dwanaście
— Drino, jak myślisz, jak będzie w Riverrun? — Zaprzestała szycia i spojrzała na przyjaciółkę.
— Nie wiem, pani — powiedziała pierwszy raz w życiu tak przybita. — Mam nadzieję, że w końcu będziesz szczęśliwa...
— Drino! — oburzyła się lekko na jej stwierdzenie. — Jestem szczęśliwa... - to zabrzmiało jeszcze bardziej sztucznie niżby chciała.
— Każdy to widzi, Yngvild. — Również przeniosła na nią wzrok swoich błękitnych południowych oczu. Jeszcze nigdy nie zwróciła się do niej po imieniu.
Ruda speszyła się i opuściła głowę, wracając do wcześniejszego ściegu. Jestem jak Arya, nie jak Sansa... Nigdy ścieg nie wyjdzie mi idealnie. Nigdy nie będę jak dama...
— Wybacz, Drino. — Podniosła się z krzesła i rozprostowała suknie, która lekko jej się pomarszczyła w niektórych miejscach, kiedy siedziała. — Chciałabym się pomodlić...
— Oczywiście, pani. — Aleksandryna również się podniosła z zatroskanym spojrzeniem. — Czy mam iść z tobą? — spytała, kiedy ta była już przy drzwiach.
— Nie, dziękuję. — Odwróciła się do niej tylko na chwilę. — Będzie ze mną Ruta. — Wilkorzyca na wspomnienie siebie podniosła się z jej łóżka i posłusznie poszła za nią.
Yngvild spostrzegła, że wszystkie wilkory urosły, ale jej najbardziej. Ale jakie to ma teraz znaczenie...?
Wchodząc do swojego ulubionego miejsca, poczuła tą niesamowitą aurę. Kochała Boży Gaj. Czuła obecność Bogów, ale nie to było wszystkim przez co czuła się tu tak dobrze. Po prostu nikt tu już tak często nie przychodził, dlatego mogła przesiadywać tu całe dnie i z nikim nie musiała zamieniać ani jednego słowa.
Szybko dotarła pod drzewo nazywane sercem Północy. Uklękła przed Czardrzewem i złożyła ręce. Ale nie wytrzymała w tej pozycji długo. Wkrótce usiadła całkowicie, a z jej oczu wyleciały łzy.
Ruta, która siedziała z boku i pilnowała jej niczym najwierniejszy strażnik, przekręciła głowę w jej stronę. Podniosła się i podeszła do niej, żeby zaraz zacząć lizać ją po twarzy.
— Ruta. — Spróbowała odepchnąć ją ręką, ale zwierzę było oczywiście silniejsze. Otarła łzy jedną ręką i zaraz wtuliła się w rudego wilka. — Nie chce stąd wyjeżdżać. — Pociągnęła nosem i jeszcze bardziej wtuliła się w wilkora. — Żałuję tego wszystkiego co powiedziałam Robbowi. Nigdy nie chciałam żeby mnie zostawiał... Może by nam się udało?
— Jeszcze może nam się udać... — usłyszała tak znajomy jej głos. Podniosła się ekspresowo, otarła łzy i lekko poprawiła swój wygląd.
— Lordzie — odezwała się do niego sztywno przez zaciśnięte gardło.
— Nie mów tak do mnie. — Zbliżył się do niej, a jego ton głosu zaczął brzmieć twardo. — Proszę... — powiedział bezsilnie, biorąc ją za ręce.
Opuściła głowę, nie wiedząc co powiedzieć.
— Proszę. — Podniósł jej dłonie i zbliżył je do swoich ust. — Kocham cię. Teraz i zawsze.
Podniosła na niego zaszklone oczy.
— Teraz i zawsze. — Wtuliła się w niego.
Nie miała już siły udawać przed nim obojętność.
***
— Uśmiechasz się, pani — dostrzegła Drina na kolacji i sama się rozpromieniła.
Yngvild naprawdę wyglądała wreszcie szczęśliwie, a to niesamowicie ją rozjaśniało.
— Trochę — mruknęła do niej na ucho z drobnym uśmiechem.
Rękę schowała pod stół i ostrożnie chwyciła dłoń Robba, obok którego siedziała. Odwrócił do niej głowę i uśmiechnął się, co odwzajemniła.
Czy to możliwe? Zadała sobie pytanie, mając nadzieję, że ich świat wreszcie wróci do normy i spokoju.
Ale czy on kiedykolwiek był normalny i spokojny?
***
Po tym jak Drina pomogła jej się umyć i zadbać o włosy czy inne podstawowe rzeczy związane ze spaniem, Yngvild położyła się do łóżka.
Przykryła się narzutą z futra, a w jej nogach spokojnie leżała Ruta.
Usłyszała pukanie do drzwi i nabrała nadziei, że jest to Robb, jednak do pomieszczenie weszła Drina.
— Śpisz już, pani? — zapytała po cichu.
— Nie — odparła również szeptem. — Coś się stało? — zapytała uprzejmie, prostując się do siadu.
— Tak. — Ostrożnie zamknęła drzwi i weszła do środka. — Podsłuchałam rozmowę maestera i...
— Drino! — skarciła ją za podsłuchiwanie, ale ta tylko przekręciła oczyma i mówiła dalej:
— Dowiedziałam się, że Jaime Lannister zaatakował na ulicach Królewskiej Przystani lorda Eddarda. A Jory i inni ludzie z Północy nie żyją.
— Co? — Otworzyła szerzej oczy, nie dowierzając w to co słyszy. Przecież to królewski namiestnik. — Dlaczego?!
— Ci — teraz to ona ją skarciła, przykładając sobie palec do ust. — Lady Catelyn w drodze do Winterfell spotkała Tyriona, jego brata i pojmała go.
— A Robb? Wie?
— Nie wiem.
— Muszę się z nim spotkać — postanowiła, odkrywając się i zakładając ciepłe futro.
— Nie możesz! -—Drina spojrzała na nią jak na wariatkę.
— Muszę, Drino. Jeśli Lannister i Stark skoczy sobie do gardeł, to całe królestwo stanie w ogniu.
Nie czekając dłużej w ekspresowym tempie wyszła z komnaty, a za nią pobiegła Ruta.
Weszła do Robba, wcześniej nie pukając, ale nie było go tam. Jedynie obok łóżka leżał Szary Wicher z którym została jej ruda wilczyca, a Yngvild poszła dalej szukać ukochanego.
Na zimnym korytarzu spotkała Theona, który zatrzymał ją kpiącym głosem:
— Lady Stark.
— Lord Greyoff — również zakpiła, stając z nim twarzą w twarz.
— Pędzisz do Robba? Bez lady Catelyn i lorda Eddarda Winterfell zamienia się w burdel... — mruknął pod nosem.
— Kto to mówi...
— Ja przynajmniej jestem na tyle kulturalny, by jeździć do burdelów, a nie sprowadzać sobie kurwy do komnaty jak Robb... — W jego oczach dostrzegła wygórowanie, a jego usta rozciągnęły się w podstępnym uśmiechu.
— Nie jestem kurwą, Greyoff — oznajmiła mu ostro.
— Nie o ciebie mi chodzi.
— Co? — jej głos zaczął wyrażać pustkę.
— To co słyszysz.
— Kłamiesz! — podniosła głos, a on jeszcze bardziej zaczął się cieszyć. — Robb jest honorowym człowiekiem, jeśli poszedłby do łóżka z jakąś kobietą poślubił by ją. On taki nie jest. Nie jest jak ty!
— Z tobą jakoś poszedł się pieprzyć.
— Theon! Przesadzasz... — powiedziała mu twardo.
— Prawdę mówię... Zhańbił cię — i w tym momencie ręka rudej uderzyła w jego prawy policzek.
Odchodząc słyszała jeszcze jego śmiech. Kiedy była za zakrętem zatrzymała się i wciągnęła powietrze. Pozwoliła, by kilka łez wypłynęło z jej oczu, a następnie otarła je. Theon rzeczywiście mówił prawdę, ale teraz nie to się liczyło.
***
— Robb! — Znalazła go w Wielkiej Sali. Rękoma opierał się o wielki stół, a obok niego stał maester Luwin. Stark wyglądał na nieco załamanego.
Kiedy usłyszał jej głos, odwrócił się, a jego oczy były puste. Bez żadnych wszelkich iskierek, jakimi zawsze ją darzył.
Podbiegła do niego i mocno go do siebie przytuliła, stając na palcach.
— Będzie dobrze — powiedziała mu z nadzieją i zaczęła głaskać go po kręconych włosach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top