigdy nie patrzył na mnie w inny sposób, niż jak na córkę sąsiadów z domu obok. Był szarmanckim i kulturalnym mężczyzną, a ja po prostu lubiłam chłód poranka na swojej skórze. To mnie budziło, to było sygnałem, że nastał nowy dzień. Zupełnie tak jak poranny papieros Dawida. Robił przecież to samo. Zrobiłam naburmuszoną minę. Nie chciałam zachowywać się jak dziecko, ale to było silniejsze ode mnie. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, a czułam się oskarżona.
– Idziemy spać? – burknęłam, co go nieco zaskoczyło. Wzruszyłam ramionami obojętnie. – Była kolacja i atrakcje, zabrałeś mnie do domu, by pokazać warsztat...
– To nie było w planach – przerwał mi. – Garncarstwo było spontaniczne.
– Co więc zaplanowałeś na wieczór? Choć już jest noc...
Na zegarze było już po północy i jeśli coś mnie nie postawi na nogach, to Boga kocham, a zasnę na stojąco!
Dawid uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby i poprowadził mnie do salonu, a sam podszedł do zamrażarki i wyciągnął z niej półlitrową butelkę zmrożonej wódki.
– Impreza dopiero się rozkręca! – zawołał radośnie.
Nie odwzajemniłam jego entuzjazmu. Głośno przełknęłam ślinę.
– Obiecałam tacie, że nie będę pić alkoholu. On się obawia...
– Okej – przerwał mi i pokiwał głową. – Nie chcesz pić, czy obawiasz się pić?
– Obiecałam tacie...
To było kiepskie wyjaśnienie, ale jemu wystarczyło.
– Mogę obiecać ci dwie rzeczy. Pierwsza: nie zrobię nic, czego sama nie będziesz chciała; a druga to: nie sypiam z pijanymi dziewczynami. Planowałem się z tobą schlać i potańczyć. Seks nie wchodzi w grę w tym układzie. Co ty na to?
Skinęłam głową. W zasadzie, co mi zależało? Miałam wewnętrzne przeczucie, że mogę zaufać Dawidowi, bo on naprawdę szanował kobiety i wierzyłam, że mnie nie wykorzysta. Poczułam się pewniej i sięgnęłam po pierwszy kieliszek przezroczystego płynu. Wódka zalała moje gardło wywołując palenie w przełyku, ale poczułam się z tym dobrze. Dawid włączył muzykę i zaczęliśmy tańczyć w jej rytm. Nie wiem, jak do tego doszło ale butelka została opróżniona, a ja byłam niczym wolny ptak, który właśnie został wpuszczony do najpiękniejszej klatki świata. Pamiętam z tego wieczoru, że nasze ciała się o siebie ocierały, że było mi błogo, gdy jego dłonie spoczywały na moich biodrach. Pamiętam, że wskoczyłam na niego oplatając go nogami i śmiejąc się niczym dzikie zwierzę. Pamiętam jego dotyk na moich pośladkach, gdy mnie podtrzymywał. Pamiętam moje ramiona oplecione wokół jego szyi, oraz przyjemny zapach jego ciała, perfum i alkoholu. Pamiętam, jak opadliśmy na kanapę, jego ciężki oddech i moje posapywanie. Pamiętam, że chciałam go pocałować i pamiętam...
Nie, właściwie w tym momencie już nic nie pamiętam. Musiał urwać mi się film...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top