Rozdział 7
Odzyskałam świadomość. Czułam się inaczej. Obco we własnym ciele. To tak jakbym się obudziła ze śpiączki. Nie wiem gdzie jestem, kim jestem, co robię.. Moje ciało zaczęło się stopniowo budzić z uśpienia. Najpierw zaczęły docierać dźwięki, potem pojawiły się kolory a na końcu dotyk..
Czułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Więc ja żyję? Co się ze mną dzieje? I co to za okropny zapach? Uch.. Już miałam otworzyć oczy i zobaczyć kto ze mną siedzi, gdy do moich uszu dotarł okropny dźwięk. Coś na wzór szurania, ale.. To było inne. To dziwne.. To chyba były drzwi..
- Siedzisz przy niej od dwóch dni.. Idź weź kąpiel, bo naprawdę cuchniesz - rozbrzmiał obcy kobiecy głos.
- Chyba nie powiesz, że nie podoba ci się prawdziwy męski zapach - odpowiedziała osoba obok mnie zmęczonym głosem. Znam ten głos.. Wiem do kogo należy.. Wytężyłam swój otępiały mózg. Wspomnienia powoli zaczęły się pojawiać. Przecież to Gabriel! Cicho zachichotałam.
- Może i prawdziwy, ale nie męski - wychrypiałam ciężko z obolałym gardłem. - Kup sobie Axe to anioły na twój zapach zaczną spadać z nieba - dziewczyna parsknęła śmiechem a ja otworzyłam oczy.
- Cześć. Jestem Uriel - przedstawiła się kobieta wyglądająca zupełnie jak ja. Miała dłuższe włosy i była wyższa, ale jedyna rzecz, która nas odróżniała od siebie to oczy. Ona miała zielone a ja niebieskie. Zmarszczyłam lekko brwi z trudem przypominając sobie swoje własne imię.
- A ja Eve. A ty wyglądasz jak ja - powiedziałam z wahaniem.
- Wiem. Zostawię was samych - odwróciła się i wyszła.
Spojrzałam na Gabriela. Widok jego gołej klatki piersiowej przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Uśmiechnęłam się próbując usiąść. Spadłabym z łóżka, gdyby mnie nie złapał. Znowu.
- Znów ratujesz mnie z opresji - powiedziałam cicho.
- Przeszkadza ci to? - zapytał się mnie niepewnie.
- Niee - mruknęłam zastanawiając się nad odpowiedzią. - Zaczyna mi się nawet to podobać - na te słowa uśmiechnął się od ucha do ucha. Coś mi mignęło z boku ramion. Odwróciłam się i dostrzegłam pióra, które pokrywały skrzydła. Tak.. Skrzydła!
- Nie obrazisz się jak skorzystam z twojej łazienki? - przeniosłam wzrok na niego.
- A co? Nie masz swojej?
- Mam, ale jestem zbyt zmęczony, by się teraz wlec do przeciwległego skrzydła.
- Przepraszam - wyszeptałam spuszczając wzrok. Przecież musiał mnie znosić przez dwa dni.
- Za co niby?
- Że przeze mnie musiałeś tu siedzieć.
- Dasz mi dziesięć minut a potem porozmawiamy?
- Jasne - wyszeptałam niepewnie.
Podniósł się i wszedł do łazienki. Powróciłam do oglądania skrzydeł. Gdy skończyłam je studiować i dotykać miękkich piór postanowiłam coś porobić. Zaczęłam się rozglądać. Pokój był bardzo ładny. Chciałam obejrzeć widok za oknem, by się dowiedzieć gdzie jestem. Podniosłam się wspierając łóżkiem i zrobiłam parę kroków, co okazało się złym pomysłem, bo skrzydła mnie przeciążyły i z wielkim hukiem wyrżnęłam na drewnianą podłogę. Z łazienki natomiast wypadł zaniepokojony anioł. I to w czym? W samych czarnych bokserkach. Wyglądał tak cholernie pociągająco. Na mój widok zaczął chichotać po czym mnie podniósł i postawił do pionu. Przełknęłam z trudem ślinę na bliską obecność jego ciała przy moim. Dziwnie na niego reagowałam.
- Gabe.. - urwałam niepewnie czerwieniejąc na twarzy.
- Tak? - zapytał nadal rozbawiony moim upadkiem.
- Jesteś w samych bokserkach - zesztywniał.
- O cholera - mruknął niewyraźnie. Posadził mnie na łóżku po czym wrócił do łazienki. Wyszedł z niej już ubrany, ale nadal bez koszulki.
- Ciężko mi złapać z nimi równowagę - pokazałam palcem ogromne skrzydła.
- Nauczysz się. Na wszystko potrzeba czasu. Tak samo na latanie. Jak chcesz mogę cię nauczyć - uśmiechnęłam się szeroko na myśl, że chce spędzać ze mną czas.
- Z chęcią, ale najpierw bym coś zjadła - zachichotał, gdy na dowód moich słów zaburczało mi w brzuchu.
- Chodź to zabiorę cię do jadalni a później cię oprowadzę - podniosłam się i znów bym upadła, gdyby mnie nie przyciągnął do siebie i objął ramieniem. Znowu się zarumieniłam. I tak wyszliśmy razem z mojego pokoju.
Szliśmy wieloma korytarzami, które dla mnie były takie same. Białe ściany, biała posadzka, od której marzły stopy. Zero dekoracji, zero jakichkolwiek okien. To jak labirynt. Ciągnący się w nieskończoność i bez wyjścia. Nadal nie rozumiem jak on się tutaj orientuje. To chyba kwestia wprawy. I lat..
Trzymał mnie pewnie w pasie. Pewnie każdą dziewczynę, którą sprowadza tutaj tak traktuje. Posmutniałam na tą myśl. Wyplątałam się z jego uścisku i starałam zachować równowagę. Nie zaprotestował, ani się nie odezwał. Po prostu milczeliśmy.. A właśnie.. Gdzie jest to tutaj? Gdzie ja jestem? Zaczęłam się dyskretnie rozglądać z paniką w oczach. Spojrzał na mnie i próbował się uśmiechnąć, lecz mu się nie udało i wyszedł grymas.
- To miejsce to niebo - na widok mojej zdezorientowanej miny się zaśmiał. - Nie. Nie wszyscy zostają aniołami. Później ci wszystko opowiem.
Skinęłam tylko głową zamyślona. Po paru minutach stanęliśmy przed wielkimi drzwiami. I tu was zaskoczę, albo i nie.. Również były białe. Jak wszystko na około. Popchnął lekko drzwi i weszliśmy. On majestatycznie, a ja chwiejnie, z ledwością utrzymując równowagę. To pewnie musiało komicznie wyglądać. Wszystkie rozmowy ucichły a oczy skierowały się na nas. Speszona spuściłam wzrok na swoje stopy. Suknia sunęła za mną po ziemi. I nawet idiota by się domyślił w jakim jest kolorze. Oczywiście również białym. Gabriel usiadł przy ogromnym stole i dał mi znak bym usiadła obok. Stoły były zapełnione różnego rodzaju jedzeniem. Obok talerzy stały srebrne kielichy ze złotym napojem. Zjadłam sałatkę grecką. Gabriel pochylił się w moją stronę, by wyszeptać mi na ucho.
- Wypij. To ci dobrze zrobi - jego ciepły oddech musnął moje ucho i szyję. Zadrżałam pod jego wpływem.
Uriel mi się bacznie przyglądała. Spojrzałam jej w oczy a ona od razu odwróciła wzrok. Dziwnie się przy mnie zachowywała. Jakby mnie unikała. Zmartwiona spuściłam wzrok na talerz i widelcem grzebałam w sałatce.
- Wszystko gra? - drgnęłam na zaniepokojony ton jego głosu. Zerknęłam dyskretnie na Uriel i spojrzałam na Gabe'a. Uśmiechnęłam się sztucznie i odpowiedziałam to co zawsze.
- Tak.. Wszystko gra - zmarszczył brwi, zacisnął usta i skinął głową. Już do końca kolacji się nie odezwał.
Po kolacji zgodnie z obietnicą zaczął mnie oprowadzać. Zaproponował mi spacer po ogrodzie. Przystałam na jego propozycję. Szliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie odezwało. W którymś momencie dostrzegłam w ścianie łuk, który prowadził na zewnątrz. Tutaj przestrzeń była jak pomalowana kredkami. Można było spotkać wszystkie kolory tęczy i tak bardzo widok kontrastował z białymi ścianami. To był ogród w budynku. Nad nami nie było nieba, lecz skośny dach. Mogłam ten widok porównać do kolorowej dżungli z dróżką prowadzącą do fontanny stojącej centralnie na środku. Była piękna.. Wykonana z szarego kamienia. Woda wytryskiwała z ust cherubinka. Zaczęłam iść ścieżką wyciągając ręce na boki i palcami muskając kolorowe liście drzew. Gabriel szedł zamyślony z tyłu. Gdy dotarłam do fontanny usiadłam na kamiennym murku i zanurzyłam dłoń w przejrzystej wodzie. Anioł usiadł niepewnie obok mnie. Zerkał na mnie co chwilę, aż w końcu nie wytrzymał.
- Zrobiłem coś nie tak? A może powiedziałem coś, co cię uraziło? - widziałam w odbiciu wody jak patrzy się na mnie swoimi dużymi niebieskimi oczami.
- Nie.. Niby czemu miałbyś coś zrobić źle? - wyszeptałam lekko się jąkając.
- Bo mnie okłamałaś - odparł ze wzruszeniem ramion.
- Niby kiedy? - uniosłam jedną brew spoglądając na niego.
- Na kolacji - powiedział to cicho odwracając wzrok. Ja ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy. Jedyne słowa jakie kłębiły mi się w głowie to były: o kuźwa.. No to wpadłam..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top