Białe klify

Na pościel padał blask księżyca, srebrząc ją. Leżąc w łóżku, wciąż odczuwała zaszokowanie tym, co się wydarzyło kilka godzin temu. Była pewna, że Bertuccio odsunie się od niej z obrzydzeniem. On, jednak odwrócił ją delikatnie do siebie, objął jej twarz dłońmi i pocałował.

— To niczego nie zmienia, Miriam — szepnął tuż przy jej ustach. — Niczego.

Nie mógł tego wiedzieć, ale jego słowa uwolniły ją po części, od koszmaru, jaki prześladował ją od lat. Sięgnął za nią i okrył jej ramiona. Z drżących palców wyjął sznureczki i ściągając materiał zawiązał je. Ta troskliwość i delikatność sprawiła, że po policzkach spłynęły jej łzy. Chciała obrócić się, by je ukryć, ale nie pozwolił jej na to. Była zaskoczona, że nie wykorzystał momentu jej słabości. Tak zwyczajnie zasnął przytulony do jej pleców. Wsłuchując się w oddech śpiącego mężczyzny i delektując się jego ciepłem w końcu zapadła w sen.

Biało-szare, porosłe zielenią klify, kontrastujące z lazurem morza i szafirowym niebem, wywołały w Miriam zachwyt. Pełne dzikości i surowego piękną, wyglądały niczym starożytne płaskorzeźby wyłaniające się z odmętów morza. Nad ich głowami, pokrzykiwały białopióre mewy, a ciepły wiatr szarpał ich ubraniami i mierzwił włosy.

— Morze ma taki piękny kolor — westchnęła, po raz nie wiadomo, który zatrzymując się na ścieżce zachwycona widokiem, jaki się przed nią roztaczał.

— Podoba ci się tu — zapytał, odgarniając cienkie kosmyki włosów, które wiatr nawiewał na jej twarz.

— To przepiekne miejsce! Zatrzymamy się tutaj? Proszę.

— Dobrze — uśmiechnął się do niej z czułością.

Schronili się pod skałą. Wiatr i woda, wyżłobiły tu niewielką nieckę wyłożoną miękką, krótką trawą. Drobne różowe kwiaty neriny rosły w kępach, upiększając skromny krajobraz. Po skończonym posiłku poskładali puste naczynia do kosza, pozostawiając jedynie dwa kubki i butelkę z chłodnym cydrem. Bertuccio zdjął z siebie frak, starannie go złożył, podłożył sobie pod głowę i mrucząc z zadowoleniem, wyciągnął się na miękkiej trawie. Miriam siedziała obok oparta plecami o skałę. Wiatr niósł w ich stronę głosy tętniącego życiem niewielkiego miasteczka, uroczo wtulonego w głębinę pomiędzy dwoma potężnymi klifami.

Godzinę wcześniej tam w dole, Bertuccio targował się o cenę ryb i ostryg, a ona rozglądała się po lśniącej bielą plaży, na której zacumowane były niewielkie rybackie łódki. Spacerując po kamienistym brzegu, zbierała kamyki i niczym podekscytowane dziecko, zachwycała się bielą i niemal idealnym owalem.
Ponad nią wznosił się kolejny klif, a na jego szczycie stała budowla przypominająca niewielki kościółek.

— Bertuccio?

— Hmm... — lekko uchylił powieki.

— Wciąż chcesz, żebym została twoją żoną?

Miotały nią sprzeczne uczucia. Jedna jej część cieszyła się na myśl o małżeństwie z człowiekiem, którego kocha, ale ta druga jej część wciąż czuła zaniepokojenie i niepewność.

— Nie przypominam sobie, żebym przez noc zmienił zdanie, wręcz przeciwnie. Jeśli tylko się zgodzisz, to chciałbym, żeby odbył się on jak najszybciej.

— Dlaczego? — Zaskoczyła ją jego niecierpliwość.

— Mam co najmniej dwa poważne powody — wyciągnął do niej dłoń. Niepewnie ją ujęła, ale pozwoliła, by przyciągnął ją do siebie. Oparła się o jego tors, a on objął ramieniem jej plecy.

— Pierwszy to taki, że cię kocham. — Odgarnął niesforny lok z jej czoła. — Nie mogę pozwolić na to, byś była tylko moją kochanką. Uważam, że byłoby to dla ciebie poniżające.

— A drugi powód? — zapytała ostrożnie, patrząc na niego, z lekko rozwartymi zdumieniem ustami.

Usiadł, ale nie wypuścił jej z ramion. Sięgnął do kieszeni kamizelki.

— Wyciągnij dłoń — poprosił.

Kiedy to zrobiła, założył na jej serdeczny palec, piękny złoty pierścionek w kształcie kompasu z szafirowym kamieniem. Pasował idealnie. Patrzyła jak zaczarowana, to na ozdobę, która spoczęła na jej palcu, to na mężczyznę, który jej ją podarował.

— Od tygodni marzę o kochaniu się z tobą, ale w tę pierwszą naszą noc, chciałbym żebyś była już moją żoną.

Podniósł jej dłoń do ust i pocałował. Usłyszała nieśmiałość i tremę w jego głosie. Ciemne oczy patrzyły na nią z rozbrajającą szczerością.

— Nie miałam pojęcia, że tak bardzo ci na tym zależy — niemal wyszeptała. Nagle zrozumiała, dlaczego nigdy jej nie powstrzymywał, kiedy wymykała mu się z ramion.

— Wiem, że w twoich oczach, czasem zachowuje się beztrosko i lekkomyślnie. Jestem bezczelny i natrętny jak mucha, ale są w życiu rzeczy dla mnie święte i tak ważne, jak oddychanie. Jedną z nich jest ślub z kobietą, którą kocham i za którą szaleję. Miriam... — pogładził ją po policzku — zgodzisz się zostać moją żoną?

— Teraz?! Tutaj?!

— Nawet dziś, jeśli to tylko będzie możliwe.

— Colett śmiertelnie się na mnie obrazi, kiedy się dowie, że wyszłam za mąż, a ona nie została moją dróżką. A pan hrabia? Przecież to twój przyjaciel. Co z suknią? Nie mam niczego...

— Miriam — zamknął jej usta pocałunkiem. — Moja słodka, praktyczna, wciąż myśląca o innych, Miriam — pomrukiwał pomiędzy czułym pocałunkami, które nieśmiało mu oddawała. — Jestem pewien, że Ludwik się nie obrazi. Złość twojej przyjaciółki wezmę na siebie. Powiem jej, że cię uwiodłem, a jedynym honorowym wyjściem był szybki ślub. A jeśli chodzi o suknię... — umilkł na chwilę, przyglądając się jej błyszczącym oczom. — Nago wyglądałabyś idealnie.

— Bertuccio!

— Uwielbiam ten strofujący mnie ton, w jakim wymawiasz moje imię. Jest taki... podniecający.

— Bądź poważny!

— Żartowałem skarbie — roześmiał się, widząc jej minę. — Tu w miasteczku jest bardzo dobra krawcowa. Camille, zawsze była z niej bardzo zadowolona.

— Camille?

— Żona Ludwika.

Miriam obróciła głowę i spojrzała w zamyśleniu na białe grzywy fal. Kiedy znikały jej z oczu, słyszała, jak rozbijają się pod nimi o skały. Ten szum przynosił spokój i ukojenie.

— Wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia, jak to wszystko się razem splotło. Wystarczyło, bym dziewięć lat temu podążyła w zupełnie inną stronę. Jaka była szansa na to, że się spotykamy?

— Niewielka, a mimo to los i przeznaczenie zdecydowały, że ten człowiek powinien być ukarany, ale nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.

— A jeśli ksiądz się nie zgodzi? Nie mamy świadków ani potrzebnych dokumentów...

— Miriam, czy ty unikasz odpowiedzi? — podejrzliwie przymknął ciemne oczy.

— Ja? — spojrzała, na niego zdumiona. — Nie! Ja tylko próbuję przewidzieć wszelkie...

— Kochanie — przerwał jej. — Znalezienie świadków to żaden problem, a resztę potencjalnych przeciwności rozwiąże sakiewka pełna srebrnych monet.

Miriam milczała, przygryzając wargę.

— Czemu się wahasz?

— Ze strachu — spojrzała na niego z powagą w oczach. — To duszący strach przed tym, że znów zostanę upokorzona i oszukana — wyszeptała z szokującą szczerością.

— Nigdy cię nie skrzywdzę.

— Wierzę ci, a mimo to się boję... i muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć. Jeśli to, co usłyszysz, sprawi, że się rozmyślisz co do ślubu, to nie będę miała za to żalu do ciebie.

— O nie skarbie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — wymruczał.

Spojrzała na niego. Bertuccio odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i założył za ucho. Uśmiechnął się zachęcająco.

— Ja chyba nie mogę mieć dzieci — powiedziała cicho.

To wyznanie sprawiło, by w jednej chwili w pamięci pojawiły się okropne obrazy z nocy, kiedy była z Robertem. Czuła strach, ból i bezgraniczne rozczarowanie. Kiedy oglądała w lustrze, swoje posiniaczone i poranione ciało, myślała o sobie ze wstydem. Nie miała odwagi powiedzieć Bertucciowi o tym, co ją spotkało. Wciąż słyszała w głowie oskarżający ją głos o to, że wszystkiemu jest sobie sama winna.

— Skąd to przypuszczenie? — zapytał, przyglądając się Miriam z uwagą.

— Bo już byłam z mężczyzną i wiem, że po tym wszystkim, powinnam być... w ciąży — dokończyła, ze wstydem odwracając wzrok.

Przez krótką chwilę czuł się zazdrosny z powodu tego, iż nie był pierwszy.

— Miriam, dlaczego od razu zakładasz, że to twoja wina? Równie dobrze, to mógł być jego problem. — Ujął ją delikatnie pod brodę i zmusił, by spojrzała na niego.

Szmaragdowe oczy połyskiwały wilgocią od ledwo powstrzymywanych łez, smutkiem i zawstydzeniem.

— A co, jeśli to jednak jest moja wina? — zapytała, czując kojący chłód jego palców na swojej skórze.

— Twoje wyznanie nie zmieni mojej decyzji. A co do chęci posiadania dzieci... jeśli jednak masz rację, a bardzo będziesz ich pragnęła, to ten kraj jest pełen sierot, którym można pomóc, przygarnąć i dać kochający dom - powiedział, całując jej włosy. Pachniały delikatnym cytrusowym aromatem.

— Dziękuję. — Uszcześliwiona tymi słowami, wtuliła twarz w jego szyję.

W odpowiedzi przycisnął ją do siebie tak mocno, że gdyby chciał, to pomiędzy ich ciałami nie dałoby rady przeciągnąć nawet nici. Postanowił przegonić melancholijny nastrój, który ją ogarnął.

— Hmm... chyba już wiem, kto mi podkrada cytryny. Twoje włosy nimi pachną.

— Och, wybacz — zarumieniła się. — Staram się, by były błyszczące i miękkie, ale nie bardzo mi to wychodzi.

— Mylisz się. Są piękne — czule przeczesał palcami kasztanowe loki.

— Czy wciąż chcesz mnie za żonę? — zapytała z nieśmiałością.

— A czy ja wspominałem już o tym, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz?

Niewielki powóz wiozący Bertuccia, zaprzężony w białego konia, zatrzymał się pod wspaniale zdobioną fasadą bogatego domu. Drewniane rzeźbienia otaczające okna i drzwi przyciągały uwagę. Liście akantu otaczały okienne framugi, a białe belki przecinały ściany z czerwonej cegły. Dziwne zwierzęta i groteskowo wykrzywione ludzkie twarze, przyglądały się z uwagą wysiadającemu z powozu mężczyźnie. Tu mieścił się zakład krawiecki pani Ambrose. Uśmiechnął się do siebie, kiedy przypomniał sobie małą słowną potyczkę z Miriam. Dotyczyła tego, kto zapłaci za suknię ślubną. W końcu Miriam postawiła na swoim, całując go mocno i namiętnie.

— To cios po niżej pasa — wymruczał, czując jej dłonie na swoich policzkach.

— Teraz już powinnam sama zadbać o własną garderobę.

— Jeśli tak będziesz przeprowadzać każde negocjacje, to stoję na przegranej pozycji — roześmiał się.

Nerwowym ruchem poprawił białe mankiety, by na odpowiednią długość wystawały ponad rękawy ciemnozielonego fraka. Strzepnął niewidzialny pyłek ze spodni. Obejrzał wypolerowane na wysoki połysk buty, a kiedy nie znalazł na nich żadnej skazy, mruknął z zadowoleniem. Odrobinę poluzował fular pod szyją, czując, że przedślubna gorączka i jemu się udzieliła. Drobne zamieszanie zwróciło jego uwagę. Podniósł głowę i spojrzał w stronę drzwi.

W drzwiach pojawiła się pełna wdzięku kobieta w prostej, bladozielonej, satynowej sukni. Haftowane jedwabnymi nićmi kwiaty zalśniły w słońcu. Dopasowany stanik sukni pięknie uwidaczniał walory jej figury. W upiętych i lśniących lokach tkwiły białe kamelie, a w dłoniach ściskała niewielki bukiecik tych samych kwiatów. Uśmiechnął się do niej, oszołomiony jej wyglądem.

— Wyglądasz olśniewająco — wyciągnął do niej dłoń i pomógł jej wsiąść.

— Dziękuję.

Powóz powoli piął się pod górę, a Miriam z zachwytem przyglądała się szmaragdowej głębi rozciągającej się pod klifem. Ozdobiona białymi grzywami fal wyglądała pięknie i hipnotyzująco.

— Morze ma dziś kolor twoich oczu — usłyszała szept tuż przy uchu.

Uśmiechnęła się do niego, ujmując go pod ramię. Zacisnęła drżące palce na ciepłym aksamicie. Mewy szybowały wysoko nad ich głowami, poddając się podmuchom rozgrzanego słońcem wiatru. Kościółek na szczycie klifu okazał się niewielką kaplicą. Powóz zatrzymał się przed wejściem. Dziewczyna, która im usługiwała w gospodzie już czekała. Ubrana w najlepszą sukienkę uśmiechnęła się do chłopaka, który zeskoczył z kozła. Marcela i syn oberżysty, Louis zostali ich świadkami.

Niewielki, skromny ołtarz i trzy rzędy wąskich ławek wystarczyły, by zapełnić niewielką przestrzeń w kaplicy. Dzień wcześniej, kiedy Miriam jeszcze spała, przyszedł na rozmowę z tutejszym proboszczem. Tak jak to przewidział, niechęć, jaka została mu okazana, została bardzo szybko przełamana garścią ciężkich, srebrnych monet. Po złożeniu przysięgi i kiedy nałożyli sobie nawzajem obrączki na palce, Bertuccio objął dłońmi twarz Miriam. Przez kilka sekund upajał się blaskiem jej oczu.

— Weź moje serce i rób z nim, co chcesz — wyszeptał, myśląc o tym, jak bardzo chce utonąć w szmaragdowej toni jej oczu.

— Jedyne czego chcę, to żebyś pozwolił mi je kochać.

Pocałował ją, czując, jak cała drży z emocji.

Stała obrócona plecami do Bertuccia i zamkniętymi oczyma słuchała szelestu wstążek przesuwających się w oczkach gorsetu. Czuła delikatne pocałunki na karku i dłonie powoli zsuwające suknię z jej ramion.

— Moja słodka, pani żono — obrócił ją twarzą do siebie i odrobinę odsunął się od niej.

Mimo góry lśniących w świetle ognia kasztanowych włosów wydawała się przy nim drobna, piękna i kobieca. Stała w spienionych niczym fale u jej stóp, satynowych faldach sukni, ubrana jedynie w delikatną batystową koszulę. Gdy złapała jego spojrzenie, przełknęła ślinę i zamknęła oczy. Bała się, że ta piękna chwila zaraz zamieni się w koszmar. Taki, jaki spotkał ją kilka lat temu. Bertuccio wziął ja na ręce i ostrożnie położył ją na łóżku. Odsunął się nieco i zaczął rozbierać. Zdjął koszulę, buty i spodnie. Miriam patrzyła na niego przestraszona i zawstydzona.

Blask płomieni z kominka padał na jego szerokie barki i podkreślał silnie zarysowane kontury mocnego, szczupłego ciała. Zagryzła wargi, widząc, jak bardzo jest podniecony. Ostatni raz, kiedy widziała mężczyznę w takim stanie, skończyło się to dla niej kilkugodzinnym koszmarem. Odsunęła się, kiedy Bertuccio położył się obok. Zacisnęła palce na pościeli, gdy pochylił się nad nią i pocałował. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Jego dotyk i pocałunki zawsze sprawiały jej przyjemność. Lubiła, kiedy ją obejmował i przyciskał do siebie, ale teraz najzwyczajniej się go bała. Była zdana na jego łaskę. Była jego żoną i nie mogła mu odmówić spełnienia swojej powinności. Przez jej głowę zaczęły przemykać okropne obrazy, które od czterech lat, starała się pogrzebać w pamięci.

Pociągną za jedwabne troczki, które wiązały koszulę pod szyją i luzując dekolt, odsłonił delikatną skórę na barku. Pochylił głowę i obsypał to miękkie zagłębienie pocałunkami. Zaskoczył go brak jej reakcji. Nie miał pojęcia, dlaczego sztywnieje pod jego dotykiem. Miał wrażenie, że zaraz ucieknie spod niego z krzykiem. Jej zachowanie, było dziwne, zważywszy na to, iż jeszcze kilka dni temu całowała go tak namiętnie. Jej wstydliwość mógł zrzucić na blizny, lub na karb ich pierwszej nocy spędzonej, jako mąż i żona. Mógł obarczyć tym kobiecą nieśmiałość i skrępowanie. Rozumiał i wiedział, że pierwsze zbliżenie nigdy nie jest łatwe dla kobiety, ale sama mówiła, że już była z mężczyzną. Spojrzał na jej twarz. Miała mocno zaciśnięte powieki i usta, które teraz przypominały wąską kreskę. Nie spodobało mu się to.

— Poznałem w Paryżu, piękną i bardzo namiętną kobietę -— powiedział. Patrząc na nią, czekał na reakcję. — Miriam, powiedz mi, gdzie ona teraz jest? — zapytał cicho.

Powoli otworzyła oczy. Zobaczył w nich strach i zrezygnowanie. Nagle zwinęła się w kłębek i obróciła się do niego plecami. Zaskoczony jej reakcją uniósł brwi w zdumieniu.

— Miriam, co się stało? — zapytał, kładąc ostrożnie rękę na jej ramieniu i pochylając się nad nią.

— Oszukałam cię wtedy. Chciałam, żebyś myślał, że taka jestem. Myślałam, że teraz też mogę tak zrobić, ale nie potrafię. Nie potrafię i nie chce cię oszukiwać.

— Skarbie to, że nie masz doświadczenia w tych sprawach to żaden wstyd — pogładził ją po ramieniu.

Z niepokojem obserwował, jak jej ciało niemal wzdryga się pod jego dotykiem. Jak ma powiedzieć się ukochanemu mężczyźnie, że już sama myśl o zbliżeniu z nim napełnia ją strachem?

— Powiedz mi, czy zrobiłem coś złego?

— Nie! W tym nie ma twojej winy! To ja. To moja wina.

— Wciąż nie rozumiem.

Niepokoiło go jej zachowanie. Pierwszy raz był z kobietą, która nagle zaczęła na niego reagować strachem. Delikatnie zmusił ją, by obróciła się w jego stronę. Spojrzała w twarz pochylającego się na nią, pięknego mężczyzny o lśniących ciemnych oczach.

— Dlaczego twierdzisz, że to twoja wina?

— Pamiętasz, jak opowiedziałam ci, o którego mężczyźnie spotkaliśmy na przyjęciu u państwa Budhon?

Bertuccio przypomniał sobie, wysokiego, jasnowłosego mężczyznę z elegancko przyciętym wąsikiem. Skinął nieznacznie głową.

— Powiedziałam ci, że byłam zakochana i... — umilkła, czując lęk przed tym wyznaniem.

— Rozumiem — pogładził ją po policzku. — Pierwszy raz nie zawsze jest tak romantyczny i piękny, jak to opisują w romansach. Nie musisz o tym mówić, jeśli sprawia ci to przykrość.

— Muszę ci to powiedzieć, bo chcę, żebyś rozumiał, to co się ze mną dzieje. Chcę być z tobą szczera. Zasługujesz na to!

Ogarnęło go złe przeczucie, kiedy wsłuchiwał się w słowa płynące z ust Miriam.

— Uwiedziona zapewnieniami o miłości na początku zgodziłam się, bo go kochałam, ale... on nagle się zmienił. — Miriam wzięła głęboki oddech. — Broniłam się, chciałam to przerwać, ale byłam za słaba.

Przez kilka krótkich chwil Bertuccio układał sobie w głowie to, co usłyszał od Miriam i nagle z całą siłą dotarło do niego znaczenie słów, które wypowiedziała.

— Czy on cię zgwałcił?! — Zadał to pytanie szorstkim tonem i zbyt bezpośrednio, bo Miriam skuliła się pod nim i jęknęła żałośnie. — Wybacz mi — natychmiast się opanował.

— To ty mi wybacz, bo powinnam ci o tym powiedzieć przed ślubem, ale tak bardzo się bałam. Zrozumiem, jeśli teraz się ode mnie odsuniesz... — wyszeptała, bojąc się na niego spojrzeć. — ... wiem, jaką mają opinię zhańbione kobiety...

— Nie waż się nigdy więcej mówić, ani nawet myśleć, o sobie w ten sposób! — przerwał jej, marszcząc brwi.

Objął jej twarz dłońmi i zmusił, by spojrzała na niego. Zobaczył zlęknioną dziewczynę, sztywno tkwiącą w jego ramionach.

— Niczemu nie jesteś winna. Rozumiesz?

Musnął uspakajająco wargami jej usta. Czuł, że Miriam, potrzebuje usłyszeć te słowa.

— Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że nie zrobię niczego, czego ty sama nie będziesz chciała?

Skinęła głową, bo pamiętała te słowa doskonale.

— Dotrzymam słowa. Jeśli się boisz, nie czujesz się na siłach, poczekam.

Była mu wdzięczna za tę deklarację, ale jak długo miałby czekać? Czy wystarczy mu cierpliwości? A jeśli pójdzie do innej kobiety, po to, czego nie może dostać od żony. Poczuła strach, że przez własne lęki mogłaby go stracić. Popatrzyła na niego długo i przeciągle.

— Zrobisz coś dla mnie?

— Co tylko zechcesz.

— Chciałabym, żebyś mi pokazał, jak mężczyzna kocha się z kobietą, nie sprawiając jej bólu.

— Jesteś tego pewna? — zapytał ostrożnie.

— Tak. — Chciała, by jej odpowiedź zabrzmiała stanowczo, ale z ust wydobyło się tylko, to krótkie drżące słowo.

— Nie skrzywdzę cię. Obiecuję.
— Delikatnie gładził jej gorące policzki.

— Wierzę ci. Zawsze traktowałeś mnie delikatnie i z czułością.

— Poza jednym wyjątkiem.

— Jakim?

— Nie pamiętasz? Za pierwszym razem. Korytarz był ciemny, a ty wracałaś ze stajni — uśmiechnął się zmysłowo, tak jak zmysłowe były pieszczoty jego dłoni.

— Ale mi się to podobało.

— I dlatego mnie kopnęłaś? — uniósł lekko brwi i uszczęśliwiony patrzył, jak w jej oczach pojawiają się nieśmiałe, wesołe błyski.

— Och, przepraszam.

Roześmiał się, obejmując ją ramionami i tuląc do siebie. Pragnął zaplątać się w jej ramionach, włosach i sidłach jej pięknych krągłości. Musiał jednak być ostrożny i delikatny, bo nigdy nie był z kobietą, tak skrzywdzoną przez innego mężczyznę.

— Nie bardzo wiem, od czego zacząć — powiedziała cicho, czując jak ciepło jego nagiego ciała, przenika przez cienki batyst koszuli.

— A na czym skończyliśmy w Paryżu? — Bertuccio się uśmiechnął. Ujął jej dłonie i delikatnie całował czubki palców. — Twój dotyk i pocałunki sprawiły mi niewyobrażalną przyjemność — szepnął, tuż przy jej ustach.

— Pamiętam — niemal straciła oddech.

— Śmiało możesz kontynuować to, co wtedy przerwaliśmy — zachęcił ją.

— Jestem trochę przerażona.

— Nie masz czym, skarbie.

Przymknął oczy, czując jej drżące palce na swoich wargach. Uwielbiał je. Ciepłe i pełne czułości. Uśmiechnęła się niepewnie, przytulając się do jego piersi.

— Wybacz mi, jeśli cię rozczaruję.

— Nie rozczarujesz — zapewnił.

Bertuccio pochylił się tak, że blask z kominka oświetlił jego silne i idealnie ukształtowane ramiona, które go podtrzymywały nad nią. Napięte mięśnie, szerokie barki i pierś, która była jak wyrzeźbiona z płaszczyzn pokrytych ciemnymi włosami, przyciągała jej uwagę jak magnes. Położyła na niej dłonie, czując, jak wypełnia się głębokim, szorstkim oddechem. Bertuccio patrzył na nią w skupieniu, starając się opanować. Oczy mu błyszczały, zadając kłam zewnętrznej samokontroli.

— Pocałuj mnie — poprosiła cicho.

— Zwykle, to ja o to proszę — mruknął z zadowoleniem.

— Dziś moja kolej.

— Kochanie, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Pocałunek był gorący i namiętny, odsłaniał głębię jego pożądania. Kiedy Miriam cicho jęknęła, delikatnie wsunął język w jej usta. Poczuła, jak dłoń o długich palcach pieszczotliwie przemknęła po odsłoniętej szyi, by przesunąć się wzdłuż jej ciała. Zadrżała pod wpływem gorącego dotyku. Bertuccio oderwał się na moment od jej ust. Leżała pod nim z zamkniętymi oczyma. Zobaczył, jak koniuszkiem języka zlizuje z wargi resztki pocałunku. Smakowała go i delektowała się nim. To zachęciło go do kolejnego kroku.

Otworzyła oczy i spojrzała na niego, kiedy poczuła, jak jego dłoń łatwo uporała się z kolejnym jedwabnym wiązaniem koszuli. Uważnie obserwował jej reakcje, kiedy odsłonił jej piersi i brzuch. Wyczuł jak mięśnie leżącej pod nim kobiety, były napięte tak, jakby bardziej spodziewała się bolesnego ciosu, niż delikatnej pieszczoty.

— Nie bój się mnie.

— Ja się ciebie nie boję, ale moje ciało nie chce mnie słuchać — jęknęła z rozżaleniem. — Przepraszam.

— Nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co. Przytrafiło się ci coś bardzo złego. Zostałaś skrzywdzona i masz prawo do strachu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by go przepędzić. Pozwolisz mi na to?

— Tak.

Pożądanie go raniło, to jednak obiecał, że będzie delikatny. Pochylił się nad nią, gładząc ustami jej powieki i skronie, policzek i szyję. Musnął wargami płatek ucha i czubek brody. Miriam zdawała sobie sprawę, że jego usta schodzą coraz niżej i niżej. Przyćmione światło z kominka padło na jej piersi. Pochylił głowę, chwycił wargami sutek i nakrył go językiem. Wbiła mu palce w ramiona. Miał wrażenie, że w panice go zaraz odepchnie, ale uspokoił ją kolejną pieszczotą i czułymi słowami. Ogromne szmaragdowe oczy wpatrywały się w niego z bolesną intensywnością.

— Jesteś cudowna. Słodka i krucha — szepnął, przyglądając się z uwielbieniem niemal nagiemu ciału żony.

Pod piersiami zauważył białą, cienką bliznę. Bez wahania przesuną po niej wargami. Czuła jak jego długie włosy miękko opadają na jej brzuch. Wydało się to bardzo zmysłową pieszczotą. Zanurzyła w nich drżące palce. Podziwiała go za to, że jest tak opanowany i wyrozumiały.

— Przyprawiasz mnie o zawrót głowy — jęknął, odrywając usta od miękkiej skóry brzucha. Ciemne oczy lśniły bursztynowym blaskiem, a serce zaczęło mu dudnić mu w piersi, na myśl o tym, co chce zrobić.

Wstrzymała oddech i zacisnęła odruchowo nogi, kiedy poczuła, jak jego dłoń dosięgła miękkich włosów pomiędzy jej udami. Jęknęła i głęboko oddychając, nakazywała sobie spokój.

— Wybacz — wyszeptał pospiesznie.

— To nic — odgarnęła włosy z jego twarzy i objęła ją drżącymi dłońmi. — Zadbaj o siebie — uśmiechnęła się łagodnie.

— Nie ma mowy — pokręcił głową. — Nie zrobię tego, dopóki ty tego nie będziesz pragnąć.

— Może i jestem niedoświadczona, ale przecież widzę i czuję, że to są tortury dla ciebie.

— Boże, Miriam czy ty wiesz, o co mnie prosisz?! — Przytulił czoło do jej czoła.

Przesunął dłonią po jej ramieniu, zdejmując z niego ramiączko koszuli. Powiódł palcami w dół, poprzez piersi do niezwykle zmysłowego wcięcia w talii i do pięknie zaokrąglonego biodra.

— Proszę — ujęła, ostrożnie jego dłoń.

Spojrzał na nią i z cichym pomrukiem zaczął gładzić to miejsce, do którego go poprowadziła. Pochwycił jej usta w namiętnym pocałunku. Oddawała mu go, prosząc w myślach, by pojawiła się ta druga Miriam. Ta, która ją przerażała swymi pragnieniami, a która była jej tak bardzo teraz potrzebna. Jej palce wplotły się w jego włosy, a uda lekko się rozchyliły. Kiedy wszedł w nią palcami, drgnęła gwałtownie i spróbowała na powrót zacisnąć nogi. Wyczuł, że ten ruch był po trochę obronny i instynktowny, ale nie cofnął ręki.

— Wszystko będzie dobrze, Miriam. — pochylił się nad nią i pocałował ją, ale w szyję tuż przy uchu.

Z cichym jękiem poddała się jego dłoni. Bertuccio czuł, jak ta pieszczota powoli rozluźnia jej napięte ciało. Patrzył na rozchylone usta łapiące oddech za oddechem.

— Wiesz, że tam w środku jesteś, tak delikatna, jak jedwab? — Usta wygięły mu się w zmysłowym uśmiechu, gdy patrzył w zdumione i szeroko otwarte szmaragdowe oczy.

Cicho westchnęła, gdy zawisł nad nią i długimi powolnym ruchem ręki rozsunął jej uda, robiąc sobie miejsce pomiędzy nimi. Uniósł jej kolana i oparł o swoje biodra. Poczuła się odsłonięta i bezbronna, lecz jednocześnie cudownie bezpieczna. To przecież Bertuccio, a on nigdy jej nie skrzywdzi. Nieśmiało przesunęła dłonie po jego ramionach i zawędrowała nimi na plecy. Poczuła pod nimi kropelki potu. Każdy mięsień jego ciała był jakby wykuty z kamienia.

— Zaufaj mi — wyszeptał błagalnie.

— Ufam ci — powiedziała, to niemal bez tchu.

Dotknięcie twardej męskości sprawiło, że pomimo wszystkich zapewnień ogarnęła ją panika. Zamknęła oczy i starała się opanować. Objął jej pośladki dłońmi i zaczął powoli, wsuwać się w jej wnętrze.

— Bertuccio! — jęknęła, napinając w obronie ciało.

Przez chwilę miał wrażenie, że próbuje go odepchnąć od siebie. Przeraził się, kiedy zobaczył mocno zaciśnięte oczy i pełną udręczenia twarz.

— Miriam! Otwórz oczy i spójrz na mnie. — Wziął jej twarz w swe dłonie. Zrobiła to, o co ją poprosił. — Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie.

Kiedy, spojrzała na jego mocne, napięte rysy, poczuła, jak gdzieś w głębi jej ciała budzi się nieśmiała przyjemność. Ta, którą już przy nim poznała. Objęła go za szyję i posłała drżący uśmiech. Instynktownie poruszała się pod nim, niezdarnie próbując dostosować się do jego ruchów. Wywołało to w nim jęk zachwytu. Szeptał upajające, namiętnie słowa, które były, jak kojąca maść nakładana na poranioną duszę. Przylgnęła do niego, odwdzięczając się mu nieśmiałymi pieszczotami dłoni. Gdzie by go nie dotknęła, reagował tak, jakby mu gdzieś wewnątrz przytknęła żywy ogień.

— Wybacz — szepnął. — Już dłużej nie wytrzymam.

Zacisnął zęby, wydał stłumiony jęk, wyprężył się, a Miriam poczuła, jak gorący strumień wlewa się w jej wnętrze. Otoczyła go ramionami i udami, przyciskając do siebie. Bertuccio osunął się ciężko w jej ramiona. Leżała bez ruchu, gładząc drżące i wilgotne ciało męża. Pomyślała, że teraz jest jak rumak po wyczerpujący wyścigu. Jej rumak, uśmiechnęła się do siebie. Bertuccio odwdzięczył się jej gorącym i pełnym czułości uściskiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top