𝚇𝚅𝙸𝙸
Kiedy leki zaczęły działać, udałam się do kuchni. Ku mojemu niezadowolenie siedziała tam cała rodzinka. Bez słowa zajęłam swoje miejsce i spojrzałam na ojca, ciekawa tego co ma mi do powiedzenia. On jednak milczał, a ja szybko zorientowałam się o co chodzi. Cierpliwie wyczekałam aż służące rozniosą jedzenie. Na szczęście uwinęły się z tym sprawnie, a ja mogłam w końcu dowiedzieć się o co chodzi. Chociaż tak naprawdę się domyślałam.
- Wyjeżdżamy na kilka dni do Waszyngtonu. - Oświadczył ojciec, a ja skinęłam głową. - Zostaniesz sama z Kalipso. Tylko pytanie, czy poradzicie sobie sami? - Zwrócił się do naszej dwójki, a mój młodszy brat westchnął cicho.
- Nie rób już ze mnie takiego nieporadnego bachora. - Poprosił Kalipso, przenosząc wzrok na swój talerz.
- A ze mnie takiej kaleki. Wyjechałam, mając osiemnaście lat i sobie poradziłam. A to, że teraz jestem nie do końca sprawna, nic nie zmienia. - Zapewniłam, patrząc na ojca bardzo pewnie. - Na pewno poradzimy sobie kilka dni sami. Poza tym ty nie byłbyś sobą, gdybyś czasem kogoś na nas nie nasłał. - Oświadczyłam, mieszając widelcem w jedzeniu.
- Mimo wszystko ty Kalipso masz piętnaście lat, a w tym wieku jest się skrajnie nieodpowiedzialnym. A ty Octavio. - Zwrócił się do mnie, jednak nie dane było mu dokończyć.
- Już dałaś popis swojej odpowiedzialności, czego dowodem są Twoje nogi. - Stwierdził Nired, a ja spojrzałam na niego zduszajac w sobie rządzę mordu. - Podjęłaś w swoim życiu masę durnych decyzji. I gdyby nie one nadal byłabyś sprawna i teraz prowadziłaby dobre życie.
- Dobre życie? - Spytałam, patrząc na niego wściekła. - Co mąż? Piątka dzieci? Dlaczego do ciebie nie dociera, że to nie jest życie o jakim marzyłam, mając osiemnaście lat. Chciałam trochę pożyć.
- I jak to się dla ciebie skończyło? - Spytał z wyraźną wyższością. - Skończyłaś jako inwalidką już bez jakiejkolwiek przyszłości.
- Zapewniam, że skreśliłeś mnie nieco zbyt szybko. - Oświadczyłam, wracając do jedzenie nie chcąc się dłużej denerwować.
- Bo niby co jeszcze może się zmienić? Twój stan zdrowia lepszy już nie będzie. A i tak w tej chwili niewiele możesz. Straciłaś wilka, który był twoja najmocniejsza częścią. Wampirze moce też odpadają a o mentalnych, to nawet nie ma co śnić, że je opanujesz. Twoje życie to w tej chwili wstawanie rano bez chęci do czegokolwiwk i wmawianie sobie celu, którego nie masz. - Oznajmił, patrząc mi prosto w oczy. - Czy naprawdę bycie żoną i matką wydaje się przy tym takie straszne.
- Wiesz co? Tak. A wiesz dlaczego? - Spytałam, chociaż nie dałam mu czasu na odpowiedź. - Bo tego naprawdę chciałam. Chociaż przez krótki moment robić to, co naprawdę kocham i czuć się kimś ważnym. Chciałam iść własną drogą, która teraz może wydawać się skończona. Jednak ja stoję tylko na rozwidleniu. I muszę po prostu wybrać, co będzie dalej. - Zapewniłam, patrząc na niego ostro. - I jeśli chciałeś, bym się teraz popłakała i przyznała Ci rację, byś mógł poczuć się lepiej to bardzo cię rozczaruje bo nie zamierzam tego zrobić. Zbyt wiele razy już przejęłam się twoją opinią, która nigdy nie będzie dla mnie przychylna.
Początkowo wyglądał na zszokowanego. Jednak później ten szok przerodził się w irytację. Pewnie powinno mnie to zmartwić. Jednak nikt nawet on nie ma prawa zarzucać mi, że przez postrzał jestem nic niewarta.
Wróciłam do jedzenia licząc, że reszta kolacji minie nam w milczeniu. Już wystarczająco się zirytowałam. I nie chciałam, by było jeszcze gorzej. Miałam dosyć jego wiecznego niezadowolenia i obrażania mojej osoby. Zawsze było coś nie tak. Kiedyś bardzo się tym przejmowałam. Jednak z perspektywy czasu widzę, że jego nie zadowala nikt, kto robi cokolwiek po swojemu. Zawsze wszystko musi być tak jak on sobie wymyśli, nie ma innej możliwości. Niestety zapomniał, że nie może rządzić wszystkimi. A niestety chyba takie ma wrażenie.
- Poradzą sobie. - Zapewnił Heron, przerywając chwilę ciszy. - Mimo tego, co ci się wydaje, oboje dadzą sobie świetnie radę.
- Miejmy taką nadzieje. - Oświadczył, ojciec bacznie nam się przyglądając.
Wiedziałam, że jest zły. Jednak nie miałam pojęcia na kogo. Chociaż fakt, że jeszcze mnie nie upomniał wskazywał raczej na to, iż jest wkurzony na swojego ojca, a nie na mnie. Mój ojciec jest potężny. Ma niesamowitą władzę i cieszy się ogromnym szacunkiem. Jednak ma jedną słabość. I taką słabością jest właśnie Nired. Nigdy mu się nie stawia ani nawet nie zwraca mu uwagi. Jakby nadal był tym małym chłopcem, który słucha taty, by nie dostać kary.
Po zakończeniu posiłku służba przyszłaby zebrać talerze. Emma, czyli ta Blondynka od szklanki jak ja to kiedyś ją nazywałam podeszła do mnie i zaczęła zbierać talerze, szklanki i inne takie. W międzyczasie jakby próbowała mi coś pokazać. Nie koniecznie rozumiałam o co chodziło, więc wpadłam na pewien pomysł. Niby niechcący zrzuciłam widelec.
- Cholera. - Sykłam i się po niego schyliłam, chociaż Emma zrobiła to samo.
Kobieta wskazała na moją kostkę, po której sączyła się krew. Podała mi chusteczkę, a ja szybko ja zmykam patrząc na nią z wdzięcznością. Blondynka posłała mi lekki uśmiech i zgarnęła widelec, szybkim krokiem opuszczając pomieszczenie.
Kątem oka spojrzałam na wampira, który patrzał na mnie z dezaprobatą. Westchnęłam cicho, kolejny raz spoglądając na kostkę. Wolałam by nikt tego nie zobaczył, dlatego wstałam od stołu.
- Ja już pójdę do siebie. - Oświadczyłam, kierując się w stronę wyjścia. - Dobranoc. - Dodałam, opuszczając kuchnie.
Weszłam do pokoju i od razu usiadłam na łóżko. Zdjęłam z ziemię szyny i spodnie. Okazało się, że to, co pomagało mi chodzić otarło mnie aż do krwi. Na szczęście była to tylko jedno miejsce dosyć nisko na nodze. Przez chwilę myślałem co z tym zrobić i szybko doszłam do wniosku, że szybko sobie z tym poradzę.
Na nowo się ubrałam i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybką kąpiel. Umyłam włosy i zęby, po czym wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i wysmarowałam nogi kremem. Nie mam pojęcia czy to coś da, ale będę się łudzić. Miejsce przetargów do krwi zakleiłam opatrunkiem. Rano owinę nogi bandażami w ramach dodatkowej ochrony i będzie po problemie. Na, a przynajmniej taką mam nadzieję. Naprawdę nie chce rezygnować z jedynego sposobu, bym mogła chodzić. To dla mnie bardzo ważne i nie chce tego stracić.
Kiedy uznałam, że już więcej nie jestem w stanie zrobić, rozłożyłam się na łóżku i stwierdziłam, że obejrzę jakiś film. Nie było jeszcze tak późno i musiałam czymś zająć swój wolny czas. Może jednak Nired miał rację?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top