𝚇𝙸𝙸𝙸
Po powrocie z treningu jak zawsze zjadłam kolacje, która upłynęła w klasycznie dziwnej atmosferze. Zdążyłam do tego przywyknąć i to na tyle, że nie robiło mi to już większej różnicy. A może po prostu dzisiaj miałam dobry dzień na obojętność? Sama nie jestem pewna. Jednak najważniejsze jest to, że jakoś przetrwałam. A w tej rodzinie nie każdy daje radę. Niektórzy uciekają byle nie mieć z tym miejscem nic wspólnego. Ja już raz uciekłam. Wtedy kiedy wyjechałam do akademii wojskowej. Jednak teraz już nie mogłam uciec. Nie miałam takiej możliwości więc tkwię tutaj bez możliwości ucieczki.
Kiedy po raz kolejny przetestowałam własną wytrzymałość, przez cholerną kąpiel byłam wykończona. Nigdy nie spodziewałam się, że tak proste czynności będą mnie kosztować tyle energii. A przynajmniej nie w tak młodym wieku. Jednak trudno. Tak teraz żyje i pewnie powinnam przywyknąć. A ponoć do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Położyłam się na łóżku i wzięłam leki. Tym razem jednak tylko przeciwbólowe i nasenne. Zawsze biorę je przed snem. Inaczej pewnie nie dałabym rady przetrwać nocy. Jestem zależna od prochów. Zresztą ja od wielu rzeczy jestem zależna. Położyłam się na łóżku i zamkłam oczy. Liczyłam na to, że uda mi się w miarę szybko zasnąć i o dziwo mi się udało.
Obudziłam się, nie mogąc złapać oddechu. Pełna paniki podniosłam się do siadu i to był mój największy błąd. Poczułam, jak moje mięśnie się spinają. Następnie poczułam piekący ból. Jakby to znowu się działo. Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Kiedy w końcu udało mi się złapać oddech, wzięłam kilka głębszych wdechów i nagle ból ustąpił. Tak nagle, jak się pojawił. I tak było zawsze, kiedy miałam te dziwne napady. Zdarzały się one bardzo różnie i szczerze nie wiem, czym były spowodowane. Jednak jedno było pewne. Tej nocy już nie zasnę. Nigdy po czymś takim nie udało mi się zasnąć. Tym razem zapewne nie będzie inaczej.
Starłam łzy z policzków i sięgłam po ubrania, które wcześniej przygotowałam. Powoli je na siebie ubrałam, a następnie włożyłam szyny. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam do wyjścia. Szczerze nie wiem, co zamierzam. Może jak się przewietrz, to będzie mi trochę lepiej. Sama nie wiem. Jestem jednak pewna, że oszaleje od siedzenia i nic nierobienia.
Wyszłam z domu i otuliłam się ciepłą bluzą. Był środek nocy, przez co na zewnątrz było dosyć zimno. Wokół panowała ciemność. Taka sama jak po postrzale. Na szczęście nie pamiętam tych czterech miesięcy, kiedy byłam w śpiączce. Gdybym miała być przez ten czas świadoma oszalałabym we własnym umyśle. Chłodny wiatr wiał delikatnie a ja przymkłam oczy. Wyobrażałam sobie, jak by to było gdym mogła się przemienić i pobiec przed siebie. Znowu czuć trawę pod łapami i wiatr muskający moją skórę.
- Brakuje Ci tego co? - Spytał Cezar, który wziął się znikąd. A może byłam po prostu zbyt skupiona na własnej wyobraźni, by go dostrzec?
- Kto cię zapraszał do mojego umysłu? - Spytałam jednak nie z pretensją. Byłam po prostu rozbawiona.
- Wydawałaś się tak na czymś skupiona, że byłem ciekawy co to takiego. Więc po prostu musiałem zajrzeć. - Wyjaśnił, stając obok mnie.
Tylko najpotężniejsi mentalni mogą tak po prostu zaglądać do umysłów innych. Zazwyczaj trzeba do tego zaproszenia. I oczywiście im bliżej się stoi, tym lepiej. Jest jeszcze masa zasad. Takich jak skupienie się tylko na jednej myśli i takie tam. Trzeba naprawdę być potężnym, by tak po prostu zajrzeć do czyjegoś umysłu.
- Spoko. Nie gniewam się moje myśli to żadne tajemnica. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając na jakiś punkt przed sobą. - A odpowiadając, na Twoje pytanie. Tak. Bardzo mi tego brakuje.
- Niestety są pewne rzeczy, które tracimy bezpowrotnie. Ty utraciłaś życie, które znałaś i do którego byłaś przywiązana. I już tego nie cofniesz.
- Więc to źle, że wracam wspomnieniami do tych dobrych chwil? - Przeniosłam spojrzenie na mentalnego który wydawał się być mocno zamyślony.
- Rozpamiętywanie przeszłości nigdy nie jest niczym dobrym. - Zapewnił, wbijając ręce do kieszeni płaszcza. - Ja nigdy nie wracam wspomnieniami do chwil, które nigdy nie wrócą. Nie chcę żyć przeszłością. Ani tą dobrą, ani tą złą.
- Tylko co jeśli przeszłość ukrywa jedyne chwile kiedy byłam szczęśliwa? Co, jeśli tylko wracając do nich, jestem szczęśliwa. Bo tak naprawdę teraźniejszość jest czymś okropnym, a przyszłość przeraża mnie bez granic.
- Jedyne co możesz zrobić to szukać tego szczęścia w tym, co tu i teraz. Musi istnieć coś, co sprawia Ci przyjemność.
- Tylko co to takiego? Rodzina, której w większości nie znoszę? Moje ograniczenia?
- A może treningi i nadzieją na lepsze jutro. Nie przekreślaj całego swojego życia, bo jeszcze sporo go przed tobą zostało. - Przeniósł na mnie spojrzenie swoich złotych tęczówek. - Jeśli przestaniesz szukać szczęścia, to na pewno go nie znajdziesz.
Nastała chwilą nieznośnej ciszy. Nie umiałam odnaleźć odpowiednich słów, by kontynuować tę dziwną rozmowę. I chyba nawet nie chciałam tego robić. Po prostu byłam już zmęczona rozmowami o tym, co dalej i co powinnam czuć.
- Możemy porozmawiać o czymś innym? - Spytałam, na co ten jedynie skinął głową. - Dlaczego nie śpisz?
- Zazwyczaj śpię koło czterech godzin. Mutacja jakiegoś genu czy coś w tym stylu. - Stwierdził, wzruszając ramionami.
- Szczęściarz. - Rzuciłam, lekko się śmiejąc. - Tylko co ty robisz z tym całym wolnym czasem?
- Chodzę za moimi podopiecznymi i robię za ich anioła stróża. - Oświadczył, lekko się do mnie uśmiechając. - Osoby po przejściach miewają dziwne pomysły.
- Czyli mnie pilnujesz, bym nie poprawiła roboty po tym buntowniku. - Bardziej stwierdziłam, niż spytałam. - Mimo wszystko nie mogłabym tego zrobić.
- Dlaczego? Przed chwilą żaliłaś mi się, że nie bywasz szczęśliwa. - Zauważył, chyba próbując mi coś udowodnić.
- Mimo wszystko mam dla kogo żyć. Moi bracie... Nie mogłabym im tego zrobić. - Wyjaśniłam, spoglądając na mentalnego.
- A twój ojciec? - Spytał, na co obdarzyłam go zaskoczonym spojrzeniem. - Przecież to oczywiste. Uratował cię, bo już stracił twoją matkę. Nie byłby w stanie znieść myśli, że ciebie też stracił. Może nie umie być idealnym ojcem jednak coś mówi mi, że stara się o was dbać.
- Wiem... Szkoda tylko, że jego ojciec tak bardzo to zniszczył. W ogóle on zniszczył te rodzinę pod każdym względem. - Westchnęłam cicho, czując nieprzyjemny chłód. - Chyba wrócę do łóżka. Ja nie dam rady funkcjonować normalnie po czterech godzinach snu.
- Dobranoc Octavio. - Mężczyzna posłał w moja stronę ostatni uśmiech.
- Dobranoc Cezarze. - Odwzajemniłam jego gest, znikając za drzwiami domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top