Wariatka
Pośród tylu zimnych wieczorów nastaje ten jeden, ten cieplejszy. Wieńczący przemijające już lato.
Słońce już nie parzy jak parzyło; tak samo z tym wszystkim, nic nie jest już tak gorące jak było.
Przegryzam wargę i marszczę brwi. Staram się skoncentrować myśli w jeden punkt.
Nie bardzo wychodzi. Pędzą wszystkie, wyrywają się do przodu, skaczą sobie do oczu, która z nich będzie tą pierwszą, tą stałą, tą która zajmie mi czas na amen.
Wolne dni obfitują w sen.
Niespokojny, przerywany sen.
Opadam z sił, chroniczne zmęczenie niczym opanowuje moje ciało.
Fioletowe kręgi pod oczami stają się coraz ciemniejsze.
Nie rozumiem swojego zachowania. Jedna wielka paleta skrajnych odczuć.
Wjazdy na psychikę. Kiedy to się skończy? Spinam się o to i o garść różnych innych rzeczy. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuję narastającą frustrację tego typu.
Pierwszy raz płonę tak mocno, jakbym zamierzała tym ogniem spalić wszystko na swojej drodze. Pożoga.
"Prawdopodobnie będę wariatką do końca życia. Pewnie będę podejmować pojebane decyzje i robić nienormalne rzeczy, nie zdając sobie nawet sprawy, że są nienormalne. Ludzie będą się nade mną litować, a ja sobie nigdy nikogo normalnego nie znajdę. I tak będzie zawsze. (..) Zostałam uszkodzona. Tych zniszczeń nie da się naprawić."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top