Ogień

Zapłonąć choć raz, od czubka głowy do krańca stóp.
Tlić się jasnym, pomarańczowo-czerwonym płomieniem; tańczyć wesoło, targana chłodnym wiatrem.

Mija rok; bądź minął, myśląc realistycznie. Minął rok, a zmiany jakie zaszły są kolosalne.

"Za rok mnie też już nie poznasz-wybacz"

Stać się na jedną chwilę ekstrawertykiem, wybuchnąć paletą kolorów, ostrych, jaskrawych barw.
Zdawać się krzyczeć ile sił :
"ŻYJĘ, ODDYCHAM, JESTEM. "

I cicho dodając :
" Wróciłam. "

Aczkolwiek trwa to tylko chwilę. Ekscytacja uchodzi w ułamkach sekundy, jak powietrze z przekłutego balonu.

Patrzę w lustro na swoje nowe, ogniste oblicze i uśmiecham się sardonicznie.
Chciałam uciec od siebie choć na chwilę, a nie zmieniło się nic, prócz koloru włosów.

Jestem gdzieś niedaleko mety w tym żmudnym biegu po nic; lub po zapomnienie jak przypuszczam.

Mija rok, a widzę to dopiero teraz;
Musiał dobić do pewnego punktu, gdzie owe fale nie są już tak silne i obmywają tylko stopy raz po raz, z przypływem.

To tak spala się człowiek, tak zwęgla się jestestwo.
Tli się wiara i uczucie jak szlug wieczorami, ale gasną, brutalnie przyciśnięte do ziemi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top