5. Po pół roku osobliwości

Zielona trawa wystawała spomiędzy spękań brukowej kostki, soczysta i mieniąca się w popołudniowych promieniach słońca. Na swych plecach podtrzymywała podróżujące mrówki, nieprzeobrażone larwy motyla i pszczoły zaplątane w nań przy okazji, wyglądając przy tym na konające, domagające się dłuższych przerw, dlategoż właśnie głośno strajkowały; i siedziały tak, dopóty nie zawiał wiatr, dopóty nie przypomniał im o wciąż nieskończonej pracy, o konsekwencjach i zadeklarowanych obowiązkach — wtedy czmychały, porzucając zabobony o wyższych płacach i dłuższych przerwach, by dalej zapylać kwiaty.

Zatem odlatywały, zaaferowane i opasłe w strach. Czasami jednak były zbyt rozeźlone, spąsowiałe ze złości do tego stopnia, że niekiedy się buntowały i wtem jedna z drugą gubiła się między uliczkami i wściekle wpadała na szyby i witraże, bzycząc przy tym niegrzecznie.

A nim ktoś zdążył otworzyć okno i je przegonić, ślad po nich ginął — zazwyczaj. Myślę zazwyczaj, ponieważ złość potrafi przysłonić osąd, potrafi wedrzeć się głęboko do głowy, zmącić percepcję, zaburzyć reakcję ucieczki.

Czasami złość najgorszą jest przyjaciółką.

Dlategoż złapawszy je na gorącym uczynku, machnąłem nieczule ręką, przepędzając je z uchylonych nieco okien, za które próbowały się wedrzeć i narobić rabanu na żywszą skale: ostrymi odnóżami zamierzając dźgnąć truskawkowe ciasta obsypane promiennymi kruszonkami, dziabnąć drożdżówki jagodowe i pokąsać wiśniowe tarty.

Złość zastąpił smutek i tak odleciały, niepocieszone i pokonane, ale tym razem bez ran bitewnych, boć musicie wiedzieć, że pszczoły bywają zbyt dumne, zbyt nieroztropne, po prawdzie waleczne, ale głupio odważne.

Ponieważ za nic w świecie nie szanowały swojego krótkiego życia, które przeznaczone było tylko kwiatom.

Ja natomiast szanowałem wypieki Patty najserdeczniej.

I najserdeczniej pchnąłem drzwi należące do jej piekarni.

🍃

Dzwonek się rozświergolił radośnie, słodki zapach truskawek i soczystych jabłek ucałował mnie w oba policzki jak starego przyjaciela, zaginionego, a szczęśliwie odnalezionego.

Uśmiechnąłem się najszczerzej i wtem powiedziałem:

— Cześć, Patty, myślę, że mogę już zapłacić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top