2. Oczywiście, coś musiało pójść nie tak
Hm.
To może narty? — pomyślałem, poprawiając smagane lodowatym, szczypiącym skórę powietrzem i próbując powstrzymać cieniutki, ale jakże ekstrawagancki, szkarłatny żakiet przed dosłownym oderwaniem od mojego ciała pod wpływem chamskiego, bo inaczej tego określić nie potrafiłem, wiatru, niedowierzałem w swoją inteligencję.
Spodziewałem się, że coś pójdzie niezgodnie z planem, ale nie sądziłem, że tak szybko.
Plaża będzie musiała poczekać.
Zadrżałem na całym ciele przy kolejnym powiewie wiatru. Chlusnął wodą na moją twarz, co sprawiło, że myślałem, iż za chwilę oszaleję od wrażenia rozpływającego się makijażu. Chłód wpełzł pod odzienie, w które służba wpakowała mnie, jakbym został żywym prezentem Bożonarodzeniowym, i niczym skóra węża szorowała po delikatnym ciele Scarlet... to znaczy moim... zaczerwieniając je i nieprzerwanie doprowadzając do skostnienia stawów i palców u stóp.
Jak mogłem o tym zapomnieć!
Przy egzekuzji, krew Scarlet zabarwiła nieskazitelnie biały śnieg, nadając otoczeniu grozy i podsycając strach kotłujący się w tych, którzy uświadczyli szaleńczego śmiechu skazanej oraz zapragnęli go uciszyć. Mimo tego, dzwonił w ich uszach do końca książki wraz ze słowami, brzmiącymi jak przeklinanie człowieka, który nie miał już nic do stracenia. Wtedy też zebrały się chmury, okalające niebo stolicy, aż sprowadziło śnieżyce pokrywającą białym puchem oraz lodem całą okolicę. Z lotu ptaka śnieg uładał się w spiralę, w której centrum znajdowało się miejsce egzekucji Scarlet, jedyne nietknięte; co dziwniejsze jej krew nie wyschła, a połyskiwała, zmieniając fakturę, i wydalała odór chryzantem.
To było oczywiste wprowadzenie do następnego tomu. I zapomniałem o nim.
Jak mogłem zapomnieć o zimie? O śniegu? Ś.n.i.e.g.u!
Gdzie ja znowu chciałem popijać drineczki pod palemką?
Ach... nie mogę sobie dłużej przypomnieć.
Zacmokałem, powoli wracając do swojego pokoju.
Wziąłem pod uwagę wszystko, nawet to, że w pewnym momencie tak się uchleję na plaży, że zechcę odpokutować grzechy Scarlet, a nawet to, że jej nieszczęsny, niedoszły narzeczony wyśle za nią skrytobójcę, a nawet to, że po drodze koło powozu pęknie, spadnę w przepaść i aby przetrwać, będę musiał żywić się robakami, a za wodopój służyłaby mi kałurza, a nawet to, że ciało, którego stałem się właścicielem, zmusi mnie do kochania pewnego male leada oraz żądza Scarlet przejmie nade mną kontrolę... Pomyślałem również o pogodzie — tyle że deszczu — ale przez głowę mi nie przemknął termin, taki jak „pora roku", mimo że cały plan oscylował wokół „wakacji na plaży".
— Jestem głupszy, niż mi się wydawało — wymamrotałem, co, niestety, dosłyszał kamerdyner Alf.
Wiedziałem o tym, bo kątem oka obserwowałem każdy jego ruch. Od momentu, w którym nazwałem moje zaręczyny żartem, nie odstępywał mnie na krok, prawie jakby martwił się, że jestem chory.
...
To znaczy tak, moje zaręczyny, ale nie moje.
W każdym razie, obserwowałem Alfa i każdą interakcję, jaką wykonywał w mojej obecności z resztą służby. Celowo spowalniał pakowanie ubrań i wartościowych przedmiotów, które rozkazałem schować do walizek, co zaczynało grać mi na nerwach.
Pewnie zdążył już powiadomić ojca Scarlet o jej małej ucieczce.
Cóż, tak nawet lepiej. Będę miał wymówkę, by nie brać go ze sobą w podróż.
— Scarlet!
O wilku mowa.
— Ojcze.
— Co to ma znaczyć, że nie weźmiesz udzialu w balu! Chcesz ośmieszyć dom Astron? — wysyczał.
Jedyne, co wiedziałem o ojcu Scarlet, to to, że był szanowanym diukiem o dwóch twarzach, w które wdała się jego pierworodna. Gdy złapał mnie za ramiona, powoli zaczynałem rozumieć, dlaczego główna antagonistka stała się taka, jaka się stała, a gdy kontynuowaliśmy rozmowę, jedynie potwierdziłem swoje przekonanie.
— Jesteś Astronem. Chcesz zaprzepaścić szansę na umocnienie więzów między nami a królem, niestawiając się na własnych zaręczynach? Każdy ma na tym świecie jakąś rolę do odegrania.
Um, coś zaczęło mi świtać w głowie, dlatego zacząłem przypominać sobie treść książki.
«Niech was szlag! Wy, którzy powstrzymujecie mnie przed dokonaniem przeznaczenia! Wam przypada śmierć! Za to, co robicie! Rozumiecie?! Czeka na was jedynie śmierć! Jestem najpiękniejszą kobietą w królestwie. To mi przypada rola księżniczki. To na mnie nałożono ten obowiązek! Jak śmiecie się wtrącać?! Każdy ma jakąś rolę do odegrania, moją miała być ta!»
Scarlet vene Astron wykrzyczała właśnie te słowa, jeszcze zanim związano ją i wrzucono do lochów. Aż mnie ciary przechodzą na myśl, że czytałem coś takiego na głos, próbując powiedzieć to z takim samym zaangażowaniem i wiarą w to, co ktoś niegdyś wpoił tej młodej damie do głowy.
W każdej historii jest protagonista i antagonista. A przynajmniej jakiś konflikt.
W najlepszych historiach zarówno ta dobra postać, jak i ta zła, posiada motyw, uwiarygadniający jej charakter, zachowanie i czyny.
Przez dłuższą część «Miłości od pierwszego wrażenia» myślałem, że autor stworzył „Scarlet" złą, ponieważ, po prostu, musiał stworzyć jakąś rywalkę. Nie bardzo przeszkadzało mi, że postaci były czarno-białe, ponieważ zachowywały spójność i sprawiały, że chciało się wierzyć, iż takie osoby, jak one, gdzieś na tym świecie, gdyby zapewnić im warunki, mogły się urodzić... do czasu... aż kreacja knującej i czarującej swoją przebiegłością postaci „Scarlet" nie posypała się wraz z dniem jej aresztowania.
Opanowana i okrutna postać zaczęła pieprzyć o jakimś przeznaczeniu, rzucając się niczym zwierzę na najbliżej znajdującą się osobę, święcie przekonana, że Bóg lub nie wiadomo co obdarzył ją rolą, której nikt i nic nie mogło zmienić; prawie tak, jakby autor nagle sobie przypomniał, że przez ostatnie pięćset stron ani razu nie wspomniał o motywach głównej rywalki Elisabeth i niegdyś Anastazji, oraz probował to naprawić.
Cóż, ale po tym, co powiedział jej ojciec, stwierdziłem, że to musi być coś rodzinnego.
A mówiąc inaczej, Scarlet wyprano mózg.
Hm.
To byłby nawet interesujący zwrot akcji. Popatrzyłem z zaciekawieniem na diuka, nie mogąc odeprzeć wrażenia, że coś magicznego skrywało się pod tymi ciemnymi, jak krucze pióra, włosami. Scarlet namieszała w głowie Elisabeth z gry, a diuk Scarlet. Choć książka wspominała, że Scarlet wdała się w ojca, to może nie o to chodziło.
Ale to tylko domysły.
Hm.
— Dziecko, przestań bujać w obłokach — powiedział diuk, przecierając oczy. — Dobrze wiesz, że potrzebujemy tego małżeństwa. Musimy umocnić naszą pozycję, zanim córka Farathów zaręczy się z pierwszym księciem.
Ho?
Już od tego momentu wiedzieli, że zauroczyła w sobie księcia? I dlatego Scarlet chciała przyjąć oświadczyny? By chronić wpływy rodziny?
— Wierzę, że tę zaręczyny nic nie dadzą, ojcze. Trzeci książę jest najmłodszym z księciów i jego matka, obecna królowa, straciła łaskę króla. Szansa, że stanie się kluczem przy walce o władze, jest znikoma.
I do tego to drań, który jest tak zakochany w swoim starszym bracie, że nie miałby odwagi podnieść przeciw niemu miecza, a prędzej stałby się jednym z jego pionków. Innymi słowy, to tak jakby świadomie zgodzić się, by twój mąż cię szpiegował.
No i nie jestem przekonany, czy chcę się zaręczać z dzieciakiem, młodszym od Scarlet sześć lat.
Trzeci książę bowiem miał piętnaście.
Cholera, już pomijając płeć tego ciała a moją mentalność i orientację, nie będę współżył z dzieckiem.
— To małżeństwo nie umocni naszej pozycji, tylko ją osłabi, ojcze — powtórzyłem.
— Masz zamiar udawać chorą, Scarlet? I jak to sobie wyobrażasz? Po balu mam ogłosić, że wyjechałaś, by odpocząć na jakimś odludziu? — Nie byłem pewien, czy ze mnie kpił, czy przyjął na klatę moje słowa, pełen świadomości, że nie jest w stanie im zaprzeczyć, ale nie zastanawiałem się nad tym, ponieważ kontynuował: — To nie są żarty, Scarlet. To rodzina królewska. Taka szansa nigdy więcej się nie powtórzy.
— Możemy umocnić nasze relacje z resztą arystokracji.
Podsuwając sugestię, obróciłem się od diuka i zbliżyłem do stołu, na którym znajdowały się zapalone świece.
— Damy im to, czego zapragną, zbudujemy między sobą zaufanie, aż uśpimy ich czujność i powoli...
Oblizałem dwa palce u lewej dłoni i wyciągnąłem je w stronę języków ognia. Gorąc zaczął parzyć moją delikatną dłoń, przez co nie mogłem powstrzymać syknięcia, jednocześnie obserwując rozlatujący się w powietrzu kłębek dymu.
Dobrze, czyli to naprawdę nie jest sen.
— Panienko! — Alf podbiegł do mnie z paniką w oczach. Bez namysłu spojrzał na oparzenia, podnosząc rękę po tym, jak złapał mnie za nadgarstek.
Jednak ani razu na niego nie spojrzałem, a patrzyłem na ojca, w którego oczach dostrzegłem zaniepokojenie.
— ...będziemy odbierać im to, co do nas należało. A potem resztę.
Kamerdyner wyszedł, aby zawołać medyka, natomiast diuk zdawał się przetwarzać własne myśli.
— Zgodziłaś się na ten plan. — Jego głos był zimny. — Przestań się buntować i rób, jak ci każę. Jutro zaręczysz się z trzecim księciem. Twoją rolą jest dołączenie do rodziny królewskiej, już nie dlatego, że urodziłaś się z takim losem, a dlatego, że tego chce król.
Ha.
Haha.
Uśmiechnąłem się szeroko.
— Tak po prostu pozwolisz im mnie uziemić?
— Nie będę drugi raz tego z tobą dyskutować.
„Drugi?"
— W porządku, w takim razie już teraz możesz szukać dublera. Spójrz na mnie, ojcze. Jestem tak chora, że nie jestem w stanie utrzymać się na nogach. Zanim postawię stopę w sali balowej, zemdleję.
Uśmiechnął się w zwrocie. Przeszły mnie ciarki, bo dostrzegłem w tym coś okrutnego.
— Zobaczymy — powiedziawszy to, wyszedł, nie pytając nawet, czy nic mi się nie stało, gdy sztab służących z podniesionymi głosami zaczął skakać nade mną, pode mną, z boków i góry, spanikowani, że po oparzeniu zostanie blizna, i jak to tak przystoi dorastającej kobiecie, a co więcej szlachcie.
Aż mnie głowa rozbolała... Jedyne, co zrobiłem, to zgasiłem świeczkę palcami.
Przywołałem do siebie Alfa. Za dużo dowiedziałem się z rozmowy z ojcem Scarlet, by użerać się z resztą świata. Dlatego wybrałem najprostsze, i miałem nadzieję najskuteczniejsze wyjście w naznaczeniu terenu i pokazaniu, kto tu jest „szefem". Jako czytelnik «Miłości od pierwszego wrażenia» wiedziałem o Alfie dwie rzeczy. Jedną było to, że nigdy nie pałał sympatią wobec swojej pani i trwał przy niej jedynie ze względu na jej ojca, który zapewnił mu szanowane stanowisko w posiadłości rodziny artstokratycznej. Drugą to, że najprawdopodobniej stanie się kolejnym członkiem haremu Elisabeth.
Dlatego muszę go od siebie odsunąć.
— Nie potrzebuję przy sobie nieposłusznych sług — powiedziałem tak jadowicie, jak tylko mogłem, karykaturalnie naśladując prawdziwą Scarlet. Jej głos, miałem wrażenie, zawsze oddawał niewyobrażalną dumę i jednocześnie nie brzmiał, jakby mówiła nim naprawdę zła osoba, natomiast mój brzmiał jak u rozpuszczonej dziewczynki, która myślała, że jest groźna. — Skończ pakowanie walizek; od jutra będziesz pomagać w ramach kary skrobać ziemniaki..
— C, co?
— Śmiesz pytać? Kto ci pozwolił powiadomić ojca?
- Ja...
Zignorowałem jego próbę wytłumaczenia się. Odkryłem, że możliwym ukrytym antagonistą był ojciec Scarlet, który jak się domyślałem, w drugim tomie miał wykorzystać nagłą śmierć córki, by pod pretekstem zemsty zyskać — a może odzyskać — władzę. W rzeczywistości był wściekły, że jego „plan" został zniweczony i postanowił za wszystko się odpłacić. Do tego Scarlet na początku nie zgadzała się na zaręczyny, ale coś ją przekonało do zmiany zdania. I król wspierał to, co główni bohaterowie «Miłości od pierwszego wrażenia» wyprawiali, czyli z jakiegoś powodu chował urazę wobec rodu Astron, by chcieć zaburzyć funkcjonujące obecnie społeczeństwo szlacheckie.
Jedna z pokojówek pomogła mi przykryć się kocem, zauważając u mnie gęsią skórkę.
Ciekawiło mnie, co te wszystkie znaki oznaczały, i co tak właściwie Scarlet planowała, no ale cóż.
Musiałbym zostać w stolicy i pomyszkować, by się dowiedzieć, ale z wiadomych przyczyn nie było opcji, abym się do czegoś takiego posunął.
Jutro na wielkim balu zaplanowano aresztowanie Scarlet vene Astron.
Musiałem tego uniknąć za wszelką cenę.
Szkoda, że nie mogę uciec na plażę, ale góry też powinny wystarczyć.
— Alf, natychmiast przygotuj karocę, gdy tylko dokończysz pakowanie.
Musiałem uciec jak najdalej od stolicy.
A najlepiej z tego kraju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top