Rozdział 4

*pierwsza lekcja*

-Ravine, może wstaniesz i powiesz nam coś o sobie?

-Może lepiej nie, pani profesor.

-Dlaczegóż to?

-Nie lubię mówić o sobie.

-To się chwali, jednak może cokolwiek? Wstań, proszę.

Wstałam, starając się nie okazywać irytacji.

-Nazywam się Ravine i lubię książki. Mogę już usiąść?

-Jakie książki?

-W większości zarekwirowane, gdyż były zbyt krwawe. To chyba wystarczający opis.

-Arogancja nie jest tu mile widziana, Ravine.

Usiadłam, nie czekając na pozwolenie.

-Ale uległość już tak, wiem.

-Nie uległość, ale odrobina pokory by ci nie zaszkodziła.

-No taaak, uległość może się źle kojarzyć tym, którzy wiedzą, że w połowie jestem kusicielką. Eee... Serio nie wiedzieliście?-zapytałam zmieszana, widząc ich miny.

-Idziesz do pani dyrektor. W tej chwili.

-Pieprzyć to-burknęłam i wstałam.

-Natychmiast.

-Przecież idę, co się rzucasz?-prychnęłam wściekła i wyszłam z sali.

Przeszłam się spokojnie do gabinetu dyrki i zapukałam.

-Proszę!

Weszłam spokojnie. Dyrektorka westchnęła na mój widok.

-Nie powinnaś mieć teraz lekcji, Ravine?

-Powinnam.

-Co zrobiłaś?

-Prawdopodobnie byłam bezczelna. Prawdopodobnie. Nie wiem. Nie powiedziała mi, tylko kazała przyjść tu. W Piekle czegoś takiego nie uznaje się za bezczelność.

-Ale tu jest Niebo, Ravine.

-Zdążyłam zauważyć.

-Najwyraźniej nie. Idź do swojego pokoju. Są tam już wszystkie twoje książki.

-Czyli... że mogę czytać moje książki tutaj?

-Tak. Nie zamierzam odbierać ci każdej piekielnej przyjemności, a jeśli czytanie o torturach poprawia ci humor to proszę bardzo, dopóki nie przenosisz tego na rzeczywistość.

Jednak ją lubię.

-Dziękuję.

-Nie jestem twoim wrogiem, Ravine.

Aaa... O to chodziło. No tak, wszystko jasne.

-Najwyraźniej nie.

-Zmykaj, urwisie-uśmiechnęła się z rozbawieniem.

Wstałam z lekkim uśmiechem i wyszłam. Poszłam do pokoju, dygocząc od tłumionego śmiechu. Rzuciłam się na łóżko i popatrzyłam na spory stos książek między moim łóżkiem, a ścianą. Gdzieś pod książkami zniknęła szafka nocna. Dobrze, nie była mi potrzebna.
Czytałam, kiedy dziewczyny weszły do pokoju po kilku godzinach.

-Niezły dałaś popis-stwierdziła Mel z lekkim uśmiechem.

-Wściekała się do końca lekcji-dorzuciła Ana.

-Czyli miłuję ją z pełną wzajemnością. Nie jesteście aż tak grzeczne jak myślałam.

-Mamy wolność myśli. Nie jest tak źle jak myślisz.

Jakiś chłopak wpadł do naszego pokoju.

-Nie ma mnie tu!-wbiegł do szafy i zatrzasnął się w niej.

Mindfuck. A dziewczyny na luzie. Czyli to norma. Jakiś dorosły anioł zapukał i otworzył drzwi.

-Cześć, dziewczynki. Nie widziałyście Klarentyna?

-Eee... Kto to? Albo co odwalił?-odezwałam się pierwsza.

-Anioł w waszym wieku. Urwis twojego pokroju, ale nie jest arogancki tylko psotny. I grozi mu nie zdanie do następnej klasy. Za samo denerwowanie nauczycieli.

-Jak go spotkamy, to mu przekażemy-zapewniła Ana.

-Dobrze. Przekażcie mu też, że szafa to marna kryjówka-wyszedł, śmiejąc się.

-Eee... Zacięła się... Dziewczyny? Pomocy?

-Siedź tam-Ana prychnęła.

-No ej!-zaczął się śmiać.-Bo ją przewrócę!

-Spróbuj, debilu, mam tam skórzaną kurtkę!-ja też zaczęłam się śmiać.

Chwila ciszy.

-Ty jesteś ta nowa, nie?

-Yup.

-Pomożesz?

-Nie.

-No kurna!

-Prawie, aniołku.

-Raczej staramy się nie przeklinać... Chociaż mi nie wychodzi. Dziewczyny, zaczyna mi brakować powietrza...

-Tak?-Mel uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do mojej kolekcji książek.-Faktycznie mała biblioteka.

-Kurwa, dziewczyny! Wypuśćcie mnie stąd!

-Przekonałeś mnie-wstałam i otworzyłam szafę.

Klarentyn wypadł na mnie i oboje się przewróciliśmy. Został brutalnie zepchnięty. Wstałam szybko. Uniósł ręce w geście poddania.

-Sorry, to nie było zamierzone.

-Gdybym sądziła, że było, już straciłbyś zęby.

-Rzeczywiście jesteś słodka-ze śmiechem uniknął zdzielenia poduszką.-Nazywam się Klarentyn.

-Ta, zdążyłam się zorientować. Muszę się przedstawiać?

-Nie-wyszczerzył zęby w uśmiechu.-Fajnie cię poznać.

-I vice versa.

Usiadł na moim łóżku i nie zszedł z niego, mimo mojej wymownie uniesionej brwi.

-Na mnie to nie działa.

-W sumie... To dobrze. Cieszę się.

-Ktoś normalny, co?

-No. Bez urazy.

Ana i Mel prychnęły cicho, ale po krótkiej chwili znów się uśmiechały.

-Coś ty zrobił?-Mel usiadła na swoim łóżku.

-Przelałem czarę cierpliwości Smoczycy. To ta, która wysłała cię do dyrektorki. Nic wielkiego, sól do kawy zamiast cukru, ale wystarczyło. Zresztą myśli, że współpracowaliśmy.

-Paranoiczny aniołek. Dobrze wiedzieć.

-Nom. I już cię nie lubi.

-Odkrywcze.

-Wiem. Mógłbym poczytać coś stąd?

-Jeśli zobaczą którąś z tych książek u kogoś innego, skonfiskują ci je-stwierdziła Mel.

-Trafna uwaga.

-Mogę czytać tutaj?

-Spoko. Jeśli one nie mają nic przeciwko.

-Dziewczyny...-złożył ręce jak do modlitwy.

Znam ten gest tylko dlatego, że jest jednym z najczęściej parodiowanych w Piekle.

-Jasne, siedź tu, ile chcesz.

-W porządku-Ana przyglądała się jednemu z tytułów.

,,Krwawy taniec"-mało oryginalny tytuł, ale treść wynagradzała ten drobny brak w stu procentach.

-Chcesz?-mruknęłam.

-Nie mogę...

-Propaganda ma się u was zajebiście, jak widzę. Przecież nie upadniesz od przeczytania książki. Weź sobie i poczytaj.

-O czym to jest?

-Masz z tyłu opis.

Zaczęła czytać sam opis i oczy już zaczęły jej się rozszerzać.

-M-może lepiej nie.

-Jak chcesz.

-Ty czytasz takie rzeczy na codzień?

-Całe dotychczasowe życie spędziłam w Piekle. Widywałam już tortury nieśmiertelnych dusz grzeszników, więc miałam w realu to, co jest w tej książce. Na początku widok przerażający, ale później... No cóż. Mam nadzieję, że równie szybko przyzwyczaję się do wszechogarniającego dobra, bo chwilowo chce mi się nim rzygać.

-Czysto hipotetycznie, gdyby ktoś od nas, w takiej sytuacji jak ty, trafił do Piekła... Co by się działo?

-Jeśli zacząłby histeryzować i lamentować na swój los, miałby przejebane i nie miałby tam życia. Jeśli natomiast przyszedłby spokojnie, nawet sztywno, jak to u was, i zacząłby zachowywać się normalnie, reszta, po serii kpin w stylu ,,Chodź, aniołku, pokażemy ci niebo", namawiałaby go do imprez, seksu, alkoholu i generalnie dobrej zabawy.

-A jakieś wyrzekanie się Boga, coś takiego?

-Zależy na kogo byś trafił. Trzymając się ze mną, za próby nawracania kogokolwiek dostawałbyś przez łeb i to wszystko, ale bez wyrzekania się czegokolwiek. Natomiast gdybyś trafił na kilku kutasów, najczęściej starszych ode mnie, z manią okazywania władzy... no, nie byłoby tak miło.

-Łapię. My też mamy kilku takich. Totalni fanatycy.

-No... Może być ciekawie. Przywalą się do mnie w niedalekiej przyszłości, prawda?

-Niewykluczone-powiedziała Ana.

-Całkiem prawdopodobne-dodała Mel.

-Właściwie pewne-stwierdził Klarentyn.

-Zajebiście...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top