Rozdział 14: Rozkosz z baru Feel the Chill
Ta mała wiedziała, jak spędzać z powiek sen u mężczyzny. Gdy ją zobaczyłem, zaniemówiłem. Nie wyglądała jak Lena Kamińska – irytująca pchła, która roztaczała urok dziewczęcości, inteligencji i nieświadomego seksapilu. Teraz wyglądała jak matka, jak pieprzona El-ektra – całkowicie świadoma swojego ciała suka, która podrywa pizdowatych frajerów dla kasy, żeby potajemnie ruchać się ze swoim kochasiem. Zabrałem ją ze sobą do Bunkra, żeby obronić przed możliwą napaścią ze strony byłego chłopaka, ale jak miałem ją obronić przed napastliwością zachlanych oszołomów, napalonych na jej zgrabną dupę? Jak ona to sobie wyobrażała? Na razie powierzyłem ją w ręce Igora, siedział w loży dla ekipy, gdzie nie mieli dostępu niepowołani goście. To jednak wywołało inny problem. Stała się widoczna... jeszcze bardziej. Stojąc półnagi na ringu mogłem jedynie obserwować, jak Diablo się w nią wgapia. Tak, już wiedział, kim była. To przez tę cholerną kurtkę. Pierdolona gnida zacznie koło niej węszyć i próbować się przymilać. Nie byłem pewny jego stosunku do Skały, za którym najwyraźniej nie przepadał – zazdrościł mu; ani do El-ki, ale po obleśnym wzroku, jaki przesuwał po Lenie, najwyraźniej leciał na nią. Nie wiedziałem, co zrobić, aby odciągnąć od niej uwagę właściciela klubu. Każde rozwiązanie było złe. Jeśli naszczam na nią i będę udawał, że jest moja, Diablo zacznie ją wykorzystywać, żeby przekonać mnie do współpracy, a tego nie chciałem. Jeśli się jej wyprę, to on się pojawi. Nie miałem pojęcia, jak ją przed nim obronić.
Zadzwonił dzwonek informujący, że rozpoczęła się walka, a ja zamiast patrzyć na przeciwnika, patrzyłem na Lenę, więc już na wstępie przyjąłem cios w szczękę. Otrząsnąłem się i spojrzałem przed siebie. Stał tam Marcin Straszewski, koleś o pseudonimie Martin Star. Miał już swoje lata i walczył nieczysto. Ostatni raz mierzyłem się z nim na początku mojej kariery i spuścił mi łomot. Byłem niedoświadczony, porywczy i naiwny. Jeśli Diablo szukał kogoś, kto mógł mnie przytemperować, to znalazł. Tylko, że ta walka nie miała być moja... Coś w głębi serca jednak mi mówiło, że była pode mnie. Miałem wyjść z domu. Lena... miała w nim zostać. Kurwa! Grabarz pracuje dla Diablo! Za dużo myślę...
Cios w łuk brwiowy sprawił, że moje prawe oko zalało się krwią, a widoczność się ograniczyła. Mógłbym skontrować też cios w jelito, ale pisk Leny poniósł się po sali. Opuściłem gardę i spojrzałem na widownię. Wtedy zrozumiałem, że nic jej nie jest. Miała przerażoną minę, ale piszczała z mojego powodu. Igor ją przytrzymywał i pocieszał. Wtedy poczułem szarpnięcie. Martin chwycił mnie pod bok i zaczął uderzać raz za razem w brzuch. Ból się potęgował i wiedziałem, że będę poobijany. Myśl, Dawid! Stary Straszewski był bokserem, a to była klatka. On opierał swoją przewagę na pięściach, czyli w sumie tak jak ja, ale ja byłem dużo młodszy. Zaparłem się i wymierzyłem mu cios w kolano. Zachwiał się, wtedy mogłem przystąpić do działania. Zrobiłem coś, czego nie miałem w zwyczaju. Podskoczyłem i wymierzyłem mu kopniaka w pierś. Padł na siatkę i odbił się od niej. Wtedy wycelowałem i wypuściłem jeden porządny cios. Prawym prostym powaliłem go na matę. Tak! Nie wstanie, został znokautowany. Wiek mu nie służył. Poczułem dłoń sędziego zaciskającą się na moim nadgarstku i to, jak podnosi moje ramię w górę, ogłaszając zwycięstwo.
Byłem zmęczony, obolały i chciałem wrócić do domu, ale coś mi mówiło, że chciałem też spędzić wieczór z Leną, potańczyć z nią i napić się drinka. Lubiłem jej śmiech, lubiłem, gdy się uśmiechała. Lubiłem, gdy była szczęśliwa. Mój plan miał rysę, czułem to. Po jego zrealizowaniu oberwę rykoszetem, ale i tak go dokończę. Nie był dla mnie. Karma wraca, a karma nosiła moje imię. Zszedłem z ringu i ruszyłem do szatni. Byłem spocony i mokry, a po moim policzku spływała krew. Chciałem się wykąpać, przebrać, wziąć leki przeciwbólowe. Ale nie... Na mojej drodze musiał stanąć nie kto inny a cholerny Mariusz Szatan. Właściciel klubu uśmiechał się, jakby właśnie coś wygrał, albo miał na mnie ogromnego haka. Ruszyłem w jego kierunku i zignorowałem delikatny tupot kobiecych stóp. Ktoś za mną biegł, ale teraz mnie to nie interesowało. Chciałem się skonfrontować z Diablo i pójść do szatni, dlatego mnie zaskoczyła, gdy uwiesiła się mi na szyi.
– Nie rób tego więcej! – jęknęła żałośnie Lena i przywarła policzkiem do mojej piersi.
Nie jestem pewny, dlaczego ją przytuliłem. Czy był to odruch, czy może chęć pocieszenia. Wtedy było to naturalne, ale bardzo nierozważne. Nie byliśmy w korytarzu sami.
– Och! Jaka wrażliwa! – zaśmiał się Szatan. – Któż to taki?
Właściciel klubu na miękkich nogach zrobił w naszą stronę dwa kroki, wyciągając ręce z kieszeni dresowych spodni. Lena nie wiedziała, że powinna zachować ostrożność, więc bez zastanowienia się przedstawiła.
– Dobry wieczór, mam na imię Lena.
– Pięknie! – Uśmiechnął się cwanie i odwrócił głowę w moją stronę. – Twoja dziewczyna, Dawid?
– Nie – zaprzeczyłem natychmiast, jednocześnie pociągnąłem Lenę i przycisnąłem do siebie mocniej.
– Nie? – zdziwił się Szatan.
– Nie, to dupa. Taka, co obciąga po walce.
Żeby potwierdzić swoje słowa, ścisnąłem jeden pośladek Leny przez materiał wełnianej sukienki. Czułem, jak zaczyna się wyrywać, ale cieszyłem się, że milczy i starałem się wytrzymać ostry wzrok właściciela klubu. Jednak Lena nie byłaby sobą, gdyby zrobiła wszystko po mojej myśli i zrozumiała, że nie mówię tego poważnie. Nie wiem, ale najwyraźniej dla tej dziewczyny musiałbym stanąć na głowie i zaklaskać uszami, żeby dotarło do niej, że jestem facetem, który szanuje kobiety. Jakby choć raz nie mogła mi zaufać. Jej drobne rączki chwyciły mnie za dłoń i odgięły moje palce na tyle, że zdołała się wysunąć. Oburzona uderzyła mnie w twarz otwartą ręką i tupnęła jak naburmuszona lalka.
– Jesteś obleśną świnią! Spierdalaj!
Zignorowałem jej zachowanie. Nie mogłem pokazać przed Diablo, że mi na niej zależy. Zaśmiałem się tylko, a właściciel klubu mi zawtórował. Spojrzałem za uciekającą ode mnie Lenę i wróciłem wzrokiem do Szatana.
– Popsułem ci randkę? – Słowa z ust Mariusza wyszły zaskakująco lekko.
– Randkę? – prychnąłem. – Laska była na raz, nie ta to następna.
– Mamy coś wspólnego! – zaśmiał się Szatan i wskazał drogę do biura. – Chodźmy się rozliczyć.
– Najpierw się wykąpię.
Skinął głową na zgodę i ruszył do siebie, a ja szybko wszedłem do szatni. Od razu sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Igora. Nie spieszył się, odebrał po dwóch sygnałach.
– Szybko, znajdź Lenę i ją zatrzymaj. Powiedz jej, ale bardzo dyskretnie, że to, co się wydarzyło, nie było prawdziwe, a ja wszystko jej wytłumaczę, jak tylko skończę ze sprawami tutaj.
Nie mówiłem nic więcej, od razu się rozłączyłem. Wziąłem szybki prysznic i ruszyłem do biura właściciela klubu. Czekał na mnie. Siedział w rozkroku na obrotowym krześle i bujał się w nim. Na blacie leżał plik pieniędzy, a właściwie dwa, dwukrotna stawka.
– Ostatnio dajesz marny pokaz. Dajesz rozkwasić sobie mordę po to, żeby załatwić przeciwnika jednym ciosem. Ludzie nie płacą za piętnastominutowe sparingi. Chcą rozrywki.
– To nie wystawiaj przeciwko mnie rudych pip i staruszków – prychnąłem.
Sięgnąłem po plik pieniędzy, ale Szatan wystawił rękę i przytrzymał banknoty na biurku.
– Siadaj – polecił.
Wiedziałem, że to zły pomysł, ale i tak usiadłem. Jego ton nie znosił sprzeciwu. Wiedziałem, że chce rozmowy. Obawiałem się tematu.
– Co jest? – zapytałem, a moje kolano zakołysało się nerwowo. Zauważył to. Widział, że się spieszę.
– Czyli posuwasz córkę El-ektry... – bardziej stwierdził, niż zapytał.
– Okazjonalnie – skłamałem.
– To zabawne, że ty i ona... zważywszy na twojego ojca...
Już wiedziałam do czego zmierza: „Historia lubi się powtarzać".
– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie jestem swoim ojcem. To ja rucham, a nie mnie ruchają. Po co tu przyszedłem?
Przeszedłem do konkretów.
– Moja propozycja jest wciąż aktualna, Dawid. Pomagając mi możesz mieć wszystko. Możesz być królem tego ringu, panem na trasie i mieć każdą dupę, o której zamarzysz.
Wstałem i zabrałem pieniądze z biurka Szatana, ale zanim wyszedłem nachyliłem się nad nim lekko.
– Zapomniałeś, że jestem królem i już mam wszystko, łącznie z dupami. Niczego nie możesz mi zaoferować.
Chciałem wyjść, ale Diablo wstał od biurka i ruszył za mną.
– Jaka ona jest?
Odwróciłem się i posłałem mu kolejne kłamstwo.
– Jaka matka, taka córka.
Właściciel klubu się zaśmiał. Nie grubiańsko, ani nie przyjaźnie. Śmiał się ze mnie. Czytał we mnie i wiedział o moich oszustwach.
– Kłamiesz, Kohen – prychnął z pogardą. – Dlaczego ją chronisz, co?
Nie wiem, skąd wzięła się nagle u mnie ta złość, ale jedyne, co mogłem mu w tym momencie zaoferować to najszczersza prawda.
– Bo to ja ją zniszczę, nie ty! Nie wchodź mi w drogę, Szatan. Nie jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nie będziemy! – wyplułem mu w twarz, jak wściekły pitbull, który pragnie krwi.
Diablo tylko skinął głową na znak zgody i wsunął ręce do kieszeni dresowych spodni.
– A więc jesteśmy wrogami, Kohen.
Już nie miałem się czym przejmować, mój fortel został rozszyfrowany. Wbiegłem do szatni, gdzie zastałem Igora siedzącego na ławeczce – samego.
– Gdzie jest Lena?
Igor poderwał się, jak wywoływany do tablicy, już wiedziałem, że będzie kręcił.
– Nie znalazłem jej, stary...
– To dlaczego siedzisz na piździe? – warknąłem.
– Zadzwoniłem do Majki, ma spróbować się z nią skontaktować – zaczął się tłumaczyć.
– A dlaczego sam tego nie zrobiłeś?
– Nie mam jej numeru! Na Boga, Dawid! Co się tak wściekasz?!
– Zbieraj dupę, jedziemy – postanowiłem.
Przerzuciłem sportową torbę przez ramię i ruszyłem do wyjścia. Od razu wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, wybrałem numer Leny i... zaczekałem na sygnał poczty głosowej. Oczywiście! Nie odbierała!
Byłam idiotką! Jak mogłam przez ten cały czas widzieć w tym chamskim bucu objawy empatii?! Naprawdę uwierzyłam, że jego seksualne zachowania są tylko niewinnymi żartami faceta, który lansuje się na podrywacza. On jednak najwyraźniej tylko do tego zmierzał. Zabrał mnie do klubu, żeby mnie przelecieć! A gdy uznał, że już jestem jego, to nawet tego nie ukrywał. Zamówiłam taksówkę i wyszłam na zewnątrz. Mój kierowca pojawił się praktycznie od razu, o tej porze w pobliżu nocnych przybytków aż roiło się od taryfiarzy, chętnych skasować więcej niż przystoi za kurs pijanych dziewczyn do domu. Nie miałam jednak ochoty wracać do pustego domu, gdzie przywitałby mnie pies i pudełko lodów. Nie chciałam się użalać, a jednak chciałam się wygadać. Poprosiłam o podwiezienie mnie do centrum. Chciałam zaliczyć jakiś bar, wypić drinka i nie czuć się tak samotnie, jak czułam się teraz. Nie dojechaliśmy do środka miasta, gdy zobaczyłam miejsce idealne. Poprosiłam taryfiarza, by się zatrzymał i zapłaciłam za usługę.
Bar o nazwie Feel the Chill świecił pustkami, a gdy przekroczyłam jego progi, barman spojrzał na mnie i westchnął. Usiadłam przy samym barze, który był dokładnie przetarty i błyszczał od impregnatu, którym został pokryty. Tak, pusty lokal miał być zamykany. Nie tak prędko, kolego-barmanie! Wysłuchasz jeszcze mojej historii. Oparłam się łokciami o drewnianą powierzchnię i poprosiłam uwodzicielsko o sex on the beach. Podszedł do mnie młody chłopak. Na oko około trzydziestki, a właściwie przed. Miał intensywnie niebieskie oczy, co od razu przykuło moją uwagę, i ładne rysy twarzy – proporcjonalne i męskie. Jego blond włosy były splecione w dredy sięgające mu do ramion i zostały związane z tyłu głowy. Uśmiechnął się chytrze i pierwsze co zrobił, to oznajmił:
– Dowód poproszę, to sprzedam ci piwo.
Parsknęłam z rozbawieniem, ale wyciągnęłam portfel i pokazałam mu dokument. Przyglądał się mu przez chwilę, po czym przesunął po blacie w moim kierunku.
– Nie wyglądasz na swój wiek.
– Potraktuję to jako komplement! – zaśmiałam się.
Barman sięgnął po duży kufel i nalał mi piwa z sokiem malinowym, po czym położył alkohol przede mną, dbając, by najpierw ułożyć pod spód podstawkę.
– Pij, bo zamykam – oznajmił chłodno.
– Nie chcesz mnie posłuchać? Nie od tego tu jesteś? – pożaliłam się.
Para intensywnie niebieskich oczu znalazła się na wysokości moich oczu, a barman podciągnął rękawy białej koszuli, ukazując muskularne, smukłe przedramiona, na których znajdowały się kręgi, na wzór samoańskich tatuaży.
– A więc z tych dziewczyn jesteś, nie masz jakiejś przyjaciółki?
Przez chwilę zastanawiałam się, czy barman mnie obraża, ale właściwie uznałam, że mnie to nie obchodzi. Ja chciałam mówić, on miał słuchać. Cała reszta była bez znaczenia.
– Mam przyjaciółkę, ale tak się składa, że obecnie sypia z najlepszym przyjacielem mojego największego wroga, i chyba będzie z tego coś więcej, więc się nie wtrącam, ale przez to, wszystko co powiem, trafi do tego dupka i wróci do mnie jak bumerang, który zamiast do rąk, trafi mnie prosto w dupę! Rozumiesz?
– Rozumiem! – zaśmiał się barman z mojej anegdotki i oparł tuż przede mną na barze. – No to opowiadaj, Lena. Kto cię tak wkurzył?
– Lena? – zdziwiłam się, a mężczyzna przede mną uśmiechnął tajemniczo.
Ok, czyli podobałam mu się, a dowód sprawdził mi, by utwierdzić się w przekonaniu, że ma zielone światło. Nie byłam mistrzem flirtowania. Dawno tego nie robiłam i miałam nikłe doświadczenie, ale barman również mi się podobał. Był atrakcyjny i męski, subtelna uroda surfera i... te hipnotyzujące, niebieskie oczy. Odwzajemniłam uśmiech i, lekko przechylając głowę, zapytałam:
– A ja dowiem się, kto mnie dziś odwiezie do domu?
Barman się zaśmiał, szczerze i rubasznie, prostując pozycję. Wyczuł moje intencje i najwyraźniej go bawiły, ale wystawił w moją stronę silną dłoń, na której miał zawieszonych rząd bransoletek i rzemyków.
– Kamil, dwadzieścia dziewięć lat. Miło mi! A teraz mów.
Przedstawiłam Kamilowi swoją sytuację. Opowiedziałam mu o Dawidzie i jego zachowaniu, wyjaśniłam swoje uczucia i spostrzeżenia. Barman miał w sobie coś szczerego, co sprawiło, że zwierzyłam mu się ze wszystkiego. Słuchał i nie przerywał mi, potakiwał, a z jego ust wylatywało spokojne i wręcz senne mruczenie, które za każdym razem wywoływało dreszcz na moim kręgosłupie. Powiedziałam mu nawet więcej, niż Majce kiedykolwiek. Przyznałam, że Dawid mnie pociąga i to seksualnie, a Kamil się uśmiechał i mruczał, jakbym mu szeptała bajki do ucha. Był doskonałym spełnieniem moich obecnych fantazji, był wyjątkowy. Gdy dopiłam piwo do końca i przesunęłam je po barze, mężczyzna przede mną zabrał kufel i chwycił klucze spod lady.
– Chodź, słodziaku. Zawiozę cię do domu.
Zaskoczyłam się jego słowami.
– Żartowałam, nie musisz – zaoponowałam. – Wystarczy, że zamówisz mi taksówkę.
– Nie ma problemu. I tak bym cię odwiózł.
Pierwsza zasada ostrożności kobiet brzmi: „Nigdy nie wsiadaj do auta z obcym", ale Kamil był taki ciepły i godny zaufania, a ja lekko podpita, rozgoryczona i potrzebowałam troski. Więc się zgodziłam. Ruszyłam wąską uliczką za mężczyzną i weszłam w zaułek za barem. Stał tam zielony Jaguar – odrestaurowany klasyk, stanowczo zbyt drogi jak na barmana. Stanęłam w miejscu i się zawahałam.
– Nie jesteś barmanem – zauważyłam.
Kamil odwrócił się i zaśmiał z mojego spostrzeżenia.
– Nie, nie jestem.
– Więc kim?
– To mój bar, jeden z wielu. Lubię w nim obsługiwać, bo jest kameralny.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem i wsiadłam do samochodu. Nie miałam w tym momencie żadnych wyrzutów sumienia. Kamil był ze mną szczery i szczerze się uśmiechał. Ufałam mu. Podwiózł mnie pod sam dom i rozejrzał po okolicy.
– Ładnie tu... – powiedział leniwie.
– A ty gdzie mieszkasz?
– Mam apartament w Śródmieściu.
Zaskoczyłam się, Kamil zrobił dużą nadwyżkę trasy. Może należało to przemyśleć, jako zaproszenie do znajomości?
– Może powinnam zostawić ci numer, gdybym potrzebowała znowu się wygadać? – powiedziałam kokieteryjnie, opierając ramię o oparcie fotela i odpinając pas bezpieczeństwa. Kamil wyciągnął telefon z kieszeni jeansowych spodni i podał mi go.
– Wpisz. Czuję, że nie pożałuję tej decyzji.
Zabrałam od niego telefon i wpisałam się jako Lena K., bo jak zauważyłam w jego kontaktach były już dwie Leny. Może powinnam była napisać coś uroczego w stylu „dziewczyna z baru", albo „słodziak w opałach", ale nie byłam aż tak odważną osobą, więc pozostawiłam nazwę jak oskarżona o przestępstwo, której nazwiska nie można wymawiać publicznie. Kamil nie spojrzał na mój wpis, ale po chwili poczułam, jak w torebce rozlega się dzwonek, informujący o pojawieniu się nowego kontaktu.
– A może chcesz wpaść na chwilę? – zapytałam i od razu pożałowałam swoich słów, bo zabrzmiały dwuznacznie.
Na domiar złego ramię na oparciu fotela obsunęło mi się i spadło, co musiało wyglądać bardzo niezgrabnie i naiwnie. Widziałam, jak źrenice Kamila rozszerzają się i zastanawia, jak dyskretnie mi odmówić, więc sprostowałam swoją wypowiedź.
– Na herbatę! – prawie krzyknęłam. – Pofatygowałeś się, żeby mnie odwieźć, a jest już grudzień i zrobiło się naprawdę zimno. Może masz ochotę się rozgrzać, a ja... – zawahałam się – ...za bardzo się tłumaczę.
– Trochę – przyznał rozbawiony Kamil i pokiwał twierdząco głową. – Chętnie, chętnie napiję się herbaty.
Jak się okazało nie tak łatwo było sprostać wymagającym kubkom smakowym mojego gościa, bo w pierwszej kolejności poprosił o yerba matę, ale widząc moje zakłopotanie przystał na zieloną z cytryną. Postawiłam dwa parujące kubki na stole i usiadłam obok Kamila, który swobodnie rozsiadł się w salonie. Chwilę rozmawialiśmy, a napoje znikały w naszych żołądkach. Było miło, ale gdy piwo zaczęło już puszczać, zaczęło być nieco niezręcznie. Tym bardziej, że znowu opowiadałam na temat moich frustracji z Dawidem.
– ...i nie wiem, czy on tak żartuje, czy faktycznie go pociągam. On mi wysyła dwuznaczne sygnały. Niby się nie znosimy, ale on zachowuje się czasem tak, jakby był o mnie zazdrosny...
– Za dużo myślisz, Lena. Zrelaksuj się, ciągle analizujesz tego Dawida, a sama kiedy zadbałaś o swoje ciało? Kiedy ostatnio się odprężyłaś i przeżyłaś orgazm?
Zaskoczyłam się. Byłam przekonana, że słowa Kamila idą w stronę mentalnego coachingu, a odniósł się do całkowicie przyziemnych sfer życia. Zdziwiłam się też tym, że nie znałam odpowiedzi na jego pytanie. Potrafiłam powiedzieć, kiedy byłam pobudzona i kto do tego doprowadził, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie chwili rozładowania tego napięcia. Zawahałam się i Kamil doskonale to wyczuł.
– Nie wiem... – szepnęłam bardziej do siebie.
– Jeśli chcesz, mogę ci pomóc – zaproponował.
– Ale jak?
– Zrelaksujesz się, uspokoisz. To będzie jednostronna korzyść, bez konieczności rekompensaty.
– Co chcesz zrobić? – zapytałam naiwnie, jakbym nie znała odpowiedzi i nie mogła się jej domyślić.
– Dam ci orgazm, ustami.
Nie jestem pewna, czy kiwnęłam głową. Byłam na pewno zszokowana, ale Kamil przyjął to za zielone światło. Zsunął się na kolana i ostrożnie wsunął dłonie pod materiał wełnianej sukienki. Patrzyłam jak zsuwa ze mnie rajstopy razem z bielizną i rozchyla mi kolana. Byłam wystraszona i lekko podekscytowana. Pierwszy raz robiłam coś takiego z przypadkową osobą. Kamil pochylił się, a ja poczułam jego ciepły oddech na nagim udzie. Po chwili podniósł głowę i uśmiechnął się z rozbawieniem.
– Dla jasności jest kilka rzeczy, które musisz o mnie wiedzieć: nie jestem dziwką i nie biorę za to pieniędzy...
– Ktoś ci kiedyś zapłacił? – przerwałam mu, a on się zaśmiał i przytaknął.
– Ktoś kiedyś próbował! Jestem biseksualny i nie oczekuję niczego w zamian. Robię to, bo cię lubię i mam na to ochotę. Ok?
– Ok – szepnęłam.
Poczułam przyjemne pocałunki na skórze, ale słowa Kamila wciąż mnie zastanawiały.
– Dlaczego wspomniałeś, że jesteś biseksualny? – zapytałam.
Westchnął ciężko. Wiedziałam, że nie pozwalam mu się skoncentrować na zadaniu, Kamil nie oderwał ust od mojego uda, tylko lekko je oblizał i szepnął w rozgrzaną skórę.
– Nie wszystkim to odpowiada, przeszkadza ci to?
– Nie...
Może poruszyłabym jeszcze jakiś temat, ale Kamil wykazał się stanowczością. Chwycił mnie za biodra i przysunął do siebie, a potem zatopił usta we mnie. Czułam się wspaniale. Błogo i w końcu mogłam oddychać, choć jego dłonie i usta penetrujące moje wnętrze na jakiś czas odebrały mi oddech. Potrzebowałam tego. Stanowczo. To, co zrobił Kamil, sprawiło, że zapomniałam o istnieniu Dawida Kohena na tym świecie...
...aż do chwili, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Miałam szczęście, bo siedziałam już na kanapie z sukienką naciągniętą na tyłek, a bieliznę wraz z rajstopami mogłam łatwo popchnąć stopą pod kanapę. Kamil wstał i jedynie przetarł usta dłonią. Wyjrzałam na korytarz i zobaczyłam Dawida kroczącego pewnie w moją stronę, a za nim podążała Majka. Jak dostali się do środka? Miałam nadzieję, że zawiasy drzwi są całe, bo nie wiem, jak wytłumaczyłabym coś takiego ojcu. Przypomniało mi się jednak, że to Kamil zamykał drzwi jako ostatni, więc musiał je pozostawić niezakluczone. W sumie dobrze, potwierdzało to jego czyste intencje, ale sprawiło, że Dawid wparował do mojego domu jak burza.
– Gdzieś ty się do diabła podziewała?! – warknął, celując we mnie palcem, a gdy zorientował się, że nie jestem sama wskazał na Kamila. – Kim on jest? – powtórnie warknął i spojrzał mojemu towarzyszowi prosto w oczy, jakby chciał zabić go wzrokiem. – Kim jesteś i co robisz w jej domu?
Kamil uniósł rozbawiony ręce w górę, ale to ja znałam Dawida lepiej i wiedziałam, że nie chcę go rozzłościć, ani nie chcę bójki w moim domu, więc szybko chwyciłam uniesione ramię chłopaka i ściągnęłam jego wzrok ponownie na mnie.
– To Kamil, odwiózł mnie do domu – prawie pisnęłam z przerażenia.
– Tak, jestem Kamil i odwiozłem ją do domu – zaśmiał się i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. – Załatwcie to między sobą, na mnie i tak już pora.
Nie planowałam zatrzymywać Kamila. Tak naprawdę jego obecność była w tym momencie już zbędna. Tak, byłam egoistką, ale byłam też wściekła. Dawid potraktował mnie jak dziwkę, a teraz miał do mnie pretensje. Jeśli ktoś powinien teraz krzyczeć to ja.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – zaatakowałam, nim Dawid zdążył otworzyć usta. – Traktujesz mnie jak jakąś pierwszą lepszą! Nie jestem osobą, za którą mnie uważasz. Nie wystarczy mi okazać trochę zainteresowania, żebym zaraz przed tobą nogi rozkładała!
Tak, zabrzmiałam jak hipokrytka, ale w tym momencie tylko ja to wiedziałam i Kamil, który zapinał kurtkę w przedpokoju. Niestety moje chwilowe zawahanie wykorzystał na swoją korzyść Dawid.
– Ty nic nie rozumiesz?! Jesteś na tyle naiwna czy głupia? Wszystko bym ci...
– Hej, Dawid! – zawołał Kamil, stojąc w otwartych drzwiach. Mój nemesis odwrócił się tak gwałtownie, że obawiałam się jego szarży na przeciwnika, ale on tylko patrzył, więc Kamil postanowił kontynuować. – Walcząc z nią, wiele tracisz...
Nic więcej nie powiedział, ale nim zamknął za sobą drzwi w dość wymowny sposób przystawił palce do ust i nosa, żeby dać Dawidowi jednoznaczny sygnał, jaki zapach się na nich znajduje. Spięłam się i spojrzałam na mężczyznę przed sobą. Czułam, że po mojej twarzy przebiega pąs wstydu. Dawida twarz była kamienna. Wręcz martwa, jego oczy stały się puste, a o emocjach świadczyła tylko czerwona plama, która pojawiła się na jego szyi i wędrowała w górę ucha. Wychylił się i spojrzał w miejsce, z którego do niego podeszłam. Już wiedziałam, co widzi. Upewnił się tylko, spoglądając na moje nagie nogi i ponownie wlepił we mnie swoje szmaragdowe spojrzenie, które teraz wydawało się czarne jak noc za oknami. Dawid zrobił krok do tyłu i uniósł ręce w geście poddaństwa.
– Wypisuję się – powiedział nerwowo, ale nie krzyczał. – Jesteś kurwą. Córka jebanej El-ektry. Pierdol się, nie chcę cię znać...
Dawid odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja stałam oszołomiona. Co ja takiego zrobiłam? Był o mnie zazdrosny? Kurwa? Ja? A kim był on ruchając dziewczyny po klubach? Jemu wolno? Mam prawo...
Z otępienia wyrwała mnie dopiero przyjaciółka, która przyglądała się całemu zdarzeniu.
– Lena, coś ty zrobiła? – Zaskakująco obrała stronę Dawida. – Szukaliśmy cię przez kilka godzin...
– Szukaliście mnie? – zdziwiłam się. – Po co?
– Dawid się wystraszył, że coś ci się stało. Powiedział, że Diablo się tobą zainteresował, a on chciał cię obronić. Chciał ci wszystko wyjaśnić.
– Obronić? Wyjaśnić? Potraktował mnie jak dziwkę! – usprawiedliwiłam się.
– Wiem, usiądź, porozmawiajmy.
Majka objaśniła, co zaszło w klubie. Nie wiedziałam, że właściciel przyglądał się mi przez całą walkę i podszedł do Dawida nieprzypadkowo. Teraz jego zachowanie nabrało innego wydźwięku, bo nie chciał współpracować, więc stał się wrogiem, a ja byłam łatwą ofiarą. Wyparł się mnie, żeby Diablo nie obrał sobie mnie za cel. Bronił mnie, a ja wybiegłam z klubu i pierwsze co zrobiłam, to pozwoliłam sobie na bliskość z przypadkowym mężczyzną, gdy on się martwił. Dałam ciała, dosłownie i w przenośni, ale czy w pełni tego żałowałam? Nie, czułam się lepiej. Wyzbyłam się frustracji. Potrzebowałam tego.
Po wyjściu Majki z mojego domu i gorącej kąpieli postanowiłam wszystko poukładać. Potrzebowałam chwili na przemyślenia i odpowiedni dobór słów, przygotowałam sobie to, co zamierzam powiedzieć. Przebrana w koszulę do spania wyjrzałam przez okno na dom naprzeciwko. Żaluzje były zaciągnięte na całej powierzchni oszklonej ściany, ale przed domem stał samochód Dawida, a na dole paliło się światło. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer, który powinien być podpisany: „Dupek Kohen", ale napis przedstawiał jedynie imię. Odczekałam cztery sygnały i usłyszałam... ciszę. Sygnał został rozłączony. Zdenerwowałam się. Spróbowałam drugi raz wykonać połączenie i tym razem od razu usłyszałam informację, że abonent jest nieosiągalny. Dawid wyłączył telefon. Nie chciał ze mną rozmawiać i mówił to całkowicie poważnie. Opadłam na łóżko i w tym momencie dostałam powiadomienie o otrzymaniu wiadomości. Szybko sięgnęłam po komórkę, ale SMS nie pochodził od Dawida, tylko Kamila.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top