𝚅
Wraz z bratem udałam się na trening. Dobrze było wyjść z domu. Nie chcę, by on stał się moim więzieniem. A znając mojego ojca, tak właśnie może się stać. Chociaż ten spacer ma jeden minus. Gapie patrzący z zaciekawieniem, a czasem z drwiną. Doskonale wiem, że wyglądam śmiesznie i przyciągam wzrok. Jednak to nie sprawia, że jest to mniej irytujące. No cóż może z czasem się przyzwyczaja i skończą się te dziwne spojrzenia. Chyba powinnam być nieco bardziej wyrozumiała. Nie co dzień widzi się kogoś, kto tak skończył. To dla nich wszystkich coś nowego i kieruje nimi zwykła ciekawość.
W końcu dotarliśmy na plac treningowy. Przez moje ograniczenia zajęło nam to nieco więcej czasu niż powinno. Jednak Heron nie śmiał nic powiedzieć ani narzekać. Byłam mu wdzięczna, jednak wiem, że takie tempo było dla niego zdecydowanie zbyt wolne. Jak dla mnie mógł iść przodem. Ja jakoś dowlekłabym się za nim. Nie muszę mieć cały czas obstawy. Naprawdę poradziłabym sobie sama.
- Witaj Heronie. - Wilkołak prowadzący treningi przywitał mojego brata, następnie skupił swoją uwagę na mnie. - Octavio.
- Hej Mero. Będzie ci przeszkadzać jak postoje i popatrzę? - Spytałam, nie chcąc przeszkadzać. W końcu nie każdy życzy sobie gapiów.
- Oczywiście, że nie. - Mężczyzna nieco mimowolnie przeniósł wzrok na moje nogi. - Jak się trzymasz?
To było jedno z tych gorszych pytanie, jakie można mi było zadać. A jak mogę się trzymać? Nie mam praktycznie w ogóle czucia w nogach. Żyje o dwóch tysiącach leków. A ojciec traktuje mnie jakbym, nic koło siebie sama nie mogła zrobić. Jednak jakoś muszę żyć z tym dalej. Nawet jeśli sytuacja wydaje się beznadziejna.
- Jak widzisz. - Odpowiedziałam krótko w nadziei na to, że nie będziemy ciągnąć tego tematu.
- Trenujemy sparing. Rozgrzejcie się i dobierzcie w pary. - Trener zwrócił się do wilkołaków, a ja mogłam odetchnąć z ulgą.
Spojrzałam na trenujące wilkołaki. Cholernie mi tego brakowało. Biegania, rozciągania, a nawet tych przeklętych sparingów. Kiedyś uwielbiałam takie aktywności. I kiedy inni oglądali seriale, ja biegałam podziwiając lasy nowego świata. Kochałam się rozciągać, mimo że towarzyszył temu pewien ból, który wielu zniechęcał. Sparingi chyba nie były moją ulubioną formą aktywności. Jednak i im poświęcałam sporo czasu. W końcu były konieczne, by robić karierę w wojsku. A teraz mają największą aktywnością, jest wchodzenie do wanny. Przez to większa część moich mięśni zniknęła. Brak treningów pozbawił mnie większej części masy mięśniowej. Niestety raz wypracowany sześciopak sam z siebie się nie utrzyma. Przez utratę mięśni wydawałam się sobie dosyć mizerna, jednak nic na to nie poradzę. Aktywność fizyczna jest w tej chwili nie dla mnie. I nic nie mogę na to poradzić.
- Brakuje Ci tego? - Mero zwrócił się do mnie, przerywając moja chwilę zamyślenia.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zapewniłam przenosząc ciężar ciała, na prawą nogę. - Jestem wilkołakiem, my potrzebujemy ruchu i nowych wyzwań. Zresztą ty powinieneś o tym świetnie wiedzieć.
- Wiem i nie wyobrażam sobie skończyć tak jak ty. - Stwierdził, spoglądając na moje nogi. - To w ogóle jest wygodne? - spytał, wskazując na szyny.
- Szczerze? - Spojrzałam na niego odgarniając włosy na lewą stronę. - Nie mam pojęcia. - Zaśmiałam się krótko w reakcji na własne słowa. - W większości nie czuje nóg. Wiem tylko, że szyny dają wrażenie dyskomfortu. Nie są raczej zbyt wygodne, chociaż nie jestem pewna. Mam miejsca na nogach gdzie nie czuje nic, gdzie czuję trochę, gdzie bodźce są zmienione i miejsca, w których czuję normalnie. To dosyć skomplikowane.
- Dziwi mnie, że się w tym nie gubisz. - Przyznał, podnosząc wzrok na moją twarz.
- Gubiłam. Jednak już trochę czasu minęło i to stało się nieodłączną częścią mnie samej. - Wyznałam, wzruszając ramionami. - Nie wiem, czy do czegoś takiego da się przywyknąć w stu procentach. Jednak w pewnym stopniu stało się to dla mnie normalne. O ile w ogóle można tak powiedzieć.
- Ponoć da się przywyknąć do wszystkiego. - Wtrącił, chyba nie bardzo wiedząc, jak powinien zareagować.
- Też powtarzano mi to w szkole wojskowej, a potem w wojsku. I szczerze w to wierzyłam. - Przeniosłam wzrok na trenujące wilkołaki. - Teraz to sama już nie jestem pewna.
- Skończyłaś szkołę wojskową trzeciego stopnia prawda? - Spytał w końcu, schodząc na inny temat.
- Było cholernie trudno, ale tak. - Uśmiechnęłam się lekko, w jakiś sposób chcąc dać mu do zrozumienia, że wolałabym trzymać się takich tematów.
- Mało kto się tam dostaje. Zwłaszcza kiedy mówimy o kobietach. Prawo nadal was nie rozpieszcza.
- Miałam ułatwione zadanie, co by nie było. - Wzruszyłam ramionami.
Nie będę wielce udawać, że do wszystkiego doszłam sama, a moje nazwisko nie miało na nic wpływu. Nie próbuje wmówić sobie, że przyjęli mnie do szkoły wojskowej tylko tak o. Bo akurat to ja miałam farta dostać się tam jako jedna z niewielu kobiet tak od ręki. Przyjęli mnie, bo moje nazwisko dobrze wyglądało w papierach. A może nawet mój ojciec osobiście maczał w tym palce. Nie można pochodzić z wpływowej rodziny i udawać, że miało się zawsze tak samo trudno, jak ludzie pochodzący z klasy średniej czy tym bardziej niskiej. Nie wmawiam sobie, że wszystko osiągnęłam sama, bo gdyby nie nazwisko pewnie przyjęliby mnie co najwyżej do szkoły wojskowej stopnia pierwszego. Nie jestem aż tak naiwna, by wierzyć, że to przypadek, że dostałam się tam jako jedna z trzech kobiet na dwustu mężczyzn. Jednak przysięgam, że nigdy nie chciałam żadnych forów i zawsze dawałam z siebie wszystko. A tak w ramach wyjaśnień to szkoła pierwszego stopnia, jeśli chodzi o szkoły wojskowe, jest najniższa. Najwyższa i najważniejsza jest szkoła trzeciego stopnia, a szkoła stopnia drugiego to ta po środku jak już można się łatwo domyśleć.
- Tym stwierdzeniem mnie zaskoczyłaś - Zaśmiał się lekko, a ja mu zawtórowałam.
Mero, ruszył w stronę trenujących, by sprawdzić czy na pewno wszystko robią dobrze. Ja tymczasem stałam, bacznie im się przyglądając. To zaawansowana grupa, więc ciężko było dostrzec większe błędy. Zwłaszcza z tej odległości. A nawet jeśli głupio by mi było ich upominać w trakcie, kiedy ja nawet sama na nogach nie ustoję.
- Octavia. - Kalipso podszedł do mnie, odrywając moją uwagę od sparingu. - Ojciec cię szuka.
- I czego on kurwa chce? - Spytałam zrezygnowana.
- Pewnie ma ból dupy, bo wyszłaś i nic mu nie powiedziałaś. No ale żeby nie było, nie wiem tego na sto procent. Ja tylko cię szukałem, bo mi kazał.
- Dobra idę. - Oświadczyłam, a mojego młodszego brata już nie było. Ruszyłam w stronę domu, już teraz przygotowując się na srogi opieprz. I to za co? Za to, że wyszłam z domu. Takie rzeczy tylko w mojej rodzinie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top