𝚇𝚇𝚅
~Octavia~
Kiedy ciotka skończyła głosić swój monolog o lekach, które teraz muszę brać, mogłam w końcu wrócić do domu. Nie lubiłam go jakoś szczególnie, jednak zawsze było to lepsze miejsce niż szpital. Zebrałam swoją torbę którą mimo protestów zabrał Cezar. I tak razem wsiedliśmy do windy, która zabrała nas na parter. Bardzo nie chciałam wracać do domu na wózki. Wiedziałam, że to przyciągnie zbędne spojrzenia, których nie chciałam. Dlatego byłam tak wdzięczna mentalnemu za to, że zaproponował treningi w domu. To mogło oszczędzić mi naprawdę wielu negatywnych emocji.
Kiedy stanęliśmy przed wyjściem, zawahałam się. Nie wiedziałam, czy chce się tak komuś pokazać. Poza tym wiedziałam, że w domu mam drugi wózek więc będę musiała zrobić dwa kursy tylko po to, by odstawić ten. Westchnęłam cicho, co nie umknęło uwadze mentalnego. Spojrzał na mnie i już miałam zacząć się tłumaczyć, jednak tej mnie uprzedził.
- Zaniosę cię. Wtedy nie będzie trzeba wracać z wózkiem. - Na to stwierdzenie spojrzałam na niego zdziwiona. - Widziałem jeden u was w domu.
- No tak. - Westchnęłam cicho, spoglądając na mężczyznę. - Jak wielki kłopot to będzie? - Spytałam, patrząc na niego nieco zarzenowana.
- To nie będzie nawet najmniejszy problem. - Zapewnił i poprawił torbę na ramieniu.
Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce w stylu panny młodej. Ja zarzuciłam ręce na jego szyi. Może dla kogoś to wyglądało dziwnie. Jednak tutaj bez przerwy można było dostrzec jakąś parę, która nosi się na rękach. Wilkołaki nigdy nie było dobre w ukrywaniu emocji. Nie, żeby jakoś im na tym zależało.
Przytuliłam się lekko do jego klatki piersiowej. Biło od niego przyjemne ciepło. Szczerze to nie wiedziałam co mam myśleć, o tym co jest między nami. Czułam w stosunku do niego dziwne przyciąganie. Poza tym lubiłam jego bliskość i doceniałam to, że umiał mnie wysłuchać i wesprzeć. Było między nami coś co trudno było mi określić czy uporządkować.
Jeśli chodzi o moje życie miłosne, to nigdy nie było zbyt bogate. Byłam w jednym poważniejszym związku. Jednak ten rozpadł się przez to, że każde z nas chciało być w nieco innym miejscu za dziesięć lat. Wtedy okazało się, że mamy inne planu na przyszłość i lepiej będzie się rozstać. Nie licząc tego związku, miewałam raczej przelotne romanse. I szczerze to chyba nigdy nie byłam szczerze zakochana. Wielkie romanse nie są dla mnie i tyle.
- Wiesz co? - Spytał Mentalny, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Użyłaś na mnie dzisiaj mocy mentalnej. Co oznacza, że jest już tylko lepiej. - Oświadczył, poprawiaj mnie sobie na rękach.
- Masz rację. Chyba poczyniłam postępy. - Stwierdziłam, przytulając się do niego.
Co jakiś czas ktoś się za nami oglądał, jednak ja nic sobie z tego nie robiłam. W tym momencie miałam aż zbyt dobry humor, by przejmować się takimi duperelami. Kiedy dotarliśmy do domu Cezar, zatrzymam się na chwilę przed drzwiami.
- Dziewczyny z kuchni prosiły mnie żebym, życzył ci szybkiego powrotu do zdrowia.
- Lepiej późno nic wcale. - Stwierdziłam rozbawiona, otwierając przed nami drzwi.
Cezar wszedł do domu i przeniósł mnie przez długi korytarz. Następnie wszedł do mojego pokoju i położył mnie na łóżku. Ruchem ręki zamkłam drzwi, po raz kolejny tego dnia używając mocy mentalnych.
- Jeszcze trochę i okaże się, że masz do tego prawdziwy talent. - Stwierdził rozbawiony, wbijając ręce do kieszeni spodni. - Ja... Ja już chyba pójdę. - Oświadczył, a ja lekko spanikowałam.
- A może zostaniesz i zjesz ze mną kolacje. - Zaproponowałam, a on spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - I obejrzymy razem film? - Dodałam stwierdzając, że albo mnie wyśmieje, albo będę mieć towarzystwo na wieczór.
Tak bardzo nie chciałam zostać sama. Reszta domowników nadal nie wróciła z narady a Kalipso wieczór przed moja operacją, oświadczył, że zostanie na kilka dni u kumpla. Wiedziałam, że ojciec trzyma go krótko, dlatego nie zamierzałam go zatrzymywać. No i nie chciałam, by patrzył na mnie w takim stanie. A z drugiej strony już tak bardzo miałam dosyć samotnych wieczorów. Wizja kolejnego wieczoru samotnie przy filmie była wręcz przerażająca.
- Zostanę. - Oświadczył, a ja mogłam odetchmąć z ulgą. - Przyprowadzę ten wózek. - Poinformował mnie i opuścił mój pokój.
Odetchnęłam z ulgą, poprawiając się na łóżku. Myśl o tym, że nie będę sama była pocieszająca. A myśl, że dodatkowo będzie przy mnie Cezar sprawdzała uśmiech na moją twarz. Sama nie wiem dlaczego. Jeszcze raz przemyślałam, wszystko to co powiedziałam i nagle doszło do mnie, że chyba zaprosiłam go na randkę? A przynajmniej tak to brzmiało. Przez co zrobiło mi się nieco głupio. Jednak czy powinno? Lubiłam go. I to może nawet bardzo. A życie jest chyba trochę za krótkie na to, by się bać. Jeśli by nam wyszło, było by miało a jak nie to trudno. Tylko pytanie, czy on by tego chciał?
Po chwili mentalny wrócił z moim wózkiem. Pomógł mi na niego wsiąść i zabrał mnie do kuchni. Bo mimo mojego uporu stwierdził, że będzie lepiej, jeśli to on mnie zawiezie. Ja szybko zrezygnowałam z protestów. Kiedy dotarliśmy do jadalni, Emma odsunęła jedno krzesło na bok bym mogła podjechać wózkiem do stołu.
- Dobrze, że wszystko poszło dobrze i znowu jesteś tutaj z nami. - Obdarzyła mnie szerokim uśmiechem, który ja odwzajemniłam.
- Ja też się cieszę Emmo. - Odpowiedziałam odwzajemniając jej uśmiech.
Blondynka zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni, zostawiając nas samych. Niebieskowłosy usiadł przy stole naprzeciw mnie. Obdarzył mnie spojrzeniem swoich złotych tęczowej, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Nie spodziewałem się, że będziesz mieć tak dobry kontakt z tymi kobietami. - Oświadczył, a ja westchnęłam cicho.
- Nie chce się zachowywać jakbym była lepsze niż one. Bo tak naprawdę nie jestem. Nie mam nic przeciwko posiadaniu służby, bo dzięki temu te kobiety mają za co żyć. Jednak traktowanie ich jakby z jakiegoś powodu były gorsze jest okropne.
- Mam wrażenie, że tutaj nie pasujesz. Nie zrozum mnie źle, ale jakoś nie pasujesz mi na księżniczkę. - Przyznał, a ja zaśmiałam się lekko.
- Spokojnie. Wiem, że nigdy tutaj nie pasowałam. Dlatego wyjechałam bez żalu, kiedy przyszła na to pora. Nie jestem dobrą księżniczką i nigdy nią nie będę. Już dawno się z tym pogodziłam a tak naprawdę, to nigdy jakoś szczególnie nad tym nie rozpaczałam.
- Nie powinnaś. Jesteś cudowna taką, jaka jesteś.
Na te słowa zrobiła mi się nieco głupio. Nie przywykłam do tego, że ktoś patrzy na mnie tak jak Cezar. Tak jakbym była, prawie że idealna. Jakby moje wady nie miały żadnego znaczenia. Co było na swój sposób urocze.
Zjedliśmy wspólnie kolacje, a następnie wróciliśmy do mojego pokoju. Przy okazji rozwialiśmy na różne tematy. Dzięki temu udało mi się poznać go trochę lepiej. Szczerze nie przypuszczałam, że tak wieczór może być aż tak udany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top