𝚇𝚅

Kiedy weszłam z domu, Cezar już na mnie czekał. Stał z szerokim uśmiechem, co napawało mnie pewnym niepokojem. Westchnęłam cicho i podeszłam do niego, ciekawa co on znowu wymyślił. Obawiam się, że jest na tyle szalony, że mogę spodziewać się wszystkiego. Niestety wszyscy ci wielcy mistrzowie są pod jakimś kątem szaleni. Lub ja po prostu oglądam za dużo filmów. No, ale jakoś muszę zabić nudę, kiedy nie mam co ze sobą zrobić, więc czuję się usprawiedliwiona.

- Chodź, zabieram cię gdzieś. - Oświadczył, kiedy tylko do niego podeszłam.

- No, ale gdzie? - Spytałam, kiedy ten zaczął się oddalać.

- Jak się ruszysz, to sama zobaczysz. - Oświadczył, nawet na mnie nie patrząc.

Już nic nie mówiąc, ruszyłam przed siebie. Nie chciałam zostać za bardzo z tyłu, bo wtedy trudno byłoby mi go dogonić. Poza tym przyznaje, że jestem nieco ciekawa tego, gdzie mentalny zamierza mnie zabrać. Więc szłam za nim, próbując nie stracić go z oczu. Mimo moich starań zdołał się nieco oddalić. Więc teraz muszę go jakoś dogonić. I w końcu mi się to udało. Dogoniłam go, kiedy ten stał przy pierwszej bramie.

- Kiedy ostatnio byłaś poza tym murem? - Spytał, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

- Kiedy byłam w ośrodku rehabilitacji. - Wyjaśniłam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Dobra to inaczej. - Rzucił, chyba oczekując nieco innej odpowiedzi. - Kiedy ostatnio byłaś poza tymi wszystkimi szpitalami, ośrodkami i poza tym domem, który przypomina więzienie.

- Przed wypadkiem. Prawie rok temu. - Oświadczyłam i tak naprawdę dopiero teraz to do mnie doszło.

Prawie rok siedzenia po ośrodkach i zastanawiania się ze sobą zrobić. Zero lasu i zero wolności. Byłam więźniem we własnym życiu. Przez te nogi już nie było możliwości ucieczki. Musiałam podporządkować się woli innych.

- Dlatego dzisiaj stąd wyjdziesz. - Poinformował mnie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

Złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu, który zapewne należał do niego. Wsiedliśmy, a ten jak gdyby nigdy nic wyjechał poza bramę. A ja nie miałam pojęcia, jak to zrobił, że nikt nie chciał nas zatrzymać. Bo szczerze wątpię, by ojciec się zgodził. Pewnie użył jednej z mentalnych mocy, o której posiadaniu większość może tylko pomarzyć.

Jechaliśmy jakiś trzydzieści minut, aż w końcu się zatrzymaliśmy. Kiedy zobaczyłam, że ten wysiada, ja zrobiłam to samo. Moim oczom okazał się wielki i gęsty las. Ten sam, w którym biegałam po pierwszej przemianie. W momencie, w którym to zobaczyłam, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Jakby po raz kolejny doszło do mnie, co odebrał mi postrzał.

- Nie patrz tak, tylko chodź. - Rzucił, Cezar wyrywając mnie z zamyślenia.

- Po co mnie tu przywiozłeś? - Spytałam, ruszając za nim. - Bo chyba nie po co by jeszcze bardziej mnie dobić.

- Nie powinnaś czuć się więźniem własnego życia. Powinnaś czuć się wolna jak każdy. - Oświadczył tym razem, czekając aż go dogonie. - Dlatego jesteśmy tutaj. W miejscu, w którym pierwszy raz poczułaś, że jesteś naprawdę wolna.

- Tylko że pewnych rzeczy już nie zmienię. Już nie jestem w stanie się przemienić i po prostu biec jakby cały świat nagle przestał istnieć. - Zauważyłam, odgarniając włosy z twarzy.

- Nie chodzi o nogi. No może o nie trochę też. Jednak twoim prawdziwym problemem jest to, że nigdy nie czułaś się do końca wolna. - Stwierdził, idąc tak jakby doskonale znał ten las. - Dlatego wyjechałaś. W wojsku czułaś namiastkę tej wolności. Bo tutaj w domu rodzinnym czujesz się tak, jakby ktoś cię wiązał. I tutaj już nie chodzi o nogi. Bo czułaś się tak jeszcze długo, zanim zostałaś postrzelona.

- I żeby do tego dojść, wystarczyła ci chwilą rozmowy i wglądu w moje myśli? - Spytałam, starając się nie stracić równowagi.

- To akurat w twoim wypadku dosyć oczywiste. - Stwierdził, nagle się zatrzymując. - Życie za tym murem jest dla ciebie największą karą. Gdyby nie ono pewnie cieszyłabyś się z tego co osiągnęłaś, w kwestii swojej sprawności. Jednak nie jesteś w stanie, bo wiesz, że to za mało by wyrwać się z tego więzienia.

- Gratuluję. Możesz iść na psychologię. - Stwierdziłam, rozglądając się po okolicy. Tak dawno nie byłam w tak pięknym miejscu.

- Gwarantuje, że tego nie potrzebuje. - Zapewnił, siadając na ziemi. - Siadaj. - Powiedział, poklepując miejsce obok siebie.

-Ta jasne. - Usiadłam obok niego. - No, ale co to ma wspólnego z moimi mocami mentalnymi?

- Jak już mówiłem, na blokadę może składać się wiele czynników. Poczucie zniewolenia może być jedna z nich. Dlatego Mentalni tak bardzo boją się więzień. - Wyjaśnił, kładąc się na trawie. - U ciebie to poczucie zniewolenia sięga bardzo daleko. Od najmłodszych lat podobnie jak blokada mocy. Więc to będzie pierwsza rzecz, z jaką sobie poradzimy.

- Jak chcesz to niby osiągnąć? Teraz jestem niby wolna, ale tylko na chwilę. W końcu wrócę za mury i znowu będę zamknięta.

- Moc umysłu jest niesamowita. I uwierz mi, jeszcze nie raz cię zaskoczy. - Zapewnił, spoglądając na mnie. - Połóż się.

- Niby po co?

- Nie zadawaj głupich pytań. Po prostu się połóż i rób co ci mówię. - Polecił, a ja w końcu zrobiłam to o co mnie prosił. - Bolało? - Spytał, a ja jedynie przewróciłam oczami. - No a teraz zamknij oczy i przypomnij sobie ten dzień, kiedy po raz pierwszy czułaś się wolna. Przypomnij sobie wszystko. Trawa pod łapami, wiatr w futrze i zapach lasu.

Zamklam oczy i wróciłam wspomnieniami do tego dnia. Początkowo przypomniał mi się wszystko, co było wcześniej. Niesamowity ból i dźwięk łamanych kości. Jednak potem przypomniało mi się wszystko, co było dobre w tym dniu. Wróciłam wspomnieniami do tego jak pierwszy raz spojrzałam na wszystko wilczymi oczami. Przypomniało mi się to niepodrabialne uczucie, kiedy moje łapy dotykały miękkiej trawy. Uśmiech mimowolnie wypłynął na moje usta, kiedy przypomniało mi się, jak minęłam strażników i dobiegłam do tego lasu. Pokonywałam kolejne metry i nikt nie mógł mnie zatrzymać. Przez ten krótki moment nie czułam się kontrolowana. Robiłam, po prostu to co chciałam. Byłam wolna. Bez ograniczeń i głupich zasad.

Poczułam dokładnie to samo co tego dnia. Wiatr wiał przyjemnie, muskając moje futro. W powietrzu unosił się ten sam zapach. Nawet początkowo pieczenie mięśni, które wtedy czułam wydawało się, w tym momencie tak realne. Czułam się tak, jakby to wszystko znowu się działo.

- Otworzy oczy. - Polecił Cezar, a ja to zrobiłam i w momencie doznałam małego szoku.

-Pada. - Stwierdziłam i dopiero w tym momencie poczułam krople deszczu na swojej skórze. - Jak długo...?

- Od piętnastu minut. - Odpowiedział, a ja nie mogłam w to uwierzyć. - Tak działa moc naszego umysłu. Możemy przenosić się do miejsc i zdarzeń, które przeżyliśmy nawet dawno temu. Tak jakbyśmy mogli cofnąć się w czasie.

Uśmiechałam się szeroko. To była jedna z najlepszych rzeczy, jakie przeżyłam od dawna. Jakbym to wszystko nigdy się nie wydarzyło. I jakbym znowu była wolna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top