𝚇𝙸𝙸
Mentalny prowadził mnie do ośrodka medycznego. Dzięki pomocy pod postacią jego ramienia i pewnie mentalnych mocy udało mi się pokonać ten dystans w miarę szybko. Od razu skierowałam się do windy i wsiadłam do niej razem z mentalnym. To było nieco dziwne. Ostatnimi czasy raczej spędzałam długie chwile na spacery w samotności. Bardziej z przymusu jak czystej chęci. Raczej tutaj nie miałam znajomych. Całe moje życie w tym wszystkie znajomości opierały się na wojsku. Więc teraz momentami nieco doskwierała mi samotność. Jednak nie narzekałam. Czasem dobrze pobyć trochę samemu. To pomaga zebrać myśli i odpocząć od towarzystwa. A tego naprawdę czasem ma się dosyć. Nawet kiedy jest się prawdziwą duszą towarzystwa.
- Nie jesteś zbyt rozmowna. - Stwierdził Cezar, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Jakoś ostatnimi czasy nie mam ochoty na rozmowy. - Oświadczyłam, wzruszając ramionami. - Dziwnie się rozmawia, kiedy wszyscy zaczynają od pytania o wypadku i słynnego jak się czujesz? A jak mogę się czuć?
- Beznadziejna. Jak wyrzutek. Możesz czuć jakbyś zawodziła matkę, która tak bardzo cię wspierała. - Zaczął, a ja już wiedziałam, że ta rozmowa zmierza w złym kierunku.
- Właśnie dlatego ostatnimi czasy tak mało rozmawiam. Wszyscy albo nie wiedzą jak ze mną rozmawiać, bo boją się, że mnie urażą lub robią mi analizę osobowości. Nie potrzebuje tego.
- Potrzebujesz, poradzić sobie z tym co się stało. Bo wbrew pozorom na razie ci się to nie udało.
Kiedy winda się zatrzymała, bez słowa ją opuściłam. Przyłożyłam do drzwi kartę i weszłam do środka a mentalny zaraz za mną. Kiedy Isaac nas dostrzegł na jego twarzy, pojawił się promienny uśmiech. To było wręcz przerażające, jaki on zawsze ma dobry humor.
- Hej Octavia. Witać Cezar. - Mężczyźni wymienili się uściskiem dłoni. - Mam dobre wieści. Wszyscy przepracowałem i uzgodniłem z twoim poprzednim rehabilitantem. Więc plan wygląda tak. Raz w tygodniu będzie masaż. Dwa ćwiczenia i dwa razy w basenie.
- Już czuję, jak to pomaga. No, ale dobra to, co będzie dzisiaj? - Spytałam, upinając czerwone włosy.
- Basen. - Wilkołak rzucił w moją stronę strój kąpielowy. - Obstawiam, że poradzisz sobie sama?
- Naturalnie. - Zapewniłam, ruszając w stronę szatni.
Przebranie się standardowo zajęło mi sporo czasu. Gdyby uprzedzili mnie wcześniej, ubrałabym kostium z rana i teraz nie tracilibyśmy czasu. Kiedy w końcu go ubrałam musiałam jeszcze na nowo ubrać to ustrojstwo na nogi. Westchnęłam cicho i kiedy już miałam się za to zabierać, usłyszałam pukanie.
- Może daruj sobie ubieranie tego, a ja cię zaniosę? - Spytał Isaac.
- Dobra. - Na moje szczęście zamek miałam na wyciągnięcie ręki. Dlatego szybko otworzyłam drzwi.
Isaac podszedł do mnie i jedna dłoń wsunął pod moje kolana, druga natomiast podtrzymywał moje plecy. W ten sposób zaniósł mnie do sali, gdzie znajdował się basen kiedy byliśmy już na miejscu odstawił mnie tak, że siedziałam na krawędzi brzegu, a nogi miałam w wodzie. Dłonie oparłam nieco za sobą, by otrzymać się w pozycji siedzącej. Wilkołak pozbył się koszulki i wskoczył do wody, następnie podchodząc do mnie i pomagając mi wejść.
Kiedy poczułam dno pod stopami, niemal automatycznie złapałam się krawędzi basenu. Jakbym zaraz miała się przewrócić. I w sumie taka możliwość istniała, więc może nawet nie wyszłam na takiego debila jak mi się wydawało.
- Spokojnie. - Uspokoił mnie wilkołak, podchodząc bliżej. - Podaj mi dłonie. Przejdziemy się kawałek.
- Dobra. - Nieco niepewnie podałam mu dłonie. On zaczął się cofać, a ja postawiłam pierwszy niepewny krok. - Mogę o coś spytać?
- Pewnie. Takie rozmowy są zawsze dobre. Głupia tak ćwiczyć i milczeć. - Stwierdził, posyłając mi kolejny z tych swoich uśmiechów.
- Jak to robisz, że cały czas się uśmiechasz? Pracujesz z osobami często nieodwracalnie uszkodzonymi, że tak to ujmę. To nie jest, no nie wiem przygnębiające?
- Oczywiście, że jest. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - Po prostu wiem, że takie osoby nie potrzebują więcej współczucia i smutku. To nie tak, że zawsze się uśmiecham. Często, kiedy wychodzę z sali mam parszywy humor. Jednak dla moich podopiecznych zawsze jestem uśmiechnięty. By dodatkowo ich nie dobijać.
- Ja chyba nie dałabym tak rady. - Stwierdziłam, spoglądając na wilkołaka.
- Wszystkiego da się nauczyć. Nawet sztucznego uśmiechu, który wygląda jak prawdziwy. - Podszedł do brzegu i położył na nim moje dłonie. - Wiesz co teraz.
- Niestety. - Zbliżyłam się do brzegu i położyłam na nim dłonie, odpychając się od dna. Poruszałam nogami, jakbym płynęła. - Musisz mnie tego nauczyć. W sensie tego uśmiechu na pewno się przyda.
- Każdemu czasem się przydaje. - Stwierdził, uważnie mi się przyglądając.
- Dużo tego jest? - Spytał nagle mentalny, który cały czas nas obserwował. - Takich żył. - Doprecyzował, wskazując na moje nogi.
No tak Cezar pewnie nigdy nie widział wilkołaka po postrzale. W końcu pracuje z mentalnym. Westchnęłam cicho, myśląc nad dobrą odpowiedzią.
- Głównie na brzuchu tak gdzie dostałam. Żyły przechodzą na piersi i na nogi jak widzisz. - Wyjaśniłam, spoglądając na mentalnego. - To ślady po tym jak żyły wchłonęły tojad i od niego napuchły. Tak zabija tojad. Rozsadzając żyły u wilkołaka. A jak dojdzie do serca, to dopiero zaczyna się jadka.
- Brzmi jak bardzo bolesna śmierć. - Skrzywił się nieznacznie na moje słowa.
- Raczej nie. Tojad działa na kilku etapach. Najpierw blokuję przepływ informacji do mózgu, przez co wilkołak szybko mdleje. Potem żyły i niszczenie organów wewnętrznych. Śmierć od tojadu jest niemal bezbolesna. Najgorsze jest to kilka sekund przed utratą przytomności, kiedy już wiesz, że umierasz. Wilkołaka taki pocisk zabije w pięć minut góra. Mnie nie zabił dzięki temu, że jestem trybrydą.
- Jednak jesteś po części bez czucia w nogach. - Zauważył, jakby to wcale nie było takie oczywiste.
- Wiem. Powinni mnie zastrzelić Cezar. Taka była moja wola, jednak ojciec zarządził inaczej i skazał mnie na taki żywot. - Westchnęłam cicho. - Jednak nie będę się nad sobą użalać. Żyje i chyba powinnam się z tego ciszyć.
- Raczej tak. - Stwierdził nieco niepewnie Cezar.
Przez następne dwie godziny zmuszona byłam wykonywać kolejne ćwiczenia zlecone przez Isaac'a. I przyznam szczerze, że dawno się tak nie zmęczyłam. W końcu wilkołak pomógł mi wyjść z basenu i zaniósł mnie do szatni. Czy było mi z tym głupio? Może trochę. Jednak pocieszałam się faktem, iż dla niego to pewnie dosyć normalne. Jakimś cudem udało mi się przebrać i opuścić szatnie. Ku mojemu zdziwieniu Cezar na mnie czekał.
- Jeszcze chwila a pomyślę, że mnie lubisz. - Stwierdziłam rozbawiona, kierując się do wyjścia.
- A czy kiedyś powiedziałem, że cię nie lubię? - Spytał z cwaniackim uśmiechem.
Przewróciłam na to rozbawiona oczami i w towarzystwie mojego trenera opuściłam budynek i ruszyłam w stronę domu. To był chyba najciekawszy dzień od bardzo dawna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top