Od zawsze jak nigdy
Przestaję się śmiać, bo do śmiechu już mi nie jest.
Coraz mniej rzeczy cieszy, coraz więcej nuży. To wszystko już było, chociaż podobno nic nie powtarza się dwa razy tak samo.
A tam takie pieprzenie o niczym, teoretycznie rzecz biorąc liczyłam się z tym.
Problem powstaje, gdy trzeba się oswoić z rzeczywistością.
Narzekam na brak instrukcji do ludzi, na ten braku komunikacji, a tak naprawdę komunikaty idą, tylko je ustawicznie ignoruję jak kolejne powiadomienia o instalacji nowej wersji flasha.
Znowu nie robię nic, tkwiąc gdzieś głęboko w swoich myślach, dławiąc się niewypowiedzianymi słowami.
Wylewa się ze mnie gorycz, złość, rozczarowanie.
Pasmo żałosnych konwersacji i mojej naiwności.
Uciekać, uciekać, uciekać.
Póki jeszcze mogę.
Żar leje się z nieba, nie mogę patrzeć na siebie.
Pada deszcz, oddycham, nie mogę patrzeć na siebie.
Tik-tak, tik-tak, bolą nogi.
Za oknem robi się ciemno. Tik-tak, zamknięcie.
Nie mogę ze sobą wytrzymać.
Wdech, wydech.
Powoli rozpisuję ostatnie projekcje.
Wychodzę na zewnątrz.
Dobranoc,
Miłego dnia,
Udanego seansu
Dzień dobry
Do widzenia
Poproszę kartę
Jeszcze godzina
Dwie
Trzy
Koniec
Pomocy, nie jest okej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top