Rozdział 5

Gdyby ktoś miał zapytać Levia o jeden jedyny powód, dla którego nie lubił swojej roboty, to byłaby to właśnie konieczność uczestniczenia w takich szopkach, jak ta dzisiaj. 

Uroczysty bankiet, organizowany właśnie w ich mieście co pół roku przyciągał największych właścicieli korporacji z całego świata. Wychuchane, wyprostowane do granic możliwości kręgosłupa towarzystwo kręciło się po sali, specjalnie wynajętej na tę okazję. Jak okiem sięgnąć wszędzie było widać drogie suknie oraz garnitury, a wypielęgnowane dłonie trzymały kryształowe kieliszki wypełnione zapewne cholernie drogim szampanem. 

W rzeczywistości jednak to wrażenie było zupełnie mylne. Wszystko było na pokaz, jako przykrywka dla spotkania szefów karteli narkotykowych z całego kraju, albo i nawet zza granicy. Sala wypełniona sztucznym śmiechem i przepełnionymi jadem spojrzeniami prędzej przypominała grotę pełną węży, aniżeli zgromadzenie właścicieli firm zarządzających nieruchomościami. 

Powód tych spotkań był bardzo prosty - jak lepiej poznać wrogie zamiary przeciwnika lub wręcz przeciwnie, zawrzeć sojusze, jak nie na właśnie takim bankiecie? Ackermann i Smith właśnie na jednym z takich spotkań dogadali się i do tej pory współpracowali jak dobrze naoliwiona maszyna, przynosząca o wiele większe zyski niż dotychczas. 

Jakkolwiek te wymuskane, błyszczące i do porzygu pachnące drogimi perfumami spotkania słuszne by nie były, nie zmieniało to niechęci Ackermanna względem nich. W przeciwieństwie oczywiście do Erwina, który zdawał się czuć jak ryba w wodzie od samego przekroczenia progu pomieszczenia. 

A byli tu już od godziny. 

- Mam nadzieję, że ten chuj raczy się zjawić dzisiaj - powiedział Levi przyjmując kieliszek szampana od kelnera, który ich właśnie mijał - Chętnie zamienię z nim parę słów. 

Miał przez to na myśli snajpera, z którym musiał wyjaśnić sobie co nie co. Po tym czego się dowiedzieli, uzgodnili, że rodzeństwem Jeager zajmą się po połowie. Erwin w bardziej dyplomatyczny sposób wybada dokładniejsze zamiary Zeke’a, a Levi no cóż…

W trochę mniej dyplomatyczny sposób rozmówi się z Erenem, którego miał nadzieję dzisiaj zobaczyć. Było jednak duże prawdopodobieństwo, że ten się nie zjawi, ze względu na chęć utrzymania swojej tożsamości w tajemnicy. Prawda była taka, że gdyby nie kamery pod mieszkaniem Ackermanna, nadal nie dowiedzieliby się kim jest tajemniczy strzelec. 

Minęły równo dwa tygodnie, odkąd widział go po raz ostatni. Zielone oczy prześladowały go, choć sam starał się za dużo o nich nie myśleć. Wybitny snajper, płatny zabójca z tego co widział i słyszał, również profesjonalista w swoim fachu. Musiałby skłamać gdyby powiedział, że te dni pełne ciszy nie napawały go niepokojem. Gotów był stwierdzić, że w końcu trafił swój na swego, choć nie napawało go to optymizmem. 

- Zeke niedługo powinien się zjawić - odezwal się Erwin, wkładając lewą dłoń do kieszeni garnituru - A jak tylko to zrobi, spróbuję wyciągnąć od niego trochę informacji. 

Czarnowłosy upił łyka alkoholu kiwając głową. 

- Nie wie, że my wiemy, więc to pewne, że z czymś się wyda. - powiedział, przeklinając pod nosem - Nim się zorientuje na pewno coś sypnie. 

- Do tego właśnie zmierzałem - potwierdził blondyn wyciagając w jego kierunku palec wskazujący - Tobie zostawiam sprawę Erena. Tylko posprzątaj po sobie, jakby co. 

Niższy prychnął pod nosem wywracając oczami. 

- Nie traktuj mnie jak kundla na smyczy, chwila moment i będzie po sprawie - powiedział, a szampan zakołysał się pod wpływem irytacji z jaką brunet machnął ręką - Zaraz potem zmywam się z tego miejsca. 

Istotnie taki miał plan. Wyciągnąć Erena z tłumu i po cichu pozbyć się, aby ten nie stwarzał więcej problemów. Zadanie wydawało się być proste, jedyne czego potrzebował, to obecności szatyna razem ze swoim bratem okularnikiem. 

Który nadal jak na złość się nie pojawił. 

Kiedy już brunet był na granicy własnej cierpliwości, niespodziewanie drzwi od sali bankietowej stanęły otworem, a do pomieszczenia wkroczył dobrze zbudowany, brodaty blondyn. Jego bystre niebieskie spojrzenie patrzyło na każdą osobę po kolei zza szklanych okularów, a długi czarny płaszcz, który miał na sobie wisiał mu rozpięty na ramionach. 

O wilku mowa. 

- Zobaczymy co ma do powiedzenia - mruknął Erwin, nim dopił resztę alkoholu, która znajdowała się w kieliszku - Zaraz wracam. 

Levi został sam, a zamieszanie które wywołało pojawienie się Zeke’a Jeagera zaczynało być dla niego nie do zniesienia. Z tego powodu ruszył w kierunku wyjścia na zewnątrz, by móc zapalić, zapominając kompletnie o tym, że miał wypatrywać wśród tłumu młodego snajpera. 

W pewnym momencie jednak poczuł jak ktoś szturcha go ramieniem, na tyle mocno, że kwestia tego czy było to działanie specjalne była oczywista. Natychmiast odwrócił się, a jego oczom ukazała się dość wysoka postać w ciemnej marynarce, która przyspieszonym krokiem zmierzała prawdopodobnie do wyjścia na korytarz. Levi zmarszczył brwi, a kiedy zobaczył brązowe włosy spięte w niechlujny kok od razu rozpoznał kim był mężczyzna. 

A więc jednak się zjawił? 

Szatyn dotarł do tylnego wyjścia z sali cały czas będąc mierzony czujnym spojrzeniem kobaltowych oczu. Niespodziewanie odwrócił się jednak przodem do wnętrza, od razu odnajdując Ackermanna wzrokiem. Dzieliło ich może dwadzieścia metrów, a brunet i tak bez problemu dostrzegł cwany uśmieszek i oczko które posłał mu młodszy. Chwilę później nacisnął klamkę i wyszedł. 

Brunet nie zastanawiał się długo. Natychmiast ruszył za nim, upewniając się, że za paskiem nadal miał swoją broń. Przeciskał się przez tłum ludzi, póki z ulgą wyszedł na niemal pusty korytarz. Jedyne kogo widział w zasięgu wzroku to dwójkę mężczyzn palących papierosy oraz kobietę rozmawiającą przez telefon. Rozejrzał się, a po chwili jego oczom ukazał się zielonooki, który stał oparty plecami tuż koło wejścia do łazienki. Kiedy spostrzegł, że Ackermann jednak udał się za nim, uśmiechnął się ponownie i zniknął za jej drzwiami. 

Mężczyzna widząc to miał ochotę wywrócić oczami, lecz powstrzymał się przybierając maskę powagi. Spokojnym krokiem również udał się w tamtym kierunku, wchodząc po chwili do pomieszczenia. 

Toaleta była publiczna, podzielona na trzy kabiny i cztery pisuary. Bliżej drzwi znajdowały się trzy umywalki, przy których stał szatyn myjąc ręce jakby nigdy nic. Levi po cichu oparł się o ścianę za nim widząc w odbiciu lustrzanym zarówno swoją jak i jego twarz. Poczuł w głębi duszy cień chorej satysfakcji, kiedy dojrzał się pod zielonym okiem żółty siniak. Zapewne pamiątka o ich małym starciu. 

Kiedy cisza zaczęła się przedłużać postanowił się w końcu odezwać. 

- A więc Jeager, tak? 

Eren wzruszył ramionami zakręcając wodę w kranie. 

- Zależy w jakim kontekście pada pytanie. - Po otrzepaniu z dłoni kropel wody odwrócił się do mężczyzny przodem. - Obawiam się jednak, że niezależnie od tego, odpowiedź zawsze będzie ta sama. Więc tak, Jeager, zgadza się. 

Brunet obserwował go uważnie zauważając, że ten świetnie się bawi zaistniałą sytuacją. Mając cały czas rozbawione spojrzenie podszedł do niższego mężczyzny niespodziewanie blisko. Jedyne jednak co zrobił to wyciągnął dwa listki papierowego ręcznika z podajnika tuż obok ramienia starszego. Zaraz potem cofnął się do tyłu i oparł pośladkami o rząd umywalek. Levi zacisnął palce na zimnym metalu spluwy za plecami. 

- Nie powinieneś trzymać się od takich bankietów z daleka? - zapytał, unosząc brew - Z tego co wiem, nie zapewniają one anonimowości. 

- Nie jestem tu oficjalnie - padła odpowiedź, a chwilę potem Eren wyrzucił zmiętolony kawałek papieru do kosza po swojej prawej stronie. Wyprostował się i założył ręce na klatce piersiowej. - Zeke nie ma pojęcia, że tu jestem i mam nadzieję, że tak zostanie, panie Ackermann. 

Czarnowłosy w tym momencie dostrzegł swoją szansę. Wysunął zza paska broń, lecz ledwo lufa otarła się o jego lędźwie, a przed oczami mignęła mu zupełnie inny, obcy gnat wyposażony w tłumik. Eren przycisnął go do klatki piersiowej niższego mężczyzny, samemu unosząc jedną brew do góry. 

- Nie radzę, panie Ackermann. - powiedział od razu, kiedy Levi chciał się odezwać. Mierzyli się wzrokiem przez kolejne parę sekund - Z całym szacunkiem, ale nadal mam na pana zlecenie. 

Kobaltowe spojrzenie nadal było beznamiętne, choć brunet musiał przyznać, że sytuacja, w której się znalazł wcale mu się nie podobała. Na ironiczny ton bruneta wywrócił jedynie oczami, postanawiając kupić sobie czas pogawędką z szatynem. 

- Daruj sobie, te tytuły. I tak dobrze wiemy, że masz je w dupie. 

W odpowiedzi Eren uśmiechnął się jedynie i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń. 

- W takim razie Levi… - przeciągnął jego imię, smakując je w ustach, co tylko jeszcze bardziej zirytowało starszego - Oddaj mi broń. 

Uniesiona brew była jedynym ruchem jaki brunet wykonał. Po chwili dołączyło do niego ciche prychnięcie. 

- I co? Tak po prostu mnie zabijesz? 

Badawczy wzrok zielonych oczu prześlizgnął się po jego twarzy, w końcu zatrzymując się z powrotem na oczach. W końcu uśmiechnął się lekko, rozluźniając się i wsadzając drugą dłoń do kieszeni garnituru. 

- A nad tym to się jeszcze zastanawiam - wypalił nagle, co wywołało u Levia poczucie niezrozumienia. 

- W co ty grasz, Jeager? - zapytał, a wtedy Eren uniósł do góry jedną brew zaciekawiony.  

- A dlaczego miałbym odpowiedzieć ci na to pytanie? 

- Bo cię ładnie, kurwa, proszę. - rzucił ironicznie, po czym dodał - Nie wydajesz się zbytnio zobowiązany wobec brata.

Zielonooki nie odrywał spojrzenia od twarzy bruneta. W końcu jednak westchnął odwracając głowę w bok, a pistolet opadł lekko w dół nie stwarzając większego zagrożenia dla trzewi Ackermanna. Co innego nogi, ale to już inne kwestia. 

- Słuchaj, jakkolwiek to nie wygląda, to nie jest tak, że jestem do niego ciągle przyklejony. Znam go tak naprawde niewiele lepiej od ciebie. 

- Dorastaliście razem. - stwierdził trafnie niższy. 

Jeager pokiwał głową. 

- Zgadza się, ale ledwie do dwunastego roku życia. 

To była prawda, w dodatku Eren do tej pory pamiętał jak bardzo Zeke go nienawidził w tamtym okresie. Z bardzo prostego powodu: mianowicie oboje mieli inne matki. Grisha, ich ojciec, po śmierci matki Zeke’a związał się z nowa kobietą, która niedługo potem dała mu syna. 

Jak wiadomo w takich sytuacjach, starszy Jeager poczuł się odrzucony i zaczął gardzić Erenem. Nie żeby ten miał mu to za złe, byli w końcu dziećmi, nawet śmiałby się z tego teraz. Gdyby nie fakt, że po tym jak któregoś dnia Grisha i Carla zostali zastrzeleni przez wrogi kartel narkotykowy, Zeke przejął interes po ojcu i wyjechał zostawiając zielonookiego dwunastolatka samemu sobie jak psa, który tylko plącze się pod nogami. 

Choć nie wracali do tego teraz, to i tak uraz pozostał, a ta sytuacja wisiała nad nimi niczym temat tabu. 

- Powiem ci tak. - odezwał się w końcu wyrywając z nieprzyjemnych wspomnień. Schował gnata ponownie pod marynarką, co tylko zaskoczyło mężczyznę przed nim - Ja do ciebie absolutnie nic nie mam. Nie ukrywam jednak, że za twoją głowę mój kochany braciszek jest gotowy mi zapłacić naprawdę pokaźną sumkę. 

Levi prychnął, przekręcając głowę w bok. Na razie również postanowił nie wyjmować broni. Jeśli dobrze pójdzie, to może dowie się jeszcze czegoś ciekawego.   

- Aż tak mu wierzysz, że jest gotów zapłacić grube miliony za moje zabójstwo? - zadał pytanie, po czym pstryknął palcami -  Bo strzelam, że o takiej stawce tutaj mówimy. 

- Tu nie chodzi o wiarę, a o interesy - zaprzeczył szatyn marszcząc brwi w irytacji - A zapewniam cię, że Zeke o swój biznes dba jak nikt. A tak się składa, że ty w nim nie pasujesz. 

Ackermann przypomniał sobie, że już to słyszał od wielu innych osób na tym cholernym bankiecie. Miał wrażenie, że Zeke Jeager robi wokół siebie sztuczny szum, byle wzbudzić szacunek, na który nie zasługiwał. I widocznie dobrze mu to wychodziło skoro nawet jego młodszy brat w to uwierzył, a wyglądało na to, że nie należeli do kochającego się rodzeństwa. 

Czarnowłosy bez słowa po prostu podwinął rękawy śnieżnobiałej koszuli którą miał na sobie. Miał już dość zarówno tego dnia, jak i tego głupiego przyjęcia. Miał ochotę zapalić papierosa, ale kiedy zorientował się, że fajki zostawił w kieszeni marynarki znajdującej się aktualnie na sali, przeklął pod nosem. 

Eren natomiast bez słowa przyglądał się ruchom, jakie wykonywał mężczyzna, czując, że zdenerwowania powoli opuszcza jego organizm. Kiedy jego oczom ukazały się umięśnione przedramiona Ackermanna na twarz wrócił mu psotliwy uśmiech. 

- Cokolwiek jednak nie zrobiłeś, mam wrażenie, że nadepnąłeś mojemu bratu na odcisk. - powiedział młodszy, po czym podszedł dwa kroki bliżej do mężczyzny - A to mi się akurat podoba. 

Levi natychmiast wyczuł zmianę nastroju. Wyprostował się pewnie, cały czas mając się na baczności, gdyby to była kolejna sztuczka Jeagera. Chcąc ostudzić jego zapał, zadał pytanie, które od jakiegoś czasu chodziło mu po głowie: 

- Od kiedy pracujesz dla Zeke’a? Bo chyba dopiero od niedawna? 

Eren zatrzymał się wpół kroku, zdejmując uśmiech z ust. Uważnym spojrzeniem wpatrywał się w bruneta. Myślał jak wiele może mu powiedzieć, a ile powinien zatrzymać dla siebie. Westchnął i włożył dłonie do kieszeni spodni. 

- To prawda.. - zaczął niepewnie, cały czas ostrożnie dobierając słowa. - Wcześniej przyjmowałem zlecenia na południu. Mniej polityki wśród mafiozów, to bardzo ułatwia pracę. Płacą ci, zabijasz kogo trzeba i nie mieszasz się w biznes. Odkąd tu przyjechałem, mam wrażenie, że wdepnąłem w niezłe gówno zawierając umowę z Zeke’iem. 

W tym momencie sugestywnie spojrzał w oczy Ackermanna, który kiwnął głową słysząc odpowiedź. 

- Domyślam się, że Kirstein to twoja sprawka? 

Wyższy wzruszył ramionami, jakby starając się przypomnieć nazwisko z pamięci. W końcu widocznie mu się udało, bo po chwili kiwnął głową. 

- Według brata, ten gość za bardzo panoszył się na jego terenie. Ale muszę przyznać, że dostałem za niego niezbyt dużo. - przerwał na sekundę, po czym wrócił spojrzeniem do kobaltowych oczu - Za to za ciebie, złotko, to co innego. Widocznie, ty go bardziej uwierasz niż tamten przychlast. 

Czyli tak jak podejrzewał. Zeke za pomocą brata pozbywał się po kolei wszystkich sprzedawców począwszy od północy. Skubany zaczął się za to brać akurat w momencie, kiedy mieli wejść z Tytanem. 

Teraz jednak interesowała go inna rzecz. Uważnie przyglądał się zielonym oczom, które bez wahania ten wlepiał w jego osobę. 

- Myślisz, że to rozsądne rozpowiadać takie informacje na prawo i lewo? 

On i tak już o wszystkim wiedział, ale był ciekaw, dlaczego szatyn miał w tak głębokim poważaniu tajność informacji odnośnie własnego brata. 

- Niech Zeke się tym martwi. - odparł Eren - Nie mam absolutnie żadnych zobowiązań co do niego i jego organizacji. Mnie interesuje tylko zapłata i możliwe korzyści z niej płynące. 

To powiedziawszy ponownie podszedł o kilka kroków bliżej czarnowłosego, który widząc jego poczynania, podniósł rękę i oparł dłoń na jego klatce piersiowej. Szatyn zatrzymał się kilkadziesiąt centymetrów od Ackermanna wyraźnie nad nim górując. Levi zadarł głowę do góry. 

- Czy mi się wydaje, czy miałeś mnie przypadkiem zabić, a nie podrywać? 

Mały uśmiech pojawił się na przystojnej twarzy Jeagera, a po chwili przekrzywił również głowę w bok przypatrując się twarzy mężczyzny. 

- Powiedzmy, że mogę zawiesić zlecenie na pewien… czas - to powiedziawszy spojrzał na wąskie usta bruneta, a po chwili widząc świeżo zasklepione rozcięcie na dolnej wardze, podniósł do góry prawą dłoń i delikatnie przejechał kciukiem po zranionym miejscu. - Widzę, że ślad po mnie pozostał. 

Ackermann odtrącił rękę Jeagera, mierząc go zdenerwowanym wzrokiem. 

- Zaraz ty będziesz miał kolejne ślady, jak jeszcze raz położysz na mnie swoje brudne łapska. 

Eren nie wydawał się być wzruszony oschłym tonem, jakim został obdarzony. Zamiast tego przegryzł dolną wargę nie spuszczając wzroku z bruneta. 

- To chyba miała być groźba, a powiem ci, że zabrzmiało nad wyraz sugestywnie. - W tej chwili Levi chciał zabrać dłoń z jego klatki piersiowej, która nie wiedzieć czemu, cały czas się na niej znajdowała. Nim jednak zdążył to zrobić, Eren wyczuł jego zamiar. Sam położył swoją dłoń na tej jego, a następnie przyciągnął ją do ust, składając na niej delikatny pocałunek. Zaskoczony tym gestem czarnowłosy nie odezwał się ani słowem, rozchylając lekko usta. Zesztywniał, kiedy czuł na sobie przeszywające spojrzenie zielonych tęczówek. Przed oczami stanęła mu sytuacja ledwie sprzed tygodnia, kiedy pierwszy raz zobaczył tę zieleń pod kapturem czarnej bluzy. W jednej chwili przypomniał sobie kim jest mężczyzna stojący przed nim. 

Z tą myślą ocknął się, wyrywając z uścisku dłoń. Zdenerwowany poczuł jak policzki go pieką z powodu tej chwili słabości jak i zdenerwowania na siebie samego zaistniałą sytuacją. 

- Oi, co ty… - zaczął oburzony, jednak w tej samej chwili Eren nie chcąc dłużej czekać wpił się w wąskie usta mężczyzny przerywając mu wypowiedź. 

Levi otworzył szeroko oczy, nie wiedząc w pierwszej chwili co się dzieje. Jedyne co był w stanie stwierdzić, to fakt, że gest wbrew pozorom był całkiem delikatny. Sam nie wiedział czego się spodziewał po takim pocałunku, ale nie sądził, że będzie on… czuły? 

Kiedy jednak dotarło do niego czyje wargi były właśnie przyciśnięte do tych jego, natychmiast odepchnął od siebie szatyna. Iskry złości zatańczyły w jego kobaltowych oczach, kiedy przedramieniem wytarł usta. Mierzył zirytowanym spojrzeniem Jeagera, który tylko z rozbawieniem przejechał czubkiem języka po dolnej wardze. 

- Zabiję cię za to. - warknął Ackermann w kilku krokach podchodząc do młodszego. 

Ten jedynie uśmiechnął się szerzej, ponownie przechylając głowę w bok. 

- Ciekawy dobór słów, nie sądzisz? 

Levi zacisnął dłonie w pięści, mierząc go wściekłym wzrokiem. 

- Ty wkurwiający szczylu…

Nie sądził, że był w stanie to zrobić, a jednak zrobił. Nim zdążył pomyśleć, złapał za rozpięty kołnierzyk koszuli Jeagera, po czym jednym ruchem przyciągnął go w dół, ponownie łącząc ich usta. 

Zaskoczony, lecz nie mniej zadowolony z obrotu spraw długowłosy chętnie oddał pocałunek, który w przeciwieństwie do wcześniejszego miał o wiele więcej gwałtowności w sobie niż delikatności. 

Nie żeby któremukolwiek to przeszkadzało. 

Levi rozchylił wargi i z pasją, o którą nigdy siebie nie posądzał, całował pełne usta zielonookiego. Wsunął drugą dłoń w brązowe włosy i pchnął ich po omacku na ścianę. Eren uderzył plecami w twardą powierzchnię, a dreszcz podniecenia przeszedł go wzdłuż kręgosłupa. Ułożył dłonie na smukłej talii, przyciskając niższego jeszcze bliżej siebie, chcąc poczuć go całym swoim ciałem. 

Kiedy w grę weszły również języki oboje wydali z siebie cichy pomruk zadowolenia. Jeager przesunął swoje dłonie najpierw na biodra, a następnie na uda niższego, podnosząc stanowczo jedno z nich do góry. Ackermann przeniósł uścisk z koszuli na jego kark, a uda instynktownie owinął wokół jego bioder, kiedy poczuł, że jest unoszony. Silne ramiona przytrzymały go w górze, a jedna z dużych dłoni wylądowała na lewym pośladku. 

Oderwali się od siebie, nabierając powietrza i spojrzeli sobie nawzajem w oczy. Widać w nich było przede wszystkim podniecenie i pewność. 

Pewność, że to co właśnie robią było cholernie głupie, ale mimo to nie chcieli przerywać, w obawie przed wybuchem z powodu unoszącego się w powietrzu pożądania. 

Ich usta ponownie się zderzyły, a Eren postanowił się w końcu ruszyć z miejsca. Wszedł z mężczyzną na rękach bez zastanowienia do pierwszej kabiny, przymykając lekko drzwi. Natychmiast przycisnął Levia do jednej z jej ścianek, dzięki czemu jego ramiona mogły trochę odpocząć. Sapnął, po czym przegryzł dolną wargę bruneta, który na ten gest syknął i pociągnął szatyna za kosmyki długich włosów. 

Młodszy oderwał się od mężczyzny, kiedy poczuł na wargach i języku metaliczny smak. Zobaczył jak świeżo zasklepione zacięcie, które sam mu zafundował właśnie na nowo się otworzyło. Cienka strużka krwi spływała powoli po brodzie czarnowłosego, który starał się unormować przyspieszony oddech. 

- No i zobacz… co narobiłeś - szepnął Levi, zaczynając lewą ręką masować tył głowy szatyna. 

Eren nie odrywając rozpalonego spojrzenia od kochanka, wysunął język i powolnym ruchem przejechał nim po krwistym śladzie. Pod wpływem gorącego języka na swojej skórze, Ackermann westchnął cicho, odchylając głowę do tyłu. Jak się okazało Jeager nie oszczędził również dolnej wargi, której poświęcił wyjątkowo dużo uwagi.  

Jak tylko odsunął się od niego, niższy chcąc ukryć swoją wcześniejszą reakcję, prychnął cicho pod nosem.

- Obrzydliwe. 

Szatyn słysząc to, poprawił mężczyznę na rękach i mocniej przycisnął go do ścianki kabiny. Broń, która cały czas znajdowała się za paskiem spodni Ackermanna nieprzyjemnie wbiła mu się w kręgosłup. Zielonooki jedną dłonią ścisnął jego pośladek i nachylił się do zaczerwienionego ucha. 

- Podoba ci się. - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie, po którym jego usta znalazły sobie miejsce na bladej szyi. Jej właściciel mruknął coś jedynie w odpowiedzi. 

Oboje poczuli, że wokół robi się niebezpiecznie gorąco. Zwinne palce starszego zaczęły niecierpliwie zsuwać granatową marynarkę z ramion Erena, kiedy niespodziewanie do uszu obojga dotarł przytłumiony głos rozmowy. 

Jako pierwszy opamiętał się Jeager, odrywając się od ust ciemnowłosego. Wtedy i on zorientował się, że coś jest nie tak. Błyskawicznie odzyskując przytomność umysłu, w ostatniej chwili domknął drzwi kabiny, jednak zasuwkę zostawił za swoim miejscu. W tej samej chwili usłyszeli jak do łazienki wchodzi jakiś mężczyzna. Po szmerach, które również dotarły do ich uszu oboje doszli do wniosku, że musiał on rozmawiać z kimś przez telefon. 

- Teraz możesz mówić.

Oboje zastygli w bezruchu od razu rozpoznając do kogo należy głos. Starali się jak najszybciej unormować przyspieszone oddechy, żeby tylko nie zostać usłyszanym. 

- Wiem o tym. Myślisz, że dlaczego ja tutaj jestem? - pytanie widocznie było retoryczne, bo już po chwili Zeke sam sobie na nie odpowiedział. - Plotki jednak są prawdziwe. Smith i Ackermann naprawdę mają nowy towar w zanadrzu, a ja już wiem, że działania które podjąłem były słuszne. 

Eren spojrzał na Levia, który uparcie wbijał wzrok w szare drzwi kabiny. 

Głos po drugiej stronie słuchawki znowu zaczął coś mówić, a blondyn zaczął spacerować się po pomieszczeniu. 

- Eren miał się nim zająć. Coś kiepsko mu to na razie idzie, ale obiecałem mu sporą sumkę za tę robotę. Mam nadzieję, że niedługo będzie po problemie. 

Irytacja wzrosła w brunecie w jednej chwili, jednak nadal w ciszy przysłuchiwał się wymianie zdań z zimną obojętnością na twarzy. 

- Żartujesz? Nie mam zamiaru płacić mu ani złotówki. 

Eren poczuł jak krew zastyga mu w żyłach. Teraz to on ignorował spojrzenie kobaltowych oczu, które wylądowało na nim w tej samej chwili. Zmarszczył brwi, dalej przysłuchując się romowie. 

- Jak tylko da mi znać, że wykonał zadanie, zwinę się z całym interesem na południe. Nawet nie zdąży mnie na pożegnanie w dupę pocałować. Stamtąd będę wszystkim kierował. 

Jeager zacisnął szczęki, czując jak wściekłość ogarnia całe jego ciało. Zielone oczy w jednej chwili stały się zimne i bezwzględne. Levi sam był zaskoczony tym co usłyszał, a kiedy zobaczył na własne oczy jak w jednej chwili z pyskatego gówniarza, Eren zmienia się w beznamiętnego zabójcę, był w stanie uwierzyć, że on również się tego nie spodziewał. 

- Zapewniam cię, że do tego czasu nie będzie żyć. - odezwał się ponownie Zeke po chwili wybuchając śmiechem - Ja? Jego? To tylko głupi gówniarz, który wykonuje za mnie brudną robotę. Nie mam powodu, żeby się go bać. Poza tym, już ci mówiłem: Reiner ma się nim zająć. 

Słyszeli jak niebieskooki zbliża się do wyjścia. 

- Zaufaj mi, przyjacielu. Wiem co robię. 

Sekundę potem słychać było odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. W łazience zapadła cisza, a kiedy oboje upewnili się, że faktycznie nikogo w niej nie było, zaczęli ponownie normalnie oddychać. 

Eren postawił Levia na podłodze. Choć ręce go bolały niemiłosiernie od dźwigania mężczyzny przez tak długi czas, zignorował to. Cały czas starał się opanować złość, która owładnęła go po usłyszeniu rozmowy sprzed chwili. 

Brunet zaplótł ręce na klatce piersiowej i odchrząknął zwracając na siebie uwagę wyższego. 

- Faktycznie, twój brat dba i interesy jak nikt - poprawił włosy, a następnie uniósł brew do góry - O rodzinę najwyraźniej też. 

Jeager zacisnął dłonie w pięści, odwracając wzrok. Levi widział jak ten zastanawia się nad czymś pieczołowicie. Kiedy po kolejnych dwóch minutach się nie odezwał, wywrócił oczami i pchnął drzwi kabiny, wychodząc z niej jako pierwszy. Podszedł do umywalki i spojrzał z swoje odbicie, które nie przedstawiało go najlepiej. 

Z wygniecioną koszulą, lekko zaczerwienionymi polczkami, włosami odstającymi we wszystkie strony i czerwoną od resztek krwi wargą wyglądał co najmniej jak gówno. 

Mruknął niezadowolony pod nosem i przepłukał twarz zimną wodą. W miarę możliwości ułożył ciemne włosy i wygładził koszulę. Gdy stwierdził, że lepiej już na pewno nie będzie, odwrócił się przodem do Erena, który w międzyczasie stanął za nim dokładnie w miejscu, gdzie stał przedtem starszy. Nadal się nie odzywał. 

- Więc co zamierzasz? - zapytał w końcu, chowając dłonie do kieszeni w spodniach i opierając się tyłkiem o umywalkę. 

Szatyn dopiero teraz zdawał się ocknąć, bo spojrzał bardziej przytomnym, a jednak nadal nabuzowanym spojrzeniem w kobaltowe oczy. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, zanim zielonooki, postanowił się odezwać, pierwszy raz odkąd pomieszczenie opuścił jego brat. 

- Chyba pora na nowe zlecenie. - kiedy Levi uniósł brew, uśmiechnął się kącikiem ust. - Co powiesz na drinka?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top