Rozdział 16: Polanka miłości pełna niespodziewaności

Nie mam pojęcia, dlaczego tak wielką wagę przykładałam do swojej garderoby, gdy myślałam o wspólnym wieczorze z Dawidem. To było zwykłe ognisko, a ja się szykowałam jak na randkę! O, nie! Musiałam stanowczo się uspokoić i opanować. W końcu Dawid był moim nemesis, z którym się zaprzyjaźniłam. Zakładanie, że coś tak szalonego miałoby prawo zaistnieć, było irracjonalne. Zamiast zastanawiać się, czy będzie mi wystarczająco ciepło w rajstopach, wyciągnęłam z szafy ogrzewane legginsy i sportową bluzę z wełnianą podszewką. Na Boga, Lena! Szłaś na ognisko, a nie do restauracji! Tak więc, po tygodniu zastanawiania się, jak się ubrać, postawiłam na wygodę. Przecież zostałam zaproszona, bo Igor szedł z Majką, a Dawid nie chciał być przysłowiowym piątym kołem u wozu, więc to logiczne, że wybrał mnie. To nic nie znaczyło, a ja się nakręcałam jak katarynka... i po co? Dla Dawida Kohena?! Absurd!

Po zdecydowaniu się na wygodny strój, wyszłam z domu i, jak się okazało, sąsiad stał już na podjeździe pod moim domem i czekał z założonymi rękami.

– Nie spieszyłaś się – mruknął z uśmiechem na twarzy, który zwiastował zaczepkę, ale nie oznaczał złości.

Nauczona już byłam, że lubi się drażnić i musiałam przyznać – też nie byłam na to obojętna. Reagowałam dokładnie tak samo.

– Szpiegujesz mnie? – warknęłam, ale nie potrafiłam udawać złości, więc tylko prychnęłam rozbawiona.

– Tak, lubię popatrzeć na twoje małe cycki! – roześmiał się i otworzył przede mną drzwi swojego samochodu.

Zdążyłam jeszcze pchnąć go lekko w pierś, nim wsiadłam.

– Zboczeniec!

Podjechaliśmy pod blok Igora na Woli, żeby zabrać go razem z dziewczyną. Co mnie od razu zaskoczyło, to widok chłopaka stojącego z czarną torbą podróżną, którą Majka często pakowała na siłownię.

– Ej, co jest? – zapytałam zdezorientowana i odwróciłam się gwałtownie do przyjaciółki.

– Zostaniemy na noc u Dawida – objaśnił Igor siadając ze swoją dziewczyną na tylnych kanapach. – Dawid ci nie powiedział?

– Nie! – krzyknęłam i od razu zauważyłam usatysfakcjonowaną twarz Kohena, który uśmiechał się seksownie półgębkiem. – Nie! Nie mówił mi! Dlaczego to zrobiłeś?!

Wzruszył tylko ramionami, jakby z obojętnością.

– Lubię cię porywać – zażartował.

Oburzona obróciłam się znowu.

– Nie możesz! Nie mam ciuchów! Musisz w tej chwili zawrócić.

Dawid nieświadomie chwycił mnie za udo i lekko ścisnął, po czym odpalił silnik samochodu.

– Nie przejmuj się, pożyczę ci jakiś T-shirt do spania – powiedział i ruszył przed siebie w stronę Lasków, nie dając mi absolutnie żadnego wyboru.

Nie wiem, jak to możliwe, że nigdy nie przyjechaliśmy rodziną na festyn bożonarodzeniowy w Laskach. Moja matka uwielbiała takie wydarzenia. Lubiła zakupić wtedy wędliny i sery od lokalnego sprzedawcy, spróbować grzańca i z czerwonym nosem podziwiać światełka, wtulona w szeroką pierś taty. Zawsze robiliśmy tak w Warszawie, ale w tej uroczej wsi wszystko było jeszcze bardziej zintensyfikowane. Na środku pobliskiej łąki paliło się ogromne ognisko, gdzie można było usmażyć sobie kiełbaskę sponsorowaną przez gminę i dzieci chętnie trzymały metalowe widełki nad ogniem. W pobliżu ustawione zostały różnorakie kramy, gdzie sprzedawano wyroby rękodzielnicze oraz gastronomiczne. Majka, która zazwyczaj była na diecie, oszalała. Musiała spróbować wszystkiego, więc po zjedzeniu miseczki bigosu z białym pieczywem, wypiciu kilku kubków grzańca, opychała się domowym drożdzowcem ze śliwkami. Musiałam przyznać, że był pyszny i nigdy nie jadłam tak dobrego i świeżego ciasta. Spotkaliśmy też Magdę, którą Dawid przedstawił Majce. Dziewczyna rozlewała piwo mieszkańcom. Była jak zwykle skromna, ale moją uwagę zwróciły jej kolczyki w kształcie nożyczek. Musiała zauważyć, że się im przyglądam, bo uśmiechnęła się ciepło i wsunęła pasmo brązowych włosów za ucho.

– Byliście już po tamtej stronie? – Wskazała ręką na przeciwległe kramy. – Kupiłam sobie dzisiaj nowe kolczyki – zwróciła się do Dawida i rozciągnęła usta w jeszcze szerszym, wymownym uśmiechu.

Odwrócił głowę i spojrzał w ciemność, ale nic nie odpowiedział. Lekko tylko skinął głową. Z chwilowej, niezręcznej ciszy wyswobodziła nas Majka.

– Są prześliczne! Właśnie nie byłam pewna, czy mogę cię o nie zapytać! To nożyczki, prawda? Jesteś fryzjerką?

Magda stała i uważnie słuchała monologu Majki, a gdy usłyszała ostatnie pytanie, wybuchła głośnym śmiechem.

– Tak! Dokładnie tak!

– Tam są te kolczyki? – Igor przygarnął Majkę do siebie i mocno przytulił. Odwrócił głowę w stronę kramów i kiwnął głową w ich stronę. – Chcesz sobie jakieś wybrać?

– Och! Naprawdę? Mogę? Kupisz mi? – podekscytowała się Majka.

Pożegnaliśmy się więc z Magdą i ruszyliśmy na dalsze zakupy. Dotarliśmy do stoiska, gdzie wystawione były urocze kolczyki wykonane z modeliny. Miały kształty od zabawnych, po przesłodkie i cechowały się sporą wyobraźnią autorki tego rękodzieła – około kilkunastoletniej dziewczynki na wózku inwalidzkim. Zrobiło mi się przykro, więc uśmiechnęłam się do młodej artystki.

– Są przepiękne – przyznałam.

– Dziękuję – odezwała się starsza kobieta, która odpowiadała za sprzedaż i skinęła znacząco głową. – Proszę sobie któreś wybrać.

Zaczęłam się rozglądać, podczas gdy Majka już wybierała piątą parę, ku przerażeniu Igora, który cały wieczór wszystko jej fundował i najwyraźniej coraz mniej mógł sprostać oczekiwaniom swojej dziewczyny. Moja przyjaciółka mimo że miała serce na dłoni, to nie zawsze potrafiła zauważyć i zrozumieć, że nie każdy ma sakiewkę bez dna, jak pan Weber – znany w Polsce producent telewizyjny i filmowy. Stuknęłam lekko Majkę, która spojrzała na mnie zaskoczona i po chwili refleksji uznała, że trzy pary jej wystarczą.

– Po ile je sprzedajesz? – Dawid zwrócił się do dziewczynki, gdy sięgnęłam po woreczek ze słodkimi misiami na metalowej zawieszce.

– Po pięć złotych – kobieta odpowiedziała za dziecko, które się uśmiechnęło.

– Nie mówi? – zapytał Dawid, wyciągając z portfela niebieski banknot.

– Słabo – odpowiedziała sprzedawczyni. – Ze mną rozmawia, ja ją rozumiem.

– Co jej jest?

– Stwardnienie rozsiane. Choruje na nie od dziecka, ale teraz choroba przyspieszyła. Córka zaczęła robić biżuterię, żeby ćwiczyć mięśnie i jak najdłużej zachować sprawność. Teraz potrzebuje nowy wózek, elektryczny, więc postanowiliśmy sprzedać trochę jej prac.

– Powinnaś wystawić je za co najmniej dwadzieścia pięć złotych.

Kobieta wzruszyła bezradnie ramionami i wyciągnęła do Dawida dłoń z wyliczoną resztą.

– Wtedy nikt nie kupi, ludzi nie stać...

Dawid schował nieco demonstracyjnie dłonie do kieszeni kurtki.

– Dałem tyle, ile są warte, a uśmiech na twarzy mojej dziewczyny jest bezcenny.

– To prawda, piękna panienka zasługuje na wszystko co najlepsze. Dziękuję.

Muszę przyznać, że nie od razu dotarło do mnie, że Dawid nazwał mnie „swoją dziewczyną". Wiedziałam, że mówi to, aby nie wdawać się z kobietą w słowne przepychanki i żeby przyjęła ofiarowane pieniądze, ale mimo wszystko poczułam się ze słowami Dawida niezwykle dobrze. Czułam rodzaj dumy. Pomimo że na niby, to cieszyłam się, że „jestem" z dobrym mężczyzną. Coś, czego nigdy nie poczułam przy Łukaszu. Chciałam, by wszyscy widzieli mnie i Dawida. Z byłym chłopakiem miałam zawsze obawę, że gdy nas zobaczą, to go stracę. Dawida miałam pewność. Był rzeczywisty i stabilny. Pewny. Szkoda, więc... że była to fikcja.

Wzięłam swoje nowe kolczyki i schowałam ostrożnie do kieszeni prostej, grafitowej kurtki, którą założyłam przed wyjściem i żałowałam, że nie włożyłam jakiejś bardziej reprezentacyjnej i modnej, bo Dawid miał na sobie skórzaną pilotkę z futrem i bordową bluzę, w których wyglądał wyjątkowo atrakcyjnie. Igor też uregulował należność i wszyscy ruszyliśmy dalej, ale kilka kroków od stoiska Dawid się zatrzymał.

– Zaraz do was dołączę – powiedział spokojnie. – Idźcie przodem. Igor, zaopiekuj się dziewczynami.

Nie czekając na naszą odpowiedź, Dawid cofnął się do dziewczynki na wózku. Mogłam się domyślić, że tak postąpi. Nigdy nie dawał pieniędzy publicznie, nie był dobroczynny na pokaz. Widziałam, jak przekazywał zapłatę ojcu Magdy i jakie miał podejście do pomocy. Lubiłam to w nim. Nie była to codzienna twarz Dawida Kohena, była to twarz, którą ukrywał przed światem i być może nawet przed sobą. Był wrażliwy i empatyczny. Był też skromny i powściągliwy. Miał serce na dłoni.

– O czym rozmawiają? – zapytała Majka, która zaskoczyła się jego zachowaniem.

Igor pociągnął za sobą dziewczynę i poprowadził do kramu ze słodyczami.

– Jak go znam, to da tej kobiecie na nowy wózek dla dziecka, ale nie chciał byśmy to widzieli.

Majka rozdziawiła usta w zdziwieniu, zaczęła oglądać się za siebie i nawet słone karmelki domowego wyrobu jej nie zdekoncentrowały. Również spojrzałam w stronę Dawida. Kobieta objęła go spontanicznie, gdy wsunął w jej dłoń wypisany czek. Nawet z odległości mogłam dostrzec łzy szczęścia w jej oczach. Przez chwilę pojawiło się w mojej głowie wspomnienie: zapłakany chłopiec mówi do mnie obraźliwe słowa i popycha na betonowy podjazd. Kim byśmy byli dla siebie, gdyby Dawid Kohen nie stał się moim nemesis? Gdybyśmy nie pałali do siebie nienawiścią przez tyle lat? Jego wzrok pełen pogardy, powtarzany dzień w dzień. Miałam wrażenie, że to odległe wspomnienie. Alternatywna rzeczywistość, która się przebija do mnie, choć nie mam z nią nic wspólnego. Czy byłabym w stanie pokochać Dawida Kohena?!

STOP! STOP! STOP, LENA! Wróć na Ziemię! Coś ty pomyślała? „Pokochać"? Nie. Zapamiętaj, Lano Kamińska, raz na zawsze: Dawid Kohen nie potrafi kochać! Jedyne, co może ci dać, to ból i rozczarowanie. Wpisze cię na długą listę swoich partnerek seksualnych i będziesz dokładnie taka, jak inne. Przyjaźń? Ok. To mogło się udać. Potrafimy się ze sobą dogadywać, ale miłość? Nie! To stanowczo jest wykluczone. Koniec, kropka.

Moje przemyślenia przerwał sam ich obiekt. Dawid podbiegł do nas i zachowywał się tak, jakby oddalił się zaledwie za fizjologiczną potrzebą. Przechodząc ponownie obok Magdy, wystawił jej rękę na powitanie i zawołał:

– Zostajesz później?

– Będę się tu kręcić.

Po północy pozostało już tylko ognisko. Gdy sprzedawcy pozamykali kramy, kobiety wróciły z dziećmi do domów, a mężczyźni byli tak pijani, że nie pozostało im nic innego, jak udać się na spoczynek, zaczynało się TO ognisko. Wokół zapalonego stosu zebrała się młodzież z okolicznych terenów. Dawid usiadł przy zwalonym pniu sosny, na tyle blisko by czuć ciepło płomieni i na tyle daleko, by zachować prywatność. Naciągnął kaptur na głowę i z plecaka Igora wyciągnął butelkę wiśniowego burbona.

– Siadaj, Lenka. – Poklepał po swoim udzie i uśmiechnął się przebiegle.

Od razu zaprzeczyłam.

– Ha, zapomnij!

– Skoro chcesz się przeziębić. – Wzruszył obojętnie ramionami i pociągnął spory łyk alkoholu.

Rozejrzałam się niepewnie, nigdzie nie było żadnej ławki, a sam pień drzewa, obok którego usiedli panowie był pokryty mchem i śniegiem. Majka już mościła się na kolanach Igora, który wyciągnął butelkę piwa i podał swojej dziewczynie czerwone wino.

– Zobacz, co nam załatwiłam! Z piwniczki mojego ojca!

Przyjaciółka machała w moim kierunku przydymioną butelką wytrawnego trunku, a ja wciąż stałam bezradnie nad spokojnie pijącym swój burbon Dawidem, który tylko pozornie udawał, że nie zwraca na mnie uwagi. Czekał na swój triumf i musiałam przyznać, że tym razem zwyciężył.

– Spróbuj mnie macać, a wykastruję – warknęłam do niego, na co tylko rozłożył ramiona w geście poddaństwa i pokiwał przecząco głową.

Usiadłam na Dawidzie i poczułam, że jego ciało jest twarde, ale przyjemnie ciepłe. Przez chwilę przypomniało mi się, jak zasnęłam w jego ramionach, oglądając film z rzutnika: błogo, miło, przyjemnie... bezpiecznie. Sama w głębi siebie zaprotestowałam na te odczucia. Sięgnęłam po butelkę z rąk Majki i pociągnęłam spory łyk.

– Jeszcze zobaczymy, czyje będzie na wierzchu – burknęłam.

– Jak dla mnie możesz zawsze być na górze.

Usłyszałam szept Dawida prosto w ucho i poczułam słodki zapach wiśniowo-korzenny. Uśmiechnął się triumfująco, gdy na mojej twarzy pojawiły się wypieki wstydu. Ok. Do zapamiętania: Pijany Dawid jest jeszcze większym erotomanem.

Wino wpłynęło na mnie kojąco, do tego stopnia, że zaczęłam pociągać też od Dawida. Ku jego zaskoczeniu, ale bez protestów, ofiarował mi swoją butelkę i sięgnął po kolejną. Jego twarz była uroczo zamroczona. Miałam wrażenie, że wpatrywał się we mnie bez przerwy i – nawet gdy zaczął prószyć śnieg – nie odczuwałam wzrastającego mrozu. Za to mój pęcherz jak najbardziej zaczął reagować na zimne, ciepłe i pełne. Rozejrzałam się niepewnie i zrozumiałam, że to nie Warszawa, nie znajdę ubikacji, nawet w najgorszym stanie. Pozostał mi las. Westchnęłam i spojrzałam na przyjaciółkę.

– Pójdziesz ze mną na stronę?

Majka pokiwała ochoczo głową.

– Też muszę – oznajmiła.

Dawid nie zareagował. Jedynie leniwie podniósł wzrok i wyciągnął w moją stronę rękę.

– Czekaj... – mruknął. Sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej telefon. – Jesteś piękna, chcę twoje zdjęcie...

– Co? – zaskoczyłam się, a gdy w moją stronę poleciała pierwsza migawka flesza, machnęłam ręką. – Weź, przestań!

Mój tajemniczy paparazzi przestał być taki tajemniczy. Mruknął coś pod nosem i schował telefon z powrotem do kieszeni. Dawid wyglądał całkiem świadomie, ale Igor stwierdził inaczej.

– Oho! Komuś wystarczy! – zaśmiał się. – Lećcie dziewczyny szybko i będziemy zbierać się do domu, a ja postawię na nogi te zwłoki.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Majka pociągnęła mnie w głębię lasu. Na całe szczęście, przy pomocy latarki, udało się nam trafić na Magdę, która pokierowała nas w miejsce, gdzie dziewczęta mogły w spokoju ulżyć swoim potrzebom fizjologicznym.

– A tam inne potrzeby są zaspokajane.

Dziewczyna mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja wskazałam na siebie zaskoczona.

– Że niby ja i Dawid? – zapytałam.

Magda tylko wzruszyła ramionami, jakby rozumiała coś lepiej ode mnie. Musiałam wyprowadzić ją z błędu.

– Blee, to obrzydliwe!

– Jak wolisz!

Roześmiała się radośnie znajoma Dawida i ruszyła za grupką dziewczyn, które wyłoniły się z mroku. Jedną z nich chwyciła za rękę, a ta wtuliła się w nią.

– Boże! A ja zapytałam się jej czy jest fryzjerką! – prychnęła Majka, dając o sobie znać.

Udałam się na stronę i szybko wysikałam. Wróciłam do punktu wyjścia i czekałam na przyjaciółkę, ale ciekawość i znudzenie zwyciężyły. Co mi zależy, by zerknąć? W końcu każdy z nas ma w sobie nutkę podglądacza. Przemierzyłam kilka metrów, gdy uznałam, że to głupie. Po co miałabym obserwować pieszczoty przygodnych kochanków? Nie byłam, aż tak sfrustrowana seksualnie! Matko! Chciałam zawrócić, ale wtedy coś mi mignęło – błękitna kurtka z odblaskami. Jakie jest prawdopodobieństwo, że na wiejskim ognisku ktoś jeszcze będzie nosił markową kurtkę Nike, jaką kupił sobie Logan przed sezonem zimowym? Co on mógł tu w ogóle robić? Rodzice wiedzieli, gdzie jest? Ruszyłam za nim i niczym szpieg z Doliny Deszczowców zaczęłam go śledzić. To jednak nie ja byłam odziana w czarny płaszcz, a ciemna postać, która pojawiła obok mojego brata. Chwyciła go za rękaw kurtki i pociągnęła w głąb zarośli. Pobiegłam za nimi i sama ukryłam się w krzakach nieopodal. Gdy z telefonu wystrzeliło białe światło latarki, wszystko stało się wyraźniejsze. Mężczyzną w czarnym płaszczu był Wrona. Wystraszona zorientowałam się, że Mateusz kładzie Loganowi dłoń na usta i popycha go na pień rosnącej sosny. Byłam gotowa wyskoczyć z ukrycia z krzykiem, nie wiedząc, jak mam tym przepłoszyć napastnika, ale ręka mężczyzny zsunęła się z ust mojego brata, a ich usta złączyły w pocałunku. Zaniemówiłam. Przez chwilę jeszcze pomyślałam, że może Logan czuje się zmuszany, ale on odwzajemniał pieszczotę. Wręcz przejął inicjatywę i stanowczo nacisnął na ramię Wrony, który bez protestów zaczął zsuwać się na kolana. Chyba musiałabym po tym widoku wyłupać sobie oczy, bo stałam jak zamurowana. Nogi wypuściły korzenie, a mózg nieznośnie pochłaniał obraz, którego nie zdołałabym nigdy wymazać z pamięci. Na szczęście poczułam szturchnięcie w ramię. Obok mnie pochylała się Majka.

– Chodźmy, niech mają trochę przestrzeni.

– Wiedziałaś? – szepnęłam zaskoczona jej widokiem.

– Nie – przyznała z ciepłym uśmiechem.

Zreflektowałam się. Co ja właściwie robiłam? Podglądałam brata podczas aktu seksualnego? Wróciłyśmy do chłopaków i skierowaliśmy się w stronę domu na wzgórzu. Dawid szedł stabilnie. Ciężko stąpał po trawiastej nawierzchni, ale się nie chwiał i nie zataczał.

– Masz czerwony nos – powiedział wpatrując się we mnie zamroczonymi oczami.

– A ty uszy – odpowiedziałam, traktując jego słowa jako zarzut.

Dawid stanął w miejscu i zaczął odwiązywać z szyi szalik.

– Zimno ci – oznajmił i wręczył mi szary materiał.

Z początku go nie przyjęłam. Patrzyłam na niego jak na idiotę, aż warknął, jakby odczytał w moich oczach wszystkie moje myśli i zaczął sam owijać mnie swoim szalikiem. Właściwie zaczęliśmy się szarpać. Nie chciałam jego pomocy, a on nie chciał ustąpić. W zamroczeniu alkoholem jego dłonie stały się stanowcze i ciężkie, więc moje protesty okazały się daremne. Ustąpiłam po tym, gdy Majka zirytowana naszą sprzeczką w końcu kazała mi włożyć szalik.

– Tak to do rana nie dojdziemy! – warknęła i ruszyła przed siebie, zakładając ręce na piersi.

Owinęłam się szczelnie ciepłym materiałem szalika Dawida i chciałam również podążyć stromą ścieżką w stronę wyłaniającej się w ciemnościach posiadłości, gdy zostałam pociągnięta za ramię.

– Jesteś piękna, chcę twoje zdjęcie... – mruknął Dawid i sięgnął po telefon z kieszeni kurtki.

– Oszalałeś, już to mówiłeś. Nie dam ci zrobić sobie...

– Lena! – Przyjaciółka weszła mi w słowo. – Przecież widzisz, że jest kompletnie pijany. Daj mu zrobić sobie to zdjęcie i wracajmy do domu.

Stanęłam prosto i owinęłam się szalikiem. W moją stronę poleciała migawka flesza, a na twarzy Dawida pojawił się szelmowski uśmiech satysfakcji.

– Dopilnuję, żebyś rano je skasował – mruknęłam i poszłam ścieżką w górę zbocza.

W domu od razu udałam się do sypialni i cieszyłam się, że Dawid wcześniej przyszykował mi koszulkę i świeży ręcznik, więc teraz mogłam spokojnie wyminąć siedzące na schodach zwłoki, które Igor usiłował namówić na wejście na górę. W pokoju udałam się do łazienki, opłukałam usta i twarz, i w samej bieliźnie i szarym T-shircie, spokojnie położyłam się do łóżka. Sięgnęłam po telefon, zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Nie mogłam zasnąć. Piżmowo-miętowy zapach mnie otaczał i dekoncentrował. Bluzka, którą miałam na sobie była czysta i nieużywana, a mimo to pachniała Dawidem. Nie jego perfumami, a delikatnym lawendowym zapachem proszku do prania, ale ponad aromat prowansalskiej wsi, unosiła się TA woń. Woń właściciela koszulki, zaskakująco przyjemna i relaksująca. Orzeźwiający i esencjonalny zapach, który sprawił, że na skórze pojawiła się gęsia skórka, a przez rdzeń kręgosłupa przeszły ciarki. Przez ułamek sekundy nawiedziła mnie myśl: „Czy wypada onanizować się w cudzym domu?". Mój organizm wysyłał sygnały, więc zacisnęłam uda w geście protestu. Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić, nabrałam głęboki wdech i usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Poderwałam się i spojrzałam na wejście. W przejściu stał Dawid. Miał na sobie jedną skarpetkę, podkoszulek, a rozpięty rozporek jeansów ukazywał bieliznę markowej firmy, którą reklamował David Beckham.

– Co robisz? – zapytałam skołowana jego zachowaniem.

Podparł futrynę jedną ręką i spojrzał na mnie mętnie. Teraz naprawdę widziałam, że słabo się trzyma.

– Nie dam rady iść po schodach... – mruknął.

Bez zaproszenia wszedł do środka. Zaczął się rozbierać. Zdążyłam jedynie wypowiedzieć: „Nie sądzisz chyba...", gdy zwalił się ciężko obok mnie na łóżku w samej bieliźnie i zaczął zagrzebywać pod kołdrą.

– Dawid, wyjdź stąd! – zaprotestowałam.

Jego ciężka dłoń uniosła się i opadła na mój brzuch, gdzie zacisnęła się na materiale koszulki.

– To twoja wina... Wszystko, to twoja wina... – wybełkotał.

Po chwili z nozdrzy Dawida zaczęło dobiegać głośne chrapanie. Rozbawiło mnie to. Chciałam się złościć, ale nie potrafiłam. Przesunęłam dłonią po ciemnych kosmykach opadających na blade czoło i prychnęłam rozbawiona.

– Ale cię wzięło.

Pieszczota nie obyła się bez reakcji. Dawid zaczął przysuwać się i dążył do bliskości. To było dla mnie zbyt dużo. Chrapał, był ciężki i dyszał na mnie alkoholowym zapachem. Wydostałam się z łóżka i wyszłam z pomieszczenia. Przeszłam, stąpając ostrożnie i wymijając ścieżkę z białej koszulki, skarpetki, bordowej bluzy, kurtki pilotki i pary wysokich adidasów, aż do schodów. Zawahałam się, bo tak naprawdę nigdy nie byłam na górze. Nie byłam pewna, do której sypialni mogę się udać i czy w ogóle mogę naruszać prywatność cudzego domu. Gołą stopą ostrożnie stąpałam po drewnianej nawierzchni, aż zrozumiałam, że nie chcę spać na górze. Z jednej z sypialni dotarły do mnie dźwięki miłości Igora i Majki. Nieco zawstydzona, szybko zeszłam na dół. Jedynym pomieszczeniem, jakie mi pozostało, okazał się salon. Usiadłam na skórzanej kanapie i rozejrzałam się w ciemności, jaką rozświetlał niezwykle jasny księżyc na niebie. Nie wiedziałam, gdzie znajdę pościel, ani nie widziałam żadnego koca. Cofnęłam się do przedpokoju i sięgnęłam po leżącą na podłodze kurtkę z futrzanym podszyciem. Położyłam się na kanapie, wsunęłam pod głowę pluszową poduszkę i naciągnęłam na ramiona pilotkę. Znowu otoczył mnie przyjemny zapach, ale tym razem poczułam się w nim zwyczajnie bezpiecznie. Zamknęłam oczy, a mój umysł owładnęły sny.

– Co tu robisz?

Obudził mnie zapach kawy i zachrypnięty głos Dawida. Podciągnęłam się na kanapie i usiadłam, przecierając oczy z rozespania. Zobaczyłam mojego nemesis stojącego obok mnie z kubkiem w ręce i wpatrującego się we mnie zaczerwienionymi oczami. W pomieszczeniu nie byliśmy sami: Igor szykował śniadanie, a Majka delektowała się kofeinowym napojem, siedząc przy wyspie kuchennej. Położyłam pilotkę na kolanach, by wciąż mnie ogrzewała, nie byłam gotowa na spotkanie z porannym chłodem.

– Spałam – odparłam bez zrozumienia i patrzyłam, jak Dawid siada obok, wciąż przyglądając mi się z zaciekawieniem. – O co ci chodzi?

– Dlaczego tutaj?

– A gdzie miałam spać? – fuknęłam. – Ktoś się rozwalił na łóżku i włączył traktor.

– Na górze są cztery sypialnie. Mogłaś pójść spać do mojej – odpowiedział, unosząc lekko kąciki ust.

– Nie wiem, która jest twoja – burknęłam.

– Na końcu korytarza, na wprost.

– Teraz mam iść zwiedzać? – warknęłam.

– Możesz. – Dawid wzruszył ramionami i przyłożył kubek do ust, żeby nabrać łyk aromatycznej kawy.

– Możesz, to skasować moje zdjęcia, pseudoartysto!

Dawid parsknął śmiechem prosto w kubek, a gorący napój rozbryznął się wprost na niego. Nie przejął się tym. Odsunął od siebie naczynie i spojrzał na mnie rozbawiony.

– Dlaczego miałbym robić ci zdjęcia? – wyśmiał mnie.

– Dobre pytanie! Sprawdź lepiej swój telefon!

Zmrużył oczy jak kot i sięgnął do kieszeni jeansów, obmacał je, ale nic nie znalazł. W końcu coś do niego dotarło. Zerwał mi kurtkę z nóg i przeszukał jej zawartość. Wyciągnął telefon i zaczął go przeglądać. Zrobiło mi się chłodno. Podciągnęłam kolana pod brodę i naciągnęłam na nie T-shirt. Dawid popatrzył na mnie zaskoczony, by po chwili pokiwać głową z dezaprobatą.

– Asertywność posiadasz tylko wtedy, gdy chcesz na mnie naskoczyć? – mruknął.

Zaskoczyłam się. Chciałam coś odpowiedzieć, odgryźć się jakoś, ale nie zdążyłam. Dawid wstał i ruszył do przedpokoju. Przesunął dłonią po drewnianych panelach za schodami i przycisnął jeden z nich. Przyglądałam się, jak drewniana ściana się otwiera, ukazując wbudowaną zabudowę. Chłopak wyciągnął kremowy pled z szafy i wrócił. Rzucił nim we mnie, a ja nie planowałam protestować. Natychmiast się owinęłam ciepłym materiałem koca, bo po nocy spędzonej na kanapie byłam zmarznięta.

– Zdjęcia – przypomniałam mu, bo zachowywał się tak, jakby nie było wcześniejszego tematu.

Przez chwilę Dawid milczał, może nawet chciał uniknąć odpowiedzi, ale po chwili przekręcił lekko głowę, zastanawiając się nad decyzją.

– Nie wyrzucę ich. Ładnie wyszłaś. Nie są mi do niczego potrzebne, ale mogę ci je wysłać.

Wpatrywałam się w niego, jakby był upośledzony, ale ewidentnie ignorował moje zachowanie. Ok. To był Dawid Kohen. Z nim nie było dyskusji. Jak o czymś postanowił, to decyzja już zapadła i nie było odwołania. Cecha tak samo irytująca, co seksowna.

– W łóżku możesz być taki stanowczy...

Dobra! W tym momencie świat się zatrzymał, a ja uświadomiłam sobie, że moje myśli opuściły bezpieczny obszar głowy i zostały bezpowrotnie wypowiedziane na głos! RATUNKU!!!

Dawid tylko się uśmiechnął półgębkiem i zmierzył wzrokiem jak cielę na targu.

– Kto powiedział, że nie jestem?

Zarumieniłam się. Moje ciało reagowało i na moje szczęście byłam otoczona barierą z koca, bo serce z piersi mi wyskakiwało, a między nogami został uruchomiony alarm bombowy. Z opresji wyratowała mnie Majka i Igor, choć nie do końca tak, jakbym sobie tego życzyła.

– Chodźcie jeść, gotowe – powiedział blondyn.

Owinięta, poczłapałam do blatu kuchennej wyspy, a za mną ruszył mój nemesis. Czułam jego wzrok na sobie, ale tym razem to ja udawałam, że mnie to nie dotyczy.

– Tak bardzo spodobały ci się widoki w lesie, że zaczęłaś świntuszyć? – zaśmiała się przyjaciółka, podając mi pierwszy tego dnia kubek kawy, którą już wszyscy się opili i oprzytomnieli.

– Nie przypominaj mi... – jęknęłam, gdy obrazy z poprzedniego wieczora do mnie dotarły.

– O co chodzi? – zapytał zdezorientowany Dawid.

Igor na niego spojrzał i zaśmiał się z charakterystyczną dla siebie otwartością.

– Stary! Kiedy ci się urwał film?

– Nie urwał mi się... – zaprzeczył, ale niepewnie. Jego szmaragdowe oczy skoncentrowały się na mnie. – O co chodzi?

– Widziałam wczoraj Logana – wyjaśniłam. – I dowiedziałam się, że jest gejem.

– Wrona mu nic nie zrobi – odpowiedział.

Dotarło do mnie! Dawidowi nawet nie drgnęła brew, gdy powiedziałam słowo: „gej". Do tego wspomniał o Mateuszu. On cały czas znał prawdę o moim barcie!

– Boże! – Spontanicznie szturchnęłam go w pierś. – Wiedziałeś!

– Oczywiście! – zaśmiał się. – Zastanawiam się, jak ty mogłaś nie wiedzieć!

No właśnie! Jak mogłam nie wiedzieć? Jak mogłam nie zauważyć orientacji mojego brata w chwili, gdy wszyscy wkoło byli w pełni świadomi? Musiałam to wyjaśnić. Musiałam porozmawiać z Loganem, więc gdy tylko wróciłam do domu, udałam się do pokoju mojego młodszego rodzeństwa. Zapukałam, a gdy nie otrzymałam zaproszenia, weszłam do środka. Logan spał. Była prawie dwunasta, a on wciąż był w pieleszach. Rodzice go rozpieszczali. Osiemnastolatek poza miastem, na zakrapianej imprezie, Bóg wie z kim, a oni dawali mu odsypiać, jakby był po zatruciu pokarmowym. Potrząsnęłam ramieniem chłopaka i patrzyłam, jak przeciera zaspane oczy.

– Co jest? – zapytał skołowany.

– Chcę z tobą porozmawiać.

– O czym?

Podciągnął się na łokciach i usiadł w pozycji półleżącej.

– Wiesz o tym, że możesz mi zaufać, że jestem twoją siostrą i zawsze będę cię kochać?

– O co ci chodzi, Lena?

– Widziałam cię wczoraj z Mateuszem, wiem co robiliście... i...

– Podglądałaś mnie?

Szeroko otworzył oczy i wpatrywał się we mnie ze zdumieniem.

– Chodzi o to, że cię kocham i akceptuję. Nie rozumiem za to, dlaczego to przede mną ukrywałeś.

– Boże, Lena. Nic przed tobą nie ukrywałem.

– Ale mi nie powiedziałeś...

– A musiałem mówić? To nie są rzeczy, o których trzeba trąbić całemu światu. Podobają mi się faceci i tyle.

– A Ada?

– Ada to przyjaciółka, jest jak siostra.

Wzruszył bezradnie ramionami.

– Teraz czuję się jak idiotka. Cały czas miałam nadzieję, że do siebie wrócicie – pożaliłam się. – Nawet Dawid wiedział...

– Z Dawidem gram w klubie. Faceci gadają między sobą o kobietach. Chyba właśnie to pozwoliło mi zrozumieć, że nie jestem taki jak oni... – zamyślił się na chwilę. – No i seks... Był nieco rozczarowujący. Przynajmniej z Adą, nie to, co z chłopakami.

– Chłopakami? Liczba mnoga? – zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu. Skulił się w rozbawieniu.

– Nie jestem taką dziewicą nazaretańską jak ty! Nie miałem tylko jednego faceta!

– Nie jestem taką dziewicą! Był ktoś jeszcze! – oburzyłam się na niby.

– Całowanie się z Dawidem po pijaku się nie liczy. Nie zaliczyłaś nawet drugiej bazy!

– Co ty możesz wiedzieć? – parsknęłam. – Poza tym, był ktoś jeszcze...

– Uuu! Zaczynasz wychodzić z szafy!

– Ja? To ty jesteś gejem!

Ponownie popchnęłam ramię Logana i wstałam, dając mu tym samym do zrozumienia, że to koniec wygłupów i rozmowy. Stanęłam w otwartych drzwiach i spojrzałam ponownie na brata.

– Rodzice wiedzą? – zapytałam opierając się o futrynę.

Pokiwał twierdząco głową.

– Mama mnie kocha i „jestem jej pięknym chłopcem", a tata przyjął to dość obojętnie.

– Powiedziałeś im, a mi nie?

– Nie powiedziałem im. Domyślili się, ojciec to zasugerował, a ja nie zaprzeczyłem. Trochę ckliwych słów, jak to z rodzicami.

Logan pokiwał beztrosko głową, a ja poklepałam w futrynę drzwi.

– Kocham cię, Logan. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top