𝙸𝚅

Rano obudził mnie ból, który czułam głównie w okolicach brzucha. Podniosłam się do siadu i położyłam na nim dłoń. Czasem budziły mnie właśnie takie bóle. A nawet częściej niż czasem. Utwierdzało mnie to w przekonaniu, że powinnam załatwić sobie mocniejsze leki. Bo to, co się ze mną momentami dzieje to jest jakiś nieśmieszny żart. Sięgnęłam do szafki obok łóżka i zabrałam z niej tabletki. To był jednak dobry pomysł, by je tam zostawić. Otworzyłam opakowanie i zamiast standardowej jednej tabletki zdecydowałam się na dwie. Może wyniszczę sobie organizm, ale jak to mówią, żyj krótko, umieraj młodo. Bo w końcu co to za życie jak bez przerwy cię coś boli. I to tak cholernie boli.

Ciężko mi opisać ten ból. Czasami są to skurcze mięśni, a czasem coś bardziej przypominającego palenie. Jednak obie te opcje są mało przyjemne. Zresztą jaki ból jest przyjemny? Popiłam leki wodą i przesunęłam się na krawędź łóżka. Założyłam szyny, nie zaciskając ich tak mocno jak powinnam. Czysto teoretycznie nie powinnam im zakładać na nagą skórę nóg. Zawsze powinnam mieć coś na nogach. Bandaż lub spodnie. Jednak no cóż, nie przemyślałam paru spraw i teraz muszę je założyć na nagie nogi. Chyba powinnam się nauczyć, żeby kłaść ubrania obok łóżka.

Podniosłam się i nieco chwiejnym krokiem dotarłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne legginsy i czerwoną koszule w kratę. Jak na chodzenie koło domu ujdzie. Wróciłam na łóżku i znowu zdjęłam to metalowe ustrojstwo. Zdjęłam z siebie koszulkę i założyłam koszulę. Nienawidzę zapinać tych cholernych guzików. No, ale jakoś przecierpię. Jakimś cudem udało mi się ubrać legginsy i skarpetki, po czym znowu założyć to dziadostwo. Podniosłam się ostrożnie, poprawiając koszule. Była nieco dłuższa, przez co sięgała mi do połowy uda. W zasadzie to pewnie powinnam to nosić jako sukienkę. Jednak to mało istotne. Lubię takie duże ubrania. Są wygodne, a ja i tak nie mam co pokazywać.

Wyszłam z pokoju i postanowiłam poszukać ojca. I tutaj napotkałam pierwszy problem. Jego gabinet był na piętrze, więc mogę sobie pomarzyć, że tam dojdę. Stwierdziłam więc, że porozmawiam z nim przy śniadaniu. Ruszyłam do kuchni, gdzie spotkałam swojego brata. Za niedługo poranny trening, więc pewnie się na niego zbiera.

- Hej. - Rzuciłam w stronę trybrydy, siadając przy stole. - Na którym treningu się dzisiaj pokażesz?

Moce trybrydy były dosyć specyficzne. Każdy z trzech istniejących przedstawicieli tego gatunku ma nieco inaczej rozłożone moce.

Heron był w największym stopniu wampirem. Potem w hierarchi był mentalny i najsłabszego miał wilkołaka. Co można było poniekąd wywnioskować z jego wyglądu. Był blady i dosyć wysoki. Jego sylwetka była nieco bardziej umięśniona niż u przeciętnego wampira. Oczy, jak i włosy miał idealnie czarne. A jego kły były nienaturalnie długie.

Kalipso był w największym stopniu mentalnym. Jego włosy były czarne, a skóra nieco ciemniejsza. Przez wampira znajdującego się na drugim miejscu miał świetliście niebieskie oczy. Wilkołak był u niego najsłabszy, dlatego był dosyć marnie umięśniony. Był dosyć przeciętnego wzrostu.

No i na końcu ja. Marna imitacja trybrydy. W zasadzie to można wręcz powiedzieć, że jestem bardziej wilkołakiem jak trybrydą. Jak można się domyślić, dominował u mnie wilk. Przez co jestem dobrze zbudowana i dosyć wysoka. Skórę miałam koszmarnie bladą. Włosy czerwone przez geny matki, a oczy niebieskie. I niby wyglądałam jak trybryda, jednak wygląd w moim przypadku był łudzący. Krew piłam rzadko, a wampirzyca szybko wymykała mi się spod kontroli. Moce mentalne były dla mnie nie do opanowania i nie umiał z nich korzystać. W zasadzie to uaktywniały się tylko, kiedy targały mną emocje. Nie licząc telepatii która była też wilcza zdolnością. No, a na dobitkę przez nogi mój wilk jest do niczego. Mogłam się przemienić, jednak to było cholernie bolesne. A mój wilk po przemianie wlekłby za sobą tylne łapy przez brak czucia. Więc moje wilcze ja też do niczego się nie nadawało. Można wręcz stwierdzić, że urodziłam się trybrydą i stałam się człowiekiem. No prawie człowiekiem.

- Dzisiaj wilkołaka. - Oświadczył, zaczynając śniadanie. - Chcesz iść i się przewietrzyć? Ćwiczyć nie możesz, ale chyba nie zamierzasz siedzieć resztę życia w domu?

- W sumie to nie taki zły pomysł - stwierdziłam, lekko się uśmiechając. W sumie z ojcem mogę porozmawiać później, a jak nie wyjdę z tego więzienia raz na jakiś czas, to oszaleje.

- W ogóle to...

- Błagam, nie pytaj jak się czuje. - Poprosiłam odrywając się na chwilę od śniadania. - Nienawidzę tego pytania. Zawsze zadają mi je ludzie, którzy nie wiedzą jak ze mną rozmawiać. Jakbym była nie wiadomo jaka.

- Więc skoro chcesz poczuć się normalnie, to wróć do treningów. - Zaproponował, co początkowo mnie zdziwiło. - Fizycznie nie możesz się obciążać. Jednak w dalszym ciągu masz mentalne moce matki.

- Przecież wiesz, że nigdy nad nimi nie panowałam. - Oświadczyłam, wracając do jedzenia.

- No, ale skoro i tak teraz nic za bardzo Ci nie pozostało, to może warto w końcu się nauczyć?

To było bardzo szczere. W sumie to miał rację. W życiu miałam tylko wojsko. Nic ponadto. Poświęciłam życie szkoleniu się na wojskową. Nawet skończyłam szkole o takim profilu. A teraz nie mogę nawet za bardzo chodzić, a co dopiero biegać. Więc muszę odnaleźć dla siebie jakieś nowe zajęcie. I szczerze pracowanie nad tymi mocami wydawało się bardziej atrakcyjne jak siedzenie w domu.

- Masz rację. - Przyznałam wdzięczna bratu za to, że się ze mną nie patyczkował. Nie mogłam już słuchać tych ludzi, którzy za wszelką cenę nie chcieli mnie urazić. - To chyba się z tobą przejdę. No, chyba że to wstyd pokazać się z taką kaleką.

- No co ty. - Heron parsknął śmiechem. - Wataha długo cię nie widziała. I na pewno się ucieszy z twojego powrotu.

- Szkoda tylko, że ten powrót wygląda właśnie tak. No, ale skoro tak twierdzisz. To popatrzę i będę na was narzekać, jak to bardzo nic nie umiecie.

- W końcu wilk to twoja specjalność. - Czarnowłosy zaśmiał się lekko. - Dobrze, że dobry humor cię nie opuszcza.

- Nie mogę tak całymi dniami siedzieć i płakać. Stało się, a ja jak bardzo tego nie chce, muszę się z tym pogodzić i żyć dalej.

- Chyba głupio mi pytać, ale dlaczego zdecydowałaś się wybrać tak, a nie inaczej? Wiesz w sprawie tego co mają z tobą zrobić, w wypadku ciężkich obrażeń?

- Nie ja podjęłam decyzję, tylko nasz ojciec. - Wyjaśniłam niepocieszona. - No, ale nie chce o tym gadać.

- Więc po prostu już chodźmy. - Mój brat podniósł się z krzesła i ruszył do wyjścia, a ja poszłam w ślad za nim.

Obym tylko nie poczuła się gorzej patrząc na trenujące wilki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top