𝙸𝙸

Skierowałam się z braćmi w stronę domu. Mimo moich protestów nie dali mi zabrać swoich bagaży. Szłam powoli, a dzięki lekom przeciwbólowym, przynajmniej w tym momencie, nie odczuwałam bólu. Weszliśmy do domu, który nigdy nie kojarzył mi się jakoś szczególnie dobrze. Zawsze czułam się tutaj dziwnie obco. A teraz to już w ogóle. Zwłaszcza kiedy wszyscy patrzyli na mnie tymi krzywiki spojrzeniami. Co najmniej tak jakbym kogoś zabiła na ich ochach lub jakby mogli się ode mnie czymś zarazić.

By dotrzeć do pokoju, który przynajmniej kiedyś był mój, musiałam wejść po schodach. Jednak w tym momencie nie mogłam chodzić po schodach. Było to dla mnie po prostu niewykonalne. Nie byłam w stanie na tyle unieść nóg. I pewnie już nigdy nie będę na tyle sprawna. Westchnęłam ciężko, stwierdzając, że nie ma co nawet próbować.

- Chodźmy na obiad. - Heron odłożył moje bagaże i objął mnie ramieniem prowadząc w stronę jadalni.

- Po prostu o niczym tak nie marzę, jak spotkanie z rodziną. - Rzuciłam przez zaciśnięte zęby.

- W końcu będziesz musiała im spojrzeć w oczy. - Oświadczył mój brat, jakby to wcale nie było takie oczywiste.

- Niestety wiem. - Przekroczyłam próg jadalni, w której znajdowali się już dziadkowie. Ojca jeszcze nie było.

Babcia obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym współczucia. Tak bardzo nienawidziłam takich spojrzeń. Dlatego też po prostu je zignorowałam. Zajęłam swoje stałe miejsce, starając się całkowicie ignorować krzywe spojrzenia. Moi bracia zrobili to samo. Między naszą piątką zapanowała niezręczna cisza. Nikt nie miał odwagi lub też ochoty jej przerwać. Co mi w całe nie przeszkadzało. Wolałam to od głupich rozmów, które do niczego nie prowadzą.

- Dlatego kobiety nie powinny służyć w wojsku. - Milczenie w końcu przerwał Nired, skutecznie podnosząc mi ciśnienie.

- A co zmieniłaby moja płeć? Oberwałabym i zostałabym sparaliżowana w ten sam sposób. - Stwierdziłam, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.

Ten facet był niemożliwy. Widziałam go pierwszy raz od roku, a on zaczął naszą rozmowę od narzekania. Wampir nigdy nie ukrywał, że według niego nie powinnam iść do wojska. Zawsze mówił to wprost, przy okazji używając argumentów jak ze średniowiecza. Wiem, że jest stary, ale to nie dawało mu prawa, by mnie tak traktować. To, że jestem kobietą, nie czyni mnie gorszą. I nie sprawia, że nie mogę być dobrym żołnierzem.

- Jednak różnica jest taka, że Ty już nigdy nie dasz nikomu dziecka. - Stwierdził w taki sposób, jakby to była jedyna rzecz jaka mogę komuś zaoferować.

- A co ja kurwa jestem? Chodzący inkubator? - Nawet nie próbowałam się hamować. Przy nim to było po prostu niemożliwe.

- Jesteś bezczelna i dodatkowo wulgarna. Ojciec źle cię wychował. - Skomentował, a ja przypomniałam sobie, dlaczego dyskusja z nim jest bezcelowa. - I jednak kiedy ktoś wchodzi z kimś w związek małżeński, to liczy chyba na dzieci z tego związku. Nie uważasz?

- A może ja nie chce małżeństwa. Moim marzeniem nie jest bycie żona ani matką. - Może dla kogoś fakt, że kobieta ma inne marzenia, jest oczywisty jednak nie dla niego.

- Więc jakie masz marzenia? - Spytał, unosząc jedną brew.

- Moim marzeniem było być wojskową, a teraz to wszystko szlak trafił - Stwierdziłam, dodatkowo dobijając samą siebie.

Nigdy nie miałam innych planów na samą siebie. Zawsze widziałam siebie tylko i wyłącznie w roli wojskowej. Po zakończeniu edukacji poszłam do szkoły wojskowej, którą skończyłam i od razu wstąpiłam do wojska. Nigdy nie wzięłam pod uwagę, że jeśli stanie się coś takiego, to będę żyła dalej. Poszłam do wojska przekonana, że jeśli mnie postrzelą i będzie wiadomo, że zostanę sparaliżowana, to mnie zastrzelą. Bo tak zawsze miało być. No, ale mój ojciec musiał się wtrącić i właśnie przez niego zostałam bez planów na to co dalej.

- Dlatego trzeba myśleć, zanim podejmuje się jakieś decyzje. - Oświadczył z jakąś dziwną pretensja w głosie.

- Pomyślałam. Byłam pewna, że w takiej sytuacji mnie zastrzelą. No, ale nie, bo twój syn musiał się wtrącić. - Warknęłam wkurzona, wbijając pazury w obrus.

- Nired uspokój się. - warknęła wkurzona Sekfana. - Ona dużo przeszła. Nie potrzebuje, byś dodatkowo ją dobijał.

- Załatwiła się tak na własne żądanie. Przy okazji, pozbawiając się szans na udaną przyszłość.

- Ja mam dwadzieścia cztery lata - Podniosłam się gwałtownie. Poczułam ból w dolnych partiach ciała, jednak go zignorowałam. - A ty już mnie skreśliłeś, bo nie mogę dać żadnemu fagasowi dzieci?!

- Octavio, uspokój się. - Do jadalni wszedł mój ojciec, który widocznie postanowił trzymać stronę swojego ojca.

- On mi mówi takie rzeczy, a ja mam się uspokoić?! - Zgromiłam ojca wściekłym spojrzeniem.

- Tak - Oświadczył z epickim wręcz spokojem. - Powinnaś się uspokoić. Złość niczego nie zmieni. Zwłaszcza że wiesz, jak to się zazwyczaj kończy.

Bez słowa usiadłam czując, że dłużej nie ustaje. Chyba muszę zacząć brać większe dawki leków. Lub załatwić sobie coś mocniejszego. Tak nie da się żyć. I po co mi to wszystko było?

Kiedy podano obiad, zjadłam go bez słowa. Pewnie już dawno byłabym w swoim pokoju, gdybym tylko mogła się tam dostać. A niestety nie mogłam. Tyle już osiągnęłam. Chodziłam w miarę normalne jednak schody i bieganie były nieosiągalne. Ja już naprawdę o nic bym nie prosiła, tylko o to bym mogła wejść po tych cholernych schodach.

- Przygotowaliśmy ci pokój na pierwszym piętrze  - Poinformował mnie tata, kiedy dostrzegł, że już od dawna siedzę i nic nie robię. - Heron zabierz tam siostrę.

- Jasne tato. - Mój starszy brat wstał od stołu, a ja zrobiłam to samo.

Powoli ruszyłam w stronę wyjścia. Czułam na sobie wzrok innych, chociaż chyba powinnam już się przyzwyczaić. Nie co dzień widuje się wilkołaka w takim stanie jak mój. W ogóle nie jestem pewna czy nie jestem jedynym takim przypadkiem.

- Dzięki, że mnie wspierałeś. - Rzuciłam w stronę brata, kiedy byliśmy już dosyć daleko od jadalni.

- Powinnaś już wiedzieć, że dyskusja z nim jest bezcelowa. Najlepiej siedzieć i mu przytakiwać.

- Bo tak jest najłatwiej.

Weszłam do pokoju, gdzie już ktoś wcześniej zostawił moje bagaże. Brat zostaw mnie, stwierdzając, że chyba powinnam zostać sama. I dobrze stwierdził. Muszę jakoś przyzwyczaić się do nowego stanu rzeczy. Rozejrzałam się po pokoju.

Centralną jego część zajmowało duże łóżko wykonane z czarnego drewna. Za zagłówkiem łóżka znajdowała się jedyna nie biała ściana w tym pokoju. Była w kolorze czerwonym. Na ścianie wisiało parę zdjęć. Nad łóżkiem znajdowało się oświetlenie punktowe, a po obu stronach stały szafki nocne w tym samym kolorze co łóżko. Podłoga wykonana była z jasnego, niemal białego drewna i przykryta była białym puchatym dywanem. Ściany w większości zajmowały duże okna, przez co w pokoju było bardzo jasno. Na przeciw łóżka przed oknem stały dwa czerwone fotele. Jakby ktoś spodziewał się, że będę na nich przesiadywać całymi dniami. Niedaleko wejścia znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne zapewne prowadziły do łazienki, a za drugimi ukrywała się szafa.

Było całkiem znośnie. Może zmieniłabym parę rzeczy, ale nie zamierzałam narzekać. Było jeszcze dosyć wcześnie, ja jednak chciałam już tylko się położyć i iść spać. To był naprawdę długi dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top