Nocka
Na wpół otwarte okno.
Zimne powietrze wpada do środka, przylega do mojej skóry.
Przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze.
Agresja przechodzi w sztuczny śmiech, sztuczny śmiech w agresję.
Noce są trudne, ciężko utrzymać na barkach bagaż myśli.
Rzutka przecina powietrze i ląduje poza tarczą; ze zgrzytem wbija się w ścianę.
Jestem jak ten śmieszny missclick, nie bardzo chciana, ale trzeba się pogodzić z tym, że nastąpiłam.
"Moje płuca powodują gwizdy, klekotanie, szum, świsty"
Chęć ucieczki znowu przychodzi znienacka; tak samo jak realizacja, że nie bardzo jest od czego uciekać. A już tym bardziej nie ma gdzie.
Jakież to smutne i egoistyczne, oplatanie się jak bluszcz wokół ludzi i wysysanie z nich energii którą dają, tak długo aż sami opadają z sił. Usychanie emocjonalne, nie czucie niczego prócz nienawiści do siebie, tak silnej, że przytłacza wszelkie inne emocje.
Zakopuję się głębiej w pościel.
"Znam ludzi, którym w sercach zgasło,
Lecz mówią: ciepło nam i jasno
I bardzo kłamią, gdy się śmieją.
Wiem jak ułożyć rysy twarzy, by smutku nikt nie zauważył."
~Wisława Szymborska
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top