Zwątpienie


Ciepły i delikatny wiatr targa gałęziami drzew, wywołując nostalgiczny szum wokół mnie.
Światła miasta migocą w oddali i tuż obok; dają znać o swoistym rytmie, w jakim porusza się to miejsce.

Jest cicho; co jakiś czas przejedzie auto, rozrywając tą ciszę rykiem silnika, przyciskanego stopą pedału gazu.

Niebo jest ciemne, bezchmurne, bezgwiezdne- tylko księżyc zaszczyca mnie swoim jasnym towarzystwem.

Noc jest zadziwiająco ciepła, niewiele ludzi pamięta, że rok temu początek lipca był chłodniejszy. Nosiło się ciepłe bluzy, bądź trzęsło się z zimna pod cienką kurtką.
Dłonie odnajdywały drugie dłonie, twarze przysuwały się do twarzy.
Dni były pełne milczenia, tak jak obecnie, aczkolwiek ta cisza, jeszcze rok temu budziła niewyartykułowany strach, przerażenie, a przede wszystkim niewypartą złość.

Wpatruję się w żarzącą się końcówkę papierosa i z ust powoli wypuszczam dym.
Chcę się w tym dymie skryć; zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu tak jak on sam.

Czy całe moje życie musi składać się z czekania?
Czekaj aż przestaniesz kochać, czekaj aż miłość cię znajdzie, czekać aż ktoś się odezwie, czekać na wszystko i nic konkretnego; czemu się trudzić, położę się od razu do trumny i poczekam na śmierć?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top