𝚇𝚇𝚅𝙸
Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Uchyliłam powiek, jednak okazało się, że to okropny pomysł. Musiałam ponownie zamknąć oczy przez ból spowodowany zbyt jasnym światłem. Obróciłam głowę na drugi bok i ujrzałam mentalnego leżącego obok mnie. Sama nie wiem, jak to się stało, że został na noc. Jednak dobrze spało mi się u jego boku więc nie narzekam. Obserwowałam, jak jego klatka piersiowa unosi się miarowo co oznaczało, że spał dosyć spokojnie. Przyglądałam mu się dłuższą chwilę jednak kiedy dostrzegłam, że się budzi, odwróciłam wzrok i udałam, że nadal śpię. On nie musiał wiedzieć, że już się obudziłam i jeszcze bezczelnie mu się przyglądałam. Poczułam, jak ten podnosi się do siadu i usłyszałam jak cicho ziewa, jednak nadal nie otworzyłam oczu. Zrobiłam to, dopiero kiedy ten wstał z łóżka.
- Pójdę do siebie, wezmę prysznic i się przebiorę. - Wyjaśnił, na co ja jedynie skinęłam głową.
Pozbierałam się z łóżka i wsiadłam na wózek. Szczerze to już mi brakuje tego przeklętego żelastwa. Wzięłam do rąk ubrania i pojechałam do łazienki. Rozebrałam się i jak zawsze z trudem weszłam do wanny. Już chyba przyzwyczaiłam się do tego, że przychodzi mi to z tak wielkim trudem. Wyszłam z wanny i się ubrałam. Włosy podsuszyłam za pomocą ręcznika i zostawiłam rozpuszczone, stwierdzając, że tak szybciej wyschną. Umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Czekały jeszcze na mnie leki. Tabletki z witaminami wzięłam bez trudu. Druga część była jednak trudniejsza. Teraz miałam brać leki, które podaje się dożylnie, co oznaczało, że muszę sobie wykonać zastrzyk. Na szczęście okazało się, że mój mentalny ma doskonale wyczucie czasu.
- Pomogę Ci z tym. - Oświadczył i podszedł do mnie, zabierając szklaną butelkę i strzykawkę, która zdążyłam rozpakować.
Nabrał do strzykawki odpowiednią ilość leku a ja za pomocą wacika i odpowiedniego środku zdezynfekowałem miejsce, gdzie miał wbić strzykawkę. Zrobił to sprawnie, wprawdzając lek do mojego organizmu. Następnie wyjął strzykawkę i wyrzucił ją do przygotowanego kosza, gdzie wrzucam takie rzeczy.
- Dziękuję. - Rzuciłam, na co ten skinął głową.
- Teraz skupmy się na lekcji. Może przejdziemy na łóżko będzie nam wygodniej. - Zaproponowałam, a ja podjechałam bliżej łóżka i z jego pomocą się na nie przeniosłam. - Widzę, że przenoszenie się na granice działa w twoim wypadku najlepiej. Dlatego znowu dzisiaj to zrobimy.
- Dobra. Chyba nie mam już gorszego wspomnienia, niż to ostatnie więc dajesz.
Cezar przyłożył palce do moich skroni, a mnie ogarnęła dobrze znana mi ciemność. Tak jak ostatnio ruszyłam przed siebie tym razem już nieco pewniej, bo mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać. Szybko odnalazłam drzwi, do których podeszłam i tak znalazłam się w środku tej samej biblioteki. Ruszyłam przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu wypadającej książki. I tak dopatrzyłam się książki, która wysunęła się spośród innych. Wzięłam ja do rąk i sprawdziłam datę. Doskonale pamiętałam, które to było wspomienie. Ten dzień nie zapisał się w moich wspomnieniach jakoś szczegółowo. Staram się również do niego nie wracać, mimo że pamiętam, co wtedy się stało. Niepewnie otworzyłam książkę i po raz kolejny pochłonęła mnie jasność.
Spojrzałam na swoją rodzinę siedzącą przy stole. Wzrok skupiłam na zaledwie osiemnastoletniej wersji siebie. Siedziałam jak na szpilkach, zastanawiając się jak powiedzieć rodzinie o pewnym ważnym wydarzeniu w moim życiu.
- Octavia co się dzieje? - Spytała mama, która dobrze wiedziała co, chce powiedzieć. Zrobiła to, by dać mi pretekst do wyjaśnień.
Przez chwilę bawiłam się widelcem, nie wiedząc jak zacząć. Po chwili jednak go odłożyłam i spojrzałam na ojca. To jego reakcji bałam się najbardziej.
- Przyjęli mnie do szkoły wojskowej. - Wyjawiłam, nie odrywając wzroku od ojca.
Na jego twarzy w momencie wymalowało się wiele emocji. Strach, gniew, zawód. Spojrzał na, mnie odkładając sztućce. Jakby chciał dodać powagi całej sytuacji.
- Oszalałaś, jeśli myślisz, że cię puszcze. - Oświadczył, a ja poczułam dokładnie to samo ukłócie w sercu co wtedy.
- Tato... - Chciałam się wytłumaczyć, a ojciec już otworzył usta by mi przerwać. Jednak mama go uprzedziła.
- Chociaż jej wysłuchaj. - Poprosiła, a ten średnio zadowolony zamknął usta.
- To moje marzenie. To właśnie chce robić w życiu. Chcę wystąpić do wojska i czuć, że robię coś ważnego. - Wyjaśniłam, jednak to zdało się nie przemawiać do mojego ojca.
- To nie jest bezpieczne. Poza tym masz mylne wyobrażenie o służbie. Gwarantuje, że dwa dni i będziesz chciała wrócić do domu. - Zapewnił, a ja spojrzałam na niego wściekle.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Spytałam może nieco zbyt agresywnie. - Nie możesz wiedzieć, jakie jest moje wyobrażenie o wojsku. Poza tym twoje zaskoczenie mówi wszystko o tym jak dobrze mnie znasz.
- Nie podnoś na mnie głosu. - Upomniał mnie, również nieco się unosząc. - Wojsko to nie miejsce dla kobiet. Nigdzie nie jedziesz. Już postanowiłem.
- Ale dlaczego ty!? - Spytałam i gwałtownie wstałam z miejsca. - To moje życie i ja podejmę decyzję, a ty nie masz nic do gadania! - Wykrzyczałam wściekła.
- Jak ty się zachowujesz?! - Spytał, również wstając z miejsca. - Jestem twoim ojcem i mam prawo podjąć tę decyzję.
- Nie masz do tego żadnego prawa! - Krzyczałam, nie zamierzając się uspokoić. - To moje życie nie twoje! I to ja podejmę decyzję i zmierzę się z ich konsekwencjami!
- Pięknie ją wychowałeś. - Prychnął dziadek. Jak zawsze był ze mnie niezadowolony. Ja jednak do tego przywykłam i już dawno przestałam szukać aprobaty w jego oczach.
- Nie wtrącaj się! - Warkła na niego czym kompletnie go zaskoczyłam. - Żadne z was nigdy mnie nie wspiera! Macie w dupie moje marzenia i plany! Nic o mnie nie wiecie i chcecie mi układać życie według własnego pomysłu! Jednak wiecie co?! Dosyć tego! Pojadę do szkoły wojskowej nieważne czy wam się to podoba, czy nie! Bo to moje cholerne życie, do którego nikt z was nie ma prawa! - Wykrzyczałam, a kilka przedmiotów w moim otoczenie podskoczyło lub się przesunęło.
- Octavia! - Krzyknął mój ojciec, a ja już miałam dosyć.
- Nienawidzę cię! - Wykrzyczałam. - Zawsze bierzesz stronę swojego ojca! Nie zachowujesz się jak dorosły facet a jak mały chłopiec! Kiedy ty zrozumiesz, że on umie tylko niszczyć i nienawidzić! - Uderzyłam dłońmi w stół niesiona złymi emocjami. Moje moce ponownie zadziałały, przesuwając rzeczy na stole. - Mam w dupie waszą opnie! Nigdy nie zrobicie ze mnie marionetki! Będę żyła według własnych zasad nieważne co wam się umani! - Warkłam i wybiegłam z kuchni, czując, że tracę kontrole.
Wspomnienie zniknęło w jasnym rozbłysku światła. To był straszny dzień. Bo to właśnie wtedy poczułam, że moja własna rodzina ma mnie gdzieś. Wtedy wyrzuciłam z siebie wszystkie negatywne emocje, które kryły się we mnie przez lata.
Ponownie stanęłam w bibliotece i kolejna książka spadła mi do rąk. Czyli to jeszcze nie koniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top