22
~ Talisa
Bez zapowiedzi weszła do namiotu Króla Północy. Byli tam jeszcze inni lordowie i lady Catelyn.
- Czego tu szukasz? - spytała nie dość przyjemnie. Świetnie, pomyślała, nawet ona już zauważyła, że próbuje uwieść jej syna.
- Chciałam spytać - zaczęła niepewnie i poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, kiedy Młody Wilk spojrzał na nią swoim czujnym wzrokiem - czy wszystko w porządku? Sądząc po waszych minach...
- Nawet jeśli coś byłoby nie w porządku - zaczęła lady i podniosła się - to dlaczego mielibyśmy ci powiedzieć?
- Spokojnie matko - Robb delikatnie złapał ją za ramiona. - Lady Taliso, przejdźmy się - zaproponował, uśmiechając się i podał jej rękę, by mogła ją chwycić, a następnie wyszli.
Nie mogła w to uwierzyć, że wreszcie poprosił ją o spacer. Tak długo na to czekała.
- Więc... - zaczęła szczęśliwie - o co chodziło? - ucieszyła się, mając nadzieję, że Robb wreszcie obdarzył ją zaufaniem.
- Wracamy do Riverrun - powiedział, a jej momentalnie stanęło serce.
- Jak to? - spytała pustym głosem. - Jeszcze nie mamy pokoju...
- Fakt, że nie powinienem się tak cieszyć - to prawda, tak szczęśliwego nie widziała go odkąd opuścili zamek Tullych. - Ale wreszcie się zobaczę z moją ukochaną - jeszcze bardziej się uśmiechnął. - Jedziemy na pogrzeb mojego dziadka, Hostera.
*** ~ Yngvild
Biegła po zaśnieżonym lesie, uciekając przed Innymi. Poruszali się idąc, a mimo, że ona biegła ciągle czuła na sobie ich mroźne oddechy.
- Nie, proszę! Zostawcie mnie! - krzyknęła do nich, odwracając się na chwilę, jednak to nie poskutkowało, a ona krzyknęła ze strachu widząc, że doganiają ją.
Nadepnęła sobie na sukienkę i przewróciła się na śnieg. Wiedziała, że to już koniec kiedy ją dorwą, dlatego schowała twarz w dłonie, płacząc cicho ze strachu.
Nic takiego jednak się nie stało przez dłuższy czas, dlatego podniosła się na kolana i otworzyła oczy.
Po Białych Wędrowcach nie było śladu. Otarła słoną ciesz z twarzy i odetchnęła z ulgą. Mimo, że było jej gorąco od biegu, jeszcze bardziej okryła się futrem, które miała na sobie.
Zaczęła się obracać wokół własnej osi, by zobaczyć czy jest coś jeszcze w pobliżu.
Pisnęła i zakryła sobie usta dłonią, kiedy pod jednym z bezlistnych drzew zobaczyła siedzącego Robba.
Podbiegła do niego i rzuciła się przed nim na kolana.
- Robb - wyszeptała z przejęciem i łzami w oczach, widząc, że jest ranny, a z rany na sercu wypływa krew. - Nie - powiedziała cicho i wzięła jego twarz w swoje dłonie. - Nie zostawiaj mnie... - załkała, a on spojrzał na nią pustymi oczami. - Nie! - przytuliła go do siebie.
Usłyszała dźwięk, który jak echo zaczął odbijać się w jej głowie.
Obudziła się z krzykiem i usiadła. Rozejrzała się i na szczęście była w swojej komnacie. Odetchnęła z ulgą i postarała się unormować oddech. Przetarła twarz dłonią, wycierając z niej pot i łzy.
Nie pozostała jednak spokojna na długo, bo dzwony nie ustawały. W jej głowie pojawiło się mnóstwo najczarniejszych myśli. Północ przegrała. Robb nie żyje. Lannisterowie nas atakują.
Do jej komnaty wbiegła zdyszana Siggy, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło.
- Słyszałam krzyki... - powiedziała, a Yngvild tylko machnęła ręką.
- Czemu dzwony tak wściekłe biją?
- Lord Hoster umarł, wasza miłość.
- A Król Robb? Żyje?
- Nie wiem, wasza wysokość - przyznała szczerze. - Będziesz jeszcze spała? - spytała wchodząc głębiej do jej komnaty.
- Jeszcze jest noc - zauważyła, spoglądając na okno, za którym było ciemno.
Kobieta kiwnęła głową i wyszła, a ona opadła na poduszki. Przymknęła oczy, ale wiedziała, że już nie zaśnie, po prostu chciała spokoju od tej kobiety chociaż na trochę.
Leżała tak jeszcze przez kilka minut i wreszcie się podniosła. Podeszła do okna i spojrzała w dal. Wracaj do mnie, mój ukochany, poprosiła w myślach jak już miała w zwyczaju i przymknęła oczy, błagając Bogów, by jej sen nie był prawdą.
Usiadła przy oknie i zaczęła się zastanawiać. Jeżeli umarł lord Hoster, lady Catelyn na pewno będzie chciała go pożegnać, a Robb przyjedzie z nią, bo bez wątpienia tęsknił za nią. Jeżeli Talisa go nie zaspokoiła, szepnął jej jakiś głos w głowie.
Mimo wszystko ucieszyła się na myśl, że prawdopodobnie przyjedzie tu Robb, wszystko mu powiem, obiecała sobie, zetnie go jako zdrajcę.
***
Siedziała na łóżku i kończyła wyszywać swojego wilkora. Co mogła robić tu ciekawszego?
Po drugiej stronie komnaty siedziała Siggy i czytała jakąś książkę.
- Siggy - zaczęła, odkładając swoją pracę.
- Tak, wasza wysokość? - spojrzała na nią.
- Dlaczego Riverrun nie stoi po stronie Północy?
- Naprawdę o to pytasz? - prychnęła, a kiedy ruda pokiwała głową, ta z lekkim oburzeniem kontynuowała odpowiedź: - Zastanówmy się... Byłaś obiecana mojemu lordowi Edmure'owi, a Stark cię ukradł. Rozkochał w sobie i zmusił do ślubu...
- Nie zmusił mnie - przerwała jej.
- Lepiej dla ciebie jeśli jednak pozostaniesz przy tym, że zmusił - patrzyła na nią, a jej głos był naprawdę szczery. - Zgwałcił i zrobił ci dziecko. Nasz kochany lord Edmure uwolnił cię od niego i postanowił, że weźmie dziecko z gwałtu pod swoją opiekę.
- Słucham?! - oburzyła się i podniosła z łóżka.
Czarnowłosa spojrzała na nią jak na idiotkę.
- Posłuchaj dziewczyno, żyje dłużej od ciebie i pamiętam lorda Edmure od kiedy tylko się urodził. Lepiej się dostosuj, bo on nie znosi sprzeciwów.
- Nigdy - niemalże wypluła to słowo. - Nie będę jego niewolnikiem. Kiedy tylko zjawi się tu Robb o wszystkim mu opowiem. Twoja głowa jako pierwsza zostanie nabita na pal - powiedziała nienawistnie, a jej głos ociekał tak wielkim jadem, jakiego po sobie nigdy by się nie spodziewała.
- Wierzysz w to, wasza miłość? - zakpiła nic sobie nie robić z jej słów. - Edmure nie dopuści do ciebie Robba, głupia.
- Wkrótce tu przyjedzie - nie dawała za wygraną. - Nie opuści przecież pogrzebu swojego dziadka, czyż nie? - spojrzała na nią wyzywająco, ale ona tylko zrezygnowana popatrzyła na nią i wróciła do czytania.
***
Próbowała napisać listy do wszystkich możliwych osób do których miała zaufanie, ale do takich, których lord Edmure nie mógłby podejrzewać o spisek czy coś w tym stylu. Napisała list do Jojena, Talisy czy Driny, ale na żaden się nie zgodził; postanowiła więc wysłać jakąś krótką wiadomość i poprosić jakąś zaufaną osobę z Riverrun, która stała za Starkami bądź Północą, ale znalezienie kogoś takiego nie było proste, zwłaszcza kiedy Siggy nie opuszczała jej na krok.
*** ~ Robb
Z każdym dniem byli coraz bliżej Riverrun. Stark już nie mógł się doczekać spotkania z ukochaną. Tęsknił za jej miękkimi, rudymi włosami, za jej zapachem i słodkimi ustami. Nie mógł się doczekać kiedy Yngvild wpadnie mu w ramiona i przylgnie do niego, a on przytuli ją do siebie i opiekuńczo obejmie ramionami, jakby bał się, że zaraz ją straci. Niczego tak w życiu nie pragnął jak jej.
- Mój Królu... - podjechała do niego Talisa na swojej kasztanowej klaczy. Niemiłosiernie działała mu na nerwy, ale im więcej czasu z nią spędzał, tym bardziej przywykał już do niej.
- Tak? - odwrócił do niej głowę, uśmiechając się lekko. Czuł się jak dziecko, nie mógł przestać się szczerzyć, kiedy dowiedział się, że jego dziadek nie żyje co wiązało się z powrotem do Riverrun. Mimo tego, że matka nieustannie zwracała mu uwagę, że powinien pozostać w żałobie, ten ją lekceważył.
- Nie boisz się, że Yngvild mogłaby cię zdradzić?
- Zdradzić? - spojrzał na nią jak na wariatkę. - Z kim? - zakpił.
- Nie wiem - oznajmiła, a w jej głosie odbijała się sztuczna szczerość. - Z lordem Edmurem?
- Nie mów tak nawet - prychnął, prostując się w siodle. Nie zrobiła by tego, pomyślał, jednak w jego głowie pojawiła sie niepewna myśl, prawda? - Przed tym jak została moją żoną, miała zostać żoną Tully'ego - wyznał. - Nigdy by tego nie zrobiła. Nadal pamiętam jej łzy kiedy mówiła mi, że za nic w świecie mnie nie zostawi i jak mówiła mi, że boi się jechać do Riverrun.
- No tak - przyznała, opuszczając głowę, a on całkowicie przestał już w to wierzyć, bez żadnych wątpliwości, dopóki Talisa nie zaczęła drugi raz: - Ale wtedy go jeszcze nie znała... A z tobą dorastała, mój Królu - spojrzała na niego intensywnie brązowymi oczami. - A kiedy młodzi ludzie dorastają razem nie trudno o uczucie, które później okazuje się zauroczeniem.
*** ~ Yngvild
- Lord Edmure wzywa na kolację, wasza wysokość - do jej komnaty wszedł rycerz, który się przed nią skłonił.
- Dobrze - powiedziała, podnosząc się z łóżka. - Powiedz mu, że muszę się najpierw ubrać.
- Nie musisz, wasza wysokość - odwróciła się do niego, licząc, że się przesłyszała. - Lord Edmure wiele razy zapewniał nas o twojej urodzie, też chcielibyśmy popatrzeć...
- Wynoś się stąd! - wykrzyczała, unosząc rękę i pokazując na drzwi. - Wynoś! - ponowiła, kiedy pozostał w miejscu.
- Dobrze, wasza wysokość - odwrócił się, kłaniając. - Powiem lordowi, że zaraz do niego dołączysz.
- Zaczekaj - powiedziała już spokojniej.
- Tak, wasza wysokość? - znowu się do niej odwrócił.
- Jak ci na imię? - Mój mąż ci tego nie zapomni, przyrzekła.
- Jasper Slynt, wasza wysokość - powiedział i wyszedł.
Przeklinam cię, Jasperze Slynt.
***
- Jeśli wiesz, mój ojciec, lord Hoster, umarł.
- Tak, mój panie - spuściła głowę. Czuła się źle, kiedy tak się na nią patrzył. Tak jakby ją rozbierał. - I co w związku z tym?
- Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię - skarcił ją, a ona uniosła na niego swój wzrok. - Tak lepiej - zachwycił się, biorąc łyk wina. - Doprawdy, niczego nie nauczyli cię na tej Północy... - westchnął. - Tu nauczymy cię wszystkiego - jeszcze bardziej obrzydliwie się uśmiechnął, a ona straciła resztki apetytu.
- Tak, mój panie.
- Jak pewnie się domyśliłaś Robb przyjedzie tu - serce w jej piersi zaczęło szybciej bić. - By pocieszyć matkę w żałobie po śmierci ojca. - Pokiwała twierdząco głową. I żeby się ze mną spotkać. - Nie pozwolę ci się z nim zobaczyć.
- Co?! - spojrzała na niego jak na wariata.
- To co słyszałaś - teraz on patrzył na nią jak na totalną idiotkę. Zakołysał swoim winem w pucharze i napił się, a następnie oblizał wargi, przez co jeszcze bardziej zachciało jej się zwracać.
- Nie możesz tego zrobić! Jestem twoją Królową!
- Nie będziesz jeśli twoje małżeństwo z Królem zostanie zakończone i unieważnione - jego głos nadal pozostawał spokojny.
Myślała, że się przesłyszała.
- Słucham? Niby jak chcesz tego dokonać, lordzie, zwłaszcza teraz, kiedy noszę pod sercem jego dziedzica?
- Nie zobaczysz się z nim, kiedy tu przyjedzie - zaczął. - Z nikim się nie zobaczysz, będziesz potulnie siedziała w swojej komnacie z Siggy - podniósł się ze swojego siedzenia i powoli zaczął iść w jej stronę. - Siostrzeńcowi powiem, że nie chcesz się z nim widzieć.
- Robb ci nigdy nie uwierzy.
- Powiem mu, że to co zdarzyło się między wami w Winterfell było tylko twoją pomyłką, drobnym zauroczeniem, - był coraz bliżej. - Bo kiedy młodzi ludzie dorastają razem nie trudno o uczucie, które później okazuje się zauroczeniem.
- Nie uwierzy ci! - nie dawała za wygraną. - Wyczuje, że coś jest nie tak.
- Jeszcze zobaczymy - mrugnął do niej i ręką dotknął jej policzka. Wzdrygnęła się pod wpywem jego dotyku i odsunęła lekko. - Poza tym... - ciągnął - mieliście ślub w sepcie, prawda?
- Mhm - pokiwała głową i opuściła ją lekko, bojąc się co on jeszcze wymyślił. Lord usiadł na stole nachylając się nad nią.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię! - wykrzyczał i ręką wziął ją pod brodę, by spojrzała na niego, a kiedy jej oczy spotkały się z jego oczami wreszcie ją puścił, a ona nie odważyła się już odwrócić wzroku. - Powiem naszemu septonowi, że wasze małżeństwo nie było legalne. Ani jego rodzice ani twoi nie wyrazili zgody, na co nie możesz zaprzeczyć, prawda?
- Nie, mój panie - przyznała, starając się zapanować nad drżeniem swojego głosu.
- Powiem mu, że zmusił cię do małżeństwa, a później zgwałcił i tak zrobił ci dziecko - wyjawił jej z podstępnym uśmiechem. - Septon zgodzi się by dać nam ślub jeszcze przed skończeniem wojny, - patrzył na nią z góry - opowiem mu o tym, jak uwolniłem cię z rąk Starka, a jeśli chodzi o dziecko to wezmę je pod swoją opiekę i wychowam na dziedzica Riverrun.
- Nie zrobisz tego... - powiedziała z jadem w głosie i łzami w oczach. - Robb ci nigdy nie uwierzy, zdrajco! - wykrzyknęła i podniosła się. - On mnie kocha! - zdążyła tylko to powiedzieć, bo poczuła na swoim policzku jego mocne uderzenie z otwartej dłoni.
- Nigdy mi się nie sprzeciwiaj.
***
Nigdy mi się nie sprzeciwiaj, tylko to słyszała teraz w głowie.
Robb mnie kocha, starała się nie zapomnieć, wyglądając przez okno w swojej komnacie.
Przez trzy księżyce modliła się dwa razy dziennie, by ujrzeć wracającego do niej Robba. I teraz wreszcie go widziała. Jechał na czele armii, a po jego prawej stronie była jego matka, po lewej chyba lord Umber, nie była pewna. Byli jeszcze za daleko, jednak go widziała już kiedy wyjechał z lasu.
Bujne, ciemno-kasztanowe włosy, które nieustannie się kręciły. Blada skóra i malinowe, miękkie usta. Zastanowiła się przez chwilę czy nadal są tak miękkie i ciepłe jak wtedy, kiedy go żegnała, czy wojna i walka zmieniła je na zimne i twarde.
Wzięła głęboki wdech i wyobraziła sobie jak bardzo chciałaby wpaść w jego ramiona. Wplątać palce w jego włosy i poczuć smak jego ust.
Kiedy nastało południe, armia Północy zbliżyła się już pod bramy Riverrun.
- Odejdź od okna - powiedziała beznamiętnym tonem Siggy. - Nikt nie może cię zobaczyć.
- Nie - powiedziała twardo, przyglądając się swojemu Młodemu Wilkowi.
- Odejdź albo pójdę po straże.
Yngvild spojrzała na nią w sposób jakby chciała ją właśnie zabić. W jej głowie pojawiło się tyle słów, którymi chciała obdarować kobietę, jednak powstrzymała się.
Cofnęła się, jak tamta nakazała i położyła się na łóżku. Tylko to robiła w ostatnich dniach. Leżała bądź stała przed oknem i wypatrywała ukochanego. Nawet nie widziała sensu ubierania się, suknie zakładała tylko wtedy gdy szła na spotkanie z lordem Edmurem, tak to cały czas była w zwykłej halce.
Przykryła się pod samą brodę i przymknęła oczy, choć dobrze wiedziała, że nie będzie spać, a jej myśli będą krążyły wokół Starka.
Nikt kto kiedykolwiek widział nas razem nie uwierzy w bzdury jakie roznosi Edmure.
*** ~ Robb
Jako pierwszy ze wszystkich wjechał na dziedziniec Riverrun i szybko zeskoczył ze swojego konia. Przed wejściem czekał na niego już stryj.
Zawiodło go trochę, że Yngvild nie wyszła mu na spotkanie, ale może się źle czuła, w końcu miała prawo.
- Gdzie ona jest? - zapytał rozpromieniony, kierując się do zamku, ale wujek mu przerwał.
- Ona nie chcę się z tobą widzieć.
Co?
- Słucham? - podszedł do niego i zmarszczył brwi. Widział w jego oczach lekki strach, dlatego lekko się od niego odsunął i złagodniał.
Na dziedziniec zdążyli już wjechać inni ważniejsi lordowie, jego matka a także Talisa, która wszędzie się za nim wlokła.
- To co słyszałeś, chłopcze - wyprostował się i nabrał większej pewności siebie. - Ona nie chcę się z tobą widzieć.
- Gdzie Królowa? - spytał Greatjon, podchodząc do nich.
- Nie ma ochoty się z wami widzieć - oznajmił, nie patrząc nawet na nich.
- Nonsens! - wykrzyczał Karstark, znajdując się również w ich zasięgu.
Ona nie chce się z tobą widzieć, te słowa nie opuszczały jego głowy, i odbijały się koszmarnym echem nad którym nie mógł zapanować.
- Królowa jasno mi wyjaśniła, - jego pierwsze słowa nie były dosyć pewne, ale im więcej wypowiadał, tym stawał się pewniejszy - że nie ma ochoty widzieć się z wami, lordami Północy, a także z tobą, Królu. Zaznaczyła również, że ślub, który z tobą wzięła to pomyłka.
- Co? - spytał pustym głosem, a jego entuzjazm opadł jeszcze bardziej.
- Tak, powiedziała, że uczucie którym darzyła naszego Młodego Wilka było jedynie zauroczeniem.
Talisa miała rację.
*** ~ Yngvild
Mój Młody Wilk, wyglądała, kiedy znowu oddalili się od zamku, by pożegnać lorda Hostera. Mój ukochany, patrzyła za nim i błagała, żeby do niej wrócił. Wracaj do mnie. Obiecałeś, że wrócisz.
Ku jej wielkiemu rozczarowaniu zdawało jej się, że Robb nawet nie przejął się jej nieobecnością. Kiedy popchnął łódź ze zwłokami swojego dzidka razem z Blackfishem, wyszedł z wody i stanął pomiędzy swoją matką a Talisą. Wydawało jej się nawet, że chwycili się za rękę.
*** ~ Talisa
Siedziała na ławie, w wielkiej komnacie w Riverrun. Byli tu jeszcze Robb, Edmure i Blackfish. Nie wiedziała do końca czemu się tu znalazła, ale nie narzekała. Robb nigdy nie był przekonany, by uczestniczyła w jakiś naradach wojennych czy coś, a teraz sam ją poprosił, by tu z nim przyszła.
Czyżby nasz plan działał?, zapytała samą siebie, ukradkiem patrząc na Edmure'a.
- Siostrzeńcze, pod Kamiennym Młynem stoczyłem, dość poważną bitwę.
- Przestań ględzić o młynie! - krzyknął Blackfish. - I nie nazywaj Robba siostrzeńcem. To twój Król!
- Wie, że go szanuję - odpowiedział.
- Gdybym to ja był twoim Królem, - podszedł do niego i stanął przed nim - nie przedstawiałbyś błędu jako zwycięstwa.
- Ten "błąd" sprawił, że pies Tywina umknął z podkulonym ogonem - wyjaśniał.
Talisa spojrzała na Robba. Stal wpatrzony w dal i opierał się jedną ręką o ramę okna. Wiedziała, że myślał o niej.
- Nie wygramy wojny, jeśli tylko Król będzie walczył - próbował się tłumaczyć. - Chwały starczy dla wszystkich!
- Nie chodzi o chwałę - wreszcie się odezwał Stark, zmęczonym ale i potężnym tonem. - Blackfish odszedł od niego Edmure'a. - Miałeś czekać, aż zaatakuje - powiedział, odwrócił się od okna i podszedł do niego.
- Wykorzystałem okazję - rozłożył ramiona.
- Ile wart jest młyn? - zapytał go Robb i zmarszczył brwi.
- Góra był za rzeką.
- I nadal tam jest - Talisa zdała sobie sprawę, że Robb jest niższy od wujka, ale z pewnością wykazuje większą mądrość.
- Skąd! Zaatakowaliśmy. Nie miał szans - oznajmił dumny.
- Chciałem, by na nas uderzył - wyznał, próbując zapanować nad emocjami. Wschodnia dziewczyna już dawno dostrzegła, że wojna jest dla niego ciężka, a sytuacji nie poprawiła mu rozłąka z Yngvild. Do tego to czego dzisiaj dowiedział się od Edmure'a, całkowicie go załamało. Poniekąd cieszyła się, że uwierzył w to, ale z drugiej strony nie chciała widzieć go w takim stanie. - Chciałem go otoczyć i zabić - mówił dalej. - Chciałem, żeby nas ścigał. Zrobiłby to, bo to szalony pies, który nie na pojęcia o strategii. Wtedy zatknął bym jego łeb na pice - jego głos ociekał jadem, a oczy wyrażały wrogość. - Zamiast niego mam młyn.
- Wzięliśmy zakładników - próbował wyjść ze swojej niekoniecznie dobrej pozycji. - Willema i Martyna Lannisterów.
- Mają po czternaście lat - uświadomił mu.
- Martyn ma chyba piętnaście - zauważył Blackfish, stojący za nimi.
- Tywin Lannister pojmał moje siostry - podszedł do niego jeszcze bliżej, a jego ton głosu zmienił się w jeszcze bardziej nienawistny. - Poprosiłem o pokój?
- Tak.
- A on jeszcze nie odpowiedział. Myślisz, że teraz będzie mu bardziej zależało, bo pojmaliśmy prawnuków brata jego ojca? - spytał, zastanawiając się czy dobrze powiedział odległości ich rodzinnej linii.
- Nie.
- Ilu ludzi straciłeś?
- 208, ale Lannisterowie...
- Im nie zbywa na ludziach, nam tak! - wybuchnął, starając opanować się swoją rękę, by zaraz nie wylądowała na nim.
- Wybacz - powiedział lekceważąco. - Nie wiedziałem.
- Dowiedział byś się - wyznał Robb, już spokojniej. - Dziś, teraz. Gdybyś zachował cierpliwość.
- Której zaczyna nam brakować - znowu słusznie zauważył Blackfish.
Talisa podniosła się i nie pewnie podeszła do Robba, który znowu stanął przy oknie w zamyśleniu.
Delikatnie chwyciła go za rękę, a on odwrócił do niej głowę. Spojrzał na nią z pewnym obłędem w oczach. Widziała, że wahał się czegoś.
Po chwili jednak ścisnął jej rękę, jakby ta miała dodać mu otuchy.
*** ~ Robb
Klęczał przed Czardrzewem, opierając się na mieczu. Kiedy był tu ostatnio, przy jego boku była Yngvild.
Pamiętał również wszystkie sytuacje, które spotkały ich w Bożym Gaju. Te dobre i te złe. Jak pocieszał ją i ocierał łzy albo rozśmieszał do łez. Pamiętał ich pierwszy pocałunek.
Mimo, że był Królem i nie należało mu płakać, teraz uronił kilka łez. Nie mógł uwierzyć w to, że Yngvild nie chcę się z nim widzieć. Nie mógł uwierzyć w to, że to było dla niej tylko zauroczeniem.
*** ~ Yngvild
Siedziała a łóżku i patrzyła w sufit, a z jej oczu swobodnie wypływały nowe łzy. Ostatnio to było jej ulubionym zajęciem.
W końcu postanowiła, że za wszelką cenę musi się spotkać z Robbem. Musi poczuć choćby jego obecność. Jego usta, włosy, zapach.
Kiedy zaczęła męczyć Siggy prośbami, żeby mogła zobaczyć się z Robbem, ta westchnęła po kilku minutach i stwierdziła zrezygnowana:
- Powiem lordowi, że chcesz się z nim widzieć - powiedziała tylko beznamiętnym tonem i wyszła na chwilę, by powiadomić żołnierza, który miał iść po Edmure'a.
- Lordzie - pokłoniła się przed nim krzywo, kiedy przyszedł.
- Chciałaś żebym przyszedł - powiedział zadowolony - więc jestem.
- Chcę zobaczyć się z Robbem...
- Chyba żartujesz - zakpił.
- Proszę - zaczęła ze łzami w oczach. - Pozwól mi się z nim zobaczyć - była już naprawdę zdesperowana. - Błagam! - uklękła przed nim splatając dłonie do modlitwy. - Proszę! Chcę go tylko zobaczyć... Proszę! Obiecuję, przysięgam na Bogów Starych i Nowych, że nic mu nie powiem, błagam! - z jej oczu pociekła słona ciecz, a on tylko prychnął.
- Nie pozwolę ci go już zobaczyć. Nie spotkasz się już z nim.
- Proszę...Siggy, proszę, błagam - rzuciła się przed nią na kolana, zalewając łzami. - Błagam, przekonaj go... - załkała.
Ale nawet to się na nic nie zdało.
- Błagam... - płakała. - Chwilę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top