Ulewa
Kolejny dzień pada deszcz.
Piasek przylepia się do podeszw, krople spadają na twarz, włosy, przesiąkają przez kurtkę, kaptur.
Szare rano, szare popołudnia.
Coraz krócej, właśnie teraz gdy zapotrzebowanie na czas stało się większe.
He holds the gun against my head.
Orbituję w tym swoim małym świecie to tracąc, to zyskując zapał. Jakby ktoś bawił się tym mini pstryczkiem w mojej głowie.
Odpuściłam kontakty.
To zabawne, nic się przecież nie zmieniło?
Wstaję 5:50 i zastaje mnie jeszcze ciemność.
Odzyskuję energię.
Liście szeleszczą pod nogami.
Ginę słysząc huk, nie rejestrując uderzenia.
Chcę zapaść się pod ziemię, ogłuchnąć na raz, nie słyszeć szumu, krzyku, wysokich tonów. Stracić głos; żeby słowa nie wylewały się ze mnie strumieniami, rzekami; tworząc ogromne zbiorniki niczego, wylewającej się na boki bezwartościowości wszystkich myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top