𝚇𝚇𝙸𝚅

Pokonywałem szpitalne korytarze w poszukiwaniu Octavi. Ku mojemu wielkiemu szczęściu wszystko poszło dobrze, nie licząc kilku komplikacji. Na szczęście lekarze sprawnie się z nimi uporali i wyglądało na to, że wszystko jest na dobrej drodze. Po przebudzeniu Moor spędziła w wilczej postaci jeszcze dwadzieścia cztery godziny by wszystko dobrze się zagoiło. Po tym czasie się odmieniła. Kiedy mnie zobaczyła pognała mnie, bym poszedł odpocząć, umyć się i coś zjeść. A kiedy ciotka powiedziała jej, że nie odszedłem od niej nawet na chwilę wkurzona tym, że o siebie nie dbam pchał mnie ku drzwią, za pomocą mocy memtalbej. Co było kolejna świetną wiadomością, jeśli chodzi o jej stan psychiczny. Nie mając innego wyjścia, wróciłem do domku gościnnego który mi przydzielono na czas wizyty. Wziąłem gorący prysznic i zjadłem porządny posiłek, który podały mi służące rodziny królewskiej. Które tak w ogóle poprosiły bym, życzył od nich szybkiego powrotu do zdrowia Octavi. Nieco mnie to zdziwiło, bo dało mi do zrozumiał, że kobieta zbudowała z nimi nieco inna relacje niż tylko służący i szef. Co było swoją drogą urocze i po raz kolejny pokazało mi, jak bardzo Octavia tutaj nie pasuje.

Przez ten czas, kiedy nie było mnie przy czerwonowłosek, miałem czas przemyśleć parę spraw. Ustaliłem sam ze sobą, że chce, żeby nasza relacja weszła na nieco wyższy poziom. Myśl, że mogła umrzeć, dała mi do myślenia. Zrozumiałem, że życie jest zbyt krótkie i kruche, by się wahać. Jeśli chcesz zaprosić kogoś na randkę, to po prostu to zrób. Bo być może jutro tej osoby już tutaj nie będzie.

Kiedy wróciłem, Neli oświadczyła, że Octavia opuściła swój pokój. Powiedziała, że bardzo chciała wyjść z sali, bo była w niej zamknięta zbyt długi. Przez co czuje się jak w więzieniu. Dlatego teraz biegam po szpitalnych korytarzach jak głupi i jej szukam. Kiedy w końcu ją odnalazłem, siedziała w pokoju z jakimś chłopakiem i z nim rozmawiała. Już miałem zapukać we framugę drzwi jednak kiedy usłyszałem o czym rozmawiają, postanowiłem poczekać.

- Teraz to wydaje się końcem świata, wiem. - Przyznała spoglądać na chłopaka siedzącego na wózku. - Ja też tak myślałam. Kiedy się obudziłam, kompletnie nie czułam nóg. Chciałam się poddać jednak wtedy pielęgniarka, która codziennie do mnie przychodziła, coś mi powiedziała. Mianowicie powiedziała, że teraz mogę się poddać i umrzeć leżąc przykuta do tego łóżka. Lub walcząc o siebie. Wybrałam to drugie i teraz pomału wracam do sprawności.

- Lekarze nie dają mi szans. To nie możliwe by coś w moim stanie uległo poprawie. - Oświadczył, wilkołak patrząc za okno.

- Nie możliwym była też wygrana pod murem buntowników dwa lata temu. A to już dokonałeś. - Przypominała odblokowując koła wózka. - Może czas porwać się na kolejne szaleństwo. - Obróciła się na wózku i wtedy mnie zobaczyła. Posłała mi lekki uśmiech. - Jeśli nie chcesz walczyć dla siebie, to zawalcz dla innych. A potem kiedy twoje życie znowu wyda ci się super, to sobie za to podziękujesz. - Dodała, obracając się jeszcze na chwilę w stronę chłopaka i wyjechała z sali.

- Teraz jeździsz i pocieszasz wilkołaki po wypadkach? - Spytałam i stanąłem za wózkiem, by go popchać na co dziewczyna zabrała ręce z kół.

- Czymś muszę się zająć, puki nie będę mogła wyjść. - Wzruszyła ramionami i na mnie spojrzała. - Poza tym, gdyby po wypadku przyszedł do mnie ktoś, kto przeżył coś podobnego to głupie "jeszcze będzie dobrze" brzmiałoby wiarygodnej. A on był w bardzo podobnej sytuacji.

- Opowiesz? - Dopytałam, jadąc z nią przez korytarz.

- Był wojskowym. Miał wypadek i zmiażdżyło mu któryś tam kręg. Odmawiał brania udziału w rehabilitacji. Dlatego postanowiłam, że z nim pogadam. A może akurat mu pomogę.

- Masz dobre serce, wiesz? - Uśmiechnęłam się, skręcając sam nie wiem gdzie. Nie znam tego piętra w zasadzie w ogóle.

- Uczę się od najlepszych. - Zdradziła, pokazując na mnie palcem.

Muszę przyznać, że zrobiło mi się trochę głupio. I w tej chwili cieszyłem się, że trybryda patrzy przed siebie, bo zapewne się zaczerwieniłem.

- Na długi jesteś przykuta do wózka? - Spytałem chcieć zmienić temat.

- Na kilka dni. Ciotka złożyła mi, srogi opierdziel za to, że przesadziłam z noszeniem szyn. Mam poobcierana nogi i w jednym miejscu zgromadziła mi się ropa. Więc na jakiś czas muszę odpocząć od tego metalowego ustrojstwa.

- Jeśli zechcesz, możemy przez ten czas trenować w domu. Wiem, że dotarcie gdzież wózkiem będzie trudne. - Zaproponowałem, chociaż wcale nie taki był tego powód.

Wiedziałem, że Octavi największy dyskomfort sprawia fakt, że wszyscy, patrząc na nią z zaciekawieniem. A wiem, że na wózku przyciągałaby jeszcze większe zainteresowanie. Dlatego chciałem jej tego oszczędzić. A jej spojrzenie pełne wdzięczności mówiło mi, że to była dobra decyzja.

- Tak będzie najwygodniej. - Stwierdziła i pokazała palcem jedne z drzwi. - To tam. - Oświadczyła i spojrzała na mnie rozbawiona. - Wiem, że totalnie nie wiesz, gdzie idziesz.

- No wybacz, że nie znam na pamięć piętra szpitalnego, w którym byłem raz w życiu. - Rzuciłem udając oburzonego, na co czerwonowłosa zaśmiała się lekko.

- Tutaj jesteście. - Koło nas pojawiła się doktor Moor. - Mam dobre wieści. Jeszcze dzisiaj będziesz mogła wrócić do domu. Przepisze ci tylko leki, które będziesz brała i wszystko, ci wyjaśnię. Wszystko dobrze się goi, więc nie ma potrzeby cię tu trzymać. Zwłaszcza że zaczął się sezon na choroby u wilków i jeszcze coś złapiesz, a to nam jest niepotrzebne.

- Jasne. Dzięki ciociu.

- Nie ma za co skarbie. - Kobieta posłała bratanicy szeroki uśmiech. - Pilnuj jej dobrze, żeby brała te leki i więcej tak nie przeginała z tymi szynami. - Zwróciła się tym razem do mnie, na co ja skinąłem głową.

- Ciociu. - Upominała ją zawstydzona Octavia. - Cezar to nie moja niańka, tylko trener.

- No ja jeszcze trenera, który siedziałby przy swojej podobieczej, przez dziesięć godzin operacji a potem dwadzieścia cztery godziny aż się obudzi i odmieni, to nie widziałam. - Stwierdziła, młodsza Moor zrobiła się tak czerwona, że jej twarz niemal zlewała się z włosami. - Pójdę po spis leków i zaraz do was przyjdę. - Oświadczyła i od nas odeszła.

- Wybacz. Ciocia ma swoje teoria. - Zwróciła się do mnie, uśmiechając się przepraszająco.

- Spokojnie. Wiem, jaka bywa rodzina. - Przyznałem, posyłając jej lekki uśmiech. - Kochasz ich, jednak nikt nie zrobi ci takiego wastydu. Gdyby moi rodzice nas zobaczyli, to moja mama już zdążyłaby cię spytać w jakim kolorze powinna kupić sukienkę. A tata wyjechałby z tekstem, czemu jeszcze nie masz pierścionka.

- Dziadek byłby szczęśliwy, gdyby nas zobaczył. Bo przekonałby się, że ktoś jednak mnie chce.

- Hej. - Rzuciłem i wjechałem z nią do pokoju. Ominąłem wózek i przykułem przed nią. - Jeśli on uważa, że nikt by cię nie chciał to znaczy, że gustu to on nie ma za grosz.

Octavia wydawała się lekko speszona moimi słowami. Nieco się do ciebie zbliżyliśmy i teraz nasze usta nie dzieliło wiele. Przez moją myśl przeszło pocałowanie kobiety. I już miałam to zrobić, kiedy do pokoju weszła jej ciotka.

- Tu nie polecam. Te łóżka są strasznie niewygodne. - Oświadczyła jak gdyby nigdy nic. - Dam wam te leki i powiem co i jak to pójdziecie do domu, tam będzie wam wygodniej.

- Ciociu na księżyc. - Warknęła trybryda chowając twarz w dłoniach, a ja wybuchłem śmiechem który po chwili udzielił się Octavi i jej cioci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top