Rozdział dwudziesty drugi

– Muszę ci coś powiedzieć – powiedział Darek.

Nie uzyskał od Szymona żadnej reakcji, podobnie zresztą jak przed chwilą, gdy zapukał do drzwi sypialni brata. Ten wciąż leżał bez ruchu na łóżko z założonymi na piersi rękoma i gdyby nie otwarte oczy, można by pomyśleć, że spał.

– Chodzi o Olę.

Tak jak się spodziewał, tym razem odpowiedź uzyskał w sekundę. Szymon zerwał się na równe nogi, dopadł do brata w dwóch długich krokach i złapał go boleśnie za ramię.

– Coś o niej wiesz?! Gadaj!

– Nie wiem, gdzie konkretnie jest ani w jakim jest stanie, ale być może mam szansę się tego dowiedzieć. Wiem za to dużo innych, istotnych rzeczy – wydusił Darek, nie spuszczając z niego spojrzenia, choć musiał ze sobą walczyć. Doskonale wiedział, że brat miał pewne prawo mu wpierdolić, ba, sam by sobie wpieprzył, ale teraz nie było na to czasu. Nie było czasu do stracenia.

– Co wiesz i skąd?! – Szymon praktycznie krzyczał mu do ucha, ale wiedział, że nie ma prawa narzekać.

– Z pracy w fabryce. Jak wiesz, jakiś czas temu awansowali mnie do transportu skrzynek nocną porą. Nie chodzi o sery. Dość szybko potwierdziłem własne podejrzenia, że to narkotyki. Nikomu nie dałem do zrozumienia, że znam prawdę, i jeździłem do Olsztyna w tę i z powrotem z tymi skrzynkami tak, jak mnie prosili. Płacili zajebiście dużo, więc... – urwał, gdy zobaczył naganne spojrzenie brata.

– Co to ma wspólnego z Olą? – spytał ponownie Szymon.

– Zaraz do tego dojdę. Te skrzynki z dragami są trzymane w magazynach pod lasem. Ale nie tylko. Strzycki zajmuje się różnego rodzaju nielegalnym handlem.

– Do rzeczy. Chodzi ci o kobiety we wschodu, tak? – sapnął i puścił ramię brata.

– Skąd o tym wiesz? – Darek zmusił się, by nie zacząć rozmasowywać bolesnego miejsca.

– Też mam swoje źródła.

– Od Paszyńskiego? – dopytywał. – Musimy współpracować, jeśli mamy coś zdziałać – dodał, widząc, że jego rozmówca uparcie milczy i wygląda, jakby kalkulował coś w głowie.

– Teraz nagle chcesz współpracować? Niby dlaczego? Najwyraźniej jesteś ich psem na posyłki! – warknął po chwili Szymon i obrzucił brata pogardliwym spojrzeniem. Tak, jakby miał go za robaka.

Darek aż zadrżał. Bolało, ale wiedział, że zasłużył. Tym bardziej musiał powiedzieć wszystko, co wiedział, zanim Szymon znienawidzi go do końca. Niech nie cierpi go później, kiedy będzie na to czas.

– Przez jakiś czas byłem, owszem – przytaknął niechętnie. – Ale coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Raz czy dwa podsłuchałem niepokojące rozmowy moich... kolegów, z których wywnioskowałem, że przewożą gdzieś bardziej, hm, interesujący towar niż narkotyki. A potem, dzień przed zabójstwem pani Marzenki, Szrama chodził po głównym magazynie i szukał liny. Był dziwnie rozedrgany. Nie wyglądał na kogoś, kto może ktokolwiek zabić. A później, jak wiemy, właśnie do tego sam się przyznał. Czułem, że to jest jakaś bujda, że coś w tym nie gra. No a potem, już po morderstwie podsłuchałem, że – zawiesił głos, patrząc gdzieś nad ramię brata.

– Co posłuchałeś? – Szymon nie dawał mu nawet chwili wytchnienia.

– Rozmowę Maurycego Fagockiego z Waldemarem Strzyckim. Myśleli, że dawno sobie poszedłem, ale ja wiedziałem, że kamera na korytarzu jest zepsuta, zostałem pod drzwiami gabinetu tego drugiego i dowiedziałem, się, że to ich sprawka. Że chcieli uciszyć Marzenę i że postanowili wykorzystać do tego Szramę. Że to oni wymyślili tę bajeczkę z rzekomą nieodwzajemnioną miłością. Nie rozumiałem tylko, czego aż tak istotnego mogła się dowiedzieć Marzena, by tak ryzykować. O tym, że zajmują się dealerką i handlem bronią, słyszeliśmy przecież niejedną plotkę, no i dziwne byłoby za coś takiego mordować żonę komisarza.

– No i dowiedziałeś się, że chodzi o handel kobietami, tak? Do rzeczy, kurwa, to wszystko już wiem! A Oli jak nie było, tak nie ma! – W oczach Szymona znów błysnęła złość, a on sam złapał brata za górną część T-shirtu i mocno go do siebie pociągnął.

Darek z kolei miał wrażenie, jakby patrzył w lustro. To on z ich dwójki był impulsywny, to on sprawiał problemy wychowawcze, to on przeklinał. Szymon prawie nigdy tego nie robił. Musiał być wyjątkowo wytrącony z równowagi.

– Wiem, ale chcę zachować jakąś chronologię w tej opowieści – wytłumaczył, po raz kolejny zastanawiając się, dlaczego potrafi się rozgadać, a jednocześnie ma problem z napisaniem choćby jednego, poprawnie zapisanego zdania. – Wtedy jeszcze się tego nie dowiedziałem, ale po pierwsze bardziej zainteresowałem się okolicznościami zabójstwa Marzeny, o czym powiem ci później, a po drugie zacząłem zwracać większą uwagę na to, co dzieje się dookoła. Raz, gdy szedłem z ochroniarzem do magazynu po kolejne skrzynki z kokainą, usłyszałem stłumione głosy. Gdy mu o tym powiedziałem, to mnie wyśmiał, ale dostrzegłem w jego oczach strach. Następnego dnia natknąłem się na pojedynczy tampon przed drzwiami jednego z tych magazynów. A potem zniknęła Ola i uznałem, że muszę działać.

– Co zrobiłeś? – spytał Szymon, nagle jakby wyprany z emocji. Pozostawała tylko nadzieja, żeby znów nie padł na łóżko i nie leżał na nim bez ruchu.

– Coś, co sprawiło, że zyskałem sobie ich zaufanie – odparł Darek równie beznamiętnie, a jego oczy zasnuła mgła. – Nie pytaj. W każdym razie zadziałało. Domyślałem się, że szykuje się następny transfer dziewczyn, i miałem rację. Kazali mi zrobić dla nich zakupy. Przy okazji odkryłem, że chodzi nie tylko o kobiety, ale i dzieci.

– Dzieci?

– Owszem. Te laski, jak się domyślasz, są wywożone do Niemiec i dalej i sprzedawane jako dziwki. Dzieci, na ogół malutkie, idą do aborcji. Ale... – zawiesił głos i przymknął na chwilę oczy – ale to nie jest najgorsze.

– Nie? – jęknął Szymon i puścił jego T-shirt.

– Nie. Oni... oni testują te dziewczyny. Oceniają je. Kurwa, raz przy tym byłem. Tuż, zanim Strzycki dostał jebanego zawału. On, Maurycy i, kurwa, Adam Rostrzycki, oceniają je jak jakieś psy wystawowe. Jeśli uznają, że są za stare albo za mało atrakcyjne, ale wciąż zdrowe, to... To zakładają im czarne opaski na ręce. Początkowo nie wiedziałem, co to oznacza, ale dowiedziałem się od Brodatego, jednego z największych psycholi, który jest wierny Strzyckiemu jak nikt inny. Czerpie radość z cierpienia innych, prawdziwy sadysta, więc nawet nie musiałem ciągnąć go za język.

– Darek, co z nimi robią?

– Zabijają i sprzedają na organy. Nie u nas. Gdzieś dalej w Polsce, ale nie wiem gdzie. Ale wiem, że trzymają tam też mężczyzn, i że to część znacznie większej akcji.

– I Ola też tam jest? – wtrącił się Szymon i ponownie nim potrząsnął. Darek po raz pierwszy w życiu nie chciał mu oddać.

– Tak sadzę, ale nie mam pewności. Brodacz ją wywiózł, dowiedziałem się o tym dopiero, gdy wrócił, bo się przechwalał, jak ją sponiewierał.

– Czy on ją... – Szymon nie był w stanie dokończyć pytania. Całe jego ciało zaczęło drżeć.

– Nie zgwałcił jej, bo na pewno by o tym mówił – pocieszył go młodszy brat. – Ale wiózł ją w bagażniku, groził bronią i nożem, głodził... Nie powiedział, gdzie ona jest, ale podejrzewam, że w okolicach Łodzi. Przedwczoraj udało mi się założyć podsłuch w samochodzie Maurycego Fagockiego i dowiedziałem się kilku intersujących rzeczy. Na szczęście przyjął moją propozycję naprawy usterki w jego furze, którą być może sam spowodowałem, a więc wykorzystałem okazję. – W jego oczach błysnęła satysfakcja, a Szymon jak nigdy cieszył się, że Darek pasjonował się od lat nie tylko motoryzacją i mechaniką, ale również systemami bezpieczeństwa, szpiegostwem oraz hakowaniem. – Dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy. Po pierwsze, wczoraj do południa Olka na pewno żyła i miała się względnie dobrze. Sądzę, że tak może być nadal, bo jak by nie było, to jest siostrzenica Zuzy Rostrzyckiej. Ale...

– Ale co? Mów, kurwa! – Szymon znów nim szarpnął, gdy Darek zawiesił na dłużej głos. Nie był w stanie znieść napięcia związanego z dopiero co pokochaną i tak szybko utraconą dziewczyną.

– Ale Maurycy chce ją uciszyć – wyjawił z bólem młodszy Urbański. – Zdaje sobie sprawę, że jeśli w jakikolwiek sposób uda jej się porozumieć z kimś ze świata zewnętrznego albo po prostu uciec, czy to w Polsce, czy za granicą, to o wszystkim dokładnie opowie. A najłatwiejszym, a przyj okazji najbardziej opłacalnym sposobem, żeby się jej pozbyć, jest...

– Organy – szepnął Szymon, a jego broda zadrżała.

Darek kiwnął głową, patrząc na niego ze współczuciem.

– Co gorsze, tak samo myśli Weronika Strzycka – podjął. – Podsłuchałem dwie rozmowy Maurycego z tą kobietą i wiesz co... Ona jest chyba najgorsza. Wcześniej sądziłem, że po prostu słucha się ich we wszystkim, ale to jakaś psychopatka, co najmniej taka sama jak Waldzio. Nie ma uczuć, za to świetnie potrafi je odgrywać. Groziła Maurycemu. Dała do zrozumienia, że jeśli nie będzie się jej słuchał, to skończy jak Waldemar i Waleria Samicka.

– Co? Nie rozumiem. – Szymon zmarszczył brwi.

– Ja też do końca nie rozumiem, ale... chyba chodzi o truciznę. Od początku miałem wrażenie, że to zbyt duży zbieg okoliczności, że Strzycki akurat teraz dostał zawału. On nie chciał tego ostatniego transferu, chciał go zablokować, bo widział ryzyko, ale Maurycy już go sfinalizował i było po ptakach. Wydaje mi się, że Weronika też chciała tego transferu. Dopóki Waldzio zgadzał się z nią ze wszystkim, to go tolerowała. Ale teraz, gdy wszystko się popieprzyło, sądzę, że ona gra tylko i wyłącznie do swojej bramki.

– Ale czemu miałaby otruwać Walerią Samicką? Nic o tym nie słyszałem. – Szymon wciąż nie mógł w to uwierzyć. – Czyżby jej siostra zdążyła przekazać jej swoją wiedzę, nim Szrama nią zabił?

– Być może. W każdym razie z rozmowy Maurycego i Weroniki wywnioskowałem, że ona chciała ją zatruć i to Szramę ponownie wykorzystali do tego celu. Obaj jednak wiemy, że była chora, nawet mama u niej była na prośbę proboszcza. Może to nie była zwykła grypa? Mama sama się dziwiła przebiegowi tej choroby, pamiętasz? – zapytał Darek.

– Tak... Pamiętam. To jakieś chore! – Szymon złapał się za głowę. – Czy masz w ogóle jakiekolwiek wiarygodne dowody na to, co mówisz?

– Te nagrania z samochodu Marucyego, chwała Bogu, że używa zestawu głośnomówiącego. No i część z tego, co sam usłyszałem od różnych ludzi. Zainstalowałem mały dyktafon w swoim pęku kluczy, który noszę tam, gdzie nie pozwalają wnosić nawet służbowej komórki. Coś tam na nim nagrałem. Na przykład przechwałki Brodacza.

– Świetnie. To możesz podzielić się tym z policją – skonstatował Szymon. – Czemu czekałeś, aż porwą Olę?

– Wtedy jeszcze mało wiedziałem, mówiłem ci przed chwilą. A policja w tym mieście...

– Musimy im powiedzieć – przerwał stanowczo starszy Urbański z pełną świadomością, że nie było teraz czasu na to, by omawiać plusy i minusy działania krańcowskiej policji, nawet jeśli tych drugich było znacząco więcej. Odkąd Henryk Kostka z oczywistych powodów zmienił strony, sytuacja się zmieniła.

– Wiem, że z nimi współpracujesz – powiedział Darek, uważnie przypatrując się bratu. – Wiem, że Paszyński to były policjant z Wrocławia, a wiesz skąd? Bo podsłuchałem to z rozmów z Maurcyego. Tak więc tylko mówię, że oni są świadomi i zapewne w jakiś sposób to wykorzystają, choć na razie chyba brak im dowodów na to, że Paszyński pomaga policji. Nie mam z kolei pojęcia, dlaczego ciebie w to wciągnęli, ale najwięcej istotnych dowodów otrzymałem wczoraj i dzisiaj. Nie można ich teraz zamknąć z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że wciąż nie mamy Oli. A po drugie i najważniejsze, dlatego, że jak dowiedziałem się dosłownie godzinę temu...

– Co może być ważniejsze niż Ola? – przerwał mu wzburzony Szymon, zaciskając pięści, ale przynajmniej się na niego nie rzucił.

– To, że Weronika zorganizowała kolejny transfer – odparł Darek. – Widać, że potrzebuje gotówki, i stała się irracjonalna. Chyba chce ostatecznie wykiwać Waldemara, póki ten nie ma siły, i uciec z Krańcowa. Zdaje się, że z dziećmi, bo są dla niej ważne. Nie wiem, czy z proboszczem, czy nie – Darek nawet nie bawił się w tłumaczenie Szymonowi, co ma z tym wspólnego ksiądz Lajowski, gdyż był pewien, że brat ma świadomość tego romansu – ale ona chce stąd spierdolić. Tak więc dzisiaj w magazynie pojawi się kilkanaście nowych kobiet oraz dzieci. Trzeba ich uratować. A przy okazji zdobyć więcej dowodów. Wiem, gdzie one są.

– Wiesz, gdzie one są?! Ja pierdolę. To czemu mi ich nie pokazujesz? A najlepiej policji? Ta jebana samowolka tak właśnie się kończy! Porwaniami i innymi kłopotami – jęknął Szymon.

– Myślisz, że tak łatwo wynieść z pełnego kamer terenu kilka czarnych teczek? – zironizował Darek. – Prawie całą noc spędziłem na tym, żeby zhakować ich monitoring, i chyba się udało. Na szczęście schowek z dokumentami, w których, mam nadzieję, znajdziemy między innymi dokładną lokalizację przetrzymywania Oli, jest w tym samym magazynie, w którym będą kobiety.

– No dobrze. Ile mamy czasu? – zapytał starszy z braci, przebierając nogami.

– Dziś w nocy chcą je wywieźć dalej. Niedużo.

– Trzeba je odbić!

– Albo za nimi jechać – zauważył Darek. – Wtedy sami mogą nas do niej doprowadzić.

– Nie jestem tego taki pewny – odparł Szymon, postanawiając dla odmiany podzielić się z bratem swoją wiedzą. – Istnieje duże ryzyko, że oni nie wożą ich do tych samych miejsc. Paszyński ma pewnych znajomych i oni obserwują pewne miejsce, w którym pojawiły się ostatnio kobiety ze wschodu, ale Ola nie została zauważona.

– Cholera. Może... może to zależy od segregacji? – zastanawiał się na głos Darek. – A może od docelowego miejsca transferu?

– Może. I może faktycznie by nas doprowadziły, ale nie należy ryzykować, że kolejne osoby będą cierpieć. Musimy powiedzieć policji – upierał się Szymon. Tym razem nie zamierzał odpuścić.

– Policja nie będzie miała podstaw, by tam wejść. Weronika poinformowała o tym, że będę w nocy potrzebny, za pomocą kodu. Mam to nagranie, ale w żaden sposób nie jest to obciążające.

– No to będą czekać na nich w lesie. Albo gdzieś indziej. Ustalimy plan wspólnie. Albo oni ustalą, rozumiesz?!

– No dobra – skapitulował Darek. – Ale to nie zmienia faktu, że trzeba zdobyć te teczki, a wcześniej zdobyć klucz od ochroniarza...

– Zdobędę je. Ty musisz wywieźć te dziewczyny tak, jak ci kazali. Musisz udawać, że nadal z nimi współpracujesz.

– To jasne. Ale, wybacz, jak chcesz je zdobyć? To nie jest takie łatwe.

– Ustalimy to – odparł Szymon, w głowie mając wręcz wymalowaną zawieszkę z trupią czaszką. – Współpracuje z nami więcej osób, niż ci się wydaje. Nadal nie wierzę, że ty...

– Ja chciałem coś z tym zrobić już wcześniej, serio – zaczął się tłumaczyć Darek. – Już wtedy, kiedy zacząłem się domyślać, że pani Marzenka nie zginęła ot tak, że stoi za tym Strzycki. Poszedłem do Rostrzyckiego, ale ten... nie tylko mi nie pomógł, ale dał do zrozumienia, że współpracuje z tym skurwielem. Groził mi, używając jako karty przetargowej matki. Co miałem zrobić? Ale teraz to wszystko zaszło za daleko.... – W oczach Darka błysnęła determinacja. – Po prostu musimy zawieźć matkę w bezpieczne miejsce i działać. Mam w dupie, czy mnie wsadzą, czy nie. Właściwie mi się należy – dodał, myśląc przede wszystkim nie o przewożeniu narkotyków, ale o tym, co musiał zrobić, by udowodnić swoją lojalność. – Ale muszę odpokutować przynajmniej część grzechów.

Szymon kiwnął głową. Być może nie byli tak nieobliczalni jak przeciwnik, ale równie zdeterminowani. Z jednej strony chciał Darkowi przywalić jak nigdy wcześniej, lecz z drugiej wiedział, że nie mają czasu do stracenia. Wreszcie poczuł utraconą wczoraj nadzieję; kiedy minął kolejny dzień, w którym Paszyński nie otrzymał informacji o odnalezieniu Oli lub chociażby poszlaki, że ta wciąż żyje. Teraz, choć poznał okropną prawdę o nielegalnym handlu organami, przynajmniej miał świadomość, że jeszcze wczoraj na pewno żyła.

– Dzwonimy do Szermińskiego – powiedział do Darka.

– Co? Niby dlaczego do niego?

– On zna miejsce, w którym mama będzie bezpieczna. A potem jedziemy prosto na komisariat. I mówimy tylko o ich dzisiejszych planach i o tym, co Brodacz powiedział o Oli, rozumiemy się?

Przez chwilę milczeli, patrząc na siebie uważnie. A potem Darek, z poczuciem ulgi, której nie powinien był czuć, kiwnął głową. Szymon po raz kolejny okazywał się lepszym człowiekiem niż on.

***

Ewa, ubrana jedynie w beżowy zestaw nijakiej, sportowej bielizny, stała pośrodku swojej garderoby przed ogromnym lustrem i oglądała dokładnie poobijany prawy bok oraz prawy pośladek. Nie było najgorzej, tylko jedna z ran lekko krwawiła. Arkadiusz wiedział, jak uderzać tak, żeby bolało, ale żeby nie sprawić jej poważniejszej krzywdy. To ona była jego workiem treningowym.

Jego dzisiejszy atak złości nie powinien był jej dziwić. Ostatnio podniósł na nią rękę pięć dni temu, a więc to była tylko kwestia czasu. To, że zrobił to znienacka, tuż po zakończeniu śniadania i w obecności trójki dzieci, też nie było zaskoczeniem. A jednak coś się różniło. Po pierwsze, wkurzył się, gdy zobaczył coś w swoim telefonie, a więc zapewne jakąś wiadomość. Po drugie, ruchy jego ręki, gdy uderzał ją pasem, były bardziej niż zwykle chaotyczne. A po trzecie zwyzywał ją od kurew, a to się praktycznie nie zdarzało, on nigdy nie przeklinał.

Wyraźnie coś nie szło po jego myśli, a przecież tylko głupi nie domyśliłby się co. Zarówno on, jak i Maurycy byli w coraz większym bagnie. Nie obrywała codziennie chyba tylko dlatego, że jej „ukochany mąż" nie miał takiej możliwości, gdyż przerażony biegał na spotkania z różnymi ludźmi i próbował w jakiś sposób uratować sytuację.

Ewa cieszyła się z jego problemów i nieobecności jak mała dziewczynka dopóty, dopóki nie bił jej na oczach dzieci. Wyraźnie widziała kilkanaście minut temu łzy w ich oczach, ale nie mogła nic z tym zrobić. Nie była na tyle silna, by się ochronić, a nie mogła dopuścić do tego, by Arkadiusz uderzył którekolwiek z nich. Dwa tygodnie temu szarpnął Asią, gdy ta próbowała jej bronić, co było wystarczająco wstrętne i przerażające.

I musiało się skończyć. Powtarzała to sobie od dwóch lat.

– Poczekaj chwilę, Jadziu – rzuciła w kierunku drzwi, kiedy usłyszała ich skrzypnięcie. – Musze się ubrać.

– To nie Jadzia. Nie ma jej. – Usłyszała męski głos i automatycznie zakryła prawy bok ręką, uświadamiając sobie, że gosposia zapewne właśnie odprowadza dzieci do szkoły i przedszkola.

Tylko jakim cudem wszedł do domu? Czyżby nie zamknęła za nimi drzwi? Nie miała siły tego analizować, szczególnie że po spojrzeniu Krzysztofa wiedziała, że dostrzegł jej nowe obrażenia, podobnie jak i stare blizny. Świadczyły o tym mocno zaciśnięta szczęka i wyraźna wściekłość w jego spojrzeniu. Ale potem spojrzał na jej twarz, a złość – w dużej mierze – została zastąpiona ciepłem.

– Och! – szepnęła i nagle poczuła się tak słaba, że aż się zachwiała. Miała dość oszukiwania zarówno samych siebie, jak i innych. Dość walki, której nie potrafiła wygrać dotychczas obraną metodą. – Możesz mnie przytulić?

Nie musiała długo czekać na reakcję. Paszyński dopadł do niej i zamknął ją w mocnym uścisku. Przycisnęła twarz do jego klatki piersiowej. Wreszcie zrobił to, czego tak bardzo pragnęła już dwadzieścia lat temu, a z czego wówczas nie zdawała sobie w pełni sprawy. Oderwała się od niego dopiero, gdy zrozumiała, że jego skórzana kamizelka staje się wilgotna przez jej łzy.

– Teraz już wiesz – szepnęła, nie patrząc mu w oczy. –Wiesz, że jestem słabą kobietą i niewystarczającą matką pozwalającą...

– Nie – przerwał jej stanowczo. – To jego wina. Powinien być jedną z najbliższych ci osób, a zamiast tego stosuje przemoc. To nie jest twoja wina.

– Nie umiem tego powstrzymać – wyznała. – Moje dzieci muszą na to patrzeć.

– To jest tylko i wyłącznie jego wina – powtórzył uparcie Krzysiek. – A ja nie pozwolę zostać tutaj ani tobie, ani dzieciom.

Ewa drżała w jego ramionach jak osika. Chciała wierzyć w jego słowa, ale wiedziała, że to nie jest jeszcze możliwe.

– Dlaczego przyszedłeś? – zapytała cicho, nadal nie potrafiąc na niego spojrzeć. Z jednej strony chciała wyznać mu wszystko i uwierzyć w to, że jest w stanie przerwać ten koszmar tu i teraz, ale z drugiej... Z drugiej wiedziała, że życie to nie bajka, a dawanie sobie złudnych nadziei boli znacznie bardziej niż kilka siniaków.

I to aż za dobrze.

– Bo chciałem ci powiedzieć, że policja dosłownie w ciągu ostatnich kilku godzin znalazła mocne, obciążające dowody na to, że twój mąż bierze udział w nielegalnych interesach. Prawdopodobnie skończy w więzieniu jak reszta tej lokalnej mafijki – zironizował.

– Och. Och! – Tylko tyle potrafiła wykrztusić z siebie Ewa, która wykorzystała fakt, że uścisk Krzysztofa trochę zelżał, zrobiła krok do tyłu i złapała go za obie ręce. – Naprawdę? – W jej oczach błyszczała nadzieja.

– Naprawdę – przytaknął. – Ale nawet gdyby tak nie było, to doprowadziłbym do tego, że się z nim rozwiedziesz. Oczywiście z jego wyłącznej winy. Masz dowody, inne niż na ciele, że to trwa... już od jakiegoś czasu?

– Mam. Nawet nagrania. Tylko... bałam się, bałam się komukolwiek o tym powiedzieć. – Ponownie odwróciła wzrok. – Arkadiusz twierdzi, że bardzo mnie kocha. Maurycy o tym wie i zagroził, że mi nie odpuści, jeśli spróbuje uciec z dziećmi. A wiadomo, do czego zdolny jest Maurucy i jego przyjaciele. – Kobieta ponownie zadrżała. – Więc przez lata spirala przemocy tylko się nakręcała. Na początku, jak dziewczynki były małe, bił mnie bardzo rzadko. Ale gdy Filipek skończył rok, a Macury i Waldemar coraz mocniej go wykorzystywali, to on coraz bardziej się na mnie wyżywał. Odbijał sobie na mnie każde niepowodzenie. Każdą słabość. W tamtym roku dwa razy pobił mnie tak mocno, że straciłam przytomność. Raz musieli mnie zawieźć do Olsztyna, bo złamał mi nadgarstek. Mają tam znajomego ortopedę. Nie spojrzał mi w oczy ani razu, gdy zakładał mi gips.

– Co za chuj... – mruknął Krzysiek, mocniej przyciskając Ewę do torsu i głaszcząc ją po głowie.

– Potem Arkadiusz zmienił taktykę. Nie bił tak mocno, ale częściej. I zaczął robić to przy dzieciach. Nie okłamałam cię wtedy, Krzysiek. On ani razu nie uderzył dzieci, ale to pewnie tylko kwestia czasu. Jest coraz mniej dobrych momentów. Najgorzej było na wiosnę, kiedy jakaś duża transakcja okazała się fiaskiem przez niedopatrzenie Arkadiusza – Westchęła Ewa i przymknęła oczy, próbując skupić uwagę na delikatnym głaskaniu przez Krzyśka. – Wtedy lał mnie codziennie, a dzieci musiały na to patrzeć. Gdy odwracały wzrok, kazał dziewczynkom robić pajacyki, również za Filipka, gdy on nie chciał się słuchać. A potem, gdy ja nie miałam siły się ruszyć, dawał im kary za to, że próbowały mnie bronić. Raz kazał Kindze stać dwie godziny w samych majtkach w kącie, a ja ledwo byłam w stanie powiedzieć, że się na to nie zgadzam. Uciszył mnie strzałem w potylicę.

Ponownie zapadła cisza, przerywana tylko ich głośnymi oddechami. Ewa czuła, jak ręce Krzysztofa się napinają, ale nawet nie drgnęła. Dawno nikomu tak bardzo nie ufała, choć być może ponownie była głupią naiwniaczką. Nie miała siły tego analizować.

– Jestem złym człowiekiem, Krzysiek. – Mówiąc to, popatrzyła głęboko w oczy. – Czułam, że ucieczka z dziećmi by mi się nie udała, podobnie jak próba zgłoszenia się bezpośrednio po pomoc do jakiejś organizacji. W końcu najbliższa jest w Olsztynie, a mój mąż to lokalny burmistrz. Jak to sobie wyobrażasz? Więc coraz bardziej zaczęłam myśleć o innym rozwiązaniu. Rozwiązaniu, które nawet teraz momentami przychodzi mi do głowy.

Przerwała, a Krzysiek nie powiedział nic, tylko nadal gładził ją po włosach i mocno do siebie tulił. Spokój i siła, którą emanował, sprawiły, że Ewa ponownie zabrała głos:

– Zaczęłam marzyć o tym, jak robię mu krzywdę. Jak biorę ten sam pas i tłukę go, aż nie straci przytomności. Jak biorę nóż, którym siekam warzywa, gdy nie ma Jadzi, i... Bałam się samej siebie. Bałam się własnej wyobraźni i musiałam to komuś powiedzieć. Więc powiedziałam, wikaremu. Krzysiek – wzięła głęboki oddech i odważyła się spojrzeć w oczy, w których widziała tylko i wyłącznie troskę – to nie Weronika powiedziała wikaremu, że chce zabić swojego partnera. To byłam ja. On to źle zinterpretował.

W oczach Paszyńskiego mignęło zrozumienie.

– Powinnam była ci to powiedzieć wcześniej, przepraszam. – Spuściła głowę. – Ale uznałam, że nawet jeśli Marek tego nie wie, to zapewne ma rację co do samej Weroniki. Też uważam, że mogła zrobić krzywdę Waldemarowi, ale niekoniecznie dlatego, że ten stosuje wobec niej albo synów przemoc. Tylko dlatego, że jest równie bezwzględna i wyrachowana jak on. Jeśli uznała, że Waldemar przegrywa tę walkę, to stwierdziła, że musi się ratować. I zdradziła go po raz kolejny.

– O niej porozmawiamy za chwilę, kochanie – wtrącił się Krzysztof kojącym, tak do niego niepodobnym głosem, a ona patrzyła na niego zaskoczona. Czy naprawdę nazwał ją tak, jak się jej zdawało? – Jej motywacje są dla mnie w tej chwili nieistotne. Ty jesteś dla mnie istotna.

Ewa po raz kolejny zadrżała i poczuła, jak pod powiekami zaczynają gromadzić się łzy, choć tym razem ze zgoła innego powodu. Patrzyła na stojącego przed nią mężczyznę i coraz mocniej czuła, że odejście od Arkadiusza jest możliwe nie tylko dlatego, że ten niedługo może skończyć w areszcie. Jej serce wyrywało się do stojącego przed nią mężczyzny, czy tego chciała, czy nie.

– Ja marzyłam o tym, żeby go zabić, Krzysiek. Wciąż czasem o tym marzę. Jak to o mnie świadczy? – Spojrzała na niego ze łzami w oczach.

– Że wielokrotnie cię zranił – odparł spokojnie, choć w jego oczach dostrzegała złość. – A ty nadal masz instynkt obronny, dzięki dzieciom zapewne jeszcze większy.

– Najbardziej chciałam go zmordować wtedy, kiedy nie miałam siły im pomóc i kiedy szarpnął Asią – przyznała.

– No właśnie. Nie jesteś złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, jesteś jednym z najlepszych ludzi, jakich znam, i obawiam się, że to ty możesz nie chcesz znać mnie, kiedy poznasz prawdę o mojej przeszłości, kochanie.

Ewa westchnęła. Nie mogła przesłyszeć się dwukrotnie. On naprawdę to powiedział, a ona nie potrafiła na to zareagować. Wiedziała jednak, co powinna zrobić:

– Ty też jesteś dobrym człowiekiem, Krzysiek. I zdecydowanie zbyt bardzo dla siebie surowym. Chcesz mi opowiedzieć, co cię dręczy?

– Tak, ale nie muszę teraz – odparł, obdarzając ją łagodnym spojrzeniem.

– Jeśli chcesz, możemy. Mam czas. I bardzo chętnie cię wysłucham. Jestem w stanie to zrobić. Chcę to zrobić. – Ścisnęła jego rękę, pragnąc, by jej uwierzył. Cieszyła się, że okrucieństwo Arkadiusza nie sprawiło, że bałaby się dotknąć innego mężczyzny. Mężczyzny, który patrzył na nią tak, jakby...

– To może usiądziemy? To długa historia. Możemy przejść do salonu?

– Dobrze, tylko się ubiorę – powiedziała, dopiero wówczas uświadomiwszy sobie, że pozostawała jedynie w bieliźnie. Zarumieniła się i bez słowa włożyła sukienkę, w której chodziła po domu. Nadal było ciepło, więc miała ona krótkie rękawy.

– To stąd te wszystkie garsonki... – mruknął pod nosem Krzysiek, patrząc na jej lekko posiniaczone ramiona.

Kiwnęła głową, unikając jego spojrzenia, i przeszła obok niego, by wyjść z garderoby.

– Jakby on tu był, to chyba sam bym go zajebał. – Usłyszała za plecami, gdy wyszli na korytarz. Nie możesz tu więcej mieszkać.

– Nie mogę się ot tak wyprowadzić, Krzysiek. To nie jest takie łatwe, choćby logistycznie...

– Nie masz zapakowanych jakichś rzeczy? – zapytał, gdy schodzili na parter.

– Mam zapakowane plecaki dla siebie i dzieci – przyznała – ale wolałabym wziąć więcej.

– Na początek wystarczy. Arkadiusz wie, że marny jego los. Że kończy się jego kariera burmistrza i zapewne przebywanie na wolności. Zanim do tego dojdzie, może chcieć na tobie wyżyć, i to w bardzo mocny sposób. Nie mogę tak ryzykować twoim zdrowiem. Nie mógłbym ryzykować tak żadnym zdrowiem, a już na pewno nie twoim.

– Dlaczego, Krzysiek? – szepnęła, przystając tuż przy wejściu do salonu, i odwróciła się do niego.

Milczał przez chwilę, patrząc się na nią z żarem, który aż nią wstrząsnął.

– Przecież wiesz, kochanie – szepnął, a ona choć z jednej strony chciała to usłyszeć, z drugiej czuła, że to nie czas. Jeszcze nie. – Najpierw muszę ci o tym opowiedzieć. Możesz mnie po tym znienawidzić.

– To nie byłoby możliwe – zapewniła pewnie, a on zaśmiał się smutno.

– Za chwilę się przekonamy. Wchodź. – Przepuścił ją ręką, po czym wszedł za nią do salonu. Usiedli na kanapie, tuż obok siebie, nie próbując udawać, że nie są dla siebie ważni. – Opowiem ci, dlaczego straciłem pracę i całe swoje poprzednie życie.

***

Wiecie co, myślałam, że padnę. Napisałam jakieś 90% rozdziału i niechcący wszystko skasowałam. Autozapis mnie zawiódł, moja głupota nie. Strasznie się wkurzyłam, ale zaczęłam pisać jeszcze raz... Nie dość, że poszło dwa razy szybciej, to wersja jest lepsza niż ta pierwsza. Więc koniec końców jestem na tyle zadowolona, że napisałam prolog nowej historii, która wpadła mi do głowy wczoraj czy przedwczoraj i którą niedługo tu zobaczycie. Wracając jednak do rozdziału - jak Wam się podobał? Kto spodziewał się tak dużej wiedzy u Darka? Czy akcja odbicia dziewczyn się uda? Druga część rozdziału pewnie mniej Was zaskoczyła :(. Akcja, jak widać, zagęszcza, mam nadzieję, że Wam się to podoba. Jak zwykle czekam na Wasze opinie i sugestie i do zobaczenia :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top