Rozdział 16
I had all and then most of you, some and now none of you
take me back to the night we met
I don't know what I'm supposed to do, haunted by the ghost of you
oh take me back to the night we met
"The Night We Met" Lord Huron
19 lutego
Czuję się winny z powodu tego, co zrobiłem Cassie. Omal nie zostawiłem jej ze złamanym sercem. Ze wszystkich błędów w swoim życiu, jakie popełniłem, ten był jednym z najgorszych. Cass nie zasłużyła na nic, co ode mnie dostała, bo wszystko to wiązało się z bólem i pozostawieniem jej. Jestem świadomy tego, jak samotność wpływa na człowieka. Mimo to pozwoliłem, żeby gorsza część mnie wzięła nade mną górę i porzuciła tak ważną dla mnie osobę. Jestem zaskoczony, że tak łatwo mi to przyszło. Trudniej jednak było przyznać przed samym sobą, że stała się dla mnie kimś więcej, niż wcześniej sądziłem.
Z każdym dniem coraz bardziej zagłębiała się w moje życie, a ja coraz bardziej nie mogłem się temu oprzeć, a tym bardziej zapobiec.
Nie wiem, czego się spodziewałem, kiedy pogodziliśmy się. Może liczyłem na to, że zacznie na mnie krzyczeć, wyzywać od dupków i Bóg wie kogo jeszcze. Czekałem, aż powie, że mnie nienawidzi i żałuje, że w ogóle mnie spotkała. Miałem nadzieję, że każe mi iść do diabła, bo nigdzie indziej się nie nadaję. Nie spodziewałem się jednak, że wybuchnie płaczem, błagając mnie o to, żebym jej nie zostawił.
Nie mogłem. Nie byłem w stanie ponownie jej odrzucić. Oboje potrzebowaliśmy się nawzajem, dlatego ciężko byłoby nam wytrzymać bez siebie nawzajem.
Zabrałem Cassie do swojego mieszkania i przez długi czas trzymałem ją w ramionach, podczas gdy ona wypłakiwała się w moją koszulkę. Z upływem kolejnych minut łkała coraz ciszej, aż w końcu zasnęła. Nie mogłem nic poradzić na to, że przez kolejne godziny obserwowałem, jak spokojnie śpi. Działało to na mnie kojąco, przez co wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą, wiedząc, że jest przy mnie.
Nie do końca wiem, jak powinienem określić teraz nasze relacje. Są bardziej skomplikowane niż na samym początku. Zdecydowanie różnią się od tych, jakie miałem z Ange. Jestem w tym zagubiony, ale nawet mi się to podoba. Odkrywamy siebie na nowo i wcale się z tym nie śpieszymy, wolno sprawdzając swoje granice.
Wbrew pozorom nie zachowujemy się, jak napalone nastolatki i nie padamy sobie w ramiona za każdym razem, kiedy się widzimy. Nie jesteśmy bohaterami dennego romansu, który kończy się ślubem i gromadką dzieci. Żyjemy w prawdziwym świecie i nie wszystko układa się po naszej myśli. Pozwalam spać Cassie w moim łóżku, czasami sam się koło niej kładę, ale do niczego między nami nie dochodzi. Nie raz leżymy w kompletnej ciszy i patrzymy sobie w oczy, bo tak jest lepiej.
Nie rozmawiamy na temat tego, co się wydarzyło. Żadne z nas nie chce do tego wracać. Tak jest dobrze.
*
Ilekroć śpię, mając koło siebie Cassie, koszmary przeszłości mnie nie prześladują. Jej obecność działa na mnie kojąco i dzięki temu mogę spać spokojnie. Ale czasami jest tak, że nawet jej obecność nie wystarcza, żebym nie obudził się z krzykiem, nie mogąc złapać oddechu.
Tak dzieje się dzisiejszej nocy.
Zasypiam świadomy, że kilka centymetrów ode mnie leży piękna dziewczyna, przy której czuję się bezpiecznie. Przez jakiś czas mój sen jest spokojny, dopóki nie znajduję się na tylnym siedzeniu samochodu, wpatrując się w światła nadjeżdżającego samochodu.
Ciężko mi powiedzieć, co dzieje się później, bo tracę świadomość tego, co robię. Kiedy jednak ją odzyskuję, siedzę na podłodze obok łóżka, łapczywie łapiąc powietrze z głową między kolanami. Na plecach czuję dłoń Cassie, która masuje mnie i przemawia do mnie spokojnym głosem, starając się mnie uspokoić.
— Spokojnie, James. To był tylko sen. Jestem przy tobie i nic ci nie grozi.
Walczę ze łzami i szlochem, który wzbiera w moim gardle, ale po ataku paniki, jaki właśnie przeżyłem, ciężko mi się pozbierać. Pozwalam słonym kroplom spływać po moich policzkach. Nie otwierając oczu, sięgam rękami ku Cassie. Obejmuję ją w pasie i sadzam na kolanach, żeby móc wtulić się w jej drobne ciało. Płaczę bezgłośnie, podczas gdy ona obejmuje mnie jedną ręką, a drugą głaszcze po włosach.
Powinienem czuć wstyd, odsłaniając się przed nią w ten sposób, ale w tym momencie mam to wszystko gdzieś. Widziałem Cassie, kiedy miała gorszą chwilę, dlatego ona może patrzeć na mnie, teraz kiedy najbardziej potrzebuję jej obecności.
W miarę upływu czasu uspakajam się, ale nie puszczam Cassie. Wciąż kurczowo zaciskam ręce na jej pasie, obejmując ją i ani myślę ją puścić. To dzięki niej jeszcze nie zwariowałem.
Wiem, że Cass ma mnóstwo pytań, które chce mi zadać i wiem też, że przyszedł czas na to, żebym opowiedział jej wszystko. Nie dam rady dłużej tłamsić tego w sobie. Nie wiem, czy to coś zmieni, ale może przyniesie mi ulgę fakt, że wreszcie się z kimś tym podzieliłem. A Cassie jest do tego idealną osobą.
Biorę głęboki oddech i odrywam twarz od jej szyi. Patrzę prosto w jej zaniepokojone oczy. Już wie, co zamierzam zrobić.
— James, nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz, ani nie czujesz się tego pewny — mówi mi, ujmując moją twarz w dłonie. Kciukami ociera moje mokre policzki z łez.
— Cassie... — Mój głos jest zachrypnięty od płaczu. — Chcę ci to opowiedzieć. Zbyt długo trzymałem to w sobie. Czuję, że jeżeli teraz tego nie zrobię...
— Ciii... — Uspakaja mnie, opierając swoje czoło o moje. — Mamy na to całą noc.
Pozwalam płynąć kolejnym minutom, szykując się do najtrudniejszego wyznania w życiu.
*
15 września
— James, jeżeli zaraz się nie pośpieszysz, przepadnie nam rezerwacja! — krzyczy moja mama z przedpokoju.
— Już idę! — odpowiadam, ostatni raz poprawiając swoją fryzurę w lustrze. Uśmiecham się do swojego odbicia, widząc, jak dobrze wyglądam. Idealnie przystrzyżone włosy zaczesałem lekko do tyłu. Ubrałem się w koszulę i ciemne spodnie, żeby wyglądać elegancko w ekskluzywnej restauracji, do której zmierzaliśmy. W końcu tylko raz w życiu świętuje się dwudziestą rocznicę ślubu rodziców.
Kiedy pojawiam się w przedpokoju, rodzice są już gotowi do wyjścia. Mama właśnie zapina zielony płaszcz, a tata pomaga ubrać się Lyli. Patałach kręci się między ich nogami, nie wiedząc, co się dzieje. Mama podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się radośnie, odgarniając z twarzy jasne loki. To właśnie po niej odziedziczyłem kolor włosów.
— Jami, wyglądasz bardzo przystojnie w tym stroju — komplementuje mnie, poprawiają kołnierzyk koszuli. W odpowiedzi szczerzę do niej zęby w uśmiechu.
— Co tak długo synu? — upomina mnie tata, chociaż na jego twarzy błąka się lekki uśmiech. Co chwilę zerka ku mamie, jakby nie mógł się na nią napatrzeć. Prawdą jest, że mama dzisiaj promienieje bardziej, niż zwykle.
— Musiał się napatrzeć na swoje odbicie w lustrze — śmieje się Lyla. Spoglądam na nią karcąco i ciągnę za jej jasny warkocz. Piszczy rozeźlona i odtrąca moją dłoń.
— Jak małe dzieci — mamrocze tata pod nosem, wznosząc oczy ku górze. Wybucham na to śmiechem.
Wypadam z mieszkania, przekomarzając się z siostrą. Mała co chwilę wybucha śmiechem, bo albo ją łaskoczę, albo ciągnę za włosy. Robię to delikatnie, żeby nie zrobić jej krzywdy.
— Kochanie, może ja to zrobię? — proponuje tata, kiedy mama ze zdenerwowania nie potrafi zamknąć drzwi. — A ty w tym czasie zejdziesz z dziećmi do samochodu, co ty na to?
Mama kiwa wdzięcznie głową i całuje tatę w policzek.
— Fuj! — piszczy moja siostra, a ja porywam ją go góry, przez co krzyczy, jednocześnie się śmiejąc. Wciąż mając ją na rękach, wychodzę z budynku i niosę ją do samochodu.
— Jami, czy możesz posadzić Lylę w foteliku i zapiąć ją? — prosi mama, a ja ochoczo się zgadzam.
Mała wierzga na wszystkie strony, kiedy próbuję ją zapiąć, co trwa dwa razy dłużej niż zwykle. W końcu mi się udaję. Siadam wykończony na tylnym siedzeniu, będąc pewny, że moja fryzura z pewnością się popsuła.
Po chwili przychodzi tata, wsiada do auta i ruszamy. Mama włącza radio i ścisza je na tyle, żeby nie przeszkadzało w rozmowie z tatą. Podczas gdy oni dyskutują, ja zabawiam siostrę, która bawi się falbankami swojej sukienki. Gilgoczę ją po brzuchu, kiedy czuję wibracje w kieszeni. Wyciągam telefon i spostrzegam wiadomość od Ange. Już chcę ją przeczytać, kiedy ktoś kładzie dłoń na ekranie. Podnoszę wzrok na mamę.
— James. — Zawsze używa mojego pełnego imienia, kiedy coś przeskrobię. — Zero telefonów, pamiętasz?
— Ale mamo — jęczę sfrustrowany.
— Mama ma rację — przerywa mi tata. — Dzisiejszy wieczór jest dla nas ważny i chcemy go spędzić w rodzinnym gronie, dlatego zero telefonów.
— Ale dostałem wiadomość od Ange. Ona jest prawie jak rodzina! — próbuję ich przekonać, ale mi nie idzie.
— Prawie to wielka różnica — zauważa mama z uśmiechem.
— Będzie naszą rodziną, jak się z nią ożenisz, a jak na razie jesteście... Jak to teraz się mówi? Partnerami?
Lyla wybucha śmiechem, wskazując na mnie palcem. Zachowuję się bardzo dojrzale, pokazując jej język.
— A więc James, albo schowasz telefon i nie będziesz go używał na kolacji, albo zabiorę ci go i oddam dopiero jutro — grozi mama, ale nie mówi poważnie. Mimo to chowam aparat do kieszeni.
— Okej, wygraliście — wzdycham.
— Jesteśmy dobrymi rodzicami — żartuje tata, puszczając oczko do mojej mamy.
Dalej jedziemy w ciszy, którą jedynie wypełnia głos Lorda Hurona, śpiewającego piosenkę „The Night We Met". Nucę ją cicho pod nosem, patrząc przez szybę auta na mijany krajobraz. Zaczyna padać deszcz, przez co duże krople wody spływają po oknie.
Odwracam głowę od okna i spoglądam na żywo o czymś dyskutujących rodziców. Mama gestykuluje rękami, a tata słucha jej uważnie, kiwając głową i co jakiś czas dodając jakieś zdanie od siebie. Potem przenoszę spojrzenie na siostrę, która bawi się swoją maskotką. Uśmiecham się pod nosem, bo czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam cudowną rodzinę, kochającą dziewczynę i nic więcej do szczęścia nie potrzebuję. Nie mogłem lepiej trafić.
Z szerokim uśmiechem na ustach spoglądam na drogę przez przednią szybę, nie mogąc ukryć radości, jaką odczuwam. Mama zerka na mnie i unosi pytająco brew, wskazując na mój uśmiech, który jeszcze bardziej się poszerza. W końcu także się do mnie uśmiecha i sama wygląda na zadowoloną. W końcu ma kochającego męża, dwójkę dzieci i wszystko to przynosi jej szczęście. Żyć nie umierać.
— Już niedaleko — informuje nas tata.
Poprawiam się na fotelu i zerkam przez szybę, kiedy nagle oślepia mnie światło nadjeżdżającego samochodu. Nie wiem, kto pierwszy krzyczy. Nie jestem pewny kolejności zdarzeń, jakie po tym następują.
Ogłuszający pisk opon wypełnia moje uszy. Tata coś krzyczy, ale nie słyszę go w tym hałasie. Z głośnym hukiem uderzamy w coś. Wszędzie lata szkło, a przed oczami migają mi światła. Lyla krzyczy i płacze, kiedy nasz samochód koziołkuje, aż wreszcie milknie. Lądujemy na dachu i przejeżdżamy tak paręnaście metrów. Pas uniemożliwia mi oddychanie, bolą mnie płuca i głowa. Coś ciepłego spływa po mojej twarzy. Z ogromnym trudem odwracam się, szukając wzrokiem moich rodziców. Przód samochodu jest zniszczony, a ciała rodziców są powyginane w nienaturalny sposób. Zwisają w dół bez życia. Czuję, jak wszystko podchodzi mi do gardła i mam ogromną ochotę zwymiotować.
Z trudem przekręcam głowę, żeby móc sprawdzić, co dzieje się z Lylą, ale i ten widok mnie przeraża. Mała zwisa bezwiednie w dół. Po jej coraz bardziej bladej twarzy spływają krople krwi. Szyja jej sinieje z powodu pasa, który uniemożliwia jej oddychanie. Płaczę i próbuję jej jakoś pomóc, ale nie mam wystarczająco dużo siły, żeby się ruszyć. Wyrywam się, ale to tylko potęguję ból w moim ciele. Moja mała siostrzyczka jest na wyciągnięcie dłoni. Sięgam do niej, ale czuję, jak resztki siły mnie opuszczają. Przed oczami zaczynam widzieć mroczki. Ostatnie, co pamiętam, to uczucie wibracji telefonu w kieszeni, oznajmiającego nową wiadomość.
*
Kiedy kończę mówić, mój głos jest zachrypnięty od płaczu. Po moich policzkach ponownie spływają słone krople, których nie powstrzymuję. Opuściły mnie siły, zupełnie jak w chwili wypadku.
Nie wiem, jak to się stało, że uderzyliśmy w samochód. Nie wiem, dlaczego moi rodzice zginęli od razu, zgnieceni przez przód samochodu. Nie wiem, dlaczego moja mała siostrzyczka odeszła tak szybko. Nie miała szansy na przeżycie z powodu urazu głowy oraz przyduszającego ją pasa, który podczas wypadku przesunął się na jej szyję, odcinając dopływ powietrza. Nie wiem, dlaczego jako jedyny przeżyłem i mimo stanu, w jakim byłem, dali radę mnie uratować.
Cassie porusza się na moich kolanach. Zaciskam palce na jej biodrach, nie potrafiąc na nią spojrzeć. Nie wiem, co teraz o mnie myśli i nie jestem pewny, czy chcę wiedzieć. Mimo to muszę coś powiedzieć. Tym razem cisza i milczenie nie są moim wyjściem.
— Cassie... — szepczę cicho zachrypniętym głosem, opierając swoje czoło o jej. — Powiedz coś...
I wtedy ona wybucha płaczem. Jestem tym tak zaskoczony, że zamieram, nie wiedząc, co zrobić. Dopiero po chwili obejmuję ją ramionami i przyciskam do siebie tak, że między nami nie ma wolnej przestrzeni. Jej reakcja, brak jakichkolwiek słów — to wszystko jest dla mnie bardziej odczuwalne, niż gdyby w daremny sposób próbowała mnie pocieszać.
Cassie mocno obejmuje moją szyję, wtulając się w moje ramię. Jej szloch rozdziera moje serce. Nie chcę, żeby płakała z mojego powodu. Wypadek to rzecz, z którą sam muszę sobie poradzić i wolałbym, żeby ona się nim nie zadręczała. Wystarczy mi, że sam czuję się wszystkiemu winny.
Mijają minuty, aż w końcu dziewczyna poluźnia uścisk i lekko się odsuwa. Nie ociera łez, które nadal spływają po jej policzkach. Nie poruszam się, obserwuję jej zaczerwienioną twarz. Nawet teraz, z lekko opuchniętymi oczami i mokrą od łez twarzą wygląda przepięknie. Mógłbym tak na nią patrzeć do końca życia.
— Miałeś wszystko, James — szepcze cicho. W jej jasnych oczach maluje się ból, który chciałbym jej zabrać. — Miałeś wszystko, co w życiu najważniejsze — dom, rodzinę, szczęście. I straciłeś to w jedną noc, w jednym momencie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co czułeś, patrząc, jak twoja rodzina odchodzi. Jest mi tak przykro, że wtedy cię nie poznałam i nie mogłam być przy tobie. Tak bardzo żałuję, że los nie połączył nas wcześniej. Teraz jest za późno, żeby wszystko naprawić.
Kładę dłoń na jej karku i powalam jej oprzeć głowę o moją klatkę. Jej ciepły oddech muska moją skórę, wywołując dreszcze.
— Wiem, Cassie, wiem — mamroczę prosto w jej włosy. — Ja też tego żałuję.
Pojedyncze łzy wymykają się spod moich przymkniętych powiek i spływają aż do brody. Przyciskam usta do czubka głowy Cass, nie mogą wykrztusić z siebie więcej słów. Tak bardzo chciałbym się cofnąć do tamtej nocy i móc wszystko naprawić. Sprawić, że wpadek nigdy by się nie wydarzył. Znowu miałbym swoją rodzinę i mógłbym żyć w spokoju.
Wtedy nachodzi mnie pytanie „Czy gdyby ten wypadek się nie wydarzył, poznałbym Cassie?". Wciąż miałbym rodzinę, dziewczynę i status popularnego w szkole, ale czy to wszystko dałoby mi choćby ułamek tego, co otrzymałem od Cassie? Szczerze w to wątpię. Przez to wybór — rodzina czy Cassie — nie należy do najprostszych.
— Możesz coś dla mnie zrobić? — chrypię.
Cassie podnosi głowę i spogląda na mnie.
— Co takiego?
Przełykam ślinę.
— Chciałbym cię gdzieś zabrać. Teraz.
Kiwa głową i bez żadnych pytań wstaje z moich nóg. Patrzę uważnie, jak zakłada coś ciepłego, szykując się do wyjścia. Zbieram się z podłogi i chwytam ją za rękę. Przez krótki moment patrzymy sobie w oczy. Z tych należących do niej mogę czytać jak z otwartej księgi. Wiem, że wciąż czuje ból, ale teraz jest zdeterminowana iść ze mną nie wiadomo gdzie. Jestem jej za to wdzięczny.
Noc jest zimna, ale ogrzewanie w samochodzie robi swoje. Jadę wolno, zatrzymując się prawie na każdych światłach tylko po to, aby móc patrzeć na Cassie. Co jakiś czas pociąga nosem. Jej twarz wciąż jest lekko zaczerwieniona, ale wciąż piękna w cieniu rzucanym przez przydrożne latarnie.
Cmentarz o tej porze wygląda mrocznie, ale nie boję się do niego wejść, mając przy sobie Cass. Jest moją bezpieczną przystanią i gdziekolwiek będzie ze mną, będę czuł się bezpiecznie.
Trzymając się za ręce, lawirujemy między nagrobkami. Mijamy miejsca pamięci różnych szarych ludzi. Przy niektórych z nich są kwiaty, ułożone w niewielkich wazonach. Przy innych nie ma nic, zupełna pustka, jakby o człowieku leżącego kilka metrów pod ziemią nikt już nie pamiętał.
Zatrzymujemy się przy grobie mojej rodziny. Cassie wciąż zaciskając palce na mojej dłoni, opiera się o moje ramię. Ja wpatruję się w monument, na którym pewnego dnia pojawi się i moje imię.
Chłodny wiatr muska mój kark, wywołując dreszcze. Porusza zwiędłymi kwiatami leżącymi pod płytą. Cichy szelest brzmi jak szept zmarłych, próbujących coś powiedzieć. Przymykam oczy, ponownie czując wzbierające pod powiekami łzy.
— Cmentarz to ostatnie miejsce, w które chłopak powinien zabierać dziewczynę — mówię gorzko, przerywając ciszę.
Cassie odrywa się ode mnie i staje przede mną. Nakierowuje moją twarz tak, żebym patrzył prosto w jej oczy.
— Może masz rację — odpowiada powoli szeptem. — Mimo to jestem wdzięczna, że mnie tutaj zabrałeś. To miejsce jest dla ciebie ważne i postanowiłeś się nim podzielić. Dziękuję, że do tego wybrałeś akurat mnie.
— Nie miałem zbyt wielu osób do wyboru. — Śmieję się bez krzty wesołości. — Nikt tak jak ty nie zrozumie tego, co czuję w środku.
Cassie milczy, przygryzając dolną wargę. A potem po prostu mnie przytula. Stoję sztywno, obejmując ją ciasno w pasie i jestem wdzięczny za to, że pojawiła się w moim życiu i postanowiła zostać w nim jak najdłużej. Mój czas powoli dobiega końca i chcę, żeby reszta dni, jakie spędzi ze mną, były dobre. Chcę, żeby zapamiętała mnie jako tego Jamesa, który potrafił wywołać na jej twarzy uśmiech i chciał dla niej jak najlepiej. Nie chcę, żeby pamiętała o mnie poprzez pryzmat bólu, załamania i nieszczęścia, jakie panowały w moim życiu, zanim mnie poznała.
Chcę, żeby wspomnienia o mnie budziły uczucia, które czuła tylko i wyłącznie przy mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top