3. Próba intelektu
Uważam się za osobę inteligentną.
Ale od kiedy zostałem przeniesiony do świata powieści, zacząłem powątpiewać w swoją mądrość, rozsądek, IQ, zdolności poznawcze; wszystko, co widziałem w sobie jako wartościowe i definiujące moją osobę.
Najpierw się zgubiłem, mimo że przeszedłem przez jeden prosty korytarz.
Potem złapałem na tym, że muszę czytać sylabami, nim cokolwiek zrozumiem.
A w tym momencie patrzę na stos walizek ze wszystkim, co kazałem spakować oraz tym, co służba uznała za najistotniejsze.
Jak ja mam to wszystko niepostrzeżenie wynieść?
Zastanawiałem się nad odpowiedzią, ale opornie mi to szło. Wyjrzałem przez okno.
Jak w ogóle miałbym stąd wyjść bez towarzystwa?
I dlaczego kazałem kamerdynerowi przygotować wóz?!
Z herbem rodu na drzwiach?!
Przyglądałem się karocy otoczonej sztabem rycerzy.
Wszędzie podążały za mną pokojówki i służący, a jeśli było coś, co mogłem nazwać prywatnością, to spacerowanie po posiadłości. Najdalej widziałem ich dwadzieścia kroków ode mnie
Jeżeli udałoby mi się umknąć ochronie, i tak bardzo łatwo byłoby mnie namierzyć. Co do tego nie miałem wątpliwości. Nie potrzebowali nawet kamer, by znaleźć mnie w tym bydle a nie wozie!
Wstrzymałem westchnienie.
Mój intelekt był wystawiany na próbę i z każdą sekundą uświadamiałem sobie, że mam bardziej przejebane, niż sądziłem, gdy po raz pierwszy otworzyłem oczy w tym ciele.
Od tamtej pory minęło dziesięć godzin.
Był wieczór, następnego dnia z samego rana rozpoczną się przygotowania, by wcisnąć mnie w suknię i wysłać na bal, który szybko przemieni się w rozprawę sądową. Oznaczało to, że musiałem wydostać się ze stolicy tej dokładnie nocy.
Gapiłem się w karocę. Obstawioną rycerzami. Dam radę im uciec?
Hell not.
Nie wiedziałem, co zrobić. Diuk miał co do mnie inne plany i nie dopuszczał do siebie myśli, że jego córka miałaby opuścić jutrzejszą uroczystość. Chciałem go jeszcze przycisnąć, ale jego toporność w szerszym rozumieniu tej sytuacji działała na moją niekorzyść. Kontynuowałem wgapianie się w bydle zwane „skromną" i „małą" karocą, aż coś przy bramie przykuło moją uwagę.
— Mary, dlaczego oni wychodzą? — Wskazałem na pokojówki, przekraczające bramę do posiadłości.
Obróciłem się w stronę jedynej służącej, która ze wszystkich w «Miłości od pierwszego wejrzenia» wydawała się najwierniejsza Scarlet. Wszystkich innych wyprosiłem z pokoju, a Alfowi kazałem iść skrobać ziemniaki.
Mary podeszła do mnie z uniżoną głową i nawet jeśli uznała to pytanie za dziwne, nie dała tego po sobie poznać.
— Kwatery służby, panienko, znajdują się poza posiadłością. To osoby, które skończyły zmianę.
— Hmm...
Wpadłem na pewien ryzykowny pomysł. Sunąłem wzrokiem to na Mary, to na moją zabandażowaną dłoń. Słowa pokojówek odbijały się w mojej głowie. „Damie nie godzi się nosić blizny." Zacząłem ściągać opatrunek, a moim oczom wyłoniła się obrzydliwie zaczerwieniona skóra palców. Potraktowali mnie, jakbym włożył dłoń do lawy, a jedynie zgasiłem świecę.
Moje spojrzenie zatrzymało się na podobnej do tamtej, trzymanej przez Mary świecy.
Zastanawiałem się, czy to dobry pomysł. Bolesny na pewno, ale czy dobry? Gdy zacząłem iść ostrożnie w stronę służącej, niczym drapieżnik zbliżający się do swojej ofiary, ściągając kolczyk z lewego ucha, powiedziałem:
— Mary, od teraz zrobisz wszystko, co ci każę. Bez pytań i ani słowa innym. Nawet jeśli będziesz stać przed moim ojcem, masz trzymać buzię na kłódkę. — Nagle złapałem za dolną część świecy, którą trzymała. Jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła, jak patrzę na knot. — Mam delikatne ciało. Tak strasznie słabe, że na samą myśl, że książę oświadczy mi się w obecności setek ludzi, miękną mi kolana, i zostaję przykuta do łóżka. Dlatego nie mogę stawić się na jutrzejszym balu.
Obserwowałem jej drżące dłonie. Pewnie rozważała wyrwanie mi z ręki świecy, jednak z obawy, że coś się stanie, nie potrafiła podjąć żadnej decyzji.
— Jestem niezwykle wrażliwa i łatwo mnie skrzywdzić. Mam nadzieję, że zajmiesz się wszystkim, o co poproszę, tak bym następnym razem mogła z pełną dumą godną Astonów przyjąć zaręczyny od trzeciego księcia królestwa.
Marry wiedziała, że jej pani nie należała do kruchych, wymagających ciągłego niańczenia panienek, ale doskonale znała ton i sposób, w jaki do niej mówiła, gdy coś knuła. Zawsze sprawiał, że ze strachu zaczynała tracić dech w piersiach.
Postarałem się jak najlepiej go odtworzyć.
Zaciskanie dłoni zranionymi palcami wywoływało u mnie łzy, a z tyłu głowy zaczęła pojawiać się irytacja, powoli podążała do szybko bijącego serca i rozprowadzana z krwią po ciele.
— Przynieś mi strój pokojówki i jakąś typową dla „was" torbę — powiedziałem. Włożyłem kolczyk do kieszeni Mary, poklepując ją w ramię. — Pomożesz mi się stąd wydostać, na jedną noc — dodałem.
„Jedną" noc.
Dziewczyna zerwała do góry głowę. Na jej twarzy malowały się pytania, których nie miała odwagi wydukać pod naporem mojego spojrzenia.
— Ale panienko... — próbowała oponować, ale wtedy też przysunąłem rękę bliżej ognia.
— Myślisz, że kto weźmie za to odpowiedzialność?
Zapadła cisza.
Po nakazaniu Mary przygotowania przebrania i apteczki, zacząłem przeglądać walizki, jednak znalazłem w nich jedynie drogie, rzucające się w oczy suknie. Wszystkie czerwone, tak swoją drogą. Kojarzyłem, że Scarlet jeździła konno, dlatego zacząłem przeglądać szafki w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Z ulgą odkryłem, że nosiła spodnie, a niektóre z jej piżam na upartego mogłyby służyć za strój dzienny jakiejś trochę bogatszej niż średnia społeczeństwa kobiecie. Z butami miałem większy kłopot, bo zanim dokopałem się do nich przez rzędy obcasów, pantofelków i szpilek, Mary zdążyła do mnie wrócić.
— Nikomu nic nie powiedziałaś? — spytałem. Wziąłem od niej torbę i zacząłem pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
Ucieszyłem się, ponieważ ukryła wszystko pod stolikiem na kółkach, pod przykrywką przyniesienia mi kolacji.
Była sprytniejsza, niż myślałem.
— Podążałam za instrukcjami panienki.
— Świetnie.
Odchrząknąłem zbierającą się w przełyku ślinę. Obejrzałem buciki pokojówki, które mi przyniosła. Twarda podeszwa. Pewnie w żaden sposób nie imała się do butów z garderoby Scarlet, ale chyba nie miałem wyjścia. Zacząłem ściągać resztę biżuterii, wyciągając z włosów spinki i wszystko, co mogło mieć w sobie drogie kamienie. Wystarczyłby mi jeden kolczyk, a byłbym ustawiony na najbliższy rok. Położyłem część na białym materiale, z którego zrobiłem sakiewkę po spięciu go sznurkiem, a następnie popatrzyłem w oczekiwaniu na Marry.
Nie miałem pojęcia, jak ściągnąć z siebie gorset.
Po przebraniu — nie myląc z upokorzeniem — spojrzałem na siebie w lustrze, z zadowoleniem zauważając, że po zmyciu makijażu nie przypominałem siebie sprzed chwili. Popatrzyłem jeszcze na opatrunek, który ponownie niezdarnie nałożyłem. Nie wyglądał jak wykonany przez profesjonalistę i tak właśnie chciałem, by było.
— Panienko, może jeszcze się zastanowisz? W nocy jest groźnie. Proszę, weź ze sobą kogoś do ochrony...
— Mówisz, że stolica to niebezpieczne miejsce? — zacmokałem. Jedyne, co mi pozostało do zrobienia w tej posiadłości, to upewnienie się, że służąca nikomu nie wyśpiewa, gdzie jestem, dopóki nie znajdę jakiegoś wozu, który wydostanie mnie ze stolicy. Igrałem z ogniem, tym razem w przenośni, i musiałem zagrać według własnych nut, jednocześnie za wszelką cenę unikając rozwścieczonego dyrygenta. — Nie zapominaj, kim jestem, Mary, a jestem Astronem.
Założyłem pierścień z wygrawerowanym symbolem nieskończoności na szkarłatnym kamieniu.
— Tak długo, jak będę mieć przy sobie insygnium, nic mi się nie stanie.
Pokiwała ze zrezygnowaniem głową. Pewnie zdawała sobie sprawę z tejże prawdy, jednak nie potrafiła zostawić swojej pani samej; w świadomości, że jeżeli znajdzie się ktoś z silniejszym insygnium, nie będzie w stanie się obronić.
Insygnia były jak magiczne przedmioty. Pełniły funkcję przekaźników, dzięki którym posiadacz potrafił rzucać zaklęcia.
Wraz z przejęciem ciała Scarlet, przejąłem również jej wiedzę o tym świecie. Choć nie w pełni, bo szybko zauważyłem, iż na przykład płynne czytanie tutejszym językiem zostało upośledzone, ale za to ustnie dawałem sobie radę ze wszystkim, i wciąż brakowało mi pełnego zrozumienia, jak działa tak zwana „magia", która nie przypomina żadnej innej siły w moim pierwotnym świecie. Nie otrzymałem jej wspomnień, jedynie to, co wiedziałem z książki, zostało w mojej głowie, chyba nawet wyraźniejsze, niż wcześniej. Wydarzenia, w których uczestniczyła, były łatwiejsze do wywołania, niż te, w których pojawiała się tylko główna bohaterka „Elisabeth".
By nauczyć się korzystać z tego insygnium, musiałem w pełni zrozumieć wiedzę, którą posiadłem, ale to samo dotyczyło odczuć, które się we mnie budziły, gdy patrzyłem na jakąś osobę. Miałem wrażenie, jakby pozostałości po poprzedniej właścicielce tego ciała wywoływały u mnie emocje w zwrocie na odpowiedni obraz, jednak byłem jeszcze skazany na wytrenowanie umiejętności analizowania i interpretowania przekazywanych mi uczuć. To było frustrujące uczucie; jakbym miał coś na wyciągnięcie ręki, ale nie mógł tego złapać.
Dlatego wiedziałem, że mogę wykorzystać Mary. Czułem, że mogę to bez obaw zrobić. Przy Alfie za to łatwiej mnie zirytowanć, ale nie wiem, czy to pozostałości po Scarlet, czy moja świadomość chce się go jak najszybciej pozbyć w związku z jego kompletnym brakiem zainteresowania w los jego pierwszej i jedynej pani. Wobec ojca... ciężko stwierdzić.
Nie doszedłem do tego, co Scarlet wobec niego czuła. Szczerze, nawet nie musiałem; w końcu chciałem sprawić, że nigdy nie zobaczę jego twarzy ani nikogo z «Miłości od pierwszego wejrzenia», a nawet «Akademii miłości», jeżeli ktoś jedynie pochodzący z gry został uwzględniony w tym świecie.
Ten plan wymagał ode mnie myślenia. Przede wszystkim dlatego, że nie pojmowałem, na ile może się zdać.
A był taki.
Cel: Wydostać się ze stolicy
Krok 1: Zdobyć przebranie
Krok 2: Nie dać się złapać, wszędzie pokazując ranę po oparzeniu
Podpunkt: dać wszystkim do zrozumienia, że prawdziwa dama nie paradowałaby z blizną i stroju sługi po mieście, w którym znają jej twarz
Krok 3: Sprzedać u jakiegoś kupca warte krocie ubrania w zamian za grosze i stertę łachmanów
Podpunkt: czyli dać się oszukać
Krok 4: Znaleźć przewoźnika i spieprzać gdzie pieprz rośnie
Krok 5: Pracuję nad tym
...
......
...........
Jakby, przepraszam bardzo, sami wymyślcie sobie w ciągu jednego dnia lepszy plan w świecie, który znacie z jakiegoś romansidła fantasy dla nastolatek, bo czytaliście go waszej młodszej siostrze, będąc zarazem pod nieprzerwaną kontrolą, i zaimplementujcie bez błędów w życie, uwzględniając przy tym możliwe niepowodzenia i plany b, c, d i tak dalej.
...
Wspominałem, że wciąż nie otrząsnąłem się z szoku?
...
Obudziłem się z zamyślenia dzięki pytaniu Mary, dlaczego chcę wyjść tak późno w nocy na miasto. Uśmiechnąłem się, miałem nadzieję, tajemniczo. Wyglądałem przez okno, jakbym czegoś za nim szukał, a nostalgia zaczęła bić z mojej twarzy, jakbym naprawdę się zamyślił, silnie popędzany chęcią wyjaśnienia moich motywów.
— Gdy zostanę narzeczoną księcia, wiele możliwości zostanie mi odebranych. By zapewnić przyszłość mojej obecnej rodzinie oraz przyszłej, będę musiała uważać, co i jak robię, a także z kim. Część arystokracji ze względów politycznych zmieni wobec mnie nastawienie. Do części za to ja będę musiała je zmienić. — Przymknąłem na chwilę oczy. Mary pobladła, gdy ponownie na nią spojrzałem. Łzy spływające po moich policzkach wyrażały utęsknienie i żal, rozgrzewający mnie od środka, powolutku, kropla za kropelką wysuszając moje oczy. — Chcę go zobaczyć. — Chcę ją zobaczyć, prawie nie powstrzymałem się przed wyszeptaniem tego zdania.
— Moja panienko! — wykrzyczała w zrozumieniu, a ja zacząłem powtarzać niczym mantrę w głowie: Dokładnie, Mary. Pomyśl o plotkach. Przypomnij sobie, o czym huczano przez ostatni rok. Dodaj dwa do dwóch, wierzę, że dasz radę. — Oczywiście, panienko! Och, panienka ma wielkie serce! Poświęcać własną miłość dla dobra rodziny!
Bingo. Co prawda mówiła tylko to, co uważała, że Scarlet chciała usłyszeć, ale musiała pojąć meritum.
W «Miłości od pierwszego wejrzenia» istniała jedna postać, którą Scarlet nigdy nie manipulowała, a wręcz powiedziałbym, że pałała do niej ogromną sympatią. Moja siostra często powtarzała, że stanowiliby idealną parę, oboje przez jakiś czas mieli się ku sobie, i gdyby tylko Scarlet nie wybrała drogi do własnej destrukcji, w końcu skazując siebie na nienawiść ukochanego, przeżyliby swój własny Happy End. Możliwe, że miało to sens, a możliwe też, że śmierć Scarlet miała posłużyć za następne narzędzie do złagodzenia przez Elisabeth kolejnego bolącego serca mężczyzny, aż, oczywiście, nie dołączy do rozrastającego się w zastraszającym tempie haremu.
Przysięgam, gdyby ta laska miała tyle samo inteligencji, co szczęścia do rozkochiwania facetów, to od dawna uznawano by ją za drugiego Einsteina.
— Oczywiście, że rozumiem! Och, panienko! Rozumiem, rozumiem!
Jesteś za głośna — pomyślałem ze zbolałą miną.
Obserwowałem, jak ostrożnie się do mnie zbliża.
— Więc, kiedy powinnam wyprowadzić panienkę z posiadłości?
Popatrzyłem na nią zaskoczony. Po chwili zorientowałem się, dlaczego nagle stała się skora do pomocy.
Heh.
Nieszczęśliwa miłość.
Miłość, która nieważne, co by się wydarzyło, pozostałaby niespełnionym marzeniem córki diuka. Urodziła się ze wszystkim i ponad wszystkimi, a nie mogła zażądać tej jedynej rzeczy ze względu na polityczne interesy i los rodu, którego pozycja powoli zaczęła tracić na mocy przez działania koronowanego księcia. Mary, widząc łzy Scarlet, musiała poczuć się niczym pobłogosławiona, bowiem najokrutniejsza i najprzebieglejsza osoba, za którą podążała od początku swojej służby, w trakcie doświadczania zarówno nieustającego niepokoju i podziwu, po latach okazała przed nią słabość, podbudowując jej poczucie wartości i wiary w swoją rolę, jako jednej z najważniejszych pokojówek panienki vene Astron.
Jeżeli naprawdę udało mi się wzbudzić w niej te wszystkie emocje, musiałem przyznać, że dobrze się spisałem.
— Teraz — stwierdziłem, kierując się do wyjścia.
Uśmiechałem się promiennie, jakbym przed chwilą nie był chodzącym kłębkiem smutku, ściskając palce na torbie.
Zauważyłem, że Mary przyglądała się zarówno jej jak i mi, ale nie poświęciłem temu zbyt wielu myśli.
W tamtym momencie zostawiłem wystawiony na próbę, której niestety, ale nie sprostałem.
Marry była sprytna, a ja zbyt przejęty myślą, że niedługo wydostanę się z tego domu, by o tym pamiętać.
Dlatego przegrałem jeszcze zanim wyszedłem z mojego pokoju; pokoju Scarlet vene Astron, która według mojego planu nad planami zostanie od jutrzejszego ranka uznana za zaginioną, a w prawdzie będzie popijać na plaży drineczki pod palemką, gdy tylko nadejdzie lato.
Taki był odgórny cel.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top