Nocne wędrówki
Jest druga w nocy, a ja wędruję po pustych ulicach śpiącego Torunia.
Obcego dla mnie miasta, a jednocześnie tak bardzo mi znanego.
Idę skąpana w pomarańczowym świetle lamp ulicznych.
Para ślepi patrzy się na mnie uważnie. Kucam.
Czarny jak węgiel kot odbiera to jako zaproszenie i podchodzi ostrożnie.
Obwąchuje mnie uważnie; nie ruszam się by go nie spłoszyć.
Ociera się o moje nogi, wygina grzbiet jakby prosząc by go pogłaskać.
Drapię go za uchem.
Kot mruczy.
Ciszę przerywa ryk silnika; odwracam głowę w stronę dźwięku. Auto przejeżdża bardzo szybko.
Kiedy odwracam się z powrotem, kota już nie ma.
Wyobrażam sobie strasznie dużo rzeczy, które nie są mi do niczego potrzebne. Wyobrażam sobie strasznie dużo rzeczy, które nigdy nie będą miały miejsca.
Problem z wyobraźnią jest taki, że wszystko wygląda ładnie dopóki nie zderzy się z rzeczywistością. Wszystko co ładne staje się ładne tylko w relatywnym stopniu. Zewsząd zionie obojętność; wypełniony trwogą, niepewnością bąbel niebezpieczeństwa.
Uważaj. Luka w drzwiach jest osobną rzeczywistością.
Czy aby na pewno jedyny ty, to ty?
Pewne słowa przylgnęły do mnie na amen, niczym tatuaż. Atrament wgryzł się w skórę, nie potrafię z siebie tego wszystkiego zmyć, choćbym chciała.
"Myśleliśmy: od jutra będziemy żyli naprawdę. A przecież to już jest życie i niejeden z nas jest już martwy na dobre"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top