𝙸𝚇
Obudziłam się dzisiaj nieco później niż zwykle. Pewnie było to spowodowane faktem, iż wzięłam wczoraj podwójną dawkę leków nasennych. Nie mam pojęcia, na ile było to niebezpieczne i nieodpowiedzialne, jednak miałam to gdzieś. Chciałam chociaż raz na jakiś czas przespać noc jak normalny człowiek. Bez koszmarów i innych pięciu tysięcy dolegliwości utrudniających mi życie. Podniosłam się do siadu i otworzyłam najniższą szufladę. Leki, ale dzisiaj też wyjątkowo przemyślałam sprawę i wieczorem przyniosłam sobie ubrania, przez co nie musiałam kombinować, jak dostanę się do szafy.
Ubrałam się, co jak zawsze zajęło mi nieco więcej czasu. Jednak jakoś szło. I chyba powinno mnie to cieszyć. Jak to powiedział kiedyś mój lekarz "ciesz się z małych zwycięstw". Chyba powinnam opracować te sztukę, bo na wielkie osiągnięcia raczej już marne szanse.
Jak co rano udałam się do jadalni. Jednak kiedy zobaczyłam w niej tylko dziadków, automatycznie się wycofałam. No tak jest dosyć późno, więc pewnie bracia już wyszli. A ojciec już pracuje. I szczerze nie istnieje siła, która zmusi mnie do zostania sam na sam z tą dwójka. No dobra Sekfana jeszcze nie jest taka okropna. Jednak Nired to wysłannik diabła na tym świecie.
Zanim zdążyli mnie zauważyć opuściłam jadalnie. Zamiast iść tam, ruszyłam prosto do kuchni. Rzadko tam wchodziłam. Zresztą pewnie nikt z mojej rodziny nie bywał tam zbyt często. Weszłam głównymi drzwiami, a kobiety, które aktualnie przygotowywały posiłek, momentalnie przestały rozmawiać. Spuściły wzrok niczym dzieci, które zrobiły coś złego, a ja poczułam się cholernie niekomfortowo.
- Możemy się na coś umówić? - Spytałam, zamykając drzwi wejściowe.
- Oczywiście, Panno Moor. - Na moje pytanie odpowiedziała kobieta w czarnym fartuchu. Co oznaczało, że to ona tutaj rządzi.
- To jednak na dwie rzeczy. - Stwierdziłam, krzywiąc się nieznacznie. - Nie mówicie do mnie Pani, bo czuje się staro to po pierwsze. No a po drugie czy mógłbyście zachowywać się przy mnie normalnie? Nie jestem przecież nikim takim.
- Jesteś córka król, moja pani. Poza tym byłaś odznaczoną wojskową. - Zauważyła rudowłosa kobieta, nieco niepewnie na mnie spoglądają.
- I co z tego? Chce żebyście, traktowały mnie jak równą sobie. Proszę.
Jedna z kobiet niepewnie uniosła wzrok. Była to ta sama blondynka, która ostatnio stłukła szklankę. Uśmiechnęła się do mnie lekko, co ja odwzajemniłam.
- Oczywiście, Octavio. - Kobieta odłożyła do szafki talerz, który przed chwilą myła. - Czy możemy ci jakoś pomóc?
- W zasadzie to tak. - Pokiwałam głową, spoglądając na resztę kobiet, które czuły się już nieco pewniej. - Czy mogłabym zjeść tutaj? W jadalni są tylko dziadkowie. Nie mówcie mu, że tak powiedziałem, ale były król to straszny chuj i go nienawidzę.
Kilka kobiet nie powstrzymało uśmiechu na moje słowa. Chyba nie tylko ja tak go nienawidziłam, co niepoprawnie mnie cieszyło. Blondynka od szklanki... Muszę ją zapytać o imię. Ułożyła talerz na stole stojącym w kuchni. Pewnie to one zazwyczaj tutaj jedzą. Potem postawiła też kubek i sztućce.
- To na co masz ochotę? - Spytała kobieta w czarnym fartuchu. - Nie ma głównego kucharza, więc ostrzegam bez szaleństw.
- Co macie to zjem. Nie jestem wybredna. - Usiadłam przy stole i już po chwili dostał mi się talerz kanapek i kawa.
Szybko zjadłam śniadanie. Szczerze było znaczniej milej, niż mogłam przypuszczać. Po kilku minutach dziewczyny poczuły się całkiem swobodnie. Rozmawiały o różnych sprawach, a ja starałam się zapamiętać ich imiona. Blondynka to Emma. Rudowłosa to Rose. A szefowa kuchni to Amy. Jest jeszcze jedna dziewczyna o czarnych włosach, jednak ona nie miała tyle odwagi, by się odezwać.
- Chyba będę przychodzić częściej - Oświadczyłam z uśmiechem, wstając z miejsca. Na szczęście krzesło było dosyć wysokie, więc nie było z tym problemu.
Zebrałam po sobie naczynia i zaniosłam je do zlewu. Pewnie, gdyby nie Emma to sama bym je umyła. Jednak, no cóż, uparła się, że ona to zrobi, więc po prostu posłałam jej szeroki uśmiech i opuściłam kuchnie.
Wróciłam na chwilę do pokoju by wziąć leki. Usiadłam na łóżku i wyjęłam z szuflady koszyk z tabletkami. Powinnam je jakoś uporządkować, bo na razie panuje w nich całkowity rozpierdziel. A to raczej niezbyt dobrze. Wzięłam wszystko, co miałam wziąć i zapiłam to gazowanym napojem. Wiem, moje nawyki są tak zdrowe, że jeszcze pociągnę do setki. Jednak szczerze przyznaje się do tego, że nienawidzę smaku wody. I kiedyś piłam ją tylko po przemianie.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam leki i rzuciłam ciche "Proszę". Może to dla kogoś dziwne, że je chowam, jednak nikt nie musi wiedzieć ile i czego biorę.
- Tata cię prosi. Stoi przed domem. - Oświadczył Kalipso i tak szybko, jak się pojawił, tak zniknął.
Podniosłam się z łóżka i powoli skierowałam się w stronę wyjścia. Leki nie zaczęły jeszcze działać, więc wolę nie przedobrzyć. Kiedy wyszłam z domu, zobaczyłam swojego ojca, rozmawiającego z jakimś facetem.
Od razu poznałam w nim mentalnego. Miał złote oczy, a jego włosy były jasno niebieskie. Ubrany był cały na czarno. Eleganckie spodnie do tego czarne nike i płaszcz. Ciekawe połączenie, które o dziwo wyglądało całkiem dobrze. Wyglądał na bardzo poważnego i skupionego na słowach mojego ojca.
Podeszłam do nich, a mój ojcie niemal od razu objął mnie ramieniem. Mężczyzna spojrzał na mnie, w taki sposób jakby zamierzał mnie zabić.
- Jestem Cezar. - Przedstawił się, podając mi dłoń.
- Octavia. - Przyjęłam uścisk jego dłoni.
- To właśnie on będzie cię uczył. - Wyjaśnił mój ojciec, jakbym naprawdę była zbyt głupia, żeby się domyślić. - Zna już wszystkie zasady, dlatego narazie was zostawiam. Octavio, nie nadużyj mojego zaufania. - Dodał, po chwili odchodząc.
- On zawsze taki jest? - Spytał mentalny, wkładając dłonie do kieszeni płaszcza.
- Od kiedy tylko pamiętam - Westchnęłam ciężko, ponownie przenosząc wzrok na mężczyznę. - A tak bardziej w temacie zajęć to ostrzegam, że nie panuję nad mocą.
- Spokojnie. Głównie takimi przypadkami mentalnych się zajmuję. Jestem specjalistą od braku kontroli. - Wyjaśnił, na co ja odetchnęłam z ulgą.
- Jesteś moją ostatnią nadzieją. A ja zdradzę, że jestem beznadziejnym przypadkiem. - Założyłam kosmyk włosów za ucho.
Szczerze czułam się przy nim trochę dziwnie. I to nie przez jego zimne spojrzenie czy wyraz twarzy, który nie wyrażał żadnych emocji. On wyglądał po prostu dobrze. Idealnie ułożone włosy i staranie dobrane ubrania. Wyglądałam przy nim niczym dziecko, które ubrało pierwsze lepsze ciuchy i poszło bawić się na podwórku. W końcu czarne legginsy i koszulka za duża kilka rozmiarów nie przywodzą na myśl dojrzałej kobiety.
- Więc mamy szczęście, bo lubię wyzwania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top