Rozdział 3: Tęskniłem za tobą, maleństwo
Delikatnie huśtałam się na bujanej ławce w ogrodzie i czytałam „Wichrowe Wzgórza" Emily Brontë, po raz setny zanurzając się w skomplikowaną relację między Katarzyną i Heathcliffem. W pokoju Dawida nie paliły się światła. Jakąś godzinę temu wytoczył swoją sportową furę z garażu i pojechał swoim czarnym demonem w stronę zachodzącego słońca. W ogromnym domu, który pozornie wyglądał na opustoszały paliła się jedna lampka – przy biurku w gabinecie pana Kohena. Widziałam go przez chwilę, gdy poszedł do kuchni zaparzyć sobie herbatę. Uśmiechnął się do mnie nieznacznie, widząc, jak czytam książkę, i wrócił do pracy. Było mi go szkoda, wieczory zawsze spędzał samotnie. Patrząc na harmider u mnie w domu – mamę krzątającą się w kuchni po kolacji, tatę kręcącego się przy mamie i Logana, który wygłupiał się na kanapie z Bruiserem, widok z domu obok był po prostu smutny. Miałam ochotę złapać tego nieogarniętego dupka, Dawida, za kołnierz czarnej koszuli, w którą się wystroił (ktoś planuje zaliczyć!) i nim potrząsnąć. Jaki miał problem spędzić wieczór z ojcem? Nawet jak był w domu, to spędzał czas w swoim pokoju – ćwiczył na ławeczce ustawionej na środku pustego salonu, leżał na materacu, który służył mu za łóżko ze słuchawkami na uszach lub uczył się przy biurku. Nie jadł posiłków z panem Kohenem, nie rozmawiali przy herbacie w salonie, nie rzucali wspólnie piłką w ogrodzie. Nic nie robili razem.
Rozmyślanie oderwało mnie od lektury i uznałam, że czuję się zbyt melancholijnie, by ją kontynuować. Na dworze było przyjemnie. Chłodna bryza owiewała moje włosy i uznałam, że jest to doskonała pora na spacer. Wstałam z ławki i ruszyłam w stronę domu, by zabrać telefon i kurtkę.
Wychodząc na ganek dogonił mnie Logan. W jednej ręce trzymał telefon, jakby dopiero co skończył rozmowę, a w drugiej bluzę, co wskazywało, że również chce wybrać się gdzieś wieczorem.
– Pożyczysz mi auto? – rzucił, jakby odpowiedź była oczywista.
– Chyba żartujesz! – prychnęłam rozbawiona jego sugestią.
– Błagam! Zrobię dla ciebie wszystko...
– Rozwalieś dwa auta i to przed osiemnastką! Nie sądzisz chyba, że udostępnię ci swoją Niunię...
Dobra. Musicie o mnie coś wiedzieć: kocham szybkie samochody! Moja Niunia to podarowana mi przez ojca sportowa Toyota w wersji coupé w kolorze metalicznej czerwieni. Cacko prosto z salonu! Ubóstwiam ten samochód i za nic nie chcę go stracić, więc moja odpowiedź do Logana była praktycznie oczywista i natychmiastowa: „Nie".
– Załatwię ci wejście – rzucił mój brat pośpiesznie, jakby w odruchu desperacji.
– Gdzie? – zaskoczyłam się, bo początkowo go nie zrozumiałam.
– Do Bunkra. Załatwię ci wejście na tyły.
– Każdy może pójść do tego klubu, a widok walczących spaślaków, czy gra w pokera mnie nie interesuje. – Chciałam odejść, ale Logan powiedział słowa, które sprawiły, że postawiłam na szali bezpieczeństwo swojej Niuni.
– Oddam ci piątkowy wyścig. – Stanęłam jak wryta i patrzyłam tępo na brata. – Bez auta nie pojadę, więc równie dobrze możesz ty w nim pojechać – wyjaśnił.
Skinęłam głową na znak zgody, bo właśnie spełniało się jedno z moich marzeń, choć wszyscy mnie zawsze przed nim bronili. Samego Bunkra nie znosiłam. To była speluna, gdzie w drinku można było dostać pigułkę gwałtu lub jakiś inny narkotyk, więc przyciągał tylko męty. Dyskotekowa muzyka techno też mnie nie kręciła. Nie lubiłam hazardu ani przemocy, więc gdy Łukasz zabrał mnie na walki (jeden raz) to nie chciałam tam wracać nigdy więcej. Dawid walczył i podobno był obecnym mistrzem klatki. Widziałam, że czasem wracał po nocnym imprezowaniu z zabandażowaną ręką, albo podbitym okiem, ale znając jego tryb życia, to niczemu się nie dziwiłam. Bunkier zapewniał jeszcze jeden rodzaj rozrywki, bardziej elitarny. Wyścigi samochodowe. Tam mieli dostęp tylko zawodnicy albo bogate szychy, które obstawiały zakłady. Łukasz się ścigał, a gdy Logan zrobił prawo jazdy dostał zaproszenie. Dlaczego on? Ponieważ nasz ojciec był byłym mistrzem kierownicy. Ponoć na miarę legendy. Nikt nigdy nie pytał mojego ojca, jak chłopak, który nic nie posiadał otworzył salon samochodowy. Skąd miał pieniądze. Tata zawsze mówił, że wygrał los na loterii życia. Za jednym zamachem zdobył pieniądze i kobietę swojego serca. Czy to negowałam? Nie. Byłam przecież jego córką, więc miłość do szybkich samochodów i ryzyka miałam zapisane w genach. No i... ojciec uczył mnie jeździć odkąd skończyłam pięć lat. Byłam w tym świetna.
– Jak nie dotrzymasz obietnicy, to jesteś martwy – zagroziłam Loganowi, a ten uśmiechnął się od ucha do ucha i pocałował mnie w policzek.
Nie wrócił się po kluczyki. Od razu pobiegł do garażu. Gadzina nawet przez sekundę nie założyła porażki w negocjacjach ze mną! No trudno. Obydwoje uzyskaliśmy upragniony sukces.
Noc była chłodna, ale przyjemna. Ruszyłam główną ulicą, by po chwili skręcić w stronę ścieżki prowadzącej do pobliskiego lasku. Na skraju osiedla dostrzegłam ruch jakiegoś mężczyzny ukrytego w cieniu. Z początku się wystraszyłam, ale gdy zorientowałam się na kogo patrzę, moje serce podskoczyło z radości. Nie powinnam tak na niego reagować, a jednak. Dłonie miał umieszczone w kieszeniach, a szerokie barki pochylał w geście, który miał wyrażać skruchę. Uśmiechał się niewinnie, tym swoim łobuzerskim grymasem, a w jego dolnej wardze błyszczał metalowy kolczyk. Wszędzie poznałabym te miodowe oczy i jasną czuprynę kręconych włosów – Łukasz. Mój były chłopak stał przede mną i wyglądał, jakby czekał na wybaczenie. Zadziałałam spontanicznie, nawet nie myśląc o tym, co powinnam zrobić. Z pewnością nie powinnam reagować tak, jak zareagowałam. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się na szyję. Zaśmiał się z zadowoleniem i ogarnął mnie silnymi ramionami.
– Tęskniłem za tobą, maleństwo... – szepnął mi do ucha, a po plecach przeszedł mnie dreszcz. Opanowałam się jednak i odsunęłam nieznacznie.
– Zostawiłeś mnie – przypomniałam.
– Pozwól mi wszystko wyjaśnić.
Skinęłam głową. Może nie powinnam, ale chciałam poznać powód. Chciałam usłyszeć odpowiedzi, a tylko Łukasz mógł mi je ofiarować.
Okazało się, że samochód mojego byłego chłopaka był zaparkowany w pobliżu. Kliknął przyciskiem kluczyka i w odległości dwóch metrów od nas zapaliły się żółte światła pomarańczowego Subaru. Musiało być nowe, wcześniej Łukasz jeździł starszym modelem. Wychodziło na to, że mu się powodziło. Wsiadłam do auta i pozwoliłam się porwać.
Wiedziałam, gdzie jedziemy. Doskonale znałam tę trasę. Łukasz wiózł mnie w "nasze miejsce" nad Wisłą we wsi Kępa Okrzewska, skąd pochodził. Czasem mnie tam zabierał, a wtedy czułam, że jestem dla niego ważna, bo dzielił się ze mną swoimi największymi sekretami i przemyśleniami. W głośnikach leciała cicha muzyka z radia, a on się nie odzywał. Wysunął niepewnie rękę w kierunku mojego uda, a gdy podałam mu swoją dłoń, objął ją i mocno ścisnął. Prowadząc mnie na obrośniętą trawą przybrzeżną polanę, wciąż trzymał mnie w objęciach, a ja miałam wrażenie, że ostatnie pół roku nigdy się nie wydarzyło.
– Co jest? – zapytałam spoglądając na wodę i czekając, aż pierwsze słowa wyjaśnień wylecą z ust Łukasza.
– Skłamałem – przyznał pozornie stanowczo, ale w jego głosie słyszałam zawstydzenie. Nie przerywałam mu. Pozwoliłam, by powiedział to, co chciał mi przekazać. – Ze wszystkim. Kłamałem w tym SMS-ie.
– Nie wyjechałeś? – zdziwiłam się.
Łukasz pokiwał przecząco głową.
– Wyjechałem, ale nie po to, żeby podróżować.
– Więc czemu?
– Mam dług u Kohena – wyjaśnił, kątem oka spoglądając na moją reakcję.
Muszę przyznać, że byłam w szoku. Szczególnie szokował mnie wpływ Dawida na całe moje życie. Łukasz zapewne widział moją reakcję, bo opuścił nisko głowę i mruknął przeciągle.
– Moja mama znowu zachorowała. Musiała powtórzyć chemię. Mogła zostać poddana nowej terapii, ale tę nie obejmował NFZ. Potrzebowałem pieniędzy. Założyłem się z Kohenem, że jak z nim wygram, to da mi dwieście pięćdziesiąt tysięcy na leki dla matki, ale dałem ciała... przegrałem. On i tak poszedł ze mną na układ. Powiedział, że da mi pieniądze, jeśli wyjadę i nigdy nie wrócę. Wtedy wydawało się to moim jedynym wyjściem. Przepraszam, maleństwo...
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Byłam wściekła. Dawid nienawidził mnie do tego stopnia, że rujnował mi życie pod każdym względem. Miałam wrażenie, że zrobił to z pełną świadomością unieszczęśliwienia mnie w ten sposób. Musiał czerpać ogromną satysfakcję, widząc, jak przez ostatnie miesiące snułam się smętnie po pokoju i wypłakiwałam oczy za chłopakiem, który mnie zostawił.
– Chciałem, żebyś mnie znienawidziła. Wysłałem SMS-a i liczyłem, że ze mnie zrezygnujesz, ale ja nie potrafiłem zrezygnować z ciebie. Codziennie tęskniłem i zastanawiałem się, co robisz.
– Dlatego wróciłeś? – zapytałam z nadzieją.
– Nie – odpowiedział stanowczo. – Wróciłem, bo odzyskałem pieniądze. Jeździłem na rajdach w Pradze, Londynie i Wiedniu. Byłem w kilku miejscach, poznawałem ludzi, a gdy odrobiłem dług, postanowiłem oddać zarobioną kasę Kohenowi i wrócić... do ciebie. Zrobiłem to dla ciebie, maleństwo.
Poczułam niesamowitą ekscytację. Z marszu wybaczyłam Łukaszowi jego odejście. To nie była jego wina. Kohen wykorzystał go, żeby uprzykrzyć mi życie. To było do niego podobne. Udawał przyjaciela, tylko po to, żeby wbić mi nóż w plecy. Cały Dawid. Musiałam wyjaśnić tylko jedną kwestię.
– Jak się czuje twoja mama?
– Dobrze. – Uśmiechnął się szczerze i spontanicznie wplótł palce dłoni w moje włosy. – Wybaczysz mi, maleństwo? – zapytał z nadzieją.
Nie musiałam odpowiadać Łukaszowi. W moich oczach wyczytał słowa, których nie zdążyłam wypowiedzieć. Jego usta wpiły się w moje, a ja poczułam słodki smak jego bliskości. Utonęłam w namiętności i nie oparłam się niczemu, co miało miejsce chwilę potem, gdy mój ukochany kładł mnie na wilgotnej trawie. Codzienne branie tabletek w tej chwili nabrało sensu, bo żadne z nas nie zapytało o pozwolenie i nie myślało o zabezpieczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top