21

Promienie słońca wpadające przez okno spoczęły na jej twarzy, a ona pod ich wpływem obudziła się. Podniosła do siadu, przetarła oczy i wyciągnęła się, ziewając.

Nie chcę mieć tu łóżka, zdała sobie sprawę, codziennie będzie budzić mnie słońce.

Podniosła się i pogłaskała z uśmiechem po brzuchu, który stawał się coraz większy. Czwarty księżyc.

Podeszła do okna i spojrzała w dal. Wracaj do mnie, Robb, poprosiła w myślach.

Po chwili odwróciła się i wychyliła za drzwi, by dać znać, żeby Siggy przyszła do niej.

- Wybacz mi, wasza wysokość - powiedziała, kiedy weszła i ukłoniła się przed nią. - Nie wiedziałam, że wstałaś.

- Nic się nie stało - uśmiechnęła się do niej miło. - Nie miałabyś nic przeciwko gdybym poprosiła lorda Edmure'a, by przeniósł twoją komnatę obok mojej?

- Ależ skąd, wasza miłość. Urodziłam się by służyć Królowej.

Yngvild zrzedła mina, kiedy czarnowłosa w dalszym ciągu była obojętna.

- Wybierz mi suknie - poleciła wskazując na kufer, a sama skierowała się do komody. Nachyliła się nad nią i przejrzała w małym lusterku.

Pamiętała jak pan ojciec nigdy nie pozwalał jej zaglądać do komnaty pani matki w obawie, że coś zniszczy, a tam było jedyne lustro i zawsze z Talisą przeglądały się w wiadrze wody. Ich odbijające się kształty zawsze były zniekształcone, przez co nigdy nie mogło obyć się bez wybuchów śmiechu.  Później woda lądowała na którejś z niej albo na Jojenie, który czasem do nich dołączał w zabawie.

Na samo wspomnienie uśmiechnęła się, szybko jednak przypomniała sobie o tym jak Talisa patrzyła na Robba.

- No już? - odwróciła się szybko do dwórki.

- Tak, wasza miłość - powiedziała, wyciągając jasno fioletową z ciemniejszymi haftami kwiatów tego samego koloru. - Ta może być?

- Oczywiście, - uśmiechnęła się, podchodząc do niej - jest idealna na dzisiaj, dziękuję.

Siggy rozwiązała jej z tyłu halkę i zdjęła ją, a Yngvild opiekuńczo złapała się za brzuch.

- Masz dzieci, Siggy? - spytała nadal w dobrym nastroju.

- Nie mogę rozmawiać z Królową - powiedziała tylko, a ruda przewróciła oczami.

- Rozkazuje ci mi to powiedzieć - spojrzała na nią z wygórowaniem.

- Miałam dzieci, wasza miłość - oznajmiła lekko smutna zakładając jej suknie.

- Miałaś? Co się z nimi stało?

- Dwóch synów poszło walczyć za Króla Północy i nie wróciło. Córkę zgwałcili żołnierze i również umarła, miała osiem lat, wasza miłość.

- Wybacz. Nie wiedziałam... - smutno jej się zrobiło, ale po Siggy w dalszym ciągu nie było widać żadnych oznak emocji. - Lannisterscy żołnierze tacy są... Gwałcą nie patrząc na nic.

- To byli żołnierze Północy, moja pani.

Na szczęście do jej komnty wszedł rycerz, który przerwał tą niezręczną ciszę pomiędzy Yngvild a Siggy.

- Lord Edmure zaprasza na śniadanie, wasza miłość.

 - Dobrze, zaraz przyjdę - odpowiedziała mu. - Jeszcze mnie uczesz, Siggy - poleciła dwórce i usiadła na przeciwko lustra.

Kobieta pokiwała głową, podeszła do niej i wzięła grzebień, a następnie zaczęła rozczesywać jej rude, długie włosy.

- Jaką kompozycje życzy sobie wasza królewska mość? - spytała.

- Klasycznie - odpowiedziała. - Dwa małe warkocze idące od przedziałku i związane z tyłu.

Nie odpowiedziała już tylko zaczęła czesać.

***

- Lordzie - pokłoniła się przed nim sztywno.

Czekał na nią za ogromnym, mahoniowym stołem, na którym było różnego rodzaju jedzenie przygotowane na ich śniadanie.

- Pani - skinął głową. - Usiądź - zachęcił ręką, by usiadła obok niego. Siedział na honorowym miejscu, a ona skierowała się w drugą stronę i usiadła po drugiej stronie stołu również na honorowym miejscu.

Dostrzegła jak jego mięśnie naprężają się, a jego ręce ściskają.

 - Proszę - powiedział jak najbardziej mógł spokojnie i wskazał na stół. - Częstuj się.

W połowie jedzenia poraz drugi zaczął rozmowę:

- Moi ludzie boją się twojego wilka.

- To wilkor - zaznaczyła.

- Tym bardziej - podjął się. - Pragną byś zamknęła ją...

- Nigdy! - zaprzeczyła. - Wilkor nie jest stworzony do zamknięcia...

- Jesteś teraz Królową - przypomniał. - Dobro twoich ludzi powinno być dla ciebie najważniejsze. Mam już miejsce w którym bezpiecznie mogłaby siedzieć.

Zastanowiła się przez chwilę. Robb zostawił mi ją by mnie chroniła. Bogowie zesłali nam wilkory by były przy nas i obdarzały opieką. A teraz mam ją zamknąć??

- Masz rację, mój lordzie. Moi ludzie są dla mnie najważniejsi. Możesz ją zamknąć - powiedziała poważnie i westchnęła na końcu. Moi ludzie są dla mnie najważniejsi.

Nie zauważyła tylko jego chytrego uśmiechu, który wkradł mu się na twarz, po tym, kiedy wyraziła zgodę.

***

- Będę cię odwiedzać... - głaskała swoją rudą wilkorzyce za uchem, a w jej oczach stały łzy, jednak nie pozwoliła im wypłynąć. Nie przy lordzie Edmure, który przyszedł zabrać jej Rutę.

Wilkorzyca również czuła, że rozstaje się z nią. Jej oczy błyszczały, a jej ciche pomrukiwanie wyrażało smutek.

- No, już - uśmiechnęła się lekko. Ruta wspięła się lekko na jej kolana i wtuliła się jeszcze w jej szyję, a ona otuliła ją swoimi ramionami.

***

- Czemu wszędzie za mną chodzisz? - zapytała podirytowana Yngvild, kiedy chciała wyjść do Bożego Gaju, a Siggy w dalszym ciągu nie odstępowała jej na krok.

- Jestem twoją dama. Uczono mnie, że zawsze muszę być przy swojej pani.

Przekręciła oczami.

- Nie musisz, nie życzę sobie tego. - Zatrzymała się, a Siggy wraz z nią. - Rozumiesz?

- Tak, wasza wysokość. Rozumiem - skłoniła się. - Ale dostałam jasny rozkaz od lorda Edmure'a, by nie opuszczać cię na krok.

- Ja jestem twoją Królową, Siggy. I ja wydaje ci rozkazy - powiedziała stanowczo.

- Służę rodowi Tullych, wasza miłość.

- Dobrze - powiedziała po chwili, wypuszczając powietrze. - Chodź więc, wspomożesz mnie w modlitwie. - Weszły do Bożego Gaju.

Yngvild uklękła pod wyciętym Czardrzewem, a Siggy pozostała za nią.

- Nie poprosisz o wygraną twojego Króla? - spytała w dość nieprzyjemny sposób, odwracając się do niej.

- Wybacz, wasza wysokość. Nie zależy mi na tym.

***

Dni jej mijały, na modlitwie, na kolacjach czy śniadaniach z lordem Edmure, który w ogóle nie przypadł jej do gustu. Rzucał jej nienaganne uwagi i ciągle prosił by odeszła od Robba.

Ale ona codziennie rano i wieczorem wyglądała go z okna swojej komnaty. Gdzie jesteś mój ukochany?, pytała. Wracaj do mnie, tęsknię.

Nawet nie mogła odwiedzić Ruty, lord Edmure stanowczo jej tego zabronił. Powiedział, że dla jej bezpieczeństwa nie może się z nią widzieć i do niej zbliżać.

Chodziła tylko po zamku, a za nią jak cień podążała jej dama dworu. Przez jedną z dam przypadkowo dowiedziała się, że Siggy szpieguje ją i powtarza wszystko co powie lordowi, a w dodatku ma jej pilnować gdyby coś planowa, dlatego Królowa przestała z nią już rozmawiać i zagadywać ją.

Siggy zdradziła ją, tak samo jak jej ludzie. Nie obronili jej, kiedy wezwała ich.

Kiedy lord Edmure rzucił się na nią pewnego dnia, wezwała swoją straż, ale rycerze Tullych szybko się z nimi rozprawili.

,,Jedne miecz z Południa warty jest dziesięciu z Północy" przeklinała w myślach niejednokrotnie.

Sama musiała zadziałać i pospiesznie wytłumaczyła lordowi, że jest w ciąży i nie może z nim współżyć. Obiecała, że jeśli urodzi odda mu się.

Tak bardzo czekała na Robba. Żeby wreszcie przyjechał po nią i uwolnił ją od tych ludzi.

Jedynie chodziła i słuchała pojedynczych plotek, które w żadnym stopniu jej nie uspokajały.

,, Król Zimy wygrał i wraca już na Północ", ,,Król Północy przegrał i uciekł z pola bitwy", ,,Król Północy umarł na polu bitwy". Wiedziała jednak, że gdyby umarł czułaby to.

O innej tematyce nie były lepsze ,,Nie zawarli pokoju, ponieważ Królobójca im uciekł z niewoli", ,,Zawarli pokój i teraz wracają na Północ". Marzyła o tym by wreszcie po nią wrócił, wziął w ramiona i uwolnił od Riverrun.

Niektóre nie dotyczyły w ogóle wojny, a samego Króla, to były plotki, które doprowadzały ją do łez i nie pozwalały by była pewna jego wierności i miłości. ,,Król Północy zdradza Królową z jej najlepszą przyjaciółką Talisą."

Wreszcie postanowiła napisać list do niego, choć wiedziała jak było to niebezpieczne, gdyby ktoś przechwycił korespondencję, dlatego stwierdziła, że wyślę zaufanego człowieka, by osobiście dostarczył mu list a w razie czego zniszczył go.

Napisała kilka przyjemnych słów, napisała jak tęskni, a jej brzuch rośnie i to w jaki sposób jest tu traktowana. Żeby posłał kogoś po nią. Postanowiła, że nie będzie mu pisała o pomówieniach na temat zdrady. Nie chciała w to wierzyć i nie pozwalała sobie w to uwierzyć dopóki by tego nie zobaczyła.

- Pragnę wysłać list do Robba - oznajmiła wychodząc ze swojej komnaty i natrafiając na lorda Edmure'a.

- Nie możesz, lady - odpowiedział jej, zatrzymując za rękę.

- Dlaczegóż to? - zmarszczyła brwi, próbując się wyszarpać z jego uścisku. - I nie jestem lady, jestem twoją Królową!

- Mojego serca na pewno - uśmiechnął się w obrzydliwy sposób. - Wracaj do komnaty - rozkazał i pociągnął ją w stronę jej komnaty.

***

- Lordzie Edmure! - zawołała za nim.

- Tak? - odwrócił się do niej, stając w miejscu.

- Żądam - zaczęła poważnie i ponownie zaczęła dopiero po chwili - byś zwrócił mi wolność.

- Słucham? - zakpił.

- Nie chcę tu być. Chcę jechać do swojego pana męża. - Wzięła ciężką suknie w obie dłonie i podeszła bliżej.

- Kazał, byś tu została, kazał mi pilnować cię.

- Nie może mi tego nakazać - oznajmiła. - Tak jak ty nie możesz nakazać mi tu zostać! Ty mnie nie chronisz tylko przetrzumujesz wbrew woli! - wykrzyczała i odwróciła się w celu odejścia, ale złapał ją za rękę.

- Nie wyjedziesz stąd - powiedział twardo. W jego oczach dostrzegła obłęd, którego się przeraziła.

***

Siedziała na łóżku, oparta o poduszki i wyszywała. Nigdy by nie pomyślała, że jej ścieg będzie taki prosty.

Szyła wilkora, pomarańczową nicią.

Co noc myśli spędzały jej sen z powiek. Myślała o Rucie, Robbie, Drinie, o wojnie i o nadchodzącej zimie.

- Widziałaś kiedyś Innych, Siggy? - spytała jej. Dama siedziała po drugiej stronie komnaty i również coś szyła. - Podobno mają bardzo niebieskie oczy.

- Inni nie istnieją, wasza miłość - odparła z kamienną twarzą, podnosząc się i gasząc poniektóre świece w jej komnacie. - Pora spać - postanowiła i podeszła do niej.

- Nie chcę jeszcze... - mruknęła, ale Siggy i tak wyciągała spod niej kołdrę i przykryła ją.

- Dobranoc - powiedziała, wychodząc.

- Dobranoc - odparła i poczekała aż ta wyjdzie.

Zdjęła z siebie kołdrę i podeszła do okna.

Przymknęła oczy i pomyślała o Robbie. Wracaj do mnie, mój ukochany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top