23

(Zdaje sobie sprawę, że w ostatnim rozdziale napsułam wam krwi i ten może was zdenerwować jeszcze bardziej, ale proszę! Doczytajcie go do końca)

Stała przed oknem i patrzyła jak Robb znowu odjeżdża. Znowu mnie zostawiasz, pomyślała, obiecałeś wrócić. Naprawdę im uwierzyłeś? Jej oczu nie opuszczały łzy od kilkunastu dni, przez co były ciągle czerwone i zapuchnięte.

Kiedy zapadł już zmrok, a Robb zniknął jej z pola widzenia odsunęła się od okna.

Jeśli Edmure zrobi to co mi powiedział, zostaniesz moją jedyną pamiątką po nim, uświadomiła sobie, głaszcząc swój brzuch. Początek szóstego księżyca. 

Położyła się i zamknęła oczy. Błagam, Bogowie zlitujcie się nade mną.

***
- Zjedz coś, wasza wysokość - odezwała się zaniepokojona Siggy ze swojego krzesła po drugiej stronie komnaty.

Robb odjechał kilka tygodni temu, a ona całkowicie przestała się ruszać z komnaty. Czasem chodziła na kolację z lordem Edmurem, ale rzadko, wiedział, że jest coraz bliżej rozwiązania, dlatego w ostatnim czasie dał jej spokój. Chodziła jedynie z łózka do okna i wypatrywała swojego ukochanego.

- Nie mam ochoty - powiedziała przez wyschnięte gardło, przekręcając głowę w jej stronę i  patrząc na nią pustym wzrokiem.

- Musisz jeść- znowu się odezwała, ale ona tylko spojrzała w sufit. - A co z dzieckiem? - znowu Yngvild na nią spojrzała. - Musisz o siebie zadbać - podniosła się i podeszła do jej łóżka.

- Nie chcę - mruknęła.

- Włosy ci siwieją, wasza wysokość- zauważyła.

- Co?! - od razu odkryła się i wyprostowała. Wzięła kilka rzeczywiście wyblakłych włosów i przyjrzała im się. Niektóre naprawdę były srebrne. - Czym ty mi je myjesz?! - zbulwersowała się.

- Mydłem - odparła, wzruszając ramionami.

- Zawsze myje je orzechem! - nakrzyczała na nią. - Już! Masz mi przynieść wyciąg z orzecha!

- Tak, wasza wysokość - skłoniła się przed nią i wyszła, prosząc pierwszą lepszą osobę napotkaną na korytarzu, by przyniosła orzech.

***

Po kilkunastu intensywnych myciach jej włosy wreszcie odzyskały całkowicie rudy kolor, ale nie były tak soczyste jak kiedyś, ale nawet to nie przywróciło jej chęci do czegokolwiek. Leżała, wpatrywała się w sufit i rano oraz wieczorem wybierała się do okna, by wypatrywać jej Robba.

Wracaj do mnie mój ukochany, codziennie błagała, wracaj i uwolnij mnie od tych potworów. Modliła się, choć nawet nie wiedziała, czy on jeszcze żyje. Nikt nie chciał jej mówić jak przebiega wojna. Kto poległ a kto przeżył. Czy jej Robb, jej Młody Wilk jeszcze żył? Czy jego dusza już uleciała do Bogów przez ranę w sercu, którą tak wiele razy widziała we śnie?

***

- Zjesz dzisiaj kolacje z lordem Edmure'm  - oznajmił jej któryś z rycerzy, wchodząc tu.

- Nie - powiedziała, jeszcze bardziej przykrywając się kołdrą. - Przekaż mu, że źle się czuję.

- Lord Edmure nie przywykł do odmów. W razie czego kazał nam wziąć cię siłą.

Odkryła twarz i odwróciła w jego stronę głowę, patrząc na niego. Bez wątpliwości, gdyby mogła zabijać wzrokiem, żołdak leżałby już martwy. Obiecuję, że cię zabije. Przeklinam to całe Riverrun!

Wstała, a Siggy ubrała ją w jedną z ładniejszych sukienek jakie miała. Ładnie splotła włosy u góry, a resztę zostawiła rozpuszczonych, spływających lekkimi falami na plecy.

Wyszła ze swojej komnaty, a za nią jak cień podążała Siggy.

Rycerze otworzyli przed nią drzwi, a kiedy weszła do pomieszczenia, w którym zazwyczaj kazał jej do siebie przychodzić.

- Mój lordzie - ukłoniła się przed nim.

Stal oparty o stół, obok miejsca na którym zazwyczaj siedziała.

- Moja pani - powiedział. Wziął jabłko i zaczął się nim bawić, podrzucając je. - Podejdź - zachęcił, wskazując jej na krzesło.

- Tak, panie - skinęła głową. Naprawdę nie wiedziała co ma teraz robić, jak się ratować, dlatego pozostała mu posłuszna. Podeszła i chciała usiąść, ale złapał ją za nadgarstek. Przymknęła oczy, bojąc się czego może się spodziewać tym razem po nim.

Podszedł do niej od tyłu i objął rękoma, zjeżdżając na jej okrągły brzuch. Nie, błagam, prosiła, nie dotykaj mnie.

- Mój chłopiec - oznajmił rozmarzonym tonem. Nie, nie twój. Robba! - Nazwiemy go po moim ojcu...

- Nie! - nie wytrzymała i wyrwała mu się. - Nie będzie nazywał się Hoster! - wykrzyczała ze łzami w oczach. - On będzie miał na imię Robb, jeśli zamierzasz mnie tu trzymać! - opiekuńczo złapała się za brzuch.

Chciała go wyminąć i wyjść, ale złapał ją za ramię i tak mocno wcisnął w nie palce, że zawyła. Pociągnął ją, a ona upadła przed nim na kolana, mimowolnie zalewając się łzami.

- Zabij mnie! - krzyknęła przez łzy. - Zabij bo już więcej cię nie zniosę!

- Głupia dziwka - powiedział z jadem, nachylając się nad nią. - Nigdy cię nie zabije. Będę robił z tobą co tylko będę chciał.

- Sama się zabije! - wykrzyczała zrozpaczona, a on znowu ją uderzył.

- Nie pozwolę ci się zabić.

Robb, gdzie jesteś? Gdzie jesteś, mój ukochany? Uratuj mnie od tych potworów...

***

Pewnego ranka, gdy wyglądała przez okno, wreszcie coś postanowiła:

- Chcę iść do Bożego Gaju - powiedziała do Siggy i odwróciła się do niej.

- Tak, wasza wysokość.

- Nie tytułuj mnie tak - skarciła ją. - I tak nie uważacie mnie za Królową - nie wiedziała co ją tak tchnęło do dłuższych wymian zdań, ale i tak miała juz dość jak ją tu traktują. Nie traktowali jej jak królową, więc dlaczego mieli się tak do niej zwracać? - I tak zaraz nią nie będę...

- Ja sobie życzysz, pani.

- Wybierz mi sukienkę - poleciła, znowu wpatrując się w dal, w miejsce gdzie kilka miesięcy temu zniknęła armia Północy.

Nieoczekiwanie do jej pokoju weszła jakaś inna służąca. Przywitała się ukłonem i postawiła tace z jedzeniem na jej komodzie.

- Nie jestem głodna - rzuciła jej krótkie spojrzenie i jeszcze szczelniej owinęła się długim swetrem.

- Nalegam, wasza wysokość uśmiechnęła się do niej miło, czego Yngvild oczywiście już nie odwzajemniła. - Mamy dobre jabłka - mrugnęła do niej niezauważalnie, a ona zmarszczyła brwi.

Podeszła do tacy, podczas kiedy młoda kobieta wyszła, kłaniając jej się, a Siggy odprowadzała ją nieufnym spojrzeniem. Wzięła jabłko i zaczęła mu się dyskretnie przyglądać.

- Wybierz mi jeszcze biżuterie - poleciła dwórce przez ramie, by zyskać na czasie. Wzięła owoc do buzi i ugryzła kawałek. W środku była dziura, a w niej kartka, na co dziewczyna uśmiechnęła się. Pospiesznie wyjęła ją i schowała sobie do rękawa.

Wychodząc nie spotkały nikogo. Kiedy wreszcie dotarły pod Czardrzewo, Yngvild usiadła przed nim i przymknęła oczy. Przypomniało jej się, jak kilka miesięcy temu ciągnęła tu Robba, by pomodlić się do Starych Bogów.

Pamiętała również ich pierwszy pocałunek w Bożym Gaju. Ich wspólne uczucia, raz płakali, a raz rozśmieszali się nawzajem.

Dlaczego im uwierzyłeś, kochany?

***

Poczekała aż Siggy zgasi wszystkie świece w jej komnacie i wyjdzie rzucając ciche ,,Dobranoc". Nie odpowiedziała, tylko jeszcze szczelniej przykryła się kołdrą i poczekała, aż dwórka odejdzie na bezpieczną odległość od jej sypialni.

Kiedy miała już jakąś pewność, odkryła się i podeszła do okna, ściskając w ręku zawiniątko, które rano znalazła w jabłku. Wyjrzała jeszcze przez okno, rozglądając się czy może teraz wreszcie widzi Robba, ale w dalszym ciągu nic takiego nie miało miejsca. Gdzie jesteś, mój ukochany?

Podziękowała Bogom, za to, że blask księżyca odbijał się w spokojnej tafli wody, dzięki czemu mogła zobaczyć co było na zapisanym pergaminie.

Od razu poznała pismo Jojena, a w jej sercu zrobiło się cieplej.

𝕯𝖗𝖔𝖌𝖆 𝖘𝖎𝖔𝖘𝖙𝖗𝖔!
𝖂𝖞𝖇𝖆𝖈𝖟, 𝖟𝖊 𝖉𝖔𝖕𝖎𝖊𝖗𝖔 𝖙𝖊𝖗𝖆𝖟 𝖟𝖔𝖛𝖆𝖈𝖟𝖞𝖑𝖊𝖒 𝖕𝖗𝖟𝖊𝖟 𝖏𝖆𝖐𝖎𝖊 𝖕𝖎𝖊𝖐𝖑𝖔 𝖕𝖗𝖟𝖊𝖈𝖍𝖔𝖉𝖟𝖎𝖘𝖟 𝖜 𝕽𝖎𝖛𝖊𝖗𝖗𝖚𝖓.
𝕹𝖎𝖊 𝖟𝖆𝖒𝖎𝖊𝖗𝖟𝖆𝖒 𝖈𝖟𝖊𝖐𝖆𝖈 𝖉𝖑𝖚𝖟𝖊𝖏, 𝖗𝖚𝖘𝖟𝖆𝖒 𝖉𝖔 𝖔𝖇𝖔𝖟𝖚 𝖙𝖜𝖔𝖏𝖊𝖌𝖔 𝕽𝖔𝖇𝖇𝖆.
𝕺𝖇𝖎𝖊𝖈𝖚𝖏𝖊, 𝖟𝖊 𝖘𝖕𝖗𝖔𝖜𝖆𝖉𝖟ę 𝖌𝖔 𝖉𝖔 𝖈𝖎𝖊𝖇𝖎𝖊 𝖎 𝖚𝖜𝖔𝖑𝖓𝖎𝖒𝖞 𝖈𝖎𝖊.
𝕿𝖗𝖟𝖞𝖒𝖆𝖏 𝖘𝖎𝖊, 𝖕𝖗𝖔𝖘𝖟𝖊!

Przeczytała go jeszcze raz i ścisnęła go przy piersi, a na jej usta wkradł się drobny uśmiech.

W jej sercu ponownie narodziła się nadzieja.

*** ~ Robb

- Królu - do jego zaciemnionego namiotu weszła Talisa i ukłoniła się lekko.

- Czego chcesz? - spytał zachrypniętym głosem. Była już noc, a on po ciężkim dniu nie zamierzał już z nikim rozmawiać. Słowa, które powiedział do niego wujek kilkanaście tygodni temu nie dawały mu spokoju. Ona nie chce się z tobą widzieć.

- Pragnę cię pocieszyć - uśmiechnęła się i weszła dalej do namiotu.

- Wyjdź stąd! - podniósł się do siadu, podczas kiedy ona zapaliła kilka świec.

- Mój Królu - odwróciła się do niego, a uśmiech z jej twarzy nie schodził. Jednym ruchem ręki pozbawiła się sukienki, pod którą niczego nie miała.

Robb zawahał się i delikatnie przegryzł wargę widząc jej średniej wielkości piersi, szczupły brzuch i zgrabne nogi.

- Nie - powiedział twardo i odwrócił od niej głowę. - Nie zdradzę swojej żony.

Dziewczyna podeszła do niego i ręką wzięła go pod brodę, by spojrzał na nią.

- Ona cię zdradziła, mój Królu - okrakiem usiadła mu na kolanach. - Ja tego nie zrobię - wzięła jego twarz w swoje dłonie i zmusiła do pocałunku. Pogłębiała je coraz bardziej, aż wreszcie chłopak zaczął je odwzajemniać.

Wiedział, że nie mógł tego zrobić, ale pragnienie ciała kobiety było w nim silniejsze.

Położyli się, a ona ustami zeszła na jego tors, który zdążyła rozebrać.

Robb przypomniał sobie wszystkie chwile z Yngvild, te złe i te dobre. Przeleciały tak szybko, że zdążył tylko mrugnąć okiem. Dokładnie pamiętał ich każdy seks, każde zbliżenie.

Nie minęła chwila, kiedy Stark znalazł się nad Talisą i wszedł w nią. Przymknął oczy i wyobraził sobie swoją ukochaną.

Kiedy skończył ze wschodnią dziewczyną krzyknął ,,Yngvild", zszedł z niej i wcześniej zakładając na siebie futro, wyszedł z namiotu.

W twarz uderzyło go zimne powietrze i wiatr, który lekko rozwiewał włosy. Skierował się do pobliskiego strumyku, ukrytego w lesie. Musiał wszystko sobie przemyśleć.

- Robb Stark? Król Północy? - usłyszał za sobą głos, na który od razu się odwrócił.

- A kto mówi? - nieufnie spojrzał w ciemność pomiędzy drzewa.

- Jestem Jojen Reed - odezwał się i podszedł bliżej, a jego twarz rozświetlił księżyc. - Jestem bratem twojej żony...

- Czego tu szukasz? - spojrzał na niego. - Jej tu nie ma - powiedział i znowu odwrócił się w stronę wody.

- Nie ma jej tu, bo jest w Riverrun.

Jojen podszedł do niego i stanął po jego prawej stronie.

- Tak - prychnął. - Słuszne spostrzeżenie. Siedzi ze swoją wielką miłością - zakpił, w gniewie rzucając pierwszy lepszy kamień przed siebie.

- Nie - zaprzeczył. - Ty jesteś jej wielką miłością - Robb spojrzał na niego z zapytaniem.

- Ona jest u mojego wujka, Edmure'a.

- Ale on nie jest jej ,,wielką miłością".

- Sądzisz, że mój wujek kłamał? - znowu zakpił. - To dlaczego nie wyszła chociażby przywitać się ze mną albo innymi?

- Bo on ją zamknął - oznajmił jakby to było zupełnie oczywiste. Robb spojrzał na niego ze zmarszczonym brwiami.

- Skąd ty to niby wiesz?

- Yngvild mówiła ci kiedyś, że mam dar?

- Dar?

- Śnie o różnych rzeczach. O przeszłości, przyszłości czy teraźniejszości. Jestem na siebie zły, że wcześniej nie zobaczyłem jakie ona przeżywa tam piekło - widać było po nim, że rzeczywiście żałował, więc coś najwyraźniej musiałoby być na rzeczy. - Nie zdziwiłeś się, że sama ci tego nie powiedziała? - znowu na niego spojrzał. - Widziałeś gdziekolwiek jej wilczycę, Rutę? Ją również zamknął, by nie mogła jej chronić. - Rzeczywiście nigdzie jej nie było. Nawet Szary Wicher dziwnie się zachowywał. - Poza tym - kontynuował - wasza miłość jest tą prawdziwą, pierwszą i najmocniejszą. Złożyliście swoje dusze już przed Czardrzewem, kiedy pierwszy raz zobaczyliście jak smakują wasze usta.

Zrobiło mu się głupio, kiedy uświadomił sobie, że nie zauważył tego, a teraz tak łatwo połączył fakty, kiedy Jojen przedstawił mu je.

Jeszcze bardziej zaczął żałować, że dał się uwieść Talisie i poszedł z nią do łóżka.

***
- Chcemy pokoju - oznajmił Król Północy.

- My też go chcemy, chłopcze - odpowiedział lord Tywin Lannister.

Stark nie do końca wiedziała jakim cudem zdołał namówić go do rozmów twarzą w twarz, ale chciał skorzystać.

- Nie jestem twoim chłopcem, Lannisterze - ale poniżać nie mógł się dać. Nie kiedy obecni byli również lordowie Północy i ważniejsi lordowie z Południa.

- Dobrze więc - przytaknął. - Lordzie Stark?

- Jestem Królem Północy - sprostował, a Tywin skinął głową.

- Jakie są twoje warunki, Królu Północy?

- Chcę, by Północ pozostała niezależnym królestwem.

- A co dostaniemy w zamian? - spojrzał na niego, marszcząc brwi.

- Nie będziemy najeżdżać waszych ziem. Nie będziemy zbliżać się na Południe.

- W porządku - zastanowił się przez chwilę, podpierając głowę na dłoni. - A odkąd będzie wasze terytorium?

- Za Przesmykiem na Północ. - Skoro Reedowie  nie stali od początku za moją sprawą, ja nie będę stał za ich. Niech żyją na łasce Lannisterów.

- Mogę się na to zgodzić... - Tywin spojrzał po swoich doradcach, a ci pokiwali twierdząco głową. - A co z moim synem Jaime'im?

- Zwrócimy go wam - przyznał spokojnie Stark. - A co z moją siostrą, Sansą? Wiemy, że nie macie Aryi.

- To prawda, nie mamy. Wątpię, by moja córka chciała oddać wam Sansę...

- Bardzo zależy mi na pokoju - przerwał mu spokojnie Stark. - Jeśli Sansa pozostanie waszym zakładnikiem w Królewskiej Przystani? A ktoś od was w Winterfell?

Tywin spojrzał na niego poważnym wzrokiem i zastanowił się przez chwilę.

- Oczywiście do Sansy pojechałaby moja matka, lady Catelyn - dodał. - Jeśli to nie problem.

- Dobrze - skinął głową. - Nam również bardzo zależy na pokoju. Kogo chcecie w zamian?

- Zgodzisz się panie na lorda Tyriona?

Zastanowienie malowało się przez dłuższy czas na jego twarzy.

- Tak, ale skoro dajecie nam dwie osoby również chcecie dwie w zamian, prawda?

- Tommen.

Tywin głośno wciągnął powietrze, ale po chwili rzekł spokojnie:

- Zgadzam się.

***

Robb nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Był pewien, że Bogowie byli z nim przez cały czas odkąd dołączył do niego Jojen.

Wreszcie zawarł pokój, a teraz po raz drugi wracali do Riverrun w calu uwolnienia jego żony. Nie mógł sobie jednak wybaczyć, że dopiero Jojen uświadomił mu, że coś jest nie tak, ale teraz najważniejsze było uwolnić ją.

Kiedy Reed wyjawił mu również, że to wszystko było planem Edmure'a i Talisy wezbrał w nim taki gniew, że chciał rozszarpać wschodnią dziewczynę na kawałki, ale ta zniknęła.

*** ~ Yngvild

Wyglądała przez okno i wypatrywała swojego ukochanego. Od kiedy dostała tajemną wiadomość od Jojena odrodziła się w niej nadzieja, tak jak tylko odradza się kwiat na wiosnę.

Czekała z uśmiechem, już nie płakała, była pewna, że Robb zaraz wyjedzie z tego lasu co poprzednio, i w którym zniknął za pierwszym i drugim razem.

Po kilku dniach jej uwagę w krajobrazie przykuło coś błyszczącego w oddali.

Jej wszystkie marzenia i pragnienia, połączone z modlitwami właśnie się spełniły.

Z lasu dostrzegła armię Północy, której broń odbijała się w świetle wschodzącego słońca.

~~
Mam nadzieję, że wybaczycie 😥😁
Poza tym^^ Zapraszam na nowe cudeńko 😍😍 (bynajmniej dla mnie takie jest ❤️❤️) więc zapraszam 💞

( Taki one shot )  Na dole macie opis (◍•ᴗ•◍)❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top